- Mamo! Spadł śnieg!! - wyrwał mnie z błogiego snu entuzjastyczny krzyk starszego syna. Przebudzona gwałtownie, w pierwszej chwili pomyślałam o nielubianym budziku ale dźwięk dochodził zdecydowanie z innego miejsca pokoju. Pamiętam tylko, że coś pomajaczyłam w pół śnie na zasadzie potakiwania i zasnęłam na nowo. Usiadłwszy rano na łóżku przyjrzałam się białemu widokowi jaki roztaczał się z moich dwuskrzydłowych drzwi balkonowych na całą działkę.
- Spadł śnieg. - Pomyślałam z lekką nutą tęsknoty za jeszcze wczorajszą zielenią. Pani Zima zdecydowała się jednak odwiedzić nas, chociaż w ostatni dzień świąt... Ale moje poranne refleksje poszybowały w zupełnie innym kierunku. Do nocnych odwiedzin syna. Jego zdumienie, entuzjazm zmuszający go do podzielenia się ze mną , w środku nocy tym odkryciem, jest niezbitym dowodem jak wewnętrznie przeżywał świąteczną pogodę, brak śniegu. Mimo rozmów ze sobą, przebywania pod jednym dachem nie wiedziałam o tym. W sumie nie musiałam... ale zdałam sobie sprawę, jak we współczesnym świecie mało się ze sobą rozmawia. Dawniej, z braku telewizji, komputera współmieszkańcy więcej ze sobą rozmawiali i siłą rzeczy z potrzeby wyszukiwania tematów do rozmów i taki temat zostałby omówiony. Taki niby drobiazg a ile informacji w sobie zawierał. I jak wiele spraw ważnych i mniej ważnych umyka nam? Ile tak naprawdę tracimy z pozbawiania się możliwości do spędzania wspólnego czasu na zwykłej rozmowie?
postanowiłam napisać ten artykuł, aby w pewien sposób dokonać sprostowania, że to nie łączka jest reżyserem naszej działki, naszego poniekąd życia, ale łączka również jest wyreżyserowana przez kogoś innego, o kim jeszcze nie pisałam... a może właśnie powinnam od niego zacząć? Bo ten gatunek przyjechał wraz z sunią, z nami i jest nieodzownym składnikiem mojego życia. :)