Chciałam napisać post o podsumowaniu miesiąca, ale nie da się. To znaczy da się, na pewno, ale wydarzyło się tak wiele, że nie da się tego opisać w jednym poście. Ot... jakoś zdawkowo paroma zdaniami może by się i dało... ale nie wiem czy to by było dobrze. ,,Krótko, konkretnie i na temat" nie zawsze znaczy klarownie i przejrzyście czyli zrozumiale a na pewno niekoniecznie w moim wykonaniu. Dlatego postanowiłam podsumowanie miesiąca zamienić na kilka oddzielnych wątków tematycznych. Czy dobrze? Nie wiem... czas pokaże... a dokładniej czytelnicy tego blogu... jak zresztą zawsze :)))
Jako rasowemu mieszczuchowi wszelkie przetwory zawsze kojarzyły się z jesienią. Mimo spędzania wakacji na wsi, święcie byłam przekonana, że ,,słoikowanie" to sierpień... wrzesień... Nieważne, że truskawki, a przede wszystkim moje ukochane czereśnie, mogłam kupić tylko w czerwcu i tak byłam przekonana iż ,,przetwory robi się tylko jesienią". Skąd takie nastawienie? Nie wiem... z bajek o jesiennych zbiorach? Z jesiennego tłuczenia do głowy w szkołach o jesiennych przetworach?