Obserwatorzy

piątek, 20 lutego 2015

Jaka zima taki bałwanek

Wiem, wiem... tu wzdycham do wiosny, wręcz mamiąc ją letnimi fotkami i nagle powrót do zimowego tematu... Nazwa bloga nie wzięła się znikąd, tylko z szalonej głowy. W młodości mawiało się na coś takiego, że jest się ,,zakręconym jak para kaloszy" Dlaczego tak, to nie mam pojęcia, ale ja na pewno jestem zakręcona. Swego czasu często powtarzałam, że jestem jak pudełko nastrojów, nigdy nie wiadomo, jaki nastrój z niego wyskoczy.
Mąż za to od lat dopatruje się u mnie utajonych oznak ADHD... nie wiem... może? 
Aż się samo ciśnie na usta - widziały gały co brały

poniedziałek, 16 lutego 2015

Kocia terapia

Luty... to dla mnie czas wypatrywania końca zimy i w połowie miesiąca szukania pierwszych oznak przedwiośnia a potem wiosny. Jak już wspominałam, późną jesienią zapadam w ,,zimowy letarg" tak z lutym zaczynam się przebudzać i odczuwać lekkie zniecierpliwienie w oczekiwaniu swojej ukochanej pory roku. Z wolna wychodzę z leniwej ospałości...
I może właśnie dlatego postanowiłam przygotować temat z goła odmienny od tego co mam za oknem. Rzucić troszkę powiewu wiosny i lata... to za czym tęsknię... a tęsknię za ciepłymi promieniami słońca, za zielenią i kwiatami wokoło, brzęczeniem owadów, oczywiście śpiewem ptaków. 
Jest to idealna sposobność do wstawienia fotek, które  robiłam naszym kociakom. Dziś są już duże, albo wybyły z naszego domu, pozostawiając po sobie liczne fotki i wspomnienia przechowywane w naszych sercach.

sobota, 14 lutego 2015

Lutowy ranek

Jestem ,,dzieckiem słońca”. Jest to tak mocno ukorzenione w moim ciele i duszy, że regularnie o tym zapominam dziwiąc się czemu tak a nie inaczej się czuję. Czemu mój zapał gaśnie albo jedynie  tli się dniami wręcz tygodniami… Mam wtedy wrażenie jakbym żyła wykorzystując jedynie jakieś rezerwy głęboko ukryte gdzieś w ciele. Czuję, że jest mi źle, nie tak jak powinno być, czuję się nieswojo i ciągle zmęczona… spowolniona… przygaszona… Ostatnio myślałam o jakiś witaminach wzmacniających mój organizm… Kiedy rozbłyskują promienie słońca niczym zgarbiony, przyschnięty kwiat prostuję się, unosząc ,,kielich” wysoko, wysoko ku słońcu i błękitnemu niebu. I znów przypominam sobie kim tak naprawdę jestem w świecie Matki Natury.  Moja energia powraca z siłą wulkanicznej erupcji i mogłabym góry przenosić i robić iks rzeczy naraz… Promienie słońca dają mi życie.

niedziela, 8 lutego 2015

Zimowy promyk wiosny

Niedziela najczęściej jest inna od pozostałych dni tygodnia. Sama nie wiem dlaczego. Jakoś tak... raz dopada mnie rozleniwienie po pracowicie spędzonej sobocie, innym razem na niedzielę przypada jakiś zastrzyk energii czy pojawiają się różne spontaniczne pomysły. Tak jak właśnie dzisiaj. Obudziłam się o zwykłej dla siebie porze dnia, czyli w okolicy godziny siódmej ale nim wstałam to leniwie przeleżałam w łóżku pamiętając, że domownicy nadal śpią i nie ma co hałasować w niedzielny poranek. Popatrzyłam na szarawe niebo i wierząc w to, że uda mi się przechytrzyć organizm wtuliłam się w poduszkę zamierzając dalej spać. Najpierw organizm wyłuskał z ciszy pianie koguta w zamkniętym jeszcze kurniku. Z cicha dobiegające pianie niemalże nie słyszalne dla niczyjego ucha... prócz mojego. Potem dobiegło mnie szczekanie suni. Odkąd jest starowinką jej poranny szczek sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem, że nadal jest ze mną. Dawniej umiała rozpoznać kiedy jest weekend, dziś, ze względu na swój wiek włącza swoją psią pobudkę każdego dnia, kiedy nie słyszy codziennych, porannych  oznak. Nie wypada denerwować seniority, która może właśnie ma ochotę na swoje śniadanie i poranną dawkę pieszczot. Dłużej nie dało się leżeć w łóżku i udawać, że nie rozpoczął się nowy dzień...

piątek, 6 lutego 2015

Zima z kotem

Nasze koty są stworzeniami typowo wiejskimi z rasy potocznie zwanej dachowcami, co rzeczywiście wiele tłumaczy z ich zachowania. 
Od wiosny do jesieni  mieszkają w blaszaku gdzie stoją boksy z sianem i od zeszłego roku ściany  z poustawianymi kostkami słomy od podłogi do sufitu. Ach! Ileż to było kociej radości na ich widok. Taka namiastka prawdziwej stodoły ze słomą, po której można się wspinać... spadać... zaczepiać bezkarnie łapkami... zwieszać się z samego czubka... a najfajniej skakać na rodzeństwo siedzące niżej... Fotek z tej zabawy nie ma ponieważ nie nadążałam pstrykać... zbyt powolna byłam ja i aparacik i zdjęcia nie wyszły. To znaczy wyszły, ale uchwyciłam ogon, albo bok czy kawałek ucha, lub całego nawet  ale rozmazanego kota.
W każdym razie myślę, że w tak ocieplonym sezonowo blaszaku i nie jedną mroźną zimę mogłyby spokojnie spędzić, ale mimo to rok rocznie  spędzają zimę z nami. Chociaż nie są pozbawiane przestrzeni i kociej swobody jaką lubią mieć wiejskie koty. 
W tym roku wszak wypięły się w ogóle  na nas i naszą zimową gościnę  przez  zimę, która jest taka jakby jej nie było wcale. Tej zimy najczęściej bawią  na pobliskich polach i łąkach. W sumie jak jest ciepło to i myszy nie śpią... Mimo to zaszczycają nas swoimi odwiedzinami zapewne stęsknione za ulubionymi legowiskami i ukochanymi chlebowymi koszami. 
W każdym razie postanowiłam powyciągać kilka kocich fotek z całego dotychczasowego okresu jak tutaj mieszkamy.