Obserwatorzy

niedziela, 26 lipca 2015

Knedle - warsztaty kulinarne

Czy ja lubię zaskakiwać? 
Raczej nie, chociaż bliżej prawdy jest stwierdzenie – niekoniecznie. 
Jeśli zaskoczenie ma efekt pozytywnego doznania dla osoby zaskoczonej to czemu nie? Jestem daleka od zaskakiwań o podłożu traumatycznym. 
Dlatego z góry przepraszam wszystkie wytrawne kucharki, których prace twórcze mam okazję podziwiać na zaprzyjaźnionych blogach a i wędrownych kulinarnych blogerów i od razu uczulam, że może porazić ich moja kulinarna koncepcja. 
Nie jestem miłośniczką działań kuchennych jakie by one nie były… może z wyjątkiem parzenia herbaty, rzeczywiście to sprawia mi wielką przyjemność. Ciasta kupuję w cudownej cukierni w miejscowości obok, ku której w przypływie czegoś słodkiego jestem w stanie podążać ponad kilometr polną dróżką nie zważając na pogodę. 

sobota, 25 lipca 2015

Lipiec w mojej Arce

Dziś będzie jeszcze inaczej niż zazwyczaj, bo nagromadziło się wiele tematów, o których chciałabym napisać ale czasu brak. Dodatkowym utrudnieniem jest awaria laptopa, który swoją zawrotną szybkością sprawiał, że moje siedzenie w necie było nieznacznie odczuwalne w mojej bogatej codzienności. Odkąd się zepsuł i musiałam powrócić do mojego staruszka, który pamięta czasy dinozaurów to  sprawa wirtualna stała się nie lada wyzwaniem na skalę kosmiczną. 
Tak więc... (ukłon w stronę pani polonistki ze szkoły średniej) dziś będzie ogrodowy groch z kapustą, który absolutnie nie ma nic wspólnego z kucharzeniem. 
Na fotce moje tegoroczne odkrycie wśród nasion Nasturcja niska odmiany ,,Night & Day" (,,Noc i dzień") Mnie się zawsze zdawało, że nasturcje preferują miejsca słoneczne a tym razem posadzona w półcieniu wybuchła wręcz kwieciem. Czym mnie i męża bardzo zaskoczyła. Może tego roku nie tylko my eksperymentujemy ale i sama Natura, jak zwykle podążająca za człowiekiem.

środa, 22 lipca 2015

Liliowce foto

najnowszy nabytek obecnie kwitnący
W dzieciństwie zbierałam pocztówki ze zwierzętami, zapoczątkowały to hobby dwie pocztówki przywiezione przez tatę z  ówczesnej Czechosłowacji (lata 70 ubiegłego wieku) była to fotografia psa colie i dwóch kociaków. Na tamte czasy bajeczne pocztówki, kolorowe, cudownie wydrukowane i każda dziewczynka by o nich marzyła.  Pod ich wpływem zaczęłam oblegać wszelkie kioski ruchu i powiększać kolekcję o nowe ale już nie tak piękne zdjęcia. Kiedyś może co ciekawsze zaprezentuję ale w dobie pięknych zdjęć i albumów drukowanych czy netowych chyba jest to zbyteczne. W każdym razie miałam już tak pokaźny album, że nie byłam wstanie spamiętać ich i musiałam wędrować z nimi. Być może to ja zapoczątkowałam ich szerszy druk i pojawienie się w kioskach bo wykupowałam dosłownie wszystkie. I muszę przyznać, że na koniec kolekcjonowania, pocztówki były coraz ładniejsze. Dlaczego o tym piszę? Tak sobie myślę, że powinnam wydrukować na kolorowej drukarce fotki liliowców z mojego ogrodu i wędrować z takim liliowcowym albumie po szkółkach ogrodniczych, bo już nie umiem spamiętać, które miałam, chyba, że te odmiany są tak do siebie podobne. Dlatego dzisiejszy post będzie moim prywatnym albumem fotograficznym liliowców, który wraz z nowym zdjęciem tudzież odnalezionym starym, będę sobie tutaj powiększać aby w końcu móc podejrzeć jakie już mam. Bo rok rocznie próbuję je zapamiętać i nie wychodzi.

wtorek, 14 lipca 2015

Hostowy eksperyment

Zauważyłam, że każdy spędzony tutaj rok jest pod jakimś hasłem. Tworzy on się sam i nie do końca nawet wiem na jakiej zasadzie to działa. Czy tworzą go zaistniałe sytuacje? Podążam za tym co akurat urodzi się w głowie? Nie wiem... Był rok pod hasłem nowych roślin, rok pod hasłem tradycji, rok pod hasłem powrotu do pierwotnych pomysłów... każdy rok był czy jest inny... jeszcze bądź nadal... bo może kiedyś się to unormuje albo stworzy się jakiś określona cykliczność. Ten rok jest przepełniony naszymi eksperymentami w dziedzinie ogrodnictwa jak i przetwórstwa i pewnie jesienią również aranżacji domowej. 
To rodzi się samo...

sobota, 11 lipca 2015

Lilie & Liliowce


Lato jest to czas, w którym przede wszystkim w moim ogrodzie królują lilie i liliowce. Niestraszna im moja naturalna dzikość działki, śmiało rozciągają swoje łodygi pnąc się a to do góry a to na boki, w przypadku liliowców liście szeroko rozkładając, zagarniając dla siebie jak największy obszar nic sobie nie robiąc z sąsiedztwa innych roślin. Jak by to powiedział mój syn ,,wymiatają”. 
Jestem nimi oczarowana odkąd tutaj mieszkam. Jeśli chodzi o lilie to wybieram azjatyckie, których nie trzeba wykopywać na zimę i bez problemu zimują w gruncie. Mam nadzieję, że nadal nornice nie będą się nimi interesować i będą mogły swobodnie się rozrastać...

wtorek, 7 lipca 2015

Róże...

Nie dałam rady przeczytać ,,Tajemniczego ogrodu" Frances Hodgson Burnett ale pewna adaptacja filmowa obejrzana w dzieciństwie wywarła na mnie ogromne wrażenie. Nie umiem napisać, która to była ale po obejrzeniu jej zaczęłam sobie wyobrażać ogród otoczony ceglanym murem, wysokim, że nawet jak się wspiąć na palcach to się nie sięgnie górnej krawędzi a w nim mnóstwo starych krzewów różanych, oplatających jeszcze starsze drzewa i popękane pergole. Kaskady kwiatów... a przede wszystkim róże w różnym stadium rozkwitu. Jedne w pąkach czekające niecierpliwie na obejrzenie świata, drugie cieszące się już promieniami słońca i rozsiewające upojną woń inne już nasycone widokiem i pięknem kierujące się ku innym ważnym zadaniom delikatnie zrzucając płatek po płatku.
I taki ogród zawsze mi się marzył... tajemniczy ogród różany przepełniony zapachem, kolorem i mnóstwem spadających płatków róż...


niedziela, 5 lipca 2015

Moja łączka


Myślicie, że wybrałam się na pobliskie łąki, w tak piękny, niedzielny dzionek?
I tak i nie… tu gdzie mieszkam nie ma łąk, są tylko nieużytki zarośnięte trawą. Pamiętam jak pierwszego lata, wybrałam się na rowerową wycieczkę i zachwycił mnie widok pięknej, kwiatowej łąki… takiej z makami, rumiankiem i mnóstwem innych roślin polnych. 
To zadziwienie uświadomiło mi, że mimo mieszkania wśród nieużytków, to nie mam nigdzie, żadnej rasowej łąki. To był dla mnie wielki szok. Wieś bez klasycznych, książkowych łąk, po których biega się gołą nogą a przede wszystkim wraca się z naręczem kolorowych kwiatów jak Marynia z ,,Rodziny Połanieckich".  Ja mogłam co najwyżej narwać kwiaty szczawiu i to przy dużym szczęściu. Posucha kwiatowa... Dlatego stworzyłam ją sobie sama na własne potrzeby. Była w różnych miejscach, obecnie jest wokół stawu… Swoją drogą mięli się ze mną jej mieszkańcy, jak tak przeprowadzałam ich  co i rusz z miejsca na miejsce. 
Więc byłam… ale nie wychodząc poza swoją działkę...

sobota, 4 lipca 2015

Ogrodowa Arka / Garden Ark - harbor for animals and plants


Mam urlop! Cieszy i napawa mnie też pewnym niepokojem pod kątem tego co też mi głowa podsunie za pomysły, też tak macie? W sumie to można by powiedzieć, że ja od wiosny do wczesnej jesieni (w moim przypadku) mam urlop bo otwieram drzwi od domu i jestem … :) No właśnie, gdzie to ja jestem? Na pewno na dużej działce. A na niej jest jeden wielki chaos, spowodowany upychaniem wszystkiego co tylko mieszczuchowi przyszło do głowy… podczas wieloletnich okresów urlopowych. Wizja miejskiego parku przeobraziła się w jakiś teren botaniczno-zoologiczny, ale wiecie co? Jak bym na niego nie patrzyła to nawet mi to pasuje. Mnie ten chaos, albo naturalna różnorodność odpowiada i ja widzę w tym coś poukładanego, coś tworzącego ze sobą jedną, zwartą aranżację ogrodową. Niezaprzeczalnie ,,to mój ogród”. Mój… i przeze mnie zaproszone zwierzęta w nim mieszkają.