Kiedy zakwita grudnik (Schlumbergera truncata) na naszym parapecie to znak, że bez względu jaki to dzień kalendarzowej pory roku, za oknem wielkimi susami zbliża się zima i tak też stało się w tym roku. Jak co roku jestem zdumiona, kiedy widzę go w pąkach a zaraz za nimi przychodzą pierwsze przymrozki. Któregoś roku pąki pokazały się w październiku i też się nie pomylił. A teraz kiedy coraz piękniej kwitnie, co ranek wita nas szron. Zawiesiliśmy już słoninkę za kuchennym oknem bo sikorki już się domagały, a niektóre to stukały nam w okno przycupnąwszy na parapecie. Nie wiem czy już pora czy nie, ale one są dla mnie głównym wskaźnikiem.
Obserwatorzy
czwartek, 26 listopada 2015
sobota, 21 listopada 2015
Mieczyki - ratując cebule / Gladioli - saving bulbs

niedziela, 15 listopada 2015
Kuchenna wizja / Renovation commode in the kitchen
Jesień w kalendarzu, jesień za oknem ale i jesień u nas w domu bo się zabrałam za domowe sprawy. Miałam już napisać ,,domowe robótki" ale to za dużo powiedziane. To tylko może sprawiać takie wrażenie. Praktycznie skupiam się tylko na rzeczach na już, niecierpiących zwłoki chociaż mam mnóstwo pomysłów na ciekawe prace domowe, to ciągle odkładam je na później i... wiadomo. Różnorodność zwierząt, duży teren wokół domu, wielki dom, pasja, którą realizuję zawodowo i wiele innych rzeczy, które przykuwają mą uwagę są tylko świadectwem na to, że ze mnie niespokojna dusza, która nie może usiedzieć w jednym miejscu i ciągle coś... ciągle coś... gdzieś gna, gdzieś pędzi, jest w milionach miejsc równocześnie a tak naprawdę nigdzie nie zagrzewa miejsca. W każdym razie nastała jesień, bo sięgnęłam po domową listę z pracami. Tym razem padło na kuchnię...
piątek, 13 listopada 2015
Podwórkowa ferajna / My country animals
Dziś będzie o podwórku. Niby niewiele się dzieje a jednak ciężko nadążyć za opisywaniem wszystkich rzeczy jakie się zdarzają. Tak naprawdę to każdego dnia coś jest nowego, radosnego lub smutnego, jak w wielkiej urozmaiconej rodzinie. Czasami mam wrażenie, że moje podwórko to jak gwałtowna huśtawa pogodowa, która nieustająco się zmienia i nas zaskakuje. W naszej wariacji, wiejskiej partyzantce odnajdują się chyba tylko koty, spokojnie obserwując wszystko co się dzieje. Są obserwatorami i czasami szkoda, że nie mogą własnymi słowami podzielić się tym co widzą i czują. Wszędzie gdzie coś się dzieje są i one. Wystarczyć się tylko rozejrzeć i zawsze się je zobaczy.
środa, 11 listopada 2015
Polowe rozterki i jesienne astry
W niedzielny poranek urzekła mnie piękna słoneczna pogoda, miałam wrażenie, że to letni dzień. Już planowałam przyjemny spacer po okolicy, kiedy zaraz za ciepłem przypłynął wiatr... silny wiatr. Szkoda. Z jednej strony promienie słońca wabiły na dwór, z drugiej było wietrznie i nieprzyjemnie. Pozrzucał liście z drzew ogałacając je jeszcze bardziej i przybliżając krajobraz ku zimie niż pięknej, złotej jesieni. Pojedyncze drzewa jeszcze mienią się kolorami ale sprawiają wrażenie niedobitków po wietrze niż nadają okolicy jesiennego klimatu, stojąc tak samotnie pośród gołych braci. Fotka zrobiona jest podczas mojego krótkiego, porannego wypadu na ,,drugie pole", które wraz z kozami staramy się odchwaścić i jego spontaniczną florę znacznie utemperować. W naszych głowach rodzi się tak wiele pomysłów do zagospodarowania tej przestrzeni (ok. 300 tys m2), że jak na razie realną wizją stają się leśne nasadzenia i pastwisko dla kóz.
poniedziałek, 9 listopada 2015
Moja serdeczna Rose...
Tym razem post chciałam dedykować wyjątkowej osobie, która bardzo wiele dla mnie znaczy, mimo, że się tak naprawdę nie znamy. Nie znamy... w dzisiejszych czasach to znaczenie traci na sensie, kiedy znajomość jest netowa. Tak jak w tym przypadku. Czytam ten blog już od bardzo dawna, ale to nie wszystko. Klimat, czar, urok i sentyment autorki do dawnych czasów przyciąga mnie jak magnez... do tego stopnia, że zalicza się do tych blogów, do których zaglądam za każdym razem gdy złapie mnie smutek, kiedy spotka mnie przykrość... blog Rose o tytule Vintage Rose koi moje nerwy i daje spokój ducha i wewnętrzne odprężenie. Ale nie tylko...
niedziela, 8 listopada 2015
Odwiedziny Słońca / The sunny day
Wyszłam na taras i oniemiałam. Ciepło! Najpierw w okna zajrzało słoneczko a świat wokół domu przybrał złocistą barwę już to mnie zdumiało po prawie pochmurnym tygodniu. Wyskoczyłam na taras aby chociaż przez chwilę nacieszyć się promieniami słońca i w progu zatrzymała mnie temperatura. Chwilę się zeszło zanim ja i mój organizm przyjął to do wiadomości. Stanęłam więc na tarasie i nadziwić się nie mogłam. Ptaki przekrzykiwały się, ciepłe powietrze sprawiało wrażenie jakby to był letni poranek. Cudownie! - Pomyślałam w duchu... Tak bardzo mi go brakowało.
piątek, 6 listopada 2015
Listopad...
Wrzesień minął by nam niezauważenie, gdyby nieznaczna różnica w opadach deszczu, który to miesiąc przyniósł z sobą i każde krople z nieba były przez nas odnotowywane po letniej suszy. Październik zlał nam się z wrześniem udając późno letni miesiąc i dopiero w jego drugiej połowie poranne przymrozki określiły prawdziwość pory roku w jakiej się znaleźliśmy. Za to listopad od pierwszego swojego dnia w kalendarzu uświadamia nam, że to jesień. Kapryśny jest w tym roku bardzo ale to może za sprawą niezadowolenia z poczynań letnich braci, którzy tak przesuszyli drzewa, że te z kolei zamiast teraz mienić się kolorami przebarwiających się liści, mają je zżółknięte, wyschnięte brązowe bądź już wcale ich nie mają. Można się zdenerwować widząc takie ogólne, przyrodnicze spustoszenie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)