Jak się tak teraz zastanawiam przywołując te wszystkie obrazy z pamięci, dochodzę do zaskakującego dla mnie wniosku, że wszystkie zwierzęta tamtego okresu, które ze mną zamieszkały pojawiły się w moim życiu z przypadku bądź z tzw. ,,potrzeby serca" ofiarowania nowego domu, nowego opiekuna.
Wydarte egzotyczne zwierzęta ze swego naturalnego środowiska nie mają żadnych szans na przetrwanie, dopiero urodzone w niewoli dzieci widzą pewne ,,światełko w tunelu" ale muszą mieć szczęście jak my wszyscy na tym świecie, aby osiąść gdzieś szczęśliwie już na początku bądź po długiej, ciężkiej tułaczce, nie wiedząc zupełnie o co chodzi i jakie panują zasady na tym ludzkim świecie. Że są chwilową zachcianką, kaprysem czy nieprzemyślanym prezentem... jakie to okrutne, kiedy nam ludziom zdarza się być czyjąś zabawką, czyimś kaprysem jedynie... i tak właśnie postrzegam wszystkie zwierzęta, szczególnie te egzotyczne, które same się tutaj do nas nie pchały. I to przeświadczenie zapoczątkowało mój skromny zbiór, jakby to tak określić, przeróżnych stworzeń pojawiających się niespodziewanie i z przypadku w moim życiu i w moim domu.
postanowiłam napisać ten artykuł, aby w pewien sposób dokonać sprostowania, że to nie łączka jest reżyserem naszej działki, naszego poniekąd życia, ale łączka również jest wyreżyserowana przez kogoś innego, o kim jeszcze nie pisałam... a może właśnie powinnam od niego zacząć? Bo ten gatunek przyjechał wraz z sunią, z nami i jest nieodzownym składnikiem mojego życia. :)