Obserwatorzy

sobota, 31 października 2015

Dyniowo i Kacperkowo / Last vegetables and downy Casper

To już chyba w naszej kulturze jest mocno zakorzenione, że jesteśmy ludźmi smutnymi, poważnymi i szukamy każdej okazji do żalów i zadumań. W nas samych siedzi też automatyczna przekora i sprzeciw do wszystkiego co nowe, bez jakiegokolwiek rozeznania się w temacie. Zmierzam do halloween? Poniekąd, ale tylko przez chwilę. Silny sprzeciw Kościoła a coroczne agitacje księży z naszej parafii sprawiły, że mimo własnego sądu na ten temat, mimo znania prawdziwej genezy pojawienia się tego obyczaju, zaczęłam się zastanawiać, że może jednak taki mocny sprzeciw duchownych ma sens? Może moje myśli są zbyt krótkowzroczne i nie obejmuję tego szerzej? Wiele rzeczy, które z pozoru są niewinne i mało znaczące nagle w naszym ludzkim świecie dorastają do ogromnych rozmiarów dominując nad sprawami prawymi moralno - społecznymi. I zatrzymać tego potem nie można mimo, że przynosi więcej złego niż dobrego. Więc może...? 

wtorek, 27 października 2015

Dom w... / Small park in my garden

Widzę, że jakoś w tym roku same się tworzą jesienne posty. A może mam jakąś wewnętrzną potrzebę uwiecznienia tego w fotografiach, zatrzymania w pamięci? W miniony weekend ot tak z własnej ciekawości zajrzałam do archiwalnych jesiennych postów i zdumiałam się, bo o wielu rzeczach już nie pamiętałam. Ot zapisana ulotna myśl, która po prostu poszła w niepamięć zdominowana sprawami codziennymi. A tu niespodzianka! Została uwieczniona na blogu i jest, można do niej wrócić a przede wszystkim można sobie o niej przypomnieć. Błahostka to wielka, bo i w tej chwili nie pamiętam, prócz tego, że tam jest zapisana. Takie rzeczy mnie bawią, co by nie rzec, że śmieszą. Nie pamiętamy czegoś ale pamiętamy gdzie jest w razie przypomnienia sobie. Ten post jest właśnie kolejną taką błahostką, o której zapomnę ale myślę, że za jakiś czas z przyjemnością powrócę i będę się dziwić tym o to słowom... Jakie to zabawne...

sobota, 24 października 2015

Weekendowa sobota na wsi

Jesienna szaruga otacza mój dom z każdej strony. Wygląda zza lasu, wygląda z pól, wygląda z łąk, nawet przyczaiła się na głównej drodze prowadzącej do cywilizacji. Ćwierkają o niej wróble, stadnie już latając od krzewu do krzewu. Przelatująca sroka zaskrzeczy jesienną nutę. Nie słychać kukułek i wielu innych ptaków, które już odleciały. Więcej sikorek zagląda już w okno czekając na wywieszenie słoninki. Przymrozki minęły, cały tydzień był deszczowy z mglistymi porankami i wszelkie prace ustały, podwórzowe i ogrodowe. Nastąpił czas oczekiwania, kiedy wreszcie przestanie padać, kiedy się ociepli... obserwacja prognozy pogody i wyczekiwanie. Nieustająco lubię zerkać przez okno z salonu na prezentowany już wcześniej widok. Dziś i on jest w jesiennej poświacie. W oczekiwaniu na poprawę pogody czas zatrzymał się w miejscu...


środa, 21 października 2015

Kolorowe leśne dzieci

Las sam w sobie jest miejscem urokliwym i niejednokrotnie zaskakującym nawet jak się go zna, a przynajmniej tak się uważa. Jest miejscem żyjącym własnym życiem czy to nam się ludziom podoba czy też nie, on wciąż, nieustannie realizuje własny plan mimo, że człowiek ciągle mu w nim przeszkadza czując się gospodarzem tego terenu. Na pewno miło jest tak się oszukiwać, że mamy na coś tak wielkiego i złożonego wpływ. Dobrze, kiedy człowiek zdaje sobie z tego sprawę i sprowadza swoje działania do jedynie słusznej pomocy.
To jest moja kolejna próba napisania o leśnej wyprawie do lasu, która miała miejsce niedawno i ciągle jest zdominowana przez grzyby. Dziś się nie dam i od razu przejdę do setna tematu.

niedziela, 18 października 2015

I znów o grzybach...

Obraz mego domu po ambitnych, męskich pracach zaowocował książkowym postem i moim spotkaniem z Jane Austen dla ukojenia nerwów, co z kolei wykluczyło mój pierwotny zamysł aby jesienno leśny temat rozłożyć na dwa posty. Ale to drobiazg i gdybym o tym teraz nie wspomniała za pewne nikt by tego nie zauważył. W każdym razie ten post jest kontynuacją tego tutaj .  Zaczynamy...
Jesień to czas, kiedy las najczęściej obfituje w grzyby. Miło kiedy są to grzyby przez nas zbierane lub po prostu jadalne. 




środa, 14 października 2015

Papierowa nuta spokoju/ Rest with a book

Są takie chwile w życiu każdego człowieka, że w głowie aż buzuje od przeróżnych myśli i gwałtownych emocji, w której aż kipi  od chęci obwieszczenia tego jeśli nie całemu światu to chociaż bliższemu otoczeniu a przede wszystkim najbliższym domownikom, co rezolutniejsze zacne matrony i kobiety szacownego wieku odradzają, zachęcając wręcz do milczenia co z ich wieloletniego doświadczenia jest w tym momencie mądrzejszym rozwiązaniem. Wybuch emocji niczym gejzer wulkanu może i oczyszcza wnętrze duszy ale zalewając otoczenie lawą nie przynosi ukojenia a wręcz przeciwnie, stwarza większe problemy przynosząc dość często żal  i przykre  jego następstwa w postaci silnych wyrzutów sumienia i wielokrotnie dręczenia duszy, że mogło się inaczej, że było się zbyt surowym, bo przecież w gniewie wiele rzeczy powie się nieopatrznie, bezwiednie... Tak więc, idąc za poradą zacnych kobiet z większym stażem życiowym od mojego, skryłam się w swej alkowie i tutaj przelewam, w cichości pomieszczenia swoje myśli i żale, aby nie obarczać nimi rodziny. 

niedziela, 11 października 2015

I mam ten październik...

wschód słońca
Jesień i do mnie w końcu zawitała. Z przyjemnością pozostałabym w klimacie wrześniowego postu, kiedy to lato wdzięcznie rozsiewało swój urok, czar i wdzięk. Ale chyba w końcu zebrało się wraz z kolejnymi stadami ptaków i odleciało w siną dal. Wraz z panią jesienią przybyli państwo Szpakowińcy, jak co roku zabrać swoje walizki i pożegnać się z nami... ze mną. W tym roku zrobili to dość pośpiesznie. Tyle co z rana pan Szpakowiński usiadł na poręczy balkonu tuż przed moim łóżkiem  i upewniwszy się, że go widzę, pokręcił się, machną skrzydełkiem coś zaćwierkał bo widziałam ruch dziobka i zataczając kilka razy koło nad balkonem odleciał... A mnie zrobiło się smutno, tęskno i tak bardzo samotnie. Przypomniałam sobie jak dopiero co pisałam o  pożegnaniu z nimi w zeszłą jesień, potem dzieliłam się radością z ich powrotu wczesną wiosną a tu znów musimy się pożegnać.

niedziela, 4 października 2015

Co słychać...

,,Mamy już październik" - Nieustająco ten zwrot mnie zaskakuje i wprawia w jakieś zadumanie. A wszystko przez tę pogodę. W mojej duszy nadal wrzesień gra, bo pogoda jest śliczna. Może nie ma już letnich upałów, ale nadal jest słonecznie, ciepło i miło. U mnie wdzięcznie jeszcze zielenią się drzewa. Miałam okazję ruszyć się z okolicy to ku memu zaskoczeniu ujrzałam złociste drzewa majestatycznie górujące nad szosami. Tam rzeczywiście panuje już jesień, u mnie nadal lato, chociaż poranne ochłodzenie daje o sobie znać, ale jak dla mnie jest przepięknie i prześlicznie i mogłoby tak trwać i trwać...
Na pierwszej fotce tak jak widać, jak zwykle niczego ukrytego nie doszukujemy się - jest dach sąsiadów.  Rodzina bardzo miła i serdeczna ale mnie urzeka od września ten właśnie widok z mojego okna. Dach z kominem albo komin z dachem (jak kto woli) otulony zielenią, mimo, że to złudzenie ,,odległościowe" bo te drzewa rosną o wiele dalej od ich domu. Obraz ten pokazał mi się gdy siedziałam w salonie, w fotelu i tak jakoś spojrzałam w okno... oniemiałam z zachwytu. Nawet nie macie pojęcia z jakim trudem robiłam tę fotkę aby zachować obraz oryginalny. Wstając i podchodząc do okna zmieniłam zupełnie kąt patrzenia i ku uciesze domowników balansowałam pośladkami tuż przy parapecie aby fotka jak najbardziej oddawała prawdziwość obrazu.