Obserwatorzy

wtorek, 17 sierpnia 2021

Miejsce dla kurczaczków

Widzę, że temat o ,,Miejscu dla kwoki z kurczakami" tutaj cieszy się sporym zainteresowaniem od momentu powstania, dlatego postanowiłam napisać więcej na ten temat. A jest ku temu idealna sposobność, bo tego lata nabyliśmy z mężem nowych doświadczeń w opiece nad kurczętami. Dla mnie to lato, te wakacje, ten czas urlopowy będzie przywoływał ciepłe emocje spowodowane uratowaniem życia dwóm kurczaczkom. Dla mnie jest to ogromne przeżycie. 

Zaczęło się klasycznie, jedna z naszych starszych kur zapragnęła zostać kurzą mamą. Nauczeni doświadczeniem, że inne kury potrafią na bezczelnego wciskać się obok wysiadującej jaja kury i znosić swoje, albo znosić jajko pod jej nieobecność, mąż odczekał kilka dni i widząc, że stała ilość 7 jaj utrzymuje się, oznaczył je flamastrem pod nieobecność kwoki. Potem codziennie sprawdzając zabierał te dołożone. Próba przeniesienia kwoki w inne, spokojne miejsce za pierwszym razem nie powiodła się, więc za drugim razem zostawiliśmy ją tam gdzie wysiadywała czyli w kurniku. Los jaj nie był niestety bezpieczny. Musimy dopracować jakąś strategię odizolowania siedzącej kury od reszty. Jedno jajko zostało zgniecione prawdopodobnie przez wpychające się inne kury. Pierwszemu wykluwającemu pisklakowi nie udało się i mąż znalazł go martwego podczas wykluwania się z jaja. Drugiego, zdrowego i ciekawego świata zabrał do domu do uprzednio przygotowanej skrzynki z żarówką. Ta sama skrzynka na zdjęciu 1. Po kilku godzinach pojawił się trzeci ale bardzo słaby, nie mogący ustać na nóżkach. Na szczęście odruchy picia i jedzenia miał w porządku. Zaczął się dla mnie czas intensywnej opieki. Podstawiałam go do picia, czyli delikatnie wsadzałam dziób do pojemnika z wodą i szybko odsuwałam i patrzyłam czy przełyka wodę, unosząc głowę do góry. Poddawał się temu chętnie jakby wiedział, że inaczej się nie uda. Poruszał się wolno, w pozycji przykurczonej, ale sprawdzając łapki wydawało mi się, że ogólnie wszystko jest z nimi dobrze, tylko może został znów przyciśnięty, bo i pewne sfatygowanie miał na karku. Nie wyglądał za dobrze, ale nie poddawaliśmy się. Przeżył noc, co dawało nam wiele optymistycznych myśli. Raczej siedział, mało chodził, widać było, że stawianie kroków go męczy. Ale potrafiliśmy znaleźć go siedzącego przy jedzeniu. Cały czas starałam się aby ćwiczył pozycję pionową, lekko podtrzymując go w dłoni stał kilka sekund. To taka rehabilitacja. Na trzecią dobę zaczął więcej chodzić i dłużej stał. Dla nas najważniejsze było, że nie leży, tylko siedzi, że je i pije. Z kolejnych jaj nic się nie wykluwało. Kwoka nadal siedziała na jajach, a dwa kurczaki mieszkały pod żarówką u nas. Dostawały bardzo drobno posiekane całe jajko, twarożek. Ucieszył nas widok jak stoi już wyprostowany jak struna i zaczyna więcej się poruszać. Zdrowy kurczak opiekował się nim. Dokarmiał go dając mu z dziobka jedzenie. Czasami kujną dziobem aby się poruszył, jakby też chciał aby tak nie siedział w bezruchu ale walczył. Nie śpieszyliśmy się z kwoką, która twardo próbowała wysiedzieć kolejne jaja, z powodu tego słabego kurczaczka. Zależało nam aby na tyle wzmocnił się zdrowotnie, by dał sobie potem radę sam. Kwoka kwoką, ale ona nie podsunie go do poidła z wodą czy jedzenia. Kwoka opiekuje się samodzielnie poruszającymi się kurczętami. Kwokę z jej dwójką dzieci przenieśliśmy po około 5 dniach od wyklucia się pierwszego, zdrowego kurczaczka do specjalnej skrzyni w letnim kurniku. Tam gdzie mieszkały małe kaczki. Ale nie miały ze sobą styczności. Skrzynia zbita z czterech szerokich desek bez dna. Na górę położyliśmy luzem deskę jako schronienie dla kwoki a na resztę położyliśmy metalową kratkę aby nic do kwoki nie weszło i aby ona sama nie wyszła. 

Kura nie umie liczyć i chcieliśmy dokupić jej, podobnej wielkości kurczęta na targu ale nie udało się dostać. W końcu mąż zdecydował się na kupno 12 kurcząt jednodniowych, takich żółciutkich. Kwoka mając już swoje dwutygodniowe dzieci nie była zainteresowana tymi i pisklaki wylądowały w skrzyni z żarówką. Woda musi być w ciężkim i niskim pojemniku aby się nie wylewała, my nadal mamy starą, trójkątną miseczkę z jakiegoś serwisu stołowego. Jedzenie musi być suche. Drobno pokrojone jajko, 
twarożek, ugotowana kasza manna czy płatki owsiane, podane oczywiście na zimo. Do picia podawane raz w tygodniu specjalne witaminy dla piskląt. Płatki owsiane wydawały mi się zbyt lepkie i zmoczyłam je trochę wodą nie wiem czy nie przyczyniłam się do tego, że jeden kurczak się zakrztusił, leżał taki biedny jakby już było po nim, do tego mokry, bo od razu się wyziębił. Podstawiłam go do poidła to złapał kilka głębszych łyków wody i miałam wrażenie jakby poczuł się lepiej. Dostawiłam pudełko - plastikowe, podłużne po lodach z odrobiną siana pod żarówką i go tam wsadziłam. Za pierwszym razem chciał uciekać, to znaczy, że za gorąco, więc odsunęłam pudełko od żarówki i już było dobrze. Nawet rozłożył swoje malutkie skrzydełka i widać było, że się chętnie grzeje.
Pudełkowa sauna zastąpiła kwokę. Oczywiście inne też chętnie wchodziły ale na początku pilnowałam aby nie przydusiły tego jednego. Doszedł do siebie po kilku godzinach. Pudełko zostawiłam jeszcze na kilka dni, bo kurczęta chętnie z niego korzystały. Żarówka musi być przez pierwsze dwa tygodnie non stop włączona, aż nie pojawią się pióra. Pierze kurczaka dają mu ciepło, jeśli zmarznie albo się zmoczy to od razu słabnie i może dojść do śmierci. Jedzenie tylko suche, woda oddzielnie. Teraz mają trzy tygodnie i zaczęliśmy gasić im na noc światło. Czekamy aż podrosną dzieci kwoki aby mogły przejść do głównego wybiegu a na ich miejsce wejdą te. 
A tu kwoka ze swoją parką, bo chyba jeden z nich jest kogutkiem. One mają miesiąc i nadal są pod czujnym okiem kwoki. Z ciekawostek, przez pierwsze tygodnie kwoka zajmując się kurczętami nie znosi jaj, jakby ma tę opcję wyłączoną. Teraz zaczęła znosić, bez wysiadywania ich.  Jak widać są odseparowane od stada. Najpierw były w tej letniej szopce w skrzyni zbitej z desek, potem luzem chodziły w szopce, teraz wychodzą już na większy wybieg. Niebawem przejdą do głównego kurnika. Dzięki mniejszemu wybiegowi mają kontakt ze stadem, które również ma czas na zaakceptowanie ich. Kogut jest bardzo poruszony, w końcu to jego dzieci.
 

Bardzo proszę o informację zwrotną, kiedy komuś przydały się te moje informacje. To też jest dla mnie motywujące. Nie robiłam wcześniejszych zdjęć a być może komuś by się przydały.
 
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i mam nadzieję, że jesteście zdrowi i wszystko jest u Was w porządku. Życzę Wam tego z całego serca.  
:) 
 

33 komentarze:

  1. Mimo, że te informacje mi się nie przydadzą... to jednak z dużym zaciekawieniem przeczytałam o tym jak wygląda opieka nad takimi kurczaczkami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nie pomyślałabym, że aż tak będę czytać w skupieniu. Ogromnie mnie ciekawił cały post, wszystko w nim opisane. Macie ogromną wiedzę, a za każde uratowane istnienie biję głośno brawo, jesteście wspaniali. :))) Na serio, inni by olali, a Wy ratujecie życia, mnie się to czyta tak dobrze, że podczas czytania serce się uśmiecha. Dowiedziałam się nowych rzeczy, a kto wie, może kiedyś też będę miała takie przygody i będę już nieco mądrzejsza. Cudnie spędziłam czas kochana, dziękuję. Zdrówka i dużo dobra dla Was. :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :))))
      Improwizacja często jest dobrym rozwiązaniem, dlatego chętnie się dzielę, bo my na coś wpadniemy a ktoś inny nie. Ale pomyśli, że już się nic nie da zrobić. Ktoś może powiedzieć, po co tyle zachodu skoro i tak skończą w rosole? Ale to nie tak. My ludzie też dbamy przecież o siebie a nie wiadomo co wydarzy się za chwilę i czy... prawda? My trzymamy kury głównie dla jaj. Ale nie wiadomo, kogo mamy z tych jednodniowych, a może będzie tam większość kogutów i co wtedy? To jest natura. Dziś są kurczętami i trzeba się nimi zaopiekować. Czas pokaże co będzie z nimi dalej. Ale masz rację, ratowanie życia jest czymś fantastycznym :)))) Buziaki kochana :)))) Bardzo się cieszę, że Cię widzę :)))

      Usuń
  3. Przeczytałam jak najlepszą nowele, piękna i wciągająca opowieść, ale jednak wolę oglądać kury u sąsiada, zawsze się tam zatrzymuję przechodząc. Dla mnie taki kurnik to za dużo roboty i uwiązanie w domu, wolę kupić jajka niż je podbierać kurom,:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :))
      Masz rację, to sporo pracy.

      Usuń
  4. Przeczytałam Twój post jednym tchem! Wszystko doskonale pamiętam jak moja Babcia miała takie maleńkie kurczęta. Też podawała im siekane jajo, krwawnik, dogrzewała żarówką.
    My też raz postanowiliśmy mieć własne kury. Mieliśmy zboże, słomę od dziadków. Kupiliśmy już większe kurczęta, takie, że rozpoznawało się czy jest to kurka czy kurczak. Kolejny raz nie porwałabym się na założenie kurnika. Teraz na polu jest autostrada. Kupowanie zboża, ściółki, budowanie kurnika, po prostu za dużo z tym zachodu. No i sporo pracy.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki kochana za info o krwawniku. :))) Oj sporo pracy przy tym jest.

      Usuń
  5. Pamiętam opiekę, pod okiem Dziadków, nad kurczaczkami i przytulenie delikatne z czasów dzieciństwa😊🐥🐤🐣
    Pozdrawiam serdecznie😊💛🌼
    Zapraszam na nowy post- link nie wyświetla się u Was, znowu😉

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytając Twój post powspominałam sobie jak razem z mamą opiekowałam się maleństwami. Wiele trudu jest przy takiej hodowli,a ile satysfakcji. Wykonaliście wiele pracy i starań, by maleństwo przeżyło. Pozdrawiam serdecznie🐤🐤🐤🐣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połowa za nami dopiero. Trochę się martwię bo to już druga połowa sierpnia. Trzeba je ulokować w kurniku. Jeszcze muszą sporo podrosnąć.

      Usuń
  7. Bardzo przydatny post. Na pewno przeczyta to mój mąż , który zajmuje się naszym stadem. Ostatnio wzięliśmy jeszcze brojlery i ciągle się uczymy. Pozdrawiam serdecznie 🌞🌞🌞🌞🌞🌞

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że może się przydać. Chętnie i ja posłucham Waszych doświadczeń :)))

      Usuń
  8. Bardzo to ciekawe!
    Siostra ze szwagrem zastanawiająsie nad kurnikiem, kto wie czy to co napisałaś się nie przyda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W razie czego służę pomocą. Mogą sobie przeczytać zakładkę kurzą od najwcześniejszych postów i przeanalizować to i owo. Szczególnie czyszczenie kurnika ;) Od siebie mogę powiedzieć, że nawóz kurzy jest bardzo dobry dla kwiatów, krzewów, warzyw :)

      Usuń
  9. I od razu mi się przypomniała hodowla kurcząt u mojej babci. A że odbywała się w kuchni, to śmialiśmy się, że maluchy spożywają z nami posiłek. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahahaha. Masz rację, dawniej trzymało się w kuchni. Przypomniałaś mi :))

      Usuń
  10. Agatko, pięknie i ciekawie opisujesz Waszą opiekę nad kurczakami. Brawo dla Was, że tak zaopiekowaliście się słabszym kurczątkiem. Nie mam kur i raczej nie będę mieć, więc od strony praktycznej Twój post mi się nie przyda, ale z wielką przyjemnością go przeczytałam. Pozdrawiam niedzielnie :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że i kury, jak kukułki też praktykują podrzucanie swoich jaj. Gratuluję dobrego serduszka. Tylko czy będziecie kiedyś mogli przeznaczyć tego uratowanego kurczęcia w celach kulinarnych, bo ja przywiązuję się do stworzonek, które obdarzam wcześniej sympatią. Trudne jest to życie ze swoimi wyborami.
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że najtrudniej jest z pierwszym stadem, do którego ma się ogromny sentyment, potem, jak wszystko - zamienia się w codzienność i zmienia się podejście. Życie... przyjdzie lis czy kuna. Od pokoleń hoduje się zwierzęta dla czegoś, gdyby nie to, to wiele gatunków by już wymarło. My nadal uczymy się jeść to co hodujemy, bo jako miastowi, oszukujący się, że mięsko sklepowe jest z kosmosu, hodujemy zwierzęta a chemiczny drób kupujemy :/ . Chciałabym umieć zjeść, zdrowe mięsko z własnej hodowli.

      Usuń
  12. Ja od razu oddzielam od reszty siedzącą kwokę. Jajek podkładam zazwyczaj 11. Maleństwa i kwokę początkowo karmię kaszą kukurydzianą, otrębami owsianymi, suszoną pokrzywą i od święta jajkiem. Od pierwszego dnia podaję też mocno wyprażony piasek. Nie podaję im żadnych witamin i przy słonecznej pogodzie po kilku dniach pozwalam żerować w ogrodzie. Bratu w tym roku kurczęta zachorowały. Wyleczył je, dodając do paszy mielony pieprz i goździki. Ja kiedyś podobnie ratowałam małe indyki.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za tyle cennych informacji. Napisz mi więcej o oddzielaniu kwoki, bo nam to słabo wyszło.

      Usuń
    2. Kwoka zazwyczaj siada na gnieździe, w którym wcześniej się niesie. Po 3 dniach, kiedy już jestem pewna, że nie wstanie i nie pójdzie sobie w dal:) oddzielam to miejsce siatką i wybieram wszystkie jajka. Podkładam jajka świeże i tyle ile chcę, ale nie więcej niż 15.. Codziennie rano po wypuszczeniu wszystkich kur i zamknięciu kurnika zdejmuję siatkę i pozwalam kwoce najeść się i napić no i oczywiście oczyścić. Dobra kwoka zawsze wraca na swoje miejsce. Jeśli tego nie zrobi, należy ją zwyczajnie złapać i posadzić na właściwym miejscu.. Oczywiście zawsze należy założyć siatkę i dopiero wtedy otworzyć kurnik. Ja wypuszczam kwokę tak na 20 minut, a potem przychodzę i zamykam. Dobrze jest wstawić jej wodę w miejscu siedzenia, bo po pierwsze kwoka się napije, a po drugie jajka potrzebują określonej dawki wilgoci. Wykluwające się kurczaki zabieram pod żarówkę i podkładam je, dopiero kiedy upewnię się, że z pozostałych jajek już nic nie będzie. Zajmuje to zazwyczaj 3 dni. Podkładać kurczęta z powrotem najlepiej jest na noc. Po tym wszystkim dopiero zabieram kwokę z maluchami w nowe miejsce całkowicie oddzielone od reszty kur.

      Jeśli chcesz dołączyć kwoce obce kurczęta, to najlepiej zrobić to podkładając na początku jedno a po kilku minutach następne i nigdy nie za dużo, bo muszą się wszystkie w niej ukryć:). Według moich obserwacji nie więcej niż 18 kurczaków, chyba że kwoka jest bardzo duża. Bywa że kura nie jest dobrą matką (jak i u ludzi) i szybko porzuci swoje pisklęta i na to już rady nie ma.. Należy jednak pamiętać, aby nie podawać kwoce pokarmu wysoko białkowego.

      Usuń
    3. Bardzo Ci dziękuję :)
      Dlaczego nie podawać kwoce ,,pokarmu wysoko białkowego" ?

      Usuń
    4. Z moich obserwacji wynika, że kwoka szybciej przestaje być kwoką (pozostawia pisklaki) i zaczyna znosić jajka. Tam, gdzie kury są (fermy) karmione paszami wysoko białkowymi nie ma w zasadzie kwok.

      Usuń
  13. Agatko, jak wszystko świetnie opisałaś, z przyjemnością przeczytałam, mimo, ze ja kurek nie mam. Ale miała moja mama, zawsze u nas były i z przyjemnością wróciłam wspomnieniami do czasu dzieciństwa i przypominałam sobie, jak pod wielką żarówą, w kuchni, w pudełku, rosły sobie cudne puchate kuleczki, pamiętam te siekane jaja, którymi były karmione :D A my, dzieciaki, z zaciekawieniem się im przyglądaliśmy i każdy z nas wybierał swojego ulubieńca :)
    Pozdrawiam ciepło, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och! Jakie wspaniałe masz wspomnienia :))) Bardzo miło mi się je czytało :)))

      Usuń
  14. Ciszę się, że podzieliłaś się historią swą o uratowaniu kurczaków. Historia niezwykle poruszająca i wzruszyłam się bardzo podczas czytania. No czytałam z zapartym tchem jak to się skończy. Ciszę się, że wszystko dzięki Bogu dobrze. Podziwiam Cię, że dajesz z tym wszystkim radę, to wszystko okazuje się nie aż takie proste. Ja bardzo chciałabym zajmować się takimi małymi zwierzątkami właśnie jak kury czy kaczki. Niestety nie mam teraz możliwości, ale Twoje doświadczenie może być cenne także i dla mnie na przyszłość :) Zdjęcia kur i kurczaków cudowne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą myślą właśnie opisuję. Kogoś może to śmieszyć albo wydawać się takie zwyczajne, proste, oczywiste ale póki się nie stanie przed jakimś zdarzeniem to się nie zawsze wie co zrobić takiego najprostszego aby było dobrze, prawda? Może kiedyś uda Ci się zrealizować marzenie o kurkach czy kaczuszkach. Życzę Ci tego z całego serca :)))

      Usuń
    2. Myślę, że to pożyteczna wiedza. Lepiej się zastanowić bo nigdy nie wiadomo co będzie w przyszłości i co może się przydać a może jakaś wiedza nam się przyda. A tu a nuż nie będziemy wiedzieć co zrobić ;) Zgadam się z Tobą 100% :) Dziękuję Ci bardzo mocno i życzę Tobie by Twe stadko się powiększało, zdrowo rosło i cieszyło oraz przynosiło pożytek.

      Usuń
  15. ciekawie opisane, taka letnia przygoda. u nas teraz młodzież kurza dorasta i jajek nie mamy, a kur sporo. Cos nie chcą się nieść stare kury. Fajny post. pozdrawiam z usmiechem Ala

    OdpowiedzUsuń