Obserwatorzy

niedziela, 6 lipca 2014

Samosiejkowe Rudbekie

,,Przyroda jest zaskakująca i nieprzewidywalna", każdy o tym wie i ja oczywiście też... a może właśnie Ja w szczególności powinnam o tym pamiętać. ;)  Mimo to zaskakuje mnie na okrągło ten właśnie fakt o niej. Często czuję jakby Matka Natura śmiała się do mnie za każdym razem gdy wprawi mnie w miłe osłupienie i chyba cieszy się wraz ze mną moją niepohamowaną radością z jej niespodzianki. Ale chyba najbardziej bawi ją pewnie to, że za każdym razem uważam, że to ja przyczyniłam się do tego zjawiska. Chociaż w sumie jak by się nad tym przez chwilę zastanowić to nawet mogę mieć trochę racji... tak troszeczkę... w zależności jak spojrzymy na ten punkt widzenia to, to ,,troszeczkę" będzie nam się przesuwało w jedną albo w drugą stronę na miarce wielkości naszej ingerencji. Mogliśmy przecież nieopatrznie coś skosić, usunąć... prawda?  :)



Bo najgorzej moim zdaniem jak jest dwóch ogrodników tego samego terenu. Bo ilu ogrodników tyle wizji tego samego terenu. I pewnie ze mną też ma Matka Natura trochę utrapienia w gospodarowaniu tym kawałkiem nieba, na którym i ja mieszkam ;) Ale nie o tym chciałam pisać, chociaż o Matce Naturze to ja chętnie ,,często i namiętnie" mogę...
Mieszkanie tutaj kojarzy mi się z różnymi wydarzeniami ale mam zapisane głęboko w sercu jeden fakt. Każdego roku coś miłego nas zaskakuje na drodze naszych doświadczeń ekologiczno ogrodowych. Swego czasu myślałam, że to po prostu rośliny chcą szczególnie mnie pomóc w tym trudnym dla mnie zaaklimatyzowaniu się i mimo naprawdę ciężkich warunków jakie mają, często za sprawą mej wiedzy, czy trafniej niewiedzy ogrodniczej, starają się przebrnąć okres trudnej wegetacji i pokazać mi na swoim przykładzie, że można. Albo po prostu mimo mych błędów są ze mną bo czują więź jaką mamy ze sobą... Pewnie i tak jest. Ale od pewnego czasu wydaje mi się, że jednak tutaj mamy też pomoc ciut inną...

Wychodząc w sobotę w malowniczy, dziki plener mojej działki, dzierżąc w dłoni plastikowe wiaderko po farbie w celu poprawienia estetycznego wyglądu rabatom i aby w toku tych działań ogrodniczych pozyskać zielonkę dla zwierząt, dokonałam niezwykłego odkrycia, które zaparło mi dech w piersiach. Stanęłam oniemiała po raz enty. Może dlatego też, że  dopiero co napisałam w poprzednim zaledwie poście ,,Jeżeli komuś stanęło przed oczami jedno wielkie dzikie skupisko roślin prześcigających się w zajmowaniu terenu i rozsypywaniu nasionek to jest mimo wszystko w  błędzie. Gdzie tak jest, to tak jest bo mam działkę podzieloną na różne strefy [...]".
Rzucając wiaderko pognałam pędem w stronę domu, bagatela 90 m podjazdu wzdłuż działki, jakby mnie goniło stado pszczół czy innego groźnego aczkolwiek niewidzialnego zwierza, wołając męża na ile wątłość mych płuc zdołała z siebie wykrzesać, ale dodać muszę, że mimo wątłej postury ciała, głos mam wyrobiony w toku codziennych, spraw domowych aby podzielić się moim ogrodowym odkryciem w strefie łąkowej, tuż przy stawie... gdzie staramy się od 2 lat stworzyć dziewiczy, naturalny teren dla owadów i innych zwierzątek jak jaszczurek, które w toku naszych działań i moich zapędów ogrodniczych stały się gatunkiem niemalże na wymarciu a gdyśmy się tu przeprowadzili, rządziły tym terenem niepodzielnie w ilości zastraszająco wielkiej jak dla mnie mieszczucha. Na naszej łączce przybyło samosiejek ślicznych kwiatuszków o wdzięcznej nazwie - rudbekie.  Same się rozsiały z pobliskiej rabaty, gdzie posadzone rosną sobie od prawie początków tej działki. :) Hip hip hurra!!! Otrzymałam je w darze od netowych przyjaciół z zaprzyjaźnionego koła ogrodniczego wraz z innymi pięknymi roślinami. Wielokrotnie próbowałam je rozsiać w rabatach, dowiedziałam się, że mąż też próbował  i nic.

 A Matce Naturze wyszło z pomocą wiatru , deszczu oraz słoneczka i szczęście dla nas wszystkich, że mąż wiosną w porę je dojrzał, rozpoznał... ja nie wiem czy bym umiała je rozpoznać :P... i nie skosił!. I nic mi nie powiedział :P Czekał aż sama odkryję.
Matka Natura sprawiła nam ogromną radość, pomagając nam. Pewnie tak patrzyła na te nasze próby i patrzyła i głową kręciła jak to nam nie wychodzi... i sama wzięła sprawę w swoje cudowne ręce.
Wyglądają cudownie stercząc tak wśród traw i roślin łąkowych ale chyba najbardziej z nich cieszą się owady a w szczególności motyle, bo to ich zakątek i rośnie tam to co samo się wysieje, co jakiś czas jednak przez nas koszone ze względu na kleszcze. A rudbekie są miododajne więc z korzyścią dla wszystkich niech się rozsiewają dalej. Nie mogłam oderwać od nich oczu, stałam pośrodku nich i wpatrywałam się osłupiona, że tak po prostu, same z siebie wyrosły na łące, pośród różnych polnych roślin, wcale nie na przekopanej grządce z dodatkiem zdrowego, ekologicznego kompostu, tylko tak sobie, wśród licznych roślin, na suchej, zwartej nie przekopanej glinie. :) Ech mój ogrodniczy losie ileż ty jeszcze musisz się nauczyć...









4 komentarze:

  1. Matka Natura lubi nas zaskakiwać i ja również to czasami odkrywam. Choć u mnie nie jest to tak spektakularne. Często w ogrodzie rośliny nie za bardzo chciały rosnąć, a rozrzucone nasiona przez wiatr wyrastały jako bujne kwiaty między kostką brukowa, czy w innym dziwnie niesprzyjającym miejscu.
    Na ogół nie oglądam telewizji, ale zdarza mi się oglądać filmy dokumentalne, które bardzo lubię. Kilka lat temu widziałam piękny cykl chyba o nazwie"Ogrody świata". W jednym z odcinków przedstawiony był niezwykły ogród-łąka. Rośliny były dosiewane, a ścieżki wyznaczane były za każdym razem w innym miejscu przez przejazd kosiarką.
    Twoje posty świetnie się czyta bije z nich entuzjazm i zachwyt nad tym co naturalne.
    Pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ogromną przyjemnością i jakimś namaszczeniem duchowym przeczytałam ten komentarz kilka razy wręcz... jest taki piękny, taki właśnie z ,,mojej bajki" Bardzo dziękuję :))))))))))))))))
      A ,,Ogrody świata" mam okazję oglądać na kanale DOMO i również bardzo mi się podobają :)

      Usuń
  2. Dubel: Punkt dla natury :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę. Może kiedyś trafisz na mojego posta o moich rudbekiach. Nie napisałam tak ładnie ale właściwie to samo. One tak mają. No to masz teraz motyli raj już na zawsze.

    OdpowiedzUsuń