Obserwatorzy

sobota, 14 października 2017

Chwilo trwaj wiecznie

Przychodzi taki moment, że człowiek jest po prostu padnięty i mimo ciągłego czegoś do zrobienia, mimowolnie zwalnia czy wręcz zatrzymuje się, pomimo, że głowa każe co innego, ale ciało udaje, że nie rozumie, nie słyszy, nie umie... bo zwyczajnie, najzwyczajniej nie chce.
Piątek po południu, wczesne popołudnie zupełnie inaczej mierzone jesienią niż latem. Niechciej. Taki ogromny, że kilka razy może opleść kulę ziemską zgrabną, gęstą plecionką.


Przede mną dwa dni wolne i chyba ta świadomość jest najmilsza w całej tej chwili. Zmęczenie... po całym tygodniu. Nie chcę jutra ani pojutrza, chciałabym aby piątkowy wieczór trwał i trwał. Cokolwiek głowa podsuwa do zrobienia mogę z czystym sumieniem powiedzieć - jutro. Dzisiaj odpoczywam, dzisiaj mam przerwę. To czas dla mnie. Mam w nosie pranie, sprzątanie etc. chociaż pralka pierze. Automatycznie wróciłam z pracy i uruchomiłam pranie. Ale to się nie liczy, to pierze automat. A mimo to z jakąś nutą nostalgii myślę o minionych czasach, kiedy kobiety nie miały pralek, kuchenek etc ale za to lepiej rozporządzały czasem. Pomijając ludzi ciężko pracujących w polu, to wydaje mi się, że życie gospodyni domowej było o niebo łatwiejsze i milsze niż współczesnej kobiety, która musi pogodzić życie zawodowe z osobistym.
Wyprowadziłam się z Warszawy i nie jestem na czasie z jego współczesnym sposobem życia, chociaż w moim przypadku to pewnie bez znaczenia, bo jestem odporna na trendy i sama tworzę dla siebie własną modę i styl życia. W każdym razie kilka ostatnich weekendów miałam okazję pobyć w towarzystwie Warszawiaków i ku memu zaskoczeniu, bez względu na płeć, każde z nich gdzieś realizowało się sportowo lub rekreacyjnie. Nawet nie wiedziałam, że powstały kluby z tak różnorodną propozycją rozwijania swojej sylwetki czy dobrego samopoczucia. Siedziałam, słuchałam i kiwałam głową na znak zrozumienia równocześnie zastanawiając się - czy mnie by się chciało latać codziennie gdzieś zaraz po pracy i wracać koło 21 lub później? Zaraz za tym pytaniem szło drugie - a dzieci, a rodzina? No bo większość z tych osób było w związku, obarczone dziećmi... więc jak i kiedy? Nawet jak bym była bezdzietną singielką nie chciałoby mi się po pracy jeszcze gdzieś latać po fitnesach, jogach etc. A oni rozprawiali o tym z taką pasją. Nie jestem osobą preferującą ruch fizyczny, raczej sprowadza się on do spacerów i zwiedzania czegoś - chociażby pospolitej ulicy pełnej ludzi, więc może stąd brak zrozumienia. Ale bardzo mnie to zaskoczyło słysząc, że tego typu miejsca czynne są 24 godziny na dobę i o godzinie drugiej w nocy jest tam sporo osób, kiedy Ci ludzie śpią i kiedy pracują? Jeśli chodzi o pracę to nawet mam wyobrażenie jak pracuje się w firmach. Dlatego tym bardziej podziwiam.  Cieszę się jednak z mojej pracy jeśli nawet nie zarabiam jakoś dużo. I cieszę się z moich piątkowych wieczorów gdziekolwiek by nie były, czy tu, czy w mieście, lubię siedzieć sobie w spokoju, w domu i relaksować się myślą dwóch wolnych dni. Żadnych spotkań i zajęć rozwijających postawę fizyczną, lecz zaleganie na kozetce lub na fotelu. Na drugim zdjęciu jest obrazek malowany przez mojego małżonka.
A Wy jak lubicie spędzać piątkowe wieczory?


21 komentarzy:

  1. U mnie każdy piątek jest inny. Przeważnie chwila odpoczynku po obiedzie i nadrabianie porządków, zakupy może praca w ogrodzie. A sobota i niedziela płynie w zwolnionym tempie : ) Ale mnie zaskoczyłaś tymi klubami otwartymi 24 godziny, szok. Też preferuję space powolny z psem i szybki z mężem i czasami rower. Plus wysiłek w pracach ogrodowo domowych mi na razie starcza. Pozdrawiam niech Twoje piątki będą długie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to zaskoczyło, nie spodziewałam się, że aż tak te kluby są rozchwytywane, ale to się bierze stąd, że ludzie w firmach pracują o różnych godzinach i często kończą pracę po 24, 1-2-3 nad ranem i mają inny tryb życia.

      Usuń
  2. Ja również zawsze byłam odporna na trendy. Robiłam to, co lubiłam i nie obchodziło mnie, że większość się tym nie interesuje.Podobnie jak Ty w piątek po południu robiłam sobie wolne i z rozkoszą miałam czas dla siebie. Teraz jestem emerytką więc piątki są takie jak inne dni. Nigdzie już się nie spieszę i staram się jeżeli to możliwe robić co chcę i kiedy chcę.Pozdrawiam:):):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój trend do wypoczynku piątkowego wieczoru jest tak sliny, że zaraziłam nim całą rodzinę. Dzieci nie dorabiają lekcji w piątek, to rodzinna laba, bunt przed tygodniowym maratonem. Piątkowy wieczór to odtajanie/odmóżdżanie od obowiązków tygodniowych. Jedynie to pralka jest uruchamiana ale też nie za często :))))) W piątki wieczorne zamieramy dla świata :D

      Usuń
  3. Ja mam dokładnie tak jak powyżej, nic nie muszę, mogę sobie z piątku zrobić niedzielę. Różu cię bardzo dobrze, bo doskonale pamiętam czas, kiedy pracowałam, miałam dzieci i cały dom na głowie. Wierz mi, będzie dobrze za jakiś czas. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie różu, och ten smartfon, miało być rozumiem.:))

      Usuń
    2. Bez problemu Cię zrozumiałam :))) Wstyd się przyznać, ale wieczorne piątki są bardziej niedzielne niż sama niedziela, w której już coś robimy :)

      Usuń
  4. Hm. Chodzę raz w tygodniu na zumbę z ćwiczeniami - 50 minut inwestycji w zdrowie, bo pierwsza młodość już za mną. Ale chodzą tam panie, które robią to kilka razy w tygodniu. Mają czas... Albo może to jest ich wielka pasja?
    Niemniej nie umiem sobie wyobrazić zycia, którego główną treścia jest praca i fitness. A wiem ,ze ludzie tak zyją. Nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na moim zadu...iu też zaczynają się w wiejskich klubikach albo popołudniami w szkołach/przedszkolach pojawiać stałe zajęcia z zumby własnie albo podobne zajęcia ale jakoś tak... mnie to nie zaraziło, chociaż słyszę, że cieszy się dość dużym zainteresowaniem. Tu gdzie mieszkam jest sporo napływu uciekinierów ze stolicy więc może to pod nich, bo tam gdzie mieszkają rodowici rolnicy to nie ma za bardzo chętnych, w myśl - komu by się chciało, lub to jakieś dziwactwa z miast po przychodziło :)

      Usuń
  5. W piątek wieczorem spędzam czas przy dobrej książce lub oglądam ciekawy film, często z dziećmi, bo to też, niestety, ich jedyny dzień odpoczynku od nauki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, niewiele mają dzieci odpoczynku od szkolnej nauki a tyle czasu w niej spędzają. Aż samo nasuwa się pytanie co tam robią, skoro tyle jeszcze nauki przynoszą do domu? Ja zmieniałabym pracę, gdybym jeszcze musiała na okrągło przynosić ją do domu zamiast zająć się czymś innym, dzieci nie mają takiego komfortu :/

      Usuń
  6. Kochana Ty masz fitness i silkę w ogrodzie - ćwiczenia ze szpadlem i sekatorem. Całkowita darmoszka ale za to prowadzona do padnięcia, he, he. Ludziska jak pracujo od ciemności do ciemności to szukajo jakiejś tam aktywności fizycznej. Takim biedakom tylko siłka pozostaje, przecież ruszać się muszą. Współczuć trzeba. A jak Ci się wydaje że kobitkom dawniej było fajniej to w ramach powrotu do przeszłości spróbuj przez tydzień wodę którą w domu używacie w wiadrach przynosić, od razu Ci sentymenta miną. Dawniej panie miały siłkę obowiązkową i to taką że w wieku lat czterdziestu paru większość z nich wyglądała jak dzisiejsze sześćdziesięciolatki i to te szczególnie zaniedbane. A w ogóle to ZUMBA! Potańczyć zawsze dobrze.;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśląc o dawnych czasach miałam na myśli te z wodą zimą w kranie ;) Ale masz rację. Pamiętam z dzieciństwa jak moje koleżanki marzyły sobie o tym aby przenieść się w dawne czasy by były królewną, księżniczką, hrabianką, markizą.... a ja w duchu dopowiadałam że ups... mogłyby być kucharkami, sprzątaczkami, wieśniaczkami :) Myśląc o gospodyniach domowych z minionych czasów myślałam o tym wolniejszym życiu, kobiety zajmowały się obowiązkami domowymi, proszone herbatki... wiesz, ten klimat :))) Wodę z własnej studni przynosiłam zaledwie dwa lata temu jak było sucho i pompa groziła zamuleniem tak było mało wody w studni :))) Bardzo oszczędnie się wtedy zmywa, pierze... od razu jest inaczej. Nie robi się wielu zbędnych sprzątań byleby tylko nie marnować wody a kąpiel w misce jest rarytasem :D Zupełnie inaczej :))))

      Usuń
  7. Agatko, dziękuję Ci za ten post !! Rozumiem Ciebie doskonale, cały tydzień czekam na weekend i już w piątkowy wieczór po prostu wyłączam się i jest mi z tym bardzo dobrze !! Nie czuję pędu do fitnes, to nie moja bajka !
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach! jak miło usłyszeć, że mój post komuś sprawił radość albo pomógł :) I ja Ci bardzo dziękuję :)

      Usuń
  8. Piątek jest dla mnie najfajniejszym dniem w tygodniu. W tym dniu odpoczywam, czytając lub pracując w ogrodzie.Fitnes to nie dla mnie, wolę spacery do lasu lub na ugory.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Agatko, my mieszkańcy domów z ogrodem mamy fitness codziennie i kiedy tylko zechcemy. Inna sytuacja jest u mieszkańców dużych miast, którzy każdego dnia siedzą wiele godzin za biurkiem, takie kluby, gdzie można się poruszać o każdej porze są naprawdę wspaniałym rozwiązaniem. I dla zdrowia i dla urody :D
    Moje piątkowe popołudnie jest takie samo jak każdego innego dnia, od 4 lat nie pracuję zawodowo i układam sobie czas tak jak mi pasuje. Ale prawdą jest, że im ktoś ma więcej zajęć i obowiązków, tym jest bardziej zorganizowany i ma czas na wszystko :D
    Ściskam Cię serdecznie, Agness <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na pewno, ale mnie zastanawia kiedy te osoby znajdują czas dla dzieci, dla rodziny? Bo przecież na te fitnesy i jogi nie chodzą z dziećmi :/ Przeraża mnie ilość zajęć popołudniowych, które mają dzieci warszawskie - języki obce, plastyki, tytmiki, balet... a gdzie ta rodzinność? W weekend fru do dziadków bo rodzice potrzebują odpocząć. To może u nas też jak w niektórych państwach szkoły z akademikami, my zacznijmy już od przedszkoli z akademikami. Przedszkola prywatne potrafią pracować do 20 od 7 :/ I dlatego tak się zastanawiam nad tym wszystkim :)

      Usuń
  10. Kochana czytała kiedyś taki artykuł o ludziach z wielkich miast, z korpo, aktywnie żyjących, praca, fitnesy, dedlajny i... amfetamina lub kokaina żeby ten bieg wytrzymać. A potem środki nasenne, alkohol i psychiatra po załamaniu.
    Wiem, nie wszyscy, ale zastraszająco duży odsetek.
    Osobiście wolę swój leniwy i powolny tryb życia i wyścig o złote gacie:)
    Czasem ciało samo nam mówi że ma dość ale nie chcemy go słuchać. Osobiście mam sporo energii, chociaż zdarzają się takie dni, kiedy organizm mówi - Dziś lenistwo, dziś czas na regeneracje. I się regeneruję, nie robię nic co zazwyczaj, nawet nie wyszywam, czytam i wstawiam pranie modląc się by ktoś inny je powiesił:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jej... straszny łańcuszek końcowy, ale na pewno wiele osób nie jest wstanie podołać ciągłemu takiemu rytmowi. I nie wierzę, że nie ma to skutków ubocznych dla organizmu. Wydaje mi się, że to jakaś źle zrozumiana idea, że poprzez ruch i ciągłą formę zachowuje się młodość i zdrowie :/

      Usuń