Zastanawiając się nad tym teraz szczerze to nie umiem powiedzieć, czy jako dziecko byłabym wstanie zaopiekować się psem w sensie systematycznego wychodzenia z nim za dwór. Patrzyłam na moje koleżanki posiadające owe zwierzę i na ogół po pewnym czasie następowało to znudzenie czy zniechęcenie. Myślę, że do opieki nad pewnymi zwierzętami trzeba po prostu dorosnąć. Nasza sunia miała niecałe pół roku jak do nas przybyła. Taki śmieszny psiaczek z przyklapniętymi uszkami siedział sobie na szczenięcym wybiegu i patrzył na przechodzących za siatką ludzi o różnym wzroście, kolorze i hałaśliwości.
Koleżanka podpowiedziała mi aby po pieska pojechać z czteroletnim synkiem i od razu przekonać się jak zwierzątko zareaguje na dziecko. Słuszna uwaga, dlatego też i tutaj dzielę się nią. Jeden wielki hałas szczekających psiaków i piszczących dzieci i smętnie przechadzających się dorosłych i z nadzieją w oczach choć z lekką obawą wpatrujących się pracowników schroniska. Reasumując okropnie, przygnębiające miejsce. Tak naprawdę musieliśmy zrobić dwa podchody po pieska bo za pierwszym razem zderzenie z tym miejscem wprost wymiotło mnie po jakiś kilkunastu minutach. Nie dałam rady znieść tego okropnego widoku. Najchętniej chciałabym przygarnąć je wszystkie. Świadomość, że spośród tylu zwierząt mogę wybrać jednego była dla mnie rzeczą okropną. A jak do tego doszła świadomość, że ten los psiakom zgotował człowiek, to... Przecież ja jestem człowiekiem! Nasz uszaty klaptuś (our droopy ears) siedział sobie spokojnie wśród rozszczekanych i podskakujących rówieśników niczym się nie wyróżniając. Myślę, że wiele osób nawet nie zwróciło na niego uwagi albo uważało, że jest chory.
Moją uwagę przykuła ,,szczekaczka" (,,she barker"). Śmieszny piesek robiący wokół siebie tyle rumoru pragnąc znaleźć własny dom, że ludzie chwilę się z nim pobawili i szukali dalej. Pomyślałam sobie nawet, że gdyby siedziała spokojnie to prędzej ktoś by ją wybrał bo była naprawdę śliczna i słodka. Ale szczeniak jak każde dziecko, emocje pokazuje całym sobą nie rozumiejąc zasad świata dorosłych. Zastanawiałam się czy taki głośny piesek nadaje się w ogóle do bloku? Czy gdybym ją wzięła to sąsiedzi nie mieliby pretensji, czy raczej nadaje się do domu wolnostojącego. Mąż wytypował mocno zbudowanego, brązowego szczeniaka i wyrwał mnie z zadumy pokazując go. Akurat jakaś rodzina zainteresowała się nim.
- Zdecydujmy się na niego, szybko zdecydujmy się na niego bo ktoś go weźmie. - Nalegał mąż wyraźnie dokonawszy już wyboru.
Piękna wyrosła na silną i dużą sunię. Terytorialna i należy do psów stróżujących i opiekuńczych. Opowieści na temat sprawowania pieczy nad naszym synem mogłabym przytoczyć wiele, szczególnie z udziałem panów podchmielonych. Mogłam z nią chodzić wszędzie i czułam się bezpiecznie. Syn nauczył ją wielu sztuczek w tym otwierania sobie drzwi, więc jako stróż była wręcz fenomenalna. Zamknięte drzwi nie stanowiły dla niej żadnego problemu o czym wielokrotnie mogli się przekonać panowie wykańczający nasz dom. Wierny stróż, opiekun ale przede wszystkim przyjaciel i najprawdziwszy członek rodziny.
A dziś jest
starowinką, do której rano podchodzę aby się z nią przywitać tak jak ona zawsze pierwsza przybiegała do mnie. Teraz ja ją wypatruję a kiedy wracam z pracy też od razu idę się z nią przywitać bo wiem, że czeka na mój powrót.
Czuje mnie już z daleka i nasłuchuje. Innym razem podniesie się leniwie i przyjmując postawę sędziwej matrony czeka aż do niej podejdę na tych moich dwóch nogach. Czasami mi się wydaje, że ją to bawi.
Jest nadal fizycznie sprawna i potrafi obcym napędzić stracha ale wiek
jednak robi swoje. A obecnie okazało się, że jeszcze jest świetnym psem pasterskim. Nadal dopisuje jej pogoda ducha i jakaś szczenięca potrzeba zabawy. A może ta bogata osobowość bierze się z jej wielorasowości właśnie? Wiem jedno, jej genetyczny mix stworzył wspaniałą istotę. I jestem ogromnie wdzięczna losowi, że nas ze sobą zetknął... a wtedy, tam w schronisku, może to właśnie ona wybrała nas? Dwoje dzieci, szczenię i nas syn może się porozumieli? Zrozumieli? Od pierwszej chwili pokochali? Bo od pierwszego dnia byli nierozłącznymi towarzyszami. A teraz mój syn jest dorosłym osobnikiem a ta nasza starowinka nadal go pilnuje i strofuje jak coś nie tak zrobi. Dla niej to nadal mały chłopiec, w końcu ona jest dużo starsza od niego. A starszych trzeba słuchać... ;)I miałam napisać zupełnie o czym innym, o przyjaźni psa z kotami a wyszło znów co innego... siedzę i główkuję jaki dać tytuł posta. Rozpoczynając artykuł miałam pisać zupełnie o czym innym... o suni, ale o czym innym i nie mam tytułu... nic nie przychodzi mi do głowy...
...może taki...?
Kocham Ją :)

Cute little doggie. Thank you so much for coming to visit my blog! Hope you have a nice Thursday.Susan
OdpowiedzUsuńI'm very glad to see you here. Greetings.
UsuńPrzepiękny post i wspaniała historia o życiu pięknej i tak kochanej istoty :) Ja też mam swoją 14-letnią babunię rasy mix, która rozkochała w sobie całą moją rodzinę :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Dostojny już wiek Twojej suni :)))))
UsuńWspaniała ta Twoja sunia, psy są bardzo kochane i niezwykle mądre. Każdy kto ma psa doświadcza jak są inteligentne, jak dużo rozumieją, jak są przywiązane do nas i jak bardzo bezinteresowne. Ta radość na powitanie każdego domownika jest bezcenna.
OdpowiedzUsuńSzczególnie ta bezinteresowność i ufność, prawda?
UsuńZ tematami do pisania tak mam, ale brak czasu wymusza na mnie skrótowość!
OdpowiedzUsuńW dzieciństwie bałam się psów- tak byłam wychowana. Teraz je uwielbiam i mam trzy:-)
dzięki za wspaniałą historię...
Aż trzy??? Ho ho to dzieje się w domu, oj jest wesoło :D
UsuńWszystkie psiule zasługują na miłość bo same obdarzają nas tą bezwarunkową
OdpowiedzUsuńJaki ma milutki pynio! To zdjęcie w czapeczce mnie po prostu tak rozczuliło, że aż mi łzy napłynęły do oczu. Pogłaski dla maleństwa.
OdpowiedzUsuńOby zdrówko jej dopisywało. Nasz Pongo przeżył 18 i odszedł cichutko w dzień moich urodzin. Końce są bardo smutne. Nie chciałabym abyś musiała nam kiedyś o tym napisać
OdpowiedzUsuń