Obserwatorzy

środa, 13 maja 2015

Nowy wybieg dla kóz

Każdego dnia przyglądając się mojemu podwórzowi nachodzą mnie ciągle te same myśli filozoficzne zapewne, ale ja jestem znana z nich. Jak wiele istot się od nas uzależnia, bądź my je uzależniamy, sprowadzając do siebie. Zwróciłam na to uwagę, kiedy po raz pierwszy okociła się kotka, potem kolejne wyszukując sobie różne miejsca... a to w psiej budzie, a to w kurzej budce... ale zawsze na naszej działce. Jak osiedlają się ptaki, budując swoje gniazda pod naszą strzechą i one wiedzą, że ich gniazdo nie zostanie zrzucone i zniszczone. Ale przede wszystkim rozczula mnie Melcia ze swoimi dziećmi.


Nie zapomnę jak pewnej wczesnej wiosny ubzdurało mi się, że Kociczka urodziła dzieci poza działką. Ileż nerwów! Jak ja się denerwowałam, że coś im się stanie, zastanawiałam się dlaczego tak zrobiła? Co spowodowało, że nie czuje się bezpiecznie na podwórzu? Próbowałam ją wytropić, siedziałam z nią do zmierzchu aby odnaleźć maluchy. Wiele długich wieczorów spędziłyśmy razem, ja już ziewając, Kociczka przymilając się do mnie i próbując zawrócić mnie z powrotem do domu. Lizała mnie, mruczała mi leżąc na kolanach... przez tyle wieczorów próbowała mi powiedzieć, że idzie na polowanie, żebym spokojnie szła spać, bo jestem zwierzęciem dziennym a ona nadal jest w ciąży.

Kiedy widzi mnie Melcia wracającą z pracy to meczy do nie i staje przy ogrodzeniu swojego wybiegu czekając niczym piesek na pogłaskanie po głowie. Dzwoneczek i Kacperek też z wolna zaczynają się na tyle oswajać, że udaje się je pogłaskać. Tak często Melcia siedzi sobie na trawie przeżuwając zieleninkę i spokojnie patrząc na harce swoich urwisów, nas kręcących się opodal i czuje się bezpiecznie. Jest matką,  troszczy się o nie i chce dla nich jak najlepiej, ale przecież sama niewiele może.


Jest uzależniona od nas. Kiedyś zastanawiałam się jak by żyły sobie zwierzęta, gdyby nie były hodowane przez ludzi? Miałyby lepsze czy gorsze życie? Wiadomo jest, że poprzez hodowlę jest zachowywany gatunek. W naturalnym środowisku ciągle byłyby narażone na niebezpieczeństwo, ale znów żyły by w sposób bardziej naturalny. Dwadzieścia tysięcy lat temu pierwszy pies stał się przyjacielem człowieka a przynajmniej zaczął z nim obcować. Niewiele osób wie, że drugim zwierzęciem, które oswoił człowiek była właśnie koza.

 Taki szmat czasu moi i Melci przodkowie żyją w jednej zagrodzie i Ona to chyba wie, a przynajmniej czuje. Czasami tak spojrzy na mnie, albo wręcz popatrzy mi w oczy, że mam wrażenie, jakby chciała mi coś telepatycznie powiedzieć. Jakby lepiej ode mnie wiedziała jak nasze gatunki są ze sobą zespolone, jak współpracują ze sobą i jak by na to nie patrzeć to razem pracują na podtrzymanie obu naszych gatunków i dbają o ogólny rozwój, nawet  jeśli  jedna ze stron może być pokarmem dla drugiej. W jej oczach widzę mądrość, rozwagę ale przede wszystkim spokój. Nie wiem co zrobimy z Kacperkiem, czy go wykastrujemy, czy sprzedamy aby mógł cieszyć się w pełni swoim dorosłym życiem, ale wiem, że Melcia patrzy na to zupełnie inaczej niż ja, ja jestem pełna wątpliwości i sprzecznych emocji. 
Nowy wybieg jak widać jest gotowy, z podwójną siatką bo okazało się, że oczko głównej było za rzadkie dla maluchów i bez większych problemów wyłaziły. Tutaj i Melcia może sobie swobodnie chodzić bez swojego srebrnego łańcuszka. 
A to jeszcze fotka (po lewo) z ostatnich wybryków maluchów na otwartej przestrzeni. Dobrze, że ich uwagę zwróciła kupa gałęzi na ognisko. Ale podczas swojego nygusowania udało im się złapać główki tulipanów... oooo! Zdenerwowałam się. Wtedy to właśnie przerwaliśmy wszelkie prace i zabraliśmy się za mały wybieg na terenie działki. A teren wcale nie jest mały, taki w sam raz dla naszych diabełków. Widzę, że Melcia nie ma ochoty na bieganie i skakanie, raczej jak przystało na prawdziwą matronę preferuje spokojne przeżuwanie leżąc wygodnie na trawie bądź przechadzając się jedynie w poszukiwaniu co smaczniejszych kępek trawy. I niby Melcia nie ma nic do powiedzenia ale ,,w kupie siła" i przecież zostało wymuszone na nas przerwanie prac aby wykonać inne na rzecz koziołków. Ale myślę sobie, że to jest po prostu to naturalne, wspólne życie, które wymusza na obu stronach pewne działania aby można było razem funkcjonować. A Melcia chętnie korzysta z wszelkich naszych wynalazków, szczególnie jej pasują słupki pod ogrodzenie z olch... na razie je okorowuje, swoją drogą już wiemy, że jak będziemy potrzebować jakiś słupek okorować to go po prostu damy kózkom. 
Miał to być post ogólny o podwórku i jego mieszkańcach, nawet pierwotnie wstawiłam na początku fotkę Suni z kotem... ale widząc jak temat kręci się głównie wokół kóz... znów... to pozmieniałam i niech będzie to kolejna opowieść o nich. A o nich można ciągle i ciągle mówić... przynajmniej na razie, póki są małe i takie radosne, żywiołowe, spontaniczne... na ich tle widać wyraźnie jak Melcia wydoroślała i spoważniała. Taka duża, dorosła koza. Nadal kochana, bo to nasza Melcia, moja pierwsza w życiu kózka, gatunek stworzenia, który kochałam miłością wielką i dojrzałą od dziecka bo wiedziałam, że nie mogę mieć w bloku. Moja Melcia...
 Melcia czerwiec 2012 r.

A teraz jest mamą... i koło po raz kolejny zatoczyło swój krąg istnienia.


15 czerwca 2018 r. Uwaga!

Ogrodzenie tego wybiegu nie sprawdziło się.  Kupiliśmy wtedy leśną siatkę czy coś w podobie i oczka były na tyle duże, że maluchy wychodziły przez nie, a pale wbite w ziemię i tak nie utrzymały oporu przed drapiącymi się o siatkę kozami w dodatku kilkakrotnie trzeba było oswobodzać (release the goat horns) rogi bo wsadziły głowę przez siatkę i potem wyjąć nie mogły.


36 komentarzy:

  1. Ale śliczne te kózki!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozrabiają wprost proporcjonalnie do swojej urody :)))

      Usuń
  2. pięknie opisałaś :) pomyślcie o rozdzieleniu koźląt ,żeby nie było niemiłej niespodzianki ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak widać wszystkie stworzenia lgna do Ciebie i Twojego domostwa wyobrażam sobie jak to musi cieszyc, zwłaszcza,że wczoraj w sadzie-sadziku przystawiałam ucho do budki lęgowej, w której chyba wykluły sie ptaszki i tak cichutko kwiliły i świszczały a my z meżem bylismy cali w skowronkach, wcześniej widywalismy tam chyba wróbelka jak wystawiał łebek wylatywał i wlatywał i nie myslelismy, że tam bedą małe i radość wielka...:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest cudowne uczucie, kiedy nasz świat współgra z naturalnym :)))

      Usuń
  4. Kozy coraz większe i piękniejsze,ładnie skubią gałązki. Pewnie rozrabiają dalej.
    Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczne są i tyle, a że rozrabiaki....widać, że bardzo o nie dbasz.
    To ostatnie zdjęcie Melci cudne, pięknie oświetlone.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko kiedy uda mi się zrobić dobre zdjęcie bo mam najprostszy aparat taką jednorazówkę, czasami się uda :) Pozdrawiam

      Usuń
    2. To nie aparat robi zdjęcie i nawet drogi sprzęt nic nie pomże jak się nie ma oka, a ty go masz.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Powinno być je ...a nie go...oczywiście.

      Usuń
    4. Dziękuję Ci bardzo, taka ocena z ust wyśmienitego fotografa jest naprawdę budująca :))))

      Usuń
  6. Widać, że kózki nadal niepokorne :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie słodkie te Twoje kózki. Niech im służy nowy wybieg.
    Uściski dla Ciebie i pogłaski dla Melci i maluszków:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mieliśmy kozy po 1945 roku . Pozdrawiam-;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakie te kózki urocze i jakie szczęśliwe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie małe rozrabiaki...

      Usuń
    2. la verdad que muy bonito..un saludo desde Murcia...

      Usuń
    3. la verdad que muy bonito..un saludo desde Murcia...

      Usuń
  10. Swietne opowieści z Waszego podwórka. Zwierzęta znają się na ludziach i do dobrych bardzo się przywiązują:)
    Miłego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, dzisiaj nawet, mijałam obcego kota, który położył się na mojej drodze i mruczał do mnie, kiedy go mijałam... wiedział, że nic mu nie zrobię :))) Pozdrawiam :D

      Usuń
  11. A wiesz, ze ja też ostatnio myślałam, że dla zwierząt domowych jesteśmy panami ich życia i śmierci... Zresztą dla niektóryh dzikich też, wystarczy przypomnieć sobie myśliwych. Myślę, że na wolności nie miały jedzenia i bezpieczeństwa, tylko wolność, ale te, urodzone na naszych podwórkach przecież nie mają pojęcia o wolności. Mnie najbardziej rozwala, kiedy ludzie pozwalają rozmnażać sie swoim zwierząt, a potem całe mioty kociąt czy piesków skazują na śmierć :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat człowieka, planeta człowieka... niestety nie umiemy się planetą dzielić :( Pozdrawiam, bardzo dziękuję za tak interesującą wypowiedź :)))

      Usuń
    2. Świat człowieka, planeta człowieka... niestety nie umiemy się planetą dzielić :( Pozdrawiam, bardzo dziękuję za tak interesującą wypowiedź :)))

      Usuń
  12. Witaj. Od jakiegoś czasu stałam się niespodziewanie właścicielką kozy i Twój blog czytam sobie jako lekturę obowiązkową ;) Tyle ze z większą przyjemnością ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Cię widzieć, zapraszam :) Awatarka masz cudnego :))))

      Usuń
    2. Ha ha ha. Od razu wpadł mi w oko.

      Usuń
  13. Ale jakie piękne są te diabełki! Śliczne maluszki :) Dobrze, że mają swój kącik na podwórku w postaci wybiegu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Niby kozy są niekłopotliwe a ciągle coś i ciągle coś... Pozdrawiam i dziękuje za odwiedziny :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Trudno byloby zyc bez zwierzat. Uwielbiam czytac o Twoich kozkach:)

    OdpowiedzUsuń