Obserwatorzy

sobota, 30 sierpnia 2014

W ,,ostatnim zaścianku polskim"

Nie zrażona brzydką pogodą, nie dałam się zamknąć w czterech ścianach mimo  deszczu, chłodnemu powietrzu i przysłowiowej pogodzie ,,pod psem" , wybrałam się na wycieczkę w miejsce,  które oczarowało mnie już przy pierwszych odwiedzinach. Klimat tego miejsca jest ... a niech każdy sam go oceni.
Tak, tak...będzie o kolejnej mojej miłości ale o nich najłatwiej mi się pisze... W dodatku jak gdzieś zapodziało nam się lato i obecnie mam za oknem najprawdziwszą jesień z mgłą i szarościami świata. Niestety brzydka aura owego dnia będzie widoczna na fotkach ale miejsce ma tak zjawiskowy klimat, że mam nadzieję, że i tak będzie on widoczny. Wracając do wzniosłych uczuć jakie kierują naszą zwykłą codziennością to często zastanawiam się jak bardzo pojemne jest to nasze ludzkie serducho i jak ono sobie to wszystko układa. Parę lat temu. W ramach zwiedzania polskich zabytków trafiliśmy na skansen i Muzeum Architektury Drewnianej Regionu Siedleckiego we wsi Starej Suchej, dla jednych na Mazowszu dla innych na Podlasiu, na pewno współcześnie w województwie mazowieckim, w powiecie węgrowskim.  A w nim stoi właśnie moja miłość. A mianowicie modrzewiowy dworek pierwotnie siedziba rodu Cieszkowskich. Nasza burzliwa narodowa historia nie oszczędziła go również i szczęśliwie odbudowany został przez obecnych właścicieli państwa Marię i Marka Kwiatkowskich, którą ich  własną miłość do tego miejsca, poczułam i wchłonęłam tak mocno, że sama ukochałam.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Cukiniowe piękno

Było o ptaszkach, o kwiatkach a nawet o drzewach i całym lesie, o zwierzaczkach domowych i dzikich... czas więc na warzywnikowe zakątki. W dodatku, kiedy pora jest ku temu odpowiednia. Nawet moje dzieciaczki chętnie przyłączają się do prac i ochoczo zbierają dary natury, które udało nam się wyhodować.  To jest chyba taka konkretna praca, której widzą efekt, wkładając do koszyka albo bezpośrednio do buzi w przypadku małych pomidorków koktajlowych czy malin i jeżyn nie wspominając o wiosennych porzeczkach i truskawkach. Potem przynosząc do domu i często uczestnicząc w ich przyrządzaniu. Uwielbiam te nasze wspólne zbieranie i kucharzenie bo dzięki temu dzieci uczą się skąd biorą się owoce i warzywa, jak rosną i ile czasu na to potrzeba. Za jednym zamachem dowiadują się nie tylko, że jedzenie kupuje się w sklepie ale przede wszystkim szacunku do niego. A to jest chyba w dzisiejszych czasach najważniejsze.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Lecie trwaj !


 
Intensywne koszenie trawy, szczególnie po tych obfitych opadach, które na pewno były konieczne po lipcowych upałach. Sadzenie, przesadzanie, przycinanie i pielenie. Po raz kolejny doceniłam zwykłą taczkę, rękawice, sekator i łopatę... jak to nie wiele potrzeba do prawdziwego szczęścia człowiekowi. Pracując na działeczce myślałam sobie, że jak w większości ogrodach tak i u mnie jest obecnie ten przejściowy czas pomiędzy dwoma porami roku. Ogród przepełniony roślinnością  ale jedne kwiaty już przekwitają i lada dzień będę je porządkować a inne dopiero szykują się do rozkwitu i na razie stoją ,,nieme" czekając na swój odpowiedni moment. Przynajmniej w moim ogrodzie widać jak czas na chwilę ,,zatrzymał się" zastygając w oczekiwaniu na kolejne kwitnienie roślin.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Kocham Ją :)

Im więcej piszę artykułów tym więcej mam zaległych tematów. Nie wiem skąd się to bierze? Coś czuję, że nie trzymając się jednego wątku tematycznego, nawiązuję do innych i tym samym otwieram kolejne ,,furtki". Zaczynam się czuć jak w jakimś labiryncie myśli, odczuć a przede wszystkim  słowa. Albo tak bogata jest moja szara codzienność? W każdym razie dziś będzie znów o czymś innym, chociaż nie nowym. Będzie o mojej starowince suni, którą często w necie nazywałam Piękną, ponieważ jest dla mnie piękna. Rasa Mix jak to określono w schronisku na Paluchu w Warszawie te ładnych naście lat temu. Mój pierwszy pies w życiu, chociaż jak większość dzieci już w dzieciństwie marzyłam o posiadaniu psa. Ale w naszym domu obowiązywały pewne zasady i o psie nie było mowy. Może i słusznie? 

niedziela, 17 sierpnia 2014

Mój dziki zakątek

O litości znowu pada! A ledwo co zdążyłam ułożyć sobie dzisiejszy, czyli sobotni, plan prac podwórkowych i podzielić się nim ze starszym synem. Tutaj nie ma tak, że pokropi czy przeleci chmurka. Tutaj jak zacznie padać, tak padać potrafi z kilka dni, a nawet tygodni. Wielokrotnie już martwiłam się tymi przedłużającymi się opadami czy aby las ,,nie zgnije" Tak, tak, nie ma co się śmiać. Tu jak ,,kropi" to ciurkiem. Czasami zrobi przerwę na krótką chwilę co by pewno pognać po kolejną dostawę wodnej chmurki i na powrót leje... Ale jest  ktoś,  kto  bardzo jest rady z tych opadów :) 
A mianowicie mieszkańcy stawu na działce. Z każdą kolejną dostawą wody przestrzeń ich znacznie powiększa się i żyjące w nim stworzonka są wręcz przeszczęśliwe. Ach te kompromisy naszej planety, zawsze ktoś się smuci a ktoś się cieszy... I o moim stawie i jego okolicy będzie dzisiejsza opowieść...


sobota, 16 sierpnia 2014

Spacer po ogrodzie miłośników przyrody

Pogoda dopisuje -źle bo za gorąco i za duszno, pada też niedobrze. Nam chyba ciężko w tej sprawie dogodzić. Ostatnimi czasy pojawił się kompromis pogodowy aby w nocy padało a w dzień było pięknie i słonecznie... Pracownicy nocnych zmian nie będą z tego zadowoleni ani wypoczywający pod namiotami, warto też wspomnieć o miłośnikach rozgwieżdżonego nocą nieba. Rolnicy na pewno też nie, ponieważ aby zakończyć żniwa, potrzebują zboża bardzo suchego, schnącego przez dobre parę dni jak nie tygodni. Najlepiej by było gdyby co kilka...kilkanaście... dni popadał deszcz... tylko w który dzień roboczy, bo przecież nie w weekendowy? Znów ktoś na jakimś wyjeździe chciałby aby popadało w dzień weekendowy i podlało za niego ogród czy co tam potrzebuje. Ale zakładając, że co kilka dni samo by podlewało nasze uprawy, sady, ogrody i lasy to pewien kompromis mógłby być, tylko czy Matce Naturze chciałoby się jeszcze z jakimś grafikiem użerać? Ale nie o tym chcę napisać, ta refleksja zrodziła się wczorajszego dnia, kiedy moje plany rowerowe wzięły w łeb właśnie przez ulewę jaka przeszła nad okolicą. Nawet Melki nie zdążyliśmy zabrać do szopki musiała się posiłkować gęsto rosnącymi krzewami. Ale była w towarzystwie innych kóz sąsiada, więc można powiedzieć, że miała, pierwszą, prawdziwą i jakby to rzec samodzielną przygodę kozy-skauta. Ale to tylko refleksja  była. Dziś chciałabym znów zaprosić do swojego ogrodu...

środa, 13 sierpnia 2014

Kocham lato!

Rok rocznie tak na wysokości połowy sierpnia zaczynam odczuwać początek schyłku lata. Niby jest gorąc, niby wysoko świeci słońce a dni są nadal długie, śpię przy rozwartych drzwiach balkonowych albo nawet przenoszę materac  na sam zadaszony balkon. Oczywistym jest, że to pełnia lata właśnie trawa, ale gdzieś tam w głębi siebie mam jakieś takie odczucia, że lato z wolna zaczyna przemijać... Czy też tak macie? Zaczynam wpadać w jakąś duchową panikę spowodowaną zwykłym najzwyklejszym w świecie buntem przeciwko temu zjawisku - przemijalności, na które absolutnie wpływu nie mam... no w sumie mam. Mogę na początku września przenieść się gdzieś do ciepłych krajów i jakby to rzec napawać się nadal latem według swego uznania. Skąd ten bunt? Może spowodowany jest tym, że właśnie teraz jest najpiękniej?

sobota, 9 sierpnia 2014

Skąpany deszczem las

Dochodząc do lasu słychać już ptaki. Ale to co mnie zawsze dziwi, to pojedyncze brzemienia a nie szczebiot jak by się spodziewało w tym miejscu. Las zawsze kojarzył mi się z miejscem ptasich gniazd i z ogromną ich ilością. A tu panuje cisza. Nim się w nim znalazłam sikorki oznajmiły moje nadejście swoim charakterystycznym dźwiękiem ostrzegawczym. Zaraz po deszczu słychać jak las żyje. Drzewa łapczywie ciągną wodę nawet najmniejszymi listkami. Wokoło słychać przede wszystkim rytmiczne kap, kap...kap kap... Gdzieś w oddali dzięcioła zaciekle stukającego w drzewo, ale przede wszystkim spadające krople deszczu z listka na listek, płynące po gałązce i opadające na leśną ściółkę.
Przystając na chwilę aby zerwać dojrzałe już jeżyny można usłyszeć przebiegające wśród listowia małe zwierzątka.  Dojrzeć zgrabnie zsuwającego się pajączka po swej nici do opuszczonej przez deszcz pajęczyny utkanej gdzieś pośród cieniutkich gałązek. Czasami chlupnie kropla w kałużę na ścieżce przerywając rytmiczne kapanie. A kiedy z lekka zawieje wiaterek kropelki opadają szybciej jakby grał na leśnym instrumencie. Kropelkowa muzyka rozbrzmiewa raz szybciej, raz wolniej... szybciej... wolniej... jak akurat wiaterek zawieje. Kap,kap...kap,kap,kap...kap,kap,kap...


wtorek, 5 sierpnia 2014

Pomocnik gospodarczy

Już nie pamiętam od kiedy zachwycały mnie odnawiane meble, z ciekawością przyglądałam się wszelkim pracom i ich efektom. Wielokrotnie zastanawiałam się czy samemu się czymś takim nie zająć, ale zawsze brakowało jak nie czasu to odpowiedniego do tego materiału. Biorąc pod uwagę, że skoro podoba mi się natura sama w sobie, to więc i te drewniane meble też mają swój niepowtarzalny dla mnie  urok i jakoś tak nie widziałam siebie z pędzlem i zamalowywaniem drewna jakąś farbą. Podejście to, wcale nie przeszkadzało mi  jednak w podziwianiu cudzych prac i zachwycaniu się wielokrotnie nowym życiem mebelka czy zaskakującą jego metamorfozą. Chociaż nie sięgałam po nie, kiedy nadarzała się okazja do kupna  nawet wtedy gdy mi pasowały. Jakoś tak malowane drewno i ja chadzało różnymi ścieżkami. Kompromis chęci i oporu do przemalowywania drewna przyszedł sam niespodziewanie. Może właśnie dla tego dnia i dla kogoś tak opornego jak ja wymyślono takie meble? W każdym razie trafiły do mnie  mebelki z płyty wiórowej z okleiną, typowo biurowe w kolorze czarnym i kiedy ta czerń zaczęła mi przeszkadzać to zaczęłam się im bacznie przyglądać pod kątem właśnie jakiejś przemiany, która wszystkim nam by wyszła na dobre. Zagłębiłam się raz jeszcze ale tak dogłębniej  pod kątem technicznym w owej tematyce i postanowiłam spróbować.

piątek, 1 sierpnia 2014

Różana odyseja

 Nim przegoniła mnie burza, swoją drogą bardzo ładnie z jej strony, że nim uruchomiła pompę, to po grzmiała i pobłyskała na niebie informując co bystrzejszych aby się ze swoją pracą na dworze streszczali, zdążyłam zwrócić uwagę, że dość często zajmuję się przycinaniem róż i z lekka przystrzyganiem ich. A kiedy postanawiam się tym zająć to spędzam na tej czynności zadziwiająco sporo czasu jak na kogoś, kto podobno nie ma ogrodu różanego a moje pomocnicze wiaderko po farbie i to wcale niemałe, zapełnia się przekwitłymi pąkami. Zawsze mam dylemat czekać aż krzew sam podsuszy przekwitły pąk czy samemu usuwać. Zajęło mi trochę czasu zanim drogą obserwacji jak robi to sam krzew, w miarę prawidłowo zaczęłam je usuwać, ale nie wiem czy to pozytywne działanie, czy jednak szkodzę roślinie przerywając jak by nie było jej naturalny proces usuwania przekwitłych pąków? W każdym razie...