Obserwatorzy

wtorek, 31 marca 2015

Wiosna w lesie i moje zaczytanie

W związku z brzozami i do lasu się wybrałam, bo pierwotny post o nich miał wyglądać zupełnie inaczej. Temat zagajnika nieoczekiwanie wypłynął sam, podczas pisania postu. Wszędzie szukam wiosny więc dlaczego nie miałabym poszukać jej w lesie? W dodatku, że rozpoczęłam blogowy cykl leśny. Dwa w jednym!. A nawet trzy w jednym bo miało być też o brzozach. Poszukiwanie wiosny w lesie i leśny temat sam się pisze... A niedzielna pogoda była bardzo ładna. Może troszkę chłodniej ale ogólnie słonecznie. Przepiękne było też błękitne niebo z puchatymi chmurami. Oj dawno dawno ich nie widziałam. Ciągle tylko zachmurzone niebo, albo bezchmurne w szarościach wiszące nad światem. Tego dnia było naprawdę piękne. Ale o brzozach już było, pozostały tylko fotki z ich udziałem.

poniedziałek, 30 marca 2015

Zagajnik

foto z dzisiejszego dnia
Wiem, że zalegam z pewnymi tematami tudzież wieściami podwórkowymi ale dziś znów będzie o czymś innym. Jestem tak stęskniona wiosny, ciepła, słońca... że uciekam z domu jak się tylko da i tematyka postów sama się jakoś tworzy. Gdy tylko wstaję, maszeruję do łazienki jak przeciętny człowiek z rana, a tam z okna wita mnie widok brzózek pięknie błyszczących w promieniach wstającego dnia. Prócz pięknej, charakterystycznej kory na pozór niewiele mają do zaoferowania ze swojego wyglądu. Smukłe, cienkie kijki lub słupki, ani nie kwitnące okazale ani nie przebarwiające się spektakularnie jesienią a mimo to są częstymi postaciami w wielu bajkach, szczególnie ludowych. Moją ulubioną bajką z ich udziałem, jest  ,,Brzozowa babuleńka" A. Ch. Andersena. Nie będę o niej opowiadać, bo jest to szczególna bajka, którą trzeba przeczytać samemu, ponieważ każdy w niej odnajdzie swój własny  sens i morał. Wymaga cierpliwości i skupienia podczas czytania bo łatwo się zagubić ale warta poświęcenia jej czasu dla jej ponad czasowości. W każdym razie dziś postanowiłam napisać o brzozach. O tych naszych starych, poczciwych drzewach, które należą do grupy  najstarszych drzew jakie obecnie rosną na naszej planecie, mimo tego, że ich czas życia jest dość krótki, bo przypada na około 60 lat. 

sobota, 28 marca 2015

Po wiosennej burzy

Wczoraj zaliczyliśmy pierwszą, wiosenną burzę. Po grzmiała krótko i poszła dalej oznajmiać koniec zimy. Za to pozostawiła za sobą istne urwanie chmury... lało!! Rzadko kiedy mam okazję stojąc na zadaszonym balkonie słyszeć uderzenia deszczu o ziemię. Waliło niczym w bębny. Deszcz wyczekiwany przez wszystkich. W czwartkowy wieczór już ciutkę pokropiło a na wieczór zrobiło się cudownie ciepło. Mimowolnie zawróciłam od drzwi wejściowych i usiadłam na ławeczce pod domem aby posiedzieć i poczuć to ciepełko. Zrobiło mi się tak dobrze na duszy, że nawet nie patrzyłam czy niebo jest rozgwieżdżone. Po prostu siedziałam i czerpałam radość z chwili.
Z przyjemnością popracowaliśmy  z mężem dłużej przed domem  przy sztucznym oświetleniu, ale o tej pracy będzie innym razem. Sprawiało nam ogromną radość siedzenie na dworze. Tak miło i ciepło, bezwietrznie... Ale tego wieczoru, kiedy już wokoło było ciemno, zwróciło mą uwagę to, że ptaki nadal trelowały, głośno, radośnie i w większej ilości. Na ogół o tej porze słychać było tylko pojedyncze dźwięki. One wiedziały, że nadchodzi burza...

poniedziałek, 23 marca 2015

Różności z pierwszego grabienia

Tak naprawdę nie wiem czemu uwzięłam się z pisaniem na temat sobotniego grabienia w dodatku skupiając się na zupełnie innych rzeczach niż same grabie. Pamiętam, że jak przychodził czas na nasze działkowe sianokosy to też łapała mnie jakaś fascynacja pracami polowymi i dzierżąc aparat w pogotowiu  pstrykałam wszystko co się ruszało albo raczej chociaż na chwilę zatrzymywało się i miałam potrzebę o tym mówić. To musi być jakaś kolejna pozostałość z wakacji na wsi, gdzie rok rocznie spędzałam każde dwa letnie miesiące i jak najbardziej uczestniczyłam w różnych pracach. Musiało się jakieś wiejskie nasionko zadomowić w mojej podświadomości i daje o sobie znać przy podobnej sytuacji, nawet najmniejszej. Zimową porą to jakoś tak... musi mnie coś zachwycić aby zrobić zdjęcie, od wiosny  za to pstrykam wręcz byle czemu. Coraz więcej  budzi się wierzb ze snu zimowego. Bardzo lubię te puchate kuleczki, te są  na tle sobotniego poranka.

sobota, 21 marca 2015

Nasze wiosenne grabienie


Pewnie wiele będzie ogrodniczych postów w dniu dzisiejszym. Wiele osób specjalnie tworzy na taką okoliczność pierwszego dnia kalendarzowej wiosny, ja nie przywiązuję większej wagi do takich dat, dziś jest to raczej z przypadku i różnych okoliczności jakie mnie spotkały. Po pierwsze jest to pierwsza sobota od dłuższego już okresu, kiedy jest ładna pogoda. Drugie będzie później... jak zacznę o wszystkim i na raz to upichcę groch z kapustą z nutą goryczki zagubienia, popieprzone większą lub mniejszą dozą chaosu. Marne szanse aby było do przełknięcia. Więc po kolei...
Dziś jest dzień otwarcia sezonu ogrodniczego z dużą pompą i fanfarami ptasich śpiewów zainaugurowane wielkim wiosennym grabieniem. A grabienia jest rok rocznie sporo mimo tego iż z każdym rokiem staram się zmniejszać obszar do tego typu prac ale zwierzęta mieszkające ze mną w pewien sposób wymuszają na mnie różnego rodzaju przestrzeń zieloną dla siebie. Dziś zaczęło się dość niewinnie ponieważ prognozowano opady, dlatego wstałam skoro świt i po pewnych czynnościach gospodarskich zabrałam się żywo za grabienie, aby padający deszcz nawodnił pięknie przeczesane grabiami tereny ,,nisko rosnącej zieleni"  bo ciężko to nazwać trawnikiem.

wtorek, 17 marca 2015

Przedwiośnia czas...


- Ach jak ja tęsknię za prawdziwą wiosną... - Pewnego dnia westchnęłam do męża w silnym impulsie podzielenia się moimi rozterkami i duchową tęsknotą. 
On, na te słowa  zbaraniał. Swoim wymownym wytrzeszczem oczu dał mi do zrozumienia, że zastanawia się przez chwilę, czy ja aby w jakimś równoległym do jego świata nie istnieję a on ma ze mną kontakt przez klasyczny portal jedynie bądź jestem projekcją jego umysłu.
Ale co to jest ta prawdziwa wiosna? Śniegu nie ma, mrozu nie ma, świeci słońce, ptaki przylatują, codziennie rano oglądam parę kaczek przelatujących nad moją działką pozostawiając mnie z nieodpartym wrażeniem, że są one stałymi gośćmi mojego stawiku. Każdego ranka wychodzę na taras posłuchać ptasiego ćwierkolenia... więc czemu to nie jest prawdziwa wiosna? 

sobota, 14 marca 2015

Nasze dekoracje wielkanocne / Our Easter decorations

Od pewnego czasu obserwuję wielkie poruszenie w przygotowywaniu przeróżnych ozdób wielkanocnych na zaprzyjaźnionych blogach. Kibicuję wszystkim ,,zręcznym rączkom". Ale może to mnie natchnęło aby pokazać co nas głównie skupia od kilku już lat tuż przed świętami? 
Pewnego razu trafiły do mnie dwie magiczne książki z kolorowymi ilustracjami na temat carvingu i tak się zaczęła nasza zabawa. Daleko nam do bardziej złożonych prac bo tworzymy tylko od święta z braku czasu i pewnie też talentu nam trochę brakuje, ale nieustająco nas to zajmuje i bardzo nam się podoba. Książki przedstawię w kolejnym poście na ten temat, a dziś przybliżę samą metodę, bo może ktoś, tak jak my, zechce przystroić stół wielkanocny. Carving jest  sztuką rzeźbienia  warzyw i owoców oraz tworzenia z nich płaskich lub trójwymiarowych dekoracji. W tradycji tajskiej najczęściej tworzy się motywy roślinne, czasem zwierzęce. Popularne są także dodatkowe ozdoby w postaci liści lub gałązek.

wtorek, 10 marca 2015

Taboretowy kwietnik

Z fancuskiego  tabouret – rodzaj mebla  służący do siedzenia. Najprostszy składał się z deski siedziskowej podpartej trzema lub czterema drewnianymi  nogami. Druga jego nazwa to stołek. Taborety mogą składać się z przeróżnych materiałów o różnej finezyjnej budowie i kształtu. Nie znam genezy powstania taboretów, pewnie swe początki bierze z chłopskiej chaty, gdzie zdolny wieśniak bez szkoły zbił sobie pierwszy na potrzeby własne albo kogoś bliskiego. A bogaty, wykształcony dojrzał, pomyślał i zbił na nim majątek.
Tak też nie mam zielonego pojęcia jak ten taboret przetrwał do dnia dzisiejszego. Wiem natomiast, że jest to stołek z mojego dzieciństwa... mojego i brata...prawdopodobnie jest to stołek naszej mamy... czy z jej dzieciństwa? Tego nie wiem. Bliźniaczy taboret stał jeszcze do niedawna w domu babci, więc pewnie stamtąd go mama przywiozła. Wiem za to, że ten stołek w moim życiu był od zawsze. Odkąd sięgnę pamięcią to gdzieś stał. Miał swoje wzloty i upadki w dziejach naszej burzliwej, rodzinnej historii ale był pełniąc przeróżne funkcje.


niedziela, 8 marca 2015

Przyleciała do mnie wiosna

Dziś był wspaniały poranek. Z samego rana, gdy tylko wstało słońce obudziły mnie dobrze mi znane i od jakiegoś czasu już wyczekiwane odgłosy sąsiedzkie. Państwo Szpakowińscy powrócili do swego gniazda tuż za moją ścianą. Od razu prężnie zabrali się za porządki. Stanęłam przy drzwiach balkonowych aby stęskniona ich widoku nacieszyć duszę i sąsiad nawet przysiadł na momencik na kolumnie balkonowej i wydał kilka dźwięków powitalnych, ja widziałam tylko przez szybkę ruszający się dziobek i powrócił szybko do swoich zajęć. A pracy przed nimi wiele... I rzeczywiście ona ostre rewolucje porządkowe robi w środku a on lata w te i we wte nie wiem z czym, nie wiem za czym bo jeszcze niczego w dziobku nie znosi, ale kilometry w rundach robi. Przynoszenie gałązek i patyczków, suchych traw to będzie później. Imponująco wygląda to z kuchennego okna jak leci taki mały ptaszek  z dużo dłuższym patyczkiem od siebie. Wtedy uwijają się jeszcze szybciej... Dziś me serce radują dźwięki dochodzące z ich gniazda pod naszym wspólnym dachem.

wtorek, 3 marca 2015

Powiew morza zaklęty we flakoniku


Tym razem będzie nietypowo. 
Podczas czytania najnowszych postów w ulubionych blogach natknęłam się dzisiaj
 na ciekawe aranżacje w stylu folk u Ani K ( inspiracje w moim mieszkaniu ). 
Post przypomniał mi o moim własnym pomyśle na pamiątkę.
 Zrobiłam ją kilka ładnych lat temu i do dziś stoi w widocznym miejscu i cieszy moje oczy. 
Za każdym razem wśród różnych pamiątek znad morza 
również niezamierzenie  przyjeżdżał z nami piasek z plaży w torbach podróżnych.
 Nie ważne jak się otrzepywaliśmy podczas pakowania zawsze był.
 Ten piasek w bagażu za każdym razem wprawiał mnie w pewną nostalgię
 i bolesne kłucie w sercu, że coś się skończyło, że coś jeszcze niedawno dostępne
 i takie codzienne spacerowanie po plaży czy siedzenie na niej, jest już rzeczą nieosiągalną. Bolesne to było zderzenie z rzeczywistością... powrotem do codzienności. 
Mimo przywożenia wielu przedmiotów ten piasek mnie dręczył. 
Któregoś razu postanowiłam również przywieść go jako pamiątkę. 
Całość wykonałam już w domu po powrocie aby w pewien sposób dokonać ceremonii zakończenia moich duchowych rozterek. 
Pomogło. 

niedziela, 1 marca 2015

Jajko równa się szczęśliwa kura

Ogromnie się cieszę, że dzień wstaje coraz wcześniej, bo coraz krócej na niego czekam.  Mam wrażenie, że wraz ze mną i koguty wypatrują pierwszych smużek porannego brzasku wpadającego leniwie do ich kurnika przez małe okienko. Niekiedy, co mniej cierpliwe pieją jeszcze przed świtem. Może nawołując słońce? Tego się nie dowiem, ale często słyszę je leżąc sobie jeszcze w łóżku i zastanawiając się czy wstawać czy jeszcze próbować leżeć aby nie zakłócać panującej jeszcze ciszy w domu. Rozbrzmiewające pianie już od godziny piątej napawa mnie ogromną radością bo to nie jest zwyczajne pianie,  to jest pianie moich własnych kogutków i to ogromnie raduje moje serce.