Obserwatorzy

wtorek, 31 maja 2016

Po prostu jestem

Kiedy tutaj przyjechaliśmy, nasza działka była równo skoszoną dziką łąką pełną owadów i malutkich jaszczurek. Z braku systematyczności i odległości do niej, raz dwa trawy porosły do pasa. Brak drzew i rosnące samosiejkowe brzózki, olchy i wierzby z wolna zaczęły górować nad tym naturalnym terenem kołysanym przez podmuch wiatru. Słuchając świerszczy i innych owadów, z nutą tęsknoty zastanawiałam się, kiedy i za ile lat byłyby wstanie osiedlić się na tym terenie ptaki? Ile czasu potrzebują najpospolitsze drzewa do osiągnięcia wymagających przez nich wysokości, wielkości, masywności? 
Nie marzyłam... nie roztaczałam swych wizji, po prostu byłam. Byłam w tym miejscu, o tym czasie i obserwowałam... Przyglądałam się mieszkańcom tego terenu i słuchałam tak zwanych odgłosów przyrody. Dla mieszczucha żyjącego na co dzień w hałasie wielkiej metropolii miejsce to było relaksem i odprężeniem, jeśli tylko pozwalała na to jego własna, wewnętrzna natura. Po prostu byłam...

piątek, 27 maja 2016

Na ratunek rododendronom

W tym sezonie moja głowa skupiona jest na pieleniu rabat, których przybyło w poprzednim sezonie i na rozsadzaniu roślin już zadomowionych. Dopiero sadzę cebule mieczyków, o których zapomniałam i nadal czekają nasiona kwiatów jednorocznych. Moja głowa myśli o czym innym, ale to chyba prawidłowo? W końcu jak się ciągle sadzi, kupuje rośliny i znów sadzi... to musi przyjść taki sezon, w którym trzeba poukładać w tych rabatach i zrobić taki konkretny przegląd dlatego w tym sezonie raczej mało będzie zdjęć samych kwiatów kwitnących, ponieważ są one już zaprezentowane i omówione w poprzednich latach bloga. 

poniedziałek, 23 maja 2016

Chwilo trwaj...

Maj... Miesiąc z najkrótszą nazwą a kojarzy się z tak ogromną ilością rzeczy, chyba jako jedyny ze wszystkich pozostałych miesięcy. Jednym kojarzy się z miłością bijąc na głowę lutowe walentynki, drugim z bzami, ukwieconymi sadami... jeszcze innym z polem żółciutkiego rzepaku, śpiewem ptaków, piskiem piskląt w gniazdach... naturalnym przyrostem ptactwa podwórkowego... z koszeniem traw, z majowym, długim weekendem, z grillem, uroczystościami komunijnymi...
Mnie kojarzy się z ciszą i spokojem. Całą zimę czekam na wiosnę, przedwiośnie cieszy ale to jeszcze nie to, ta pogoda zmienna raczej gra mi na nosie bądź nęci czymś jeszcze dalekim i nieosiągalnym w swej stałości, wczesna wiosna to kolejny etap tego czegoś upragnionego i wyczekiwanego ale nadal skacząca temperatura raczej drażni niż cieszy i wreszcie pojawia się maj... pomijając zimną zośkę jest tym czymś, na co czekałam i czego wypatrywałam. Jest! Przyszło! I trwa!. Czas przyjemnego ciepła, słonecznych dni i ciepłych nocy, lekkiego odzienia, dłuższych dni, ciepłych poranków. 

niedziela, 22 maja 2016

Kiedy okolica śpi i apel ,,Na ratunek pszczołom"

Jest 23 z minutami. Wyszłam na taras z lapkiem... jak tylko wyszłam to blady krążek księżycowy schował się za chmury i udaje, że go nie ma. Rozejrzałam się  po otaczającej mnie nocy i dojrzałam, światła w pokoju wyżej, gdzie urzęduje mąż. Przeszła mi przez głowę myśl aby wziąć coś i rzucić w okno dając tym znać, że jestem na tarasie, ale może by jeszcze palpitacji serca dostał? A tego przecież nie chcemy... Co ja robię o tej porze na tarasie? Nie wiem... Ooo... krążek się wychylił... chyba nie dowierza temu co widzi, albo myśli, że ja to jakaś zjawa. Nie, to ja! Myślę sobie, że może to jakieś przesilenie wiosenne, któremu padłam ofiarą i zamiast spać jak przystało na klasycznego rannego ptaszka, dziś markuję i udaję sowę.

poniedziałek, 16 maja 2016

Bez

Bez... Lilak... Ja wiem, że coś jest na rzeczy z tymi nazwami i, że to co nazywam bzem jest lilakiem, ale od dziecięcych lat wychowywałam się w tym zwyczaju upraszczania i nazywania bzami, że one są dla mnie bzem. Po prostu.
W Arce nastał czas kwitnienia bzów... Mam manię, że jak widzę kwitnący krzew to muszę podejść i wsadzić nos w kwiaty. Teraz to już może ten nawyk zelżał, ale wcześniej to wręcz rodzina zawczasu dojrzawszy krzew, przechodziła ze mną na drugą stronę ulicy, bo jak stanęłam, jak zaczęłam wąchać kwiatek za kwiatkiem i kolejny kwiatek i jeszcze jeden...
- A one nie pachną tak samo? - Kiedyś zapytał mąż z lekka poirytowany przedłużającym się postojem.

sobota, 14 maja 2016

Czy jesteśmy istotami rozumnymi?

Myślę i myślę i normalnie nie mogę przestać o tym myśleć... Przeczytałam i poszłam dalej do swoich spraw... ale o tym trzeba mówić, na to trzeba zwracać uwagę. Dlatego ten post będzie nietypowy. Będzie zapiskiem tego co mnie w ostatnich dniach bardzo poruszyło. Informacje o naszej rodzimej głupocie. Nie można przejść koło tego obojętnie... 

Na ratunek pszczołom z bloga Anthony Garden  fragment: Dziś będzie niezwykle emocjonalnie. Muszę się z Wami podzielić moją wczorajszą "przygodą". Mianowicie musiałam interweniować na polu sąsiadującym z naszym sadem i łąką, które postanowił opryskać pracownik znanego w moim rejonie szkółkarza.  czytaj dalej

Wieś spokojna, daleka od gwaru miejskiego z bloga Pod tym samym niebem- Olga i Cezary Jaworowie. Historia przerwanej sielanki i ciszy wiejskiej... pokaż

Protest przeciw wycince drzew w Puszczy Białowieskiej z blogu Moja słowiańska filozofia  fragment: Drzewa w Puszczy Białowieskiej dawały sobie radę tysiące lat i teraz też tak będzie. Ingerencja człowieka w Przyrodę zawsze źle się kończy. Tam, gdzie jest więcej kornika automatycznie zwiększa się populacja dzięcioła, ale człowiek to taki pazer, bo potrzeba desek na drewniane domki szejkom warszawskim. czytaj dalej

Mnie po przeczytaniu tych postów po prostu ciśnie się na usta jedno - LUDZIE !!!! PRZECIEŻ JESTEŚMY ISTOTAMI ROZUMNYMI!!!! podobno...

czwartek, 12 maja 2016

Czas mija na pieleniu...

Tekst napisany 8 maja w niedzielę. Liczyłam, że uda mi się zrobić jakieś zdjęcia, albo coś jeszcze dopiszę, ale nie ma kiedy. Po deszczach wszystko bujnie ruszyło w górę - chwasty też, więc pielę... pielę... i pielę i końca tego nie widać. W takich chwilach zastanawiam się po co mi tyle rabat. Mniej rabat = mniej pielenia. Ale nic to... Pielenie wzmacnia ducha ogrodnictwa i na pewno usprawnia mięśnie dłoni i palców, które dla pani zbliżającej się do pięćdziesiątki na pewno się przyda. Dużo? Moja Babcia dożyła 96 lat, w wieku 70 lat jeździła do kościoła na rowerze. I wiecie co, ja w ogóle tej zbliżającej się ,,5 z przodu" wcale nie odczuwam. Czuję się rześko, lekko a przede wszystkim młodo.  - to taka jakaś myśl się zakręciła o poranku, po przeczytaniu pewnego wpisu pod poprzednim postem, który spowodował lawinę myśli w mej głowie.

niedziela, 8 maja 2016

Bardzo Wam dziękuję

Zadumałam się Kochani nad waszymi komentarzami w poprzednim poście. Przyznam się, że znów interpretacja i odbiór mojego posta, mnie zaskoczyła poniekąd. Poniekąd, bo w jakiś sposób już się do tego przyzwyczaiłam, gdyż co i róż w świecie netowym zahaczałam o wątek mojego mieszkania na wsi a tęsknoty za miastem. Poprzedni post był swego rodzaju podsumowaniem, uchwyceniem pewnej myśli, nawet może i rozczarowania? Wspomnienie rozmów z Babcią... Myśli zapisane słowami. Bardzo Wam dziękuję, za te wszystkie słowa, bo świadczą o tym, że polubiliście mnie, tak jak ja polubiłam Was i stanowimy pewną część bliskich znajomych, może nawet i przyjaciół i staramy się siebie nawzajem wspierać, pomagać sobie, pocieszać. To jest przepiękne, bo przecież się nie widzimy, nie znamy... to piękna wieź, zażyłość, przyjaźń na poziomie duchowym. Mnie osobiście to zawsze wzrusza i może właśnie dlatego jestem w necie. Bardzo Wam dziękuję za tę netową przyjaźń.

czwartek, 5 maja 2016

Rozterki, sad i nowy mieszkaniec

Czy mieszkamy na wsi czy w mieście, doświadczamy dobrych i złych rzeczy. Jedno bez drugiego nie mogłoby istnieć, bo nie umielibyśmy ich rozróżniać. Może te złe mogłyby przybierać bardziej łagodne postacie aby mniej smutku i goryczy odczuwać. Opierając się na moich własnych życiowych doświadczeniach mogę napisać, że więcej tej huśtawy różnych zdarzeń doświadczam na wsi. W mieście miałam iście sielankowe życie. Nigdzie nie doświadczyłam tylu smutku przez straty zwierząt (Kacperek żyje) i rozczarowań. Może dlatego, że ruszyliśmy na tę wieś niczym ,,z motyką na słońce" (mindless) Samo osiedlenie się w domku jednorodzinnym wśród gołych pól zakrawało na jakiś żart u rodowitego mieszkańca bloku i wszelkich wygód osiedlowych, a co dopiero przerobienie działki na wiejską zagrodę i ściągnięcie zwierząt wiejskich. Człek się na stara, na robi a potem przyjdzie lis, albo pies albo choroba jakaś i tylko kłopoty i kłopoty i jedne troski za drugimi. Moja śp. Babcia zawsze kiwała głową i mówiła mi ,,i po co ci to?" Zawsze odpowiadałam jej ze śmiechem ,,ojej Babciu..." i roztaczałam uroki swojej miejskiej fantazji i na głos snułam plany uzbrojona w ekologiczne ideały, które zrodziły się w mojej głowie nie wiedzieć skąd i gdzie ale za pewne podczas pobytu na wsi u tejże Babci i podczas różnych prac z nią w jej obejściu. Dziś gdyby się zapytała, odpowiedziałabym  - nie wiem.

wtorek, 3 maja 2016

Kolorowe berberysy

Kochani bardzo dziękuję za troskę, za takie wspólne łączenie się w kłopotach, to naprawdę dodaje otuchy i ogromnie wspiera. O Kacperku jeszcze nic nie mogę powiedzieć, ani w jedną, ani w drugą stronę. Niby weterynarz po oględzinach stwierdził, że będzie dobrze, nic nie trzeba było szyć, mimo, że ślady po psich zębach są, popsikał czymś tam, dał antybiotyk, drugi czeka w chłodnym miejscu na podanie przez nas jutro. Niby wychodzi na dwór... dziś nie chciał. Miałam już go zostawić w jego szopce ale coś podpowiadało mi, że jak tak będzie leżał to na bank ,,odejdzie", że trzeba mu bodźca do życia, do zdrowienia, więc namówiłam go na wyjście i wyszedł, nawet dość sprawnie i dziarsko. Ale porównując jego zachowanie wczoraj do dzisiejszego to jest znaczne pogorszenie. Nie bardzo chce pić, słabiej je... częściej się kładzie... Obserwujemy go. 

Ja siedzę w truskawkach... nie wiem czy o tym pisałam. Kiedy mam kłopot, strapienie, problem to pielę truskawki. Wiele osób, które mnie odwiedzały stukały się w czoło, że poletko truskawek mam tak nie-wygodnie prowadzone, że muszę je ciągle odchwaszczać. Ale to dla mnie terapia. Mój tata, kiedy mnie odwiedza to od razu idzie na poletko truskawek i już wszystko wie. Na dniach poletko będzie niewiarygodnie pięknie wypielone... Tylko dzisiaj jest gorąco. Pielenie zaczęłam z rana i właśnie musiałam wrócić bo parzy. Lato! Jak z lekka zelży to wrócę do truskawek. Dom też w miarę szybko ogarnęłam jeśli chodzi o część ogólnie użytkową, zawsze zostaje bezkres piwnicy a jeśli tego będzie za mało, to strych. Na razie pielę... Może sięgnę i po kosiarkę? Muszę czymś wypełnić myśli...
Na fotkach są berberysy, tworzę z nich kolory na rabatach. Odmiany mają liście w kolorach zieleni, żółci i purpury i tworząc z nich kompozycję można uzyskać ciekawy efekt bez sadzenia kwiatów, szczególnie jak ma się kozulę często urywającą się i radośnie brykającą po całej działce. One nawet sprawiają wrażenie, że lubią jak je z lekka skubnie tu i ówdzie. 

poniedziałek, 2 maja 2016

Pogryziony Kacper

Mam nadzieję, że macie przyjemniejszą majówkę od nas. Pogodę mamy brzydką, ale dzięki temu dzisiaj będę robiła porządki w domu, ale i z powodu nerwów. Pasące się na łące kozy zostały zaatakowane przez psy pobliskich mieszkańców. Zdarza się. Ale podczas rozmowy z jednymi z właścicieli usłyszeliśmy, że ,,przygarnęli tego psa i to już samo w sobie jest wystarczające co dla niego zrobili i nic więcej nie zamierzają robić."  Nie wiem skąd są, pewnie z miasta, ale ja jestem z miasta, jestem Warszawianką i powiem, że to nie ,,miasto" czyni z ludzi idiotów. Idiotą można być bez względu na pochodzenie. Kiedy ma się psa to się za niego odpowiada, to się go pilnuje. Nie może pies biegać bezkarnie po polach i łąkach.  Nie można sobie zafundować majówki na świeżym powietrzu i swojemu pupilkowi kosztem innych ludzi. Gdzie rozum?
Tak samo jak widuję, jak właściciele piesków mimo dużego ogrodu wokół domu (nowo pobudowani), wychodzą z tym pieskiem na spacerek na tzw siusiu i puszczają go luzem na pole. Pole to nie park ogólnodostępny, to często pastwiska dla bydła i gospodarz nie chce mieć kup psich na pastwisku dla własnych zwierząt. Nie łazi się jak ta krowa po cudzym polu, bo to nie skwerek czy deptak. Ludzie!!!!! Jak się wchodzi między wrony to się kracze jak i one - stare powiedzenie, jak się wyprowadza z miasta na wieś, czy między gospodarstwa to się dostosowuje do otoczenia a nie wnosi się swoje miejskie nawyki, bo głupota kosztuje i to bardzo dużo. Nie tylko życie zwierzęcia ale i wali po portfelu za zadośćuczynienie. A w takiej sytuacji, wszyscy natychmiast szukają bandziora, bo na wsiach się każdego psa zna i pamięta gdzie mieszka. 

Będę Was informować o stanie zdrowia Kacperka...

Na razie się trzyma, obandażony czeka na wizytę weta. Przez telefon dostaliśmy instrukcję jak zatamować krew i co robić. Powiem Wam, że jeszcze do siebie nie przyszłam... jak dobiegłam do niego, jak zobaczyłam jego stan...zaciskałam jego szyję rękoma nim nadeszli inni. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że w sumie nie jest tak źle jak wygląda. Uratowała Kacpra gruba sierść i skórzana obroża i to, że wcisnął się pomiędzy drzewa brzozowe i te psióry tak nie miały do niego dostępu.