Obserwatorzy

czwartek, 14 marca 2019

Reksio

Postanowiłam napisać post o Reksiu pod wpływem Agnieszki K z bloga Odnowiona Ja. Już miałam napisać pod wpływem jej bloga, po części na pewno też, ale przede wszystkim, pod wpływem jej osoby, którą widzę na jej blogu, którą widzę w moich komentarzach. To wyjątkowo wrażliwa osoba, której zawdzięczam bardzo wiele w swoim życiu realnym. Nie znamy się w realu, znamy się tylko ze świata blogowego ale jest mi niezmiernie bliska. Rozmawiając o utraconych wielkich przyjaźniach o czterech łapach uświadomiłam sobie, że naszemu małemu Reksiowi przyszło żyć w cieniu zmarłej Suni. Trudno konkurować ze zmarłym, kiedy Pandzia go bardzo kochała. Pomyślałam sobie, że może, kiedy napiszę historię Reksia to coś drgnie i w tej małej istotce dojrzę  swojego wielkiego przyjaciela jeszcze za jego życia. Nie znaczy to, że nie opiekuję się i nie żywię ciepłych uczuć do Reksia, jak najbardziej tak. Ale moja miłość do Suni była tak wielka, że ta do Reksia jest porażającą jedynie namiastką.


Brzmi to wszystko strasznie ale ja nadal nie umiem zakończyć żałoby po Suni. Odeszła na początku grudnia dwa lata temu ale mnie się wydaje jak by to było kilka dni temu. Może już tak nie rozpaczam ale nadal jest mi bardzo tęskno do niej. Nieraz patrzę na psiaki szukające domu i... nie mogę. To jest jakiś lęk, że znów odejdzie i znów będzie ten ból na nowo. Patrzę na siebie z politowaniem, bo taka mądra byłam, radziłam ludziom aby po stracie czworonożnego przyjaciela wzięli kolejnego... łatwo się radzi, kiedy samemu się tego nie doświadczyło. Ale przecież jest Reksio? No właśnie. Jest ale jakby go w ogóle nie było w moim sercu, a przecież jest. Pojawił się wraz z Wielką Czwórką, chciałam dwie baby a w końcu został on tylko. Grzeczny, posłuszny, nie interesujący się światem za ogrodzeniem, to sporej wielkości, dorosła suka sąsiadów pewnej jesieni wpadł do nas na podwórze przy otwartej bramie i mimo, że 8 miesięczny szczeniak położył się na brzuszku to go dziabnęła. Mąż kopiąc w pobliżu w rabacie łopatą przegonił intruza a sąsiad stwierdził, że to niemożliwe aby wpadła do nas na podwórze bo jak by tak było to ,,zagryzłaby człowieka" . Szok!.
Nigdy naszą Sunię nikt nie ugryzł to nie bardzo znaliśmy się na tym. Reksio mały, paszcza była wielkie więc mąż po wstępnych oględzinach nie widząc nic, stwierdził, że po prostu go ,,przetarmosiła". Pracowałam w Warszawie, późno wracałam do domu, to też jakoś nie zauważyłam tego dnia nic niepokojącego w zachowaniu Reksia... albo dokładniej - za słabo znaliśmy się na tych sprawach aby dobrze oszacować sytuację. Następnego dnia, pierwsze co mnie zaniepokoiło to to, że się nie bawi jak dawniej. Nie dał się dotknąć w bok z zasuszoną plamą krwi na zlepionej sierści. Minęły dwa dni. Wróciłam z pracy i Reksio wyszedł mi na spotkanie, wolniutko, kołysząc się na boki, doszedł tylko do połowy drogi. Podbiegłam do niego i dopiero zobaczyłam, że miejsce wcześniejszej zaschniętej krwi jest wylizane do gołej skóry i widać dziurę w skórze na szerokość mojego kciuka. Raz dwa za telefon do weterynarza. Ukłon w jego stronę, weterynarz z Mińska Mazowieckiego, kiedy mu opowiedzieliśmy o stanie Reksia, zaczekał na nas  mimo planów  prywatnych, mimo kończących się już godzin pracy. Reksio uśpiony zasnął na mojej rękawiczce, bardzo się bał, kiedy dostał narkozę, ale ja trzęsłam się chyba bardziej. Mój mały Reksio, mimo ciężkiego stanu zdrowia wyszedł mi na spotkanie, chciał jak dawniej mnie powitać, a może pożegnać się? Pamiętam, jak po operacji  weterynarz mnie zawołał. Zaczęłam do Reksia mówić i mimo, że jeszcze narkoza działała to on zaczął ruszać ogonkiem. - On panią słyszy. - odezwał się weterynarz. Powiedział mi, że ugryzienie niby z wierzchu nie wyglądało groźnie ale w środku było źle, że Reksio miał bardzo dużo szczęścia, że na żaden organ nie trafił kieł. I to właśnie on poradził nam aby powiadomić o tym zajściu policję, bo tak groźny pies nie może wbiegać na cudzą posesję, a gdyby przy bramie bawiły się moje dzieci?  I tym sposobem Reksio, który nie wychodził poza teren działki został ugryziony na swojej własnej posesji. W tym roku Reksio będzie miał już trzy lata ale głaszcząc go często przypominam sobie tamten okropny czas i wyrzucam sobie, że znów wykazaliśmy się niewiedzą czy brakiem pożądanej podejrzliwości i czujności. Postanowiłam sobie, że zawsze, po takim ataku pojadę z psiakiem do weterynarza tak na wszelki wypadek, aby się upewnić, że na pewno nic złego się nie stało.



A to jest zaskakująca zabawa z Kicią. Stałam, obserwowałam, potem zaczęłam robić zdjęcia aby się temu przyjrzeć, wiedziałam, że jak podejdę to się podniosą. Obejrzałam potem Reksia to żadnych insektów czy czegokolwiek na skórze nie miał. I o co tu chodzi?

23 komentarze:

  1. Znam to uczucie, kiedy w sercu jest jedno zwierzątko które się mego rozepchało i na inne nie starcza za bardzo miejsca. U mnie to jest Ciapek - koci senior, pierworodny, że się tak wyrażę. I kocham go o wiele mocniej niż resztę razem wziętą, nie jetem z tego dumna, ale tak jest i nie poradzę nic na to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I może coś w tym właśnie jest bo moja Sunia była tą pierwszą? I ponad dwadzieścia lat ludzkich żyła z nami...

      Usuń
  2. Moją ukochaną sunią była Muszka i nie myślałam że otworzę serce przed kolejnym psiakiem. Dwa miesiące po odejściu Muszki na stronie schroniska zobaczyłam Maję, poczytałam o jej ciężkim życiu i w te pędy podgnałam do schroniska aby ją zabrać do domu...Minęły 4 lata, cały czas tęsknię za Muszką ale Majkę kocham i ona też kocha chociaż inaczej to okazuje....
    Agatko, jestem pewna że kochasz Reksia a obawa o jego życie była impulsem który uświadomił Tobie to uczucie...
    Przesyłam ciepłe głaski dla Reksia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę mi się oczy zaszkliły jak czytałam o bidulce ugryzionym...
    Nie wiem co mam Ci napisać. Pewnie kochasz tego Reksia (sama sytuacja u weterynarza na to wskazuje) ale w sercu Sunia... Bądź jednak pewna, że ON Cię kocha:)))
    Uściski:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Agatku, strach przed bólem, strach przed bliskością, strach przed tym, że miłość boli. Znam, Florek, mój ukochany pies, który cały był Miłością, odszedł dwa lata temu. Mam trzy koty i sunie Fasolę. Kocham Fasolę, ale trochę się asekuruję. Nie nauczyłam się w dzieciństwie radzić dobrze z miłością, paradoksalnie lepiej sobie radzę ze strachem, bo to znam. Ech, życie jest pokićkane. A Reksia kochasz, tylko to wypierasz, tak jak ja :-) Poza tym, każde zwierzę jest inne, tak jak ludzie, kocha się każde inaczej. Nie dokuczaj sobie, jest dobrze. Nie trzeba siebie tak srogo oceniać, daj sobie dużo miłości i akceptacji, wtedy będziesz miała co rozdawać :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Urocze te zdjęcia.
    Nie znam się na psach, ale wiem, że jak odchodzi kochany człowiek to zawsze go brakuje, nawet i po 30 latach. A do zwierząt przecież też się przywiązujemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak. Podobno ,,nie ma niezastąpionych ludzi" Ja się z tym nie zgadzam :)
      pozdrawiam :D

      Usuń
  6. I ja noszę taką ranę w sercu. Trudno się pogodzić z utratą ukochanego stworzenia, wiernego przyjaciela. Dobrze, że Reksiu wyzdrowiał :)
    Serdeczności Agatko.

    OdpowiedzUsuń
  7. Znam ten ból,przeżyłam rownież smierć ukochanego pieska.Mieliśmy już nie mieć psów,ale pojawiłs sie Kevin,którego wszyscy kochamy.Twój Reksio jest uroczy,myślę że pokochasz go.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi bardzo bliski, ale jest dlatego, że pojawił się za życia Suni.

      Usuń
  8. Jak to o co chodzi z Reksiem i Kicią? O mniłość chodzi, o stadko, o to że zwierzaki są szczęśliwe - takie międzygatunkowe karesy to znak tego że zwierzęta świetnie się ze sobą czują. Co do spraw sercowych - ostatnio rozmawiałam z moją siostrą która skarżyła się mła że nie ma bardzo ciepłych uczuć w stosunku do swojej adoptowanej suni. Uświadomiłam jej że su jest najbardziej kochana przez młodszego siostrzeńca i tak naprawdę jest jego psem, jak Magdzioł chce się uczuciowo wyżywać na psie niech sobie sprawi własnego. ;-) Nie ma się co dziwić że piesa niespecjalnie na Magdzioła reaguje ( poza porami posiłków, he, he, he ) bo ona już ma swojego guru, którego na przemian podgryza, wylizuje i dla którego żywi uczucia najcieplejsze. :-) Może Reksio tak naprawdę wcale nie jest Twój, przypatrz się jego relacjom z innymi domownikami. :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo mi przykro z powodu Suni. Mam nadzieję, że kiedyś minie ten ból i że Reksio Ci w tym pomoże.
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie miałam wcześniej pieska,teraz już trzeci rok z kolei mam przygarniętą suczkę,Pusię.I poznałam,co to jest psie przywiązanie,,psia miłość ...I nie wyobrażam sobie,że mogłoby jej nie być przy mnie.Trudno pożegnać kogoś,kto nas tak kocha bez zastrzeżeń ,bez warunków...niestety ,taka kolej losu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się tego wyobrazić. Aż sobie westchnęłam... Zwierzęta... a szczególnie psy kochają miłością wielką :)

      Usuń
  11. Wzruszająca historia. W pewnej chwili miałam nawet łzy w oczach, kiedy ją czytałam. Dobrze, że Reksiowi udało się z niej wylizać. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, bardzo się cieszę, że mu się udało :)

      Usuń
  12. No właśnie - po przeczytaniu Twojego posta też cieszę się że Reksiowi udało się przeżyć tę przygodę. Rozumiem Twój ból po Suni - ja też kiedyś miałam kolejno dwa kundelki, które potem odeszły. Teraz mam tylko jedną piesę, więc cała miłość jest tylko dla niej. Pomiziaj ode mnie Reksia za uchem :)))

    OdpowiedzUsuń