Miło byłoby coś napisać, mimo leniuchowania. Chociaż zostawić ,,słówko" na blogu. Ten sezon jest dla mnie zaskakująco odmienny bo mamy jakiś duchowy zastój. Nie tylko ja, mąż też, ogólnie wszyscy. Ogarniamy zwierzęta (we care about animals), raz czy dwa skosiliśmy nasze polne trawniki pod zimowe siano, dokonuję pielenia rabat tylko w naprawdę wyjątkowych sytuacjach, mąż pieli w warzywnikach z konieczności. (Twice we mowed grass for hay, which we will use in the winter. I do not uproot the weeds to make the bees have many wild flowers. Husband takes care of a vegetable garden for us.)
Na szczęście nie mamy suszy, pogoda jest łaskawa dla naszej okolicy i jak na razie w miarę systematycznie pada raz mocniej raz słabiej ale mamy ,,podlewanie z nieba". Mimo to nadal stosuję swój system dodatkowego nawadnia poprzez wykorzystywanie wody z płukania. Szczególnie rośliny ogrodowe lubią wodę z płukania owoców i warzyw. Nie chcę aby dobra woda pitna lądowała do szamba. (Fortunately, there is no drought. It is systematically raining large or small. Despite this, we save water in the tap. We water the garden plants with water in which we wash fruits and vegetables.I do not want good drinking water to land in the cesspool. )
U góry bociek, który regularnie odwiedza nas wczesnym rankiem odkąd sąsiad skosił swoją dziką łąkę. Poniżej nasza pierwsza, udana uprawa fasolki a jaka była pyszna po ugotowaniu! Nie przepadam za tym warzywem ale ta, z uprawy domowej bardzo mi smakowała. Koniecznie musimy powtórzyć tę odmianę w przyszłym roku. Zebraliśmy pyszne
wiśnie i nawet udało się zrobić kilka słoików kompotu. Ktoś powie, no ładnie leniuchują ale to naprawdę niewiele w porównaniu z poprzednimi latami, kiedy każdy tydzień był jakimś wyzwaniem i sporym celem do osiągnięcia. W tym roku tak mniej więcej z nadejściem lipca uświadomiłam sobie, że mimo tego, że mieszkamy na wsi to nie mamy takich obowiązków czy prac do wykonania jak rasowy rolnik, bo nie żyjemy z uprawy roli czy hodowli zwierząt. Jesteśmy w grupie czynnej zawodowo i nie muszę działki przewracać do góry nogami stwarzając pozory pracy w polu dla lepszego samopoczucia podświadomości, która taki obraz zapisała sobie z doświadczeń z dzieciństwa spędzonego na najprawdziwszej, polskiej wsi. (In the picture is a stork who arrives at the neighbor's field every morning. The neighbor also used to cut the grass for the winter. We are very happy about growing beans. She is excellent. I do not like beans but this one tasted very good to me. We will also sow it next year. We made compotes for the winter with cherry. We collect crops but we relax a lot and enjoy the summer.)
Jesteśmy mieszczuchami na wsi! Po nastu-latach dokonałam odkrycia stulecia. Mamy plany a jakże ale... czy muszą być realizowane na już? Rok rocznie sezon letni jest pod jakimś przewodnim hasłem, które samo się wyklarowuje (appeary itself) w trakcie naszej codzienności. W tym roku po wiosennej inwazji mszyc jest ,,zadbanie o naszych braci mniejszych". Mój zastój w pieleniu bierze się z obawy przed suszą, rośliny w kupie same sobie stworzą
potrzebny mikroklimat, dwa to mój wkład w ratowanie pszczół a przynajmniej w przyczynienie się do ich lżejszego życia i w moim ogrodzie mają przeróżną florę, zdrową bez oprysków. Mogą przylecieć tu w ciemno (fly when they want) i zawsze uzbierają nektar, pożywią się i odpoczną jeśli jest takie słowo w ich codzienności. Żadna niespodziewana kropla wody nie spadnie im na głowę w piękny, słoneczny dzień bo staram się tak nawadniać rośliny aby owadom nic złego się nie działo. A to zdjęcia motyli bo łatwiej mi je sfotografować niż pszczoły. Prościej nakręcić filmik, nawet przy wietrznej pogodzie pszczoły zbierają nektar. (We enjoy a lot of relaxation in the garden because we only live in the countryside. We are not farmers. We work professionally in the city. We do not have to cultivate the field. This year, we care more for bees that come to us. We want them to have a rich flora. Still without chemistry! We love nature and care for the environment in which we live.)
wiśnie i nawet udało się zrobić kilka słoików kompotu. Ktoś powie, no ładnie leniuchują ale to naprawdę niewiele w porównaniu z poprzednimi latami, kiedy każdy tydzień był jakimś wyzwaniem i sporym celem do osiągnięcia. W tym roku tak mniej więcej z nadejściem lipca uświadomiłam sobie, że mimo tego, że mieszkamy na wsi to nie mamy takich obowiązków czy prac do wykonania jak rasowy rolnik, bo nie żyjemy z uprawy roli czy hodowli zwierząt. Jesteśmy w grupie czynnej zawodowo i nie muszę działki przewracać do góry nogami stwarzając pozory pracy w polu dla lepszego samopoczucia podświadomości, która taki obraz zapisała sobie z doświadczeń z dzieciństwa spędzonego na najprawdziwszej, polskiej wsi. (In the picture is a stork who arrives at the neighbor's field every morning. The neighbor also used to cut the grass for the winter. We are very happy about growing beans. She is excellent. I do not like beans but this one tasted very good to me. We will also sow it next year. We made compotes for the winter with cherry. We collect crops but we relax a lot and enjoy the summer.)
Jesteśmy mieszczuchami na wsi! Po nastu-latach dokonałam odkrycia stulecia. Mamy plany a jakże ale... czy muszą być realizowane na już? Rok rocznie sezon letni jest pod jakimś przewodnim hasłem, które samo się wyklarowuje (appeary itself) w trakcie naszej codzienności. W tym roku po wiosennej inwazji mszyc jest ,,zadbanie o naszych braci mniejszych". Mój zastój w pieleniu bierze się z obawy przed suszą, rośliny w kupie same sobie stworzą
potrzebny mikroklimat, dwa to mój wkład w ratowanie pszczół a przynajmniej w przyczynienie się do ich lżejszego życia i w moim ogrodzie mają przeróżną florę, zdrową bez oprysków. Mogą przylecieć tu w ciemno (fly when they want) i zawsze uzbierają nektar, pożywią się i odpoczną jeśli jest takie słowo w ich codzienności. Żadna niespodziewana kropla wody nie spadnie im na głowę w piękny, słoneczny dzień bo staram się tak nawadniać rośliny aby owadom nic złego się nie działo. A to zdjęcia motyli bo łatwiej mi je sfotografować niż pszczoły. Prościej nakręcić filmik, nawet przy wietrznej pogodzie pszczoły zbierają nektar. (We enjoy a lot of relaxation in the garden because we only live in the countryside. We are not farmers. We work professionally in the city. We do not have to cultivate the field. This year, we care more for bees that come to us. We want them to have a rich flora. Still without chemistry! We love nature and care for the environment in which we live.)
Pozdrawiam wszystkich miłych Gości bloga bardzo serdecznie i życzę samych wspaniałych, letnich dni.
Dziękuję za miłe słowa pod poprzednim postem.
:)
Ależ apetycznie wygląda ta fasolka. Z miłą chęcią sama bym sobie taką zjadła. A u Was i leniuchowanie kończy się pracą w ogródku. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMy też jesteśmy mieszczuchami na wsi , również czynnymi zawodowo. Tak urządzam obejście , aby więcej leniuchować. Dlatego pojawiły się grządki podwyższone , więcej iglaków niż liściastych , brak rabat kwiatowych tylko kwiaty w donicach i pojemnikach . Pięknie jest u Ciebie , po wiejsku tak jak lubię. Miłego dnia ☺🔆
OdpowiedzUsuńWarzywa, owoce u nad drogie.
OdpowiedzUsuńFasolka po 17,50 zł!
Niewiele mogę robić, co mnie wkurza, bo byłam osoba b. czynną fizycznie.
Tobie życzę miłego dnia i kolejnych następnych równie udanych!
U nas też wszystko dużo droższe... dlatego tym bardziej cieszy swoje :) Bardzo Ci współczuję i mam nadzieję, że chociaż trochę powrócisz do poprzedniej formy fizycznej :) Z całego serca Ci życzę albo jakiegoś fajnego pomocnika ;)
UsuńPięknie, bo też czy ciągły bieg jest dobry, no nie i jeszcze raz nie. Plany zrealizujecie w odpowiednim momencie, widocznie teraz czas na nieco luzu pomiędzy obowiązkami. :) Cieszę się, że piszesz też po angielski, bo mogę się z Tobą uczyć. Też chcem tak znać ten język, a jakoś opornie idzie. hehe Zjadłabym fasolkę taką prosto z działki, wiadomo. Brawo też za pszczoły, tak dla nas ważne. Ja zawsze sobie myślę o naszym balkonowym ogrodzie, że pewnie więcej wart dla przyrody niż myślę. Pszczoły nas odwiedzają, koniki polne, biedronki... Mały wkład w dobro natury, ale zawsze jakiś wkład. Pozdrawiam serdecznie, walcząca z lenistwem Agnieszka pisała. ;D
OdpowiedzUsuńOdpoczywaj, to też jest ważne :)
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
Owoce podobno mają dużo cukru, t z nimi ostrożnie. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia zapraszam do mojej strony www.krystynaczarnecka.pl
OdpowiedzUsuńAgatko, podobnie jak Ty wykorzystuję wodę z mycia warzyw i owoców do podlewania kwiatów, szkoda marnować :)
OdpowiedzUsuńJa fasolkę dla odmiany uwielbiam, niestety nie mam miejsca, żeby posadzić, bo na rabacie rozpanoszyły się ogromne krzaki cukinii i pomidorków koktajlowych, które porosły do monstrualnych rozmiarów :D Pomidorków nie umiem okiełznać, to monstra ;)
Bociek cudny :)
Ściskam serdecznie, Agness <3
Agatko!
OdpowiedzUsuńFasolkę szparagową wysiewam kilka razy w czasie sezonu. Jutro wykopię dwa rządki ziemniaków i na ich miejscu posadzę ostatnie ziarna fasolki. Dzisiaj byłam w ogrodniczym aby kupić 1 torebkę. Niestety, skończyły im się zapasy. We wrześniu powinny być strąki a gdyby miały przyjść przymrozki to nakrywam ją solidnie włókniną aby nie przemarzła. Jeden dzień przymrozków może zniszczyć całą fasolkę, tak ją wysiewam od kilku lat. Uzupełnieniem jest również fasolka tyczna.
Pozdrawiam serdecznie:)
W ogrodzie nawet jak NIC się nie robi, to zawsze jest COŚ do zrobienia. Fajnego masz boćka. Ja bardzo lubię fasolkę szparagową, ale na razie nie mam jej gdzie posadzić. Chyba w przyszłym roku powiększę znów warzywnik. U mnie podobnie jak u Agness pomidorki koktajlowe rozrosły się niesamowicie. Serdeczności dla Ciebie Agatko :)))
OdpowiedzUsuńU Ciebie zawsze dożo się dzieje, Bociek cudny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
U nas też ostatnio leje i leje, jutro muszę pozbierać pierwszą porcję fasolki szparagowej, bo już gotowa do zbiorów. ;) Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńMąż wysiał drugi raz fasolkę, pierwsza porcja nie wzeszła. Nie wiem co się stało bo nasiona były ważne do 2020 roku. Życzę miłych chwil leniuchowania.
OdpowiedzUsuńI znów tak pięknie o swojej codzienności piszesz, o życiu bez "napinki", o wytyczaniu celów. Lubię taki life style , ale się dopiero uczę w taki sposób żyć.Staram się "muszę" "mogę" zastąpić i przyznam, że z takim spojrzeniem żyje się lepiej.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie lubię fasolki :( nie jem od dziecka. Śliczny bociuś hasa po łące.
OdpowiedzUsuńLeniuchujcie ile wlezie, w końcu wakacje mamy.
Wiem jak smakuje taka fasolka, jestem mieszczuchem użytkującym działkę. Warzywa, owoce i kwiaty rosną na ile mogą przy suszy z jaką borykamy się od kilku lat.
OdpowiedzUsuńZawsze jest coś do zrobienia. Fasolkę wysiewamy kilka razy, ostatnio po wykopaniu czosnku posiałam fasolkę, żeby ziemia odłogiem nie leżała ;-)
Pięknie jest u Ciebie :-) Jakie to szczęście,ze nie ma suszy. W Warszawie owoce i warzywa drogie okropnie, więc super móc sobie coś wyhodować dobrego do jedzenia :-) Fasolka pycha :-) smacznego kochana :-) Buziaki :-)
OdpowiedzUsuń