Kiedy zaczął się lipiec byłam pewna, że moja pisanina na blogu ulegnie sporej poprawie. Teoretycznie okropne upały sięgające do 30-paru stopni w cieniu powinny sprzyjać wolnemu czasowi na pisanie. Nic bardziej mylnego. Ledwo żyliśmy, ledwo oddychaliśmy a mózg ledwo pracował i przetwarzał dane. Na szczęście dość regularne opady deszczu przynajmniej raz w tygodniu ratowały przyrodę i nas, bo nie musieliśmy biegać z konewkami, które w przypadku krzewów i drzew na niewiele by się zdały. Bardzo przydały nam się beczki na deszczówkę przymocowane do rynien domu.