Ogromnie się
cieszę, że dzień wstaje coraz wcześniej, bo coraz krócej na niego czekam. Mam wrażenie, że wraz ze mną i koguty
wypatrują pierwszych smużek porannego brzasku wpadającego leniwie do ich
kurnika przez małe okienko. Niekiedy, co mniej cierpliwe pieją jeszcze przed świtem. Może nawołując
słońce? Tego się nie dowiem, ale często słyszę je leżąc sobie jeszcze w łóżku i
zastanawiając się czy wstawać czy jeszcze próbować leżeć aby nie zakłócać panującej jeszcze ciszy w domu. Rozbrzmiewające pianie już od godziny piątej napawa mnie
ogromną radością bo to nie jest zwyczajne pianie, to jest pianie moich własnych kogutków
i to ogromnie raduje moje serce.
Oczywiście nie tylko ja mam kury. W okolicy jest ich troszkę i zaraz za siatką po sąsiedzku. A wiadomo, że pieją wszystkie... jak by się zmówiły. Na samym początku mieszkania tutaj i obcowania z tymi stworzeniami to zdawało mi się nawet, że one mają swoje określone godziny, w których każdy z nich zaczyna piać a inne słuchają. Natomiast z rana i z wieczora to prowadzą jakąś kogucią zabawę czy wręcz konkurs pod tytułem ,,kto głośniej lub dłużej będzie piał?" Czasami trudno oko zmrużyć jak tak się wszystkie rozpieją... Ale niesamowite jest dla mnie to, że pianie własnego koguta rozpoznaję. Bawi mnie natomiast co i rusz łapanie się na tym, że zaczynam liczyć te piania. W wielu bajkach i taki zresztą nieprawdziwy przekaz otrzymałam w dzieciństwie, że koguty są jak zegar, informują o danej godzinie. I kiedy zaczynają piać, to nie dość, że zerkam na zegar aby sprawdzić, to jeszcze potrafię liczyć te ich piania... jakby miały być kukułką na zegarze i ku-ku-rykać odpowiednią ilość. Oczywiście tak nie jest i nie pieją o pełnej godzinie czy nawet w w jej okolicy. To jest bajka. Jak wszystkie ptaki witają dzień i go żegnają. Pieją równie ochoczo w ciągu dnia o różnym rozmieszczeniu zegarowej wskazówki. Ale mit pozostał w mojej głowie.
W ogrodzie tu i ówdzie wychodzą roślinki ale to jeszcze nie wiosenny wybuch. Z Melcią wypatrujemy świeżej trawki. Wszystko jednak jeszcze w zimowym uśpieniu trwa… chociaż nie do końca, dzisiaj dojrzałam, że wcześnie kwitnąca pnąca róża już ma wybarwione pąki i zdradza ślady przebudzenia. Napęczniał bez…
W ogrodzie tu i ówdzie wychodzą roślinki ale to jeszcze nie wiosenny wybuch. Z Melcią wypatrujemy świeżej trawki. Wszystko jednak jeszcze w zimowym uśpieniu trwa… chociaż nie do końca, dzisiaj dojrzałam, że wcześnie kwitnąca pnąca róża już ma wybarwione pąki i zdradza ślady przebudzenia. Napęczniał bez…
Jednak
najwięcej wiosennych oznak jest w kurniku. Kurki znów z wielkim zapałem znoszą
jaja i głośnym gdakaniem za każdym razem to podkreślają aby niczyjej nie uszło
uwagi. Panowie szarmancko
rozgrzebując ziemię, zbliżonym do gruchania – gardłowo cichym głosem adorują
swoje wybranki serca.
Sam widok kur siedzących w budkach ze słomą jest uroczy. Jak akurat wejdę do kurnika to łypią na mnie okiem po co przyszłam i co robię? Czasami przystanę i zastanawiam się jak im się siedzi? Czy jest im wygodnie siedząc tak cichutko w skupieniu jakby medytowały.
Sam widok kur siedzących w budkach ze słomą jest uroczy. Jak akurat wejdę do kurnika to łypią na mnie okiem po co przyszłam i co robię? Czasami przystanę i zastanawiam się jak im się siedzi? Czy jest im wygodnie siedząc tak cichutko w skupieniu jakby medytowały.
Już niedługo
będzie pora na wiosenne porządki w ich obejściu. Takie generalne sprzątanie z
obsypaniem wapnem, wymianą ściółki i oczyszczeniem wszystkiego co się tylko da i wymianą rzeczy zniszczonych.
Dlatego i zdjęć jest mało, bo ogólnie kurniki po zimie nie prezentują się dobrze… jak to przy zwierzętach – odchody i brudy…a kurniki należą już do wyjątkowych miejsc... ale jak to się mówi ,,wolność Tomku w swoim domku". Jajka są takim
przelicznikiem kurzego szczęścia. Im więcej jajek tym kurze towarzystwo zadowolone. A jak kurki mają ochotę kwoczyć to już jest bardzo dobrze a pojawienie się nowego pokolenia jest świadectwem kurzej szczęśliwości.
I dopóki tak jest, systematycznie i cierpliwie sprzątam ich przybytek, ciesząc się wraz z nimi ich szczęśliwym życiem.
Swego czasu siedliska do znoszenia jaj budziły wiele sensacji. Dziś już nie prezentują się tak dobrze, jak zaraz po zrobieniu i widzę, że ostra korekta kadru nie ukazuje ich w pełnym wymiarze, ale tak na wszelki wypadek, gdyby kiedyś pojawiły się w całości to od razu sprostuję, że nie jest to żaden kredens. Zbiliśmy drewniane skrzynie i dołożyłam gotowe przody, które przyjechały do mnie do spalenia. Obite, obdarte, pęknięte ale znalazły zastosowanie właśnie w kurniku. Ich walory estetyczne jednakże zostały zauważone przez kury bo chętnie w nich znoszą jaja. Jak wielokrotnie pisałam i za pewne jeszcze nie raz powtórzę, jest to dla mnie taki zupełnie inny świat znacznie różniący się od naszego. Kurzy świat z własnymi sprawami, porządkami i obyczajami. Zarazem piękny i intrygujący. Pełen kompromisów i pewnego podporządkowania się... bo przecież zabieram im te jaja. My trzymamy kury dla jaj, więc ich żywot jest długi jeśli nie do starości ale przecież w innych gospodarstwach nagle członek ich społeczności znika... a one nadal spokojnie żyją, trwając w swych codziennych pracach i przyzwyczajeniach. One dopiero muszą umieć cieszyć się z życia. Cieszyć się każdym kolejnym dniem... uwielbiam je obserwować... Czuję, że obcowanie z nimi wzbogaca mnie duchowo.
A to pozostałość po lilipuciej gromadce. Taka budka lęgowa, bo liliputy znacznie różnią się od kur nielotnych i został im zbudowany specjalny domek. Miał być rozebrany czy użyty do czegoś innego ale niespodziewanie zainteresowała się jedna z kur nielotnych i tak zostało do dnia dzisiejszego. Obecnie, w przededniu wiosny na powrót cieszy się powodzeniem. Latem jest wręcz ulubionym miejscem. Stoi bowiem w zaciszu, zacieniana przez rosnące wokół niej drzewka. Którejś wiosny z powodu bardzo wysokich temperatur nawet Kocica wybrała sobie ją na miejsce narodzin swoich dzieci. Kociaki były bardzo zadowolone, szczególnie kiedy odkryły w niej pewnego rodzaju poddasze. My za pierwszym razem nieźle się ich naszukaliśmy. Tak sobie myślę, że chyba zasłużyła sobie aby ją troszkę odnowić. Ale może taki naturalny wygląd jest jej atutem? Może właśnie surowe, nietknięte chemią deski cieszą się takim powodzeniem?
Ja - człowiek, ciągle spoglądam na wszystko przez pryzmat samego siebie, a przecież świat zwierząt korzysta z tego co daje natura w formie oryginalnej. Za budką znajduje się szopka Melci a tuż przy niej jest przerobiona szafa dla świnek morskich na regał dwu półkowy wyściełany słomą. Na dolnej półce kury znoszą jaja a na górnej, koty wylegują się i łapią drzemkę w upalne, duszne dni. Pod całym regałem jeszcze w zeszłym roku Bienio ze swoją panią serca uwił sobie gniazdko. I też same deski nawet nie zaimpregnowane, takie najzwyklejsze, surowe cieszą się największym zainteresowaniem.
Post dedykuję moim wiernym czytelnikom, którzy regularnie zaglądają a moje opowiadania sprawiają im przyjemność. Za Waszą cierpliwość, bo niewiele się dzieje ... dzieje, ale nie na tyle aby stworzyć z tego jakiś dłuższy post i często czasu brakuje. Ale to własnie Wasze miłe komentarze są motorem dla mnie do działania.
Dziękuję, że jesteście :)
Ach! tak mi się jeszcze przypomniało. Za siatką, po sąsiedzku mam indyki. Wczoraj oglądając młodziutkie krzaki bzu, posadzone wzdłuż ogrodzenia i pieczołowicie przeze mnie dopieszczane, podszedł do mnie pan jegomość indyk w białym odzieniu i indyczka. Szanowny pan rozpoczął ze mną rozmowę... a może monolog? Często ze sobą rozmawiamy, ja staram się gulgotać jak i one, ale czy wychodzi nam coś z tej rozmowy to nie wiem tak do końca. W każdym razie, tym razem gulgotał do mnie ja mu w ludzkim języku kadziłam jaki piękny i zgrabny. Włączyła się do naszej rozmowy i pani indyczka. I wiecie co? Jak jej powiedziałam, że też jest piękna, to pokiwała głową z dwa razy i w cichości ducha odeszła... I niech mi ktoś powie, że one nas nie rozumieją :)
Niech to będzie taka niedzielna opowiastka na miły dzień... Pozdrawiam :)
Dlatego i zdjęć jest mało, bo ogólnie kurniki po zimie nie prezentują się dobrze… jak to przy zwierzętach – odchody i brudy…a kurniki należą już do wyjątkowych miejsc... ale jak to się mówi ,,wolność Tomku w swoim domku". Jajka są takim
przelicznikiem kurzego szczęścia. Im więcej jajek tym kurze towarzystwo zadowolone. A jak kurki mają ochotę kwoczyć to już jest bardzo dobrze a pojawienie się nowego pokolenia jest świadectwem kurzej szczęśliwości.
I dopóki tak jest, systematycznie i cierpliwie sprzątam ich przybytek, ciesząc się wraz z nimi ich szczęśliwym życiem.
Swego czasu siedliska do znoszenia jaj budziły wiele sensacji. Dziś już nie prezentują się tak dobrze, jak zaraz po zrobieniu i widzę, że ostra korekta kadru nie ukazuje ich w pełnym wymiarze, ale tak na wszelki wypadek, gdyby kiedyś pojawiły się w całości to od razu sprostuję, że nie jest to żaden kredens. Zbiliśmy drewniane skrzynie i dołożyłam gotowe przody, które przyjechały do mnie do spalenia. Obite, obdarte, pęknięte ale znalazły zastosowanie właśnie w kurniku. Ich walory estetyczne jednakże zostały zauważone przez kury bo chętnie w nich znoszą jaja. Jak wielokrotnie pisałam i za pewne jeszcze nie raz powtórzę, jest to dla mnie taki zupełnie inny świat znacznie różniący się od naszego. Kurzy świat z własnymi sprawami, porządkami i obyczajami. Zarazem piękny i intrygujący. Pełen kompromisów i pewnego podporządkowania się... bo przecież zabieram im te jaja. My trzymamy kury dla jaj, więc ich żywot jest długi jeśli nie do starości ale przecież w innych gospodarstwach nagle członek ich społeczności znika... a one nadal spokojnie żyją, trwając w swych codziennych pracach i przyzwyczajeniach. One dopiero muszą umieć cieszyć się z życia. Cieszyć się każdym kolejnym dniem... uwielbiam je obserwować... Czuję, że obcowanie z nimi wzbogaca mnie duchowo.
A to pozostałość po lilipuciej gromadce. Taka budka lęgowa, bo liliputy znacznie różnią się od kur nielotnych i został im zbudowany specjalny domek. Miał być rozebrany czy użyty do czegoś innego ale niespodziewanie zainteresowała się jedna z kur nielotnych i tak zostało do dnia dzisiejszego. Obecnie, w przededniu wiosny na powrót cieszy się powodzeniem. Latem jest wręcz ulubionym miejscem. Stoi bowiem w zaciszu, zacieniana przez rosnące wokół niej drzewka. Którejś wiosny z powodu bardzo wysokich temperatur nawet Kocica wybrała sobie ją na miejsce narodzin swoich dzieci. Kociaki były bardzo zadowolone, szczególnie kiedy odkryły w niej pewnego rodzaju poddasze. My za pierwszym razem nieźle się ich naszukaliśmy. Tak sobie myślę, że chyba zasłużyła sobie aby ją troszkę odnowić. Ale może taki naturalny wygląd jest jej atutem? Może właśnie surowe, nietknięte chemią deski cieszą się takim powodzeniem?
Ja - człowiek, ciągle spoglądam na wszystko przez pryzmat samego siebie, a przecież świat zwierząt korzysta z tego co daje natura w formie oryginalnej. Za budką znajduje się szopka Melci a tuż przy niej jest przerobiona szafa dla świnek morskich na regał dwu półkowy wyściełany słomą. Na dolnej półce kury znoszą jaja a na górnej, koty wylegują się i łapią drzemkę w upalne, duszne dni. Pod całym regałem jeszcze w zeszłym roku Bienio ze swoją panią serca uwił sobie gniazdko. I też same deski nawet nie zaimpregnowane, takie najzwyklejsze, surowe cieszą się największym zainteresowaniem.
Post dedykuję moim wiernym czytelnikom, którzy regularnie zaglądają a moje opowiadania sprawiają im przyjemność. Za Waszą cierpliwość, bo niewiele się dzieje ... dzieje, ale nie na tyle aby stworzyć z tego jakiś dłuższy post i często czasu brakuje. Ale to własnie Wasze miłe komentarze są motorem dla mnie do działania.
Dziękuję, że jesteście :)
Ach! tak mi się jeszcze przypomniało. Za siatką, po sąsiedzku mam indyki. Wczoraj oglądając młodziutkie krzaki bzu, posadzone wzdłuż ogrodzenia i pieczołowicie przeze mnie dopieszczane, podszedł do mnie pan jegomość indyk w białym odzieniu i indyczka. Szanowny pan rozpoczął ze mną rozmowę... a może monolog? Często ze sobą rozmawiamy, ja staram się gulgotać jak i one, ale czy wychodzi nam coś z tej rozmowy to nie wiem tak do końca. W każdym razie, tym razem gulgotał do mnie ja mu w ludzkim języku kadziłam jaki piękny i zgrabny. Włączyła się do naszej rozmowy i pani indyczka. I wiecie co? Jak jej powiedziałam, że też jest piękna, to pokiwała głową z dwa razy i w cichości ducha odeszła... I niech mi ktoś powie, że one nas nie rozumieją :)
Niech to będzie taka niedzielna opowiastka na miły dzień... Pozdrawiam :)
Czytam zawsze z wielką radością, bo kocham ten piękny świat, który rządzi się odwiecznymi, naturalnymi prawami. Ten świat żyje we mnie...A Twoje niebo jest tak piękne, jak Twoje posty!
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję :)
UsuńJa co prawda wpadłam okazyjnie i stwierdzam że mi się podoba, sielsko się zrobiło. Mam takie powodzienie " ogarniam kurnik" i to dotyczy, sprzątania domu lub szusowania w necie ... albo czegoś w czym jestem zajęta.
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
Fajne określenie. Cieszę się, że podoba Ci się mój blog, zapraszam :)
Usuńcieszę ,że jesteś :) chętnie tutaj zaglądam ,czytam ,bo lubię Twojego bloga ;) nie zawsze komentuję ale czytam ,,od deski do deski'' to są moje klimaty ...pozdrowionka,uściski niedzielne :)
OdpowiedzUsuńBuziaki ogromne przesyłam :)))))
UsuńZabawnie opowiadasz :) Miło się czyta. Sama chciałabym mieć kury i kaczki. Esh...
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś? Nigdy nie wiadomo co przyszłość nam przyniesie :D
UsuńHello from Spain: nature is rich and wise. Keep in touch
OdpowiedzUsuńHello Marta :)
UsuńYou very well said. Keep in touch too.
Liczenie ile razy zapieją koguty - cudne!
OdpowiedzUsuńPewnie dobrze by mi się hodowało kury - tak myślę :)
Na pewno... chociaż potrafią być głośne i kłopotliwe :))))
UsuńZyjesz w świecie, którego mogę tylko pozazdrościć..... :)
OdpowiedzUsuńKiedyś i Ja tak gulgotałam z indykami, bawiłam się w gęsią mamę (małe gąsiaczki za mną latały hihi!), szkoda, że moje dzeci tego nie znają...
Teraz są inne czasy... moim dzieciom się nudzi... telewizja, komputer... trudno codziennym rzeczom z nimi rywalizować :/
UsuńInny świat:) Marzy mi się domek na wsi , a w obejściu kury , gęsi , kaczki no i konie , bo strasznie je kocham:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Oooo... jakie piękne marzenia :D
UsuńOlá Agatek!
OdpowiedzUsuńO encanto dos seus relatos está na simplicidade e as belas fotos.
Eu também tenho um galo que às vezes faz serenatas à meia-noite!
Um forte abraço do Brasil!
VitorNani & Hang Gliding Paradise
Welcome :)
UsuńYour cock is very original. I thank you for your visit. I invite you again.
Piękny jest ten drobiowy świat a możność obcowania z nim na co dzień to prawdziwy luksus.Miłego tygodnia i słoneczka życzę.
OdpowiedzUsuńPięknie to ujęłaś :))) Pozdrawiam
UsuńPięknie ujęłaś świat kur i obejścia, ten świat zwierząt jest fantastyczny , a nie każdy umie to zauważyć.
OdpowiedzUsuńTy to widzisz i czujesz , dzięki Ci za to .
Pozdrawiam .
To ja Ci dziękuję za te miłe słowa :) Pozdrawiam
UsuńCzytam drugi raz. Pięknie opisałaś ten Twój drobiowy świat.
OdpowiedzUsuńBardzo się ciesze :) Pozdrawiam
Usuńja chyba też jeszcze z kilka razy ten post przeczytam i mojemu lubemu też przeczytam. Niech wie co go czeka za szczęście jak już mi kurnik sprawi.
OdpowiedzUsuńKobieto , ty mi pisz o jaką kapustę chodzi i jakiego linka ? Bo nie wiem czy tą ozdobną, czy o uprawę czy o przepisy kulinarne :-)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio rzadko zaglądam na blogi, z powodu ostatnich wydarzeń z M, oprócz złamania, przechodził teraz infekcję i ...ciagle jeszcze coś się pojawia.
OdpowiedzUsuńAle wszystko to o czym piszesz jest mi bardzo bliskie i doskonalę Cię rozumiem i podziwiam, że i tak znajdujesz na to wszystko czas. A pióro jak zawsze masz świetne, obojętnie czy coś się dzieje czy nie, zawsze wychodzi interesujący post, ale to już zasługa Twojego talentu. Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję :) I nieustająco zdrówka dla męża zyczę :)
UsuńSzczęśliwe kury mające wolnośc... Dyrektywy unijne nakazujące zamieszkać kurom w klatkach ( będących wyposażeniem ferm drobiu ) zamiast kurników średnio mi się podobają. To była magiczna chwila- wejsc do kurnika w celu sprawdzenia, czy juz jest jajko, albo kilka.. zapalanie i gaszenie światła kurom.. Dla mnie to naprawde było bajkowe. Nie wspomnę o tym, ze kury chodziły wolno - po podwórku, po lesie...
OdpowiedzUsuń