Obserwatorzy

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Forsycja i jej ukorzenianie

Z roku na rok coraz więcej krzewów forsycji pojawia się na naszej działce. A pamiętam jak był tylko jeden krzak wciśnięty w róg ogrodzenia i może dzięki temu przetrwał cały ten chaos budowlanych zniszczeń terenu? Wprowadziliśmy się jesienią, jak dla mnie to bardzo fatalny w skutkach czas i po jeszcze upiorniejszej zimie mym oczom ukazała się własnie ona! Przywitała mnie albo pocieszała jak najpiękniej umiała - złocistością gałązek. A może sama się cieszyła, że przetrwała? Znałam forsycje już wcześniej, zawsze zachwycałam się jej wiosennym wyglądem spacerując po miejskich działeczkach w mojej dzielnicy, ale jakoś tak, nigdy nie pomyślałam, żeby zaprosić ją do swojego miejskiego ogródka. Kwitnie przepięknie, gdziekolwiek by nie rosła i w jakiej scenerii nie sposób ją pominąć i nie zwrócić uwagi. Szkoda jednak, że kwitnie tak krótko. 


Potem staje się zwykłym zielonym krzewem lub uformowanym drzewkiem i często zaczyna przeszkadzać. U nas też kwitnie króciutko ale mimo to rozmnażamy ją i rozsadzamy w różne miejsca działki. Bardzo łatwo ukorzenia się ją, tak samo jak pigwowca, naginając gałązkę do ziemi, obsypując ją ziemią, można nawet jakimś kamyczkiem ją przycisnąć i czeka się aż miejsce przylegające z ziemią wypuści korzonki i się ukorzeni. Wtedy odcina się ową gałązkę od macierzystego krzewu, wykopuje delikatnie z korzonkiem i sadzi w nowe miejsce.

















W tym roku czeka krzewy forsycji ostre cięcie, dzięki czemu pozyskam kolejne  tym razem drogą wodnego ukorzeniania samych gałązek. Dopiero w tym roku dotarła do mojej głowy informacja, że forsycje kwitną na nowych gałązkach wypuszczonych latem.  Proszę, jak to się człowiek uczy przez całe życie, albo wiadomości odbijają się jak o ścianę i nie mają szans na zrozumienie.
Już wielokrotnie w wiosennych postach pokazywałam macierzysty krzew więc nie będę go tym razem pokazywać. Ciężkie miał życie ze mną, został przeze mnie przesadzony i niestety przysporzyłam roślinie kolejnych trudnych lat zanim w końcu znalazłam takie miejsce, w którym było jej dobrze. Gdybym wiedziała wtedy jak łatwo się ją ukorzenia to pewnie zostałaby w starym miejscu a jej ,,dzieci" powędrowały by ze mną na przód domu. Ale czy nadal by tam rosła w toku naszych ciągłych zmian terenu?

Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie. U mnie prace porządkowe w ogrodzie na ukończeniu i tylko czekać deszczu, który poruszy trawy i będzie pierwsze koszenie.
Miłego dnia życzę
 :)

43 komentarze:

  1. Nie wyobrażam sobie początku wiosny bez forsycji. Gdy jeszcze miałam mało kwiatów cebulowych, to ona wyznaczała początek radości. Teraz jest dla mnie wyznacznikiem, kiedy zacząć wertykulować trawnik. Przynajmniej jedna musi znaleźć się zawsze w ogrodzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W moim dzikim sadzie, forsycja robi co chce od lat. Rozrosła się, wokół ma sporo dzieciuków. Jedna, wielka, zaplatana rodzina. Teraz przepięknie żółta :-) Latem jest do super dom dla dwójki bezdomniaków-psów. Mają pod nią swoją kwaterę letnią, przyjemnie wilgotne, zacienione dołki :-) Dzikość i swoboda :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubie forsycje w mieście, kojarzy mi się a typowo miejsc
    kim krzewem, tutaj wielkie i piękne krzewy wiosną na prawdę poprawiają dość marne krajobrazy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może właśnie dlatego nie zapeosiłam ich do miejskiego ogródka bo rosły wszedzie dookoła?

      Usuń
  4. Kiedyś, kieeedyś miałam ksywkę „Forsycja” ;). Kwiaty są podobno dobre do jedzenia dla egzotycznych ptaków. Szkoda, że u mnie nie rośnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo?? Jak fajnie :) Mam nadzieję, że w sensie pozytywnym i miłym dla Ciebie :)

      Usuń
  5. moja zakwitła dopiero w piątek, tez kocham ten krzew... i jeszcze dwa lata temu wyczytałam, ze pożyteczne to kwiecie. Kocham z całego serca. Po przekwitnięciu przytnę, żeby hortensja anabel miała jasniej... :D

    OdpowiedzUsuń
  6. To prawda, że ciągle się uczymy, szkoda, że na własnych błędach.:)
    Tak jak Ty czekam na deszcz.
    Pozdrawiam.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię uczyć się na cudzych błędach i chętnie z tego korzystam ale nie zawsze się tak da.

      Usuń
  7. U nas nie ma forsycji , noszę się z myślą o kupnie . Dzięki, że napisałeś jak ją ukorzeniasz. Udanego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy gdzieś uciąć kawałek gałązki i do wody. Nie masz kogoś znajomego, kto by Ci użyczył gałązkę?

      Usuń
  8. Warszawa też złoci się forsycjami. Bardzo pięknie u Ciebie i kotek się wyleguje beztrosko :-) Uściski serdeczne :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, w dużych miastach to krzew ozdobny, czym miejscowość mniejsza tym traktuje forsycje jak chwast :)

      Usuń
  9. Piękne są te forsycje. I u mnie zażółciło się od nich na osiedlu. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam słoneczne, kwiaty forsycji, mam ją swoim ogródku i pięknie kwitnie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepiękny, intensywny kolor, chociaż czasami trafiam jakby pomarańczowe i nie wiem co to?

      Usuń
  11. Kwitną krótko, ale jak!
    Zanim poznałam nazwę "forsycja" mówiło się u nas "złotodeszcz". Lubię tę nazwę. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam ją :) Jak wiosna bez forsycji ?
    U mnie jeszcze w pąkach, dajesz wiarę ? Tu, na Mazurach, to naprawdę Finlandia, jak mówi mój mąż.
    Kupiłam kilka lat temu taką sierotkę, to pierwszy rok, kiedy zakwita, hura !!
    Dobrej nocy życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo, że nasz kraj wcale jakiś wielki nie jest to różnica w zakwitaniu jest spora tak około 2 tygodni.

      Usuń
  13. Pięknie o forsycji piszesz. Jej żółte, oryginalne w kształcie kwiatki bardzo optymistycznie nastrajają.Kiedyś miałam takową, ale zrobiła się rosochata, więc została wycięta. Chyba źle była prowadzona.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie dało się jej przyciąć i na nowo uformować?

      Usuń
  14. Ja do forsycji mam wielki sentyment. Uwielbiam ją od dziecka. Cieszy mnie, gdy wkoło kwitnie.
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z dzieciństwa nie pamiętam krzewów forsycji na wsi gdzie jeździłam... tam chyba nie było... chyba że przy kapliczkach, to może? hymmm... ale może ja nie trafiłam na czas jej kwitnienia.

      Usuń
  15. Ja też bardzo ją lubię i podobnie jak Ty wysadziłam "dzieci" w kilku miejscach. Zakwitły właśnie po raz pierwszy tak pięknie. Bardzo szkoda, że tak krótko kwitnie. Mogłaby zdobić cały rok. Pozdrawiam:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One po raz pierwszy zakwitają tak wdzięcznie i jakby nieśmiało, prawda?

      Usuń
  16. Nie będę oryginalna, bo powiem, ze bardzo lubię forsycje. mam dwa duże krzewy, jeden "obcięty" prawie do zera w zeszłym roku wiosną, w tym już kwitnie, i jeden posadzony jesienią też ma małe kwitnące gałązki. Nie mogę się doczekać jak urośnie:) Przetrenuję podany przez Ciebie sposób na rozmnażanie przez podsypanie gałązki, bo mam w planie sadzić dalsze i w ten sposób oszczędzę, zamiast kupować gotowe krzaczki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że tyle osób lubi forsycje :) Polecam gorąco, dość szybko się ukorzeniają tylko nie można wyczekiwać, wsadzić w ziemię i zapomnieć, wtedy jest szybciej :D

      Usuń
  17. Mam jedną, maleńką forsycję. czekam aż urośnie i sie wzmocni, wtedy będę próbowała ja rozmnozyć. Ostatnio sama z siebie rozmnozyła mi sie kalina, z czego bardzo sie cieszę, bo to coraz rzadszy krzew, który nie tylko pięknie kwitnie, ale i owocuje.
    U nas juz było pierwsze koszenie, bo trawa rośnie teraz jak na drożdżach. A prace w ogrodzie trwaja i długo jeszcze potrwają, bo nie mamy siły duzo robić na raz.
    Pozdrawiam Cie serdecznie, Agatko!:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudownie, że się rozmnożyła! To taka miła dla nas ogrodników niespodzianka :).
      U nas podobnie, brak rąk do pracy i tak musimy na raty... ale cóż poradzić.

      Usuń
  18. Wyobraź sobie, że nie mam ani jednej forsycji w ogrodzie!
    Widzę, że moja sąsiadka ma kilka krzaczków, więc muszę się do niej ładnie uśmiechać i zgodnie z Twoimi podpowiedziami wyhodować własny egzemplarz.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Uwielbiam ten krzew jest piękny!

    OdpowiedzUsuń
  20. Forsycje były u nas zawsze - to były ulubione krzewy mojej mamy. Zawsze rozmnażała je z patyczków wsadzanych bezpośrednio do ziemi - łatwo się ukorzeniają. Ja tez lubię te żółto-złociste krzewy, a dodatkowo mają dla mnie wartość sentymentalną :)))

    OdpowiedzUsuń
  21. Mam tylko jeden krzew forsycji, ale ogromny. Koniecznie muszę ją w tym roku po kwitnieniu przyciąć, bo za bardzo się rozrosła i jest strasznie kostropata ;) A i gorzej kwitnie na niższych partiach, za to czupryna cała ukwiecona... no cóż, cięcie obowiązkowe :))
    Koniecznie też muszę naskubać kwiatuszków i ususzyć na zimę, bo są niesamowicie zdrowe i bardzo pomocne w leczeniu przeziębień, mają w sobie zdrową rutynę :)
    Ściskam Cię Agatko serdecznie, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Dla mojej forsycji od razu znalazłam dobre miejsce i odwdzięczyła się nam w tym roku pięknymi kwiatami:)

    OdpowiedzUsuń