Takie małe dyńki zebraliśmy jak ta na zdjęciu a mnie się tak bardzo spodobały, że postanowiłam zebrać z nich nasiona. To taka namiastka nieudanego sezonu, ale życie trwa dalej i nie ma co się oglądać na minione i skupić się na tym co przed nami. Przeżywamy większe i mniejsze tragedie w domowych zaciszach a pory roku mijają niewzruszenie jedne za drugimi i kiedy nadejdzie wiosna będzie chciało się coś wysiać. Może nawet wspomni się te małe dynie, które sprawiły nam niespodziewanie wiele radości bo ze względu na swoją małą wielkość można było z nich wiele zrobić. I ugotować, i ufaszerować, i zrobić cipsy. Zdjęcie powstało z tego co stoi na parapecie w kuchni i z natchnienia luźnej myśli bądź nostalgii za latem.
Mój gwałtowny pęd grudniowy został ostro wybity z rytmu przez odejście mojej ukochanej Suni (6.12). Już od kilku tygodni czuła się coraz słabiej a to co gasiło jej światełko pogłębiało się z tygodnia na tydzień a potem z dnia na dzień w jej ruchach, energii, apetycie. W ostatnie dni była przez nas noszona do miski i w sumie przede wszystkim to piła. Nie uskarżała się na ból jedynie na niemoc ciała. W końcu osiągnęła piękny wiek 22 lat (ludzkich). Nieprzespane noce, ponieważ nasłuchiwałam czy nie zaszczeka, bo do końca lepiej jej było w budzie, gdzie miała więcej świeżego powietrza. Zastanawiałam się czy na te ostatnie dni nie wziąć jej jednak do domu aby odeszła jako pies domowy, jakim była przez większość swojego życia mieszkając w mieście, ale ona jako pies mocno stróżujący preferowała budę i prawie do ostatnich dni starała się być tym stróżem. Każdej nocy spałam delikatnie i na każde szczęknięcie psów budziłam się czy to nie jej. Postanowiłam sobie, że tak jak ona, kiedy tylko się ją zawołało to przybiegała tak i ja, za każdym razem, kiedy nas zawoła, przyjdę. I dobrze zrobiłam bo często coś jej się przytrafiło i potrzebowała pomocy. I rzeczywiście wołała na nas, wiedziała. Miałam o niej nie pisać, ot tylko kilka słów... Jest w moim sercu i mam nadzieję, że zawsze uda mi się przywołać jej postać, przypomnieć sobie jej sierść w dotyku, jej zapach i że będzie ona zawsze ze mną nawet jeśli nie mogę jej już zobaczyć, to kiedyś się spotkamy i przybiegnie do mnie radosna, młoda i piękna i znów pójdziemy na spacer.
Mój gwałtowny pęd grudniowy został ostro wybity z rytmu przez odejście mojej ukochanej Suni (6.12). Już od kilku tygodni czuła się coraz słabiej a to co gasiło jej światełko pogłębiało się z tygodnia na tydzień a potem z dnia na dzień w jej ruchach, energii, apetycie. W ostatnie dni była przez nas noszona do miski i w sumie przede wszystkim to piła. Nie uskarżała się na ból jedynie na niemoc ciała. W końcu osiągnęła piękny wiek 22 lat (ludzkich). Nieprzespane noce, ponieważ nasłuchiwałam czy nie zaszczeka, bo do końca lepiej jej było w budzie, gdzie miała więcej świeżego powietrza. Zastanawiałam się czy na te ostatnie dni nie wziąć jej jednak do domu aby odeszła jako pies domowy, jakim była przez większość swojego życia mieszkając w mieście, ale ona jako pies mocno stróżujący preferowała budę i prawie do ostatnich dni starała się być tym stróżem. Każdej nocy spałam delikatnie i na każde szczęknięcie psów budziłam się czy to nie jej. Postanowiłam sobie, że tak jak ona, kiedy tylko się ją zawołało to przybiegała tak i ja, za każdym razem, kiedy nas zawoła, przyjdę. I dobrze zrobiłam bo często coś jej się przytrafiło i potrzebowała pomocy. I rzeczywiście wołała na nas, wiedziała. Miałam o niej nie pisać, ot tylko kilka słów... Jest w moim sercu i mam nadzieję, że zawsze uda mi się przywołać jej postać, przypomnieć sobie jej sierść w dotyku, jej zapach i że będzie ona zawsze ze mną nawet jeśli nie mogę jej już zobaczyć, to kiedyś się spotkamy i przybiegnie do mnie radosna, młoda i piękna i znów pójdziemy na spacer.
Pogoda taka sobie, drzewa łyse, nawet dębusie, niezauważalnie przeze mnie, zrzuciły większość liści. Dobrze, że wcześniej kupiłam materiał i tak leży, spogląda na mnie, ja na niego i tak tli się ten zapał sprzed tygodnia. Pocieszamy się goframi. Są to moje pierwsze w życiu gofry. Tym daleko do ideału gofra ale najważniejsze to zacząć, skład, proporcje doszlifuje się w kolejnych próbach aż dojdziemy do perfekcji. Nasze pierwsze, niewyrośnięte ale smaczne. Przepis zaczerpnięty z mojego ulubionego bloga kulinarnego Proste Potrawy i gdybym to nie ja pokiełbasiła sposób przygotowania to na bank byłby świetne.
W imię pamięci mojej ukochanej i wiernej Suni wziętej ze schroniska mam do Was ogromną prośbę o wejście na podane dwa linki po prawej stronie: karmię psy i do zielonej miski, i kliknięcie tam w odpowiednie miejsce aby nakarmić zwierzęta ze schroniska. Bardzo dziękujemy :)
Wejdę na linki. Jest mi strasznie smutno. Strasznie chce mi się płakać. Dinko odszedł 6.11. :(( Wiem, co przeżywasz, ja nadal cierpię strasznie. Idę do przodu, ale jednak...tęsknota straszna. Wiesz, Dinko odwiedza mnie w snach i Sunia będzie robiła to samo. Ja czuję, że Dinko jest ze mną i wierzę, że ty będziesz czuła Sunię. Chcę coś napisać, a nie wiem co. Kochana, spotkamy naszych przyjaciół, znów będziemy tulić. Jak mnie wzrusza, że Sunia wiedziała, że zawsze może na Was liczyć. My również robiliśmy wszystko dla Dinka. Przytulam w zrozumieniu, bardzo mocno przytulam serce do serca. <3
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo. No właśnie nie mogę sobie poradzić. Tyle razy już nawiedzała nas śmierć i zabierała jakiegoś przyjaciela ale tym razem jest inaczej. Czy to ta ilość lat? Czy to to, że była pierwszym psem? Czy po prostu, że to ona?Zamykam oczy i widzę jak byliśmy w schronisku i wzięliśmy ja taka małą, potem pamiętam ile utrapienia było z jej wychowaniem, zamykam oczy i widzę jak jeszcze była młoda i w pełni sił biegła do mnie ze śmiesznie ruszającymi się uszami ... z czasem straciła wzrok ale węch i słuch miała rewelacyjny. Chciałabym pojechać do schroniska i znów ją wziąć. Pojechać dokądkolwiek gdzie by była.
UsuńGdzie kochana te inne posty? No nie widzę. Och. Ja też dziś taka nie swoja. Ciężki dzień. :( Ja mam dokładnie te same uczucia i chęci. To po prostu była i jest miłość najprawdziwsza, dlatego. Ja miałam tak, na początku było fatalnie, potem ciut lepiej, a teraz jest jeszcze gorzej niż na początku. Wiesz, bo lecą dni, a Dinko nie wraca, blisko świąt i ta świadomość, że go nie będzie. Ja pozwalam sobie na żałobę, na łzy, na cały smutek. Nie pomaga mi sztuczny uśmiech. Im dalej, tym bardziej rozumie, że muszę się wypłakać. Te święta jeszcze potęgują tęsknotę. Pociesza mnie, że Dinko odwiedza mnie w snach, że go czuję przy sobie. Pragnę go przytulić, strasznie mi tego brakuje. Jak się czujesz kochana? Choć to może głupie pytanie. Chcę pokazać, że rozumie i wspieram całym sercem. <3
UsuńNa dole postu - Tematy o mojej Suni Kocham ją , Jak pies z kotem - w tych niebieskich tytułach.
UsuńU mnie jakaś cisza jakbym była w u cyklonu, taka niby cisza i spokój ale gdzieś tam buzuje nadal.Dziś mam okropną migrenę ...
Agatko współczuję ci, u nas po 16latach odeszedl papik, wierny, zawsze na zawołanie... Wiem co czujesz, przecież to członek rodziny, odejście boli jak diabli. Wierze że w niebie jest dla nich miejsce i kiedyś się z nimi spotkamy.
OdpowiedzUsuńOdejście takiego przyjaciela bardzo boli. Pocieszeniem jest to, że jej życie było udane, była szczęśliwym psem...
OdpowiedzUsuńNo nie to jakaś Mikołajkowa zła plaga. Przed chwilą byłam u Szymki na blogu i jej pupilek też odszedł 6.12. Bardzo Ci współczuję. Przytulam ciepło !
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Moja Droga.
Smutno, kiedy odchodzi przyjaciel. Tak jednak jest i z nami. Kilka lat temu pod kołami zginęła nasza ukochana kotka Tosia. Każdego dnia wydawało mi się, że przyszła. Teraz właśnie ratujemy naszego kota dzikuska. Ktoś z nowobogackiego osiedla rozstawia pułapki i nasz biedny tygrys wpadł do niej. Ma amputowany ogon, ale jest taki stan zapalny, że jesteśmy z nim u weterynarza co drugi dzień i nie wiem czy uda się go uratować. Przytulam mocno:):):)
OdpowiedzUsuńbardzo mi przykro:( wiem co czujesz, rok temu musielismy uspac dwa pieski Dagiego i Maxa. Strasznie to przezyłam. Owczarek niemiecki i bokser. Jeden miał problemy ze stawami biodrowymi a drugi miał raka. Oba pieski przeżyły 14 lat z nami. Oba też odeszły w jednym roku.Pamietam jak dzisiaj, kiedy razem z tata przywiezlismy takie małe kuleczki do domu. Potem wyrosły na tak duzzze psy. Ale były takie cudowne ze na samą myśl o nich mam łzy w oczach. Trzymaj się ciepło. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKochana Agatko, masz wielkie serce !
OdpowiedzUsuńWspomagam jak umiem schronisko koło mnie. Dużo osób się angażuje w taką pomoc. Fantastycznie, że tyle jest wolontariuszy :-D Nawet już jest "Dzień wolontariusza" Pozdrawiam serdecznie :-)
Agatko, bardzo Ci współczuję. W czerwcu przeżyliśmy odejście naszej Belluni. Przez dwa tygodnie każdego dnia jeździliśmy do weterynarza na kroplówki. W końcu po zrobieniu wszystkich badań USG, zdecydowaliśmy się na operację. Niestety, po otwarciu brzuszka okazało się, ze wszystko jest zajęte. Nie było żadnej szansy ratunku. Bardzo za nią tęsknimy. Nasze kochane zwierzaki dają nam tak dużo miłości, przywiązania i wierności. Dla większości z nas są członkami rodziny. Wiem, że powinnam wziąć nowego pieska. Niestety, nie jestem jeszcze na to gotowa.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
To smutne kiedy odchodzi ukochane zwierzę-sama to przezyłam 2 lata temu i do tej pory jakoś trudno mi o tym mówić:(ale w pamięci zostają te wspólne chwile i zdjęcia,filmiki.trzymaj się.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci współczuję straty suni. Wiem, co czujesz. Jeden z moich psiaków odszedł w kwietniu. Miał tylko 13 lat.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny na moim zapomnianym blogu. Jakoś tak nie mogę nań wrócić.
Serdecznie pozdrawiam
Biedny pies, pożegnałam już dwa nasze psy i wiem, że znów czekają mnie takie chwile...
OdpowiedzUsuńPiękne.....
OdpowiedzUsuńPostanowiłam sobie, że tak jak ona, kiedy tylko się ją zawołało to przybiegała tak i ja, za każdym razem, kiedy nas zawoła, przyjdę. I dobrze zrobiłam bo często coś jej się przytrafiło i potrzebowała pomocy. I rzeczywiście wołała na nas, wiedziała.
dobra Pani Opiekunka..... :)
Oj, jak bardzo mi przykro Agato......... Smutno kiedy odchodzi ukochany zwierzak...
OdpowiedzUsuńKochana, nie mam czasu,a nawet chęci na pisanie bloga,jestem z powrotem na Insta, ale też nie wiem czy tam długo zostanę.... Jesli masz Facebook, to mnie tam znajdz.... Pogadamy wtedy... Usciski!
Wiem, co to utracić pieska, zwłaszcza jak był traktowany jak członek rodziny.Często będzie ją jeszcze "widziała i słyszała" nie tylko w snach. Przytulam i ściskam, trzymaj się .
OdpowiedzUsuńStrata ukochanego przyjaciela, nawet takiego chodzącego na czterech łapach, jest niewątpliwie bardzo bolesna. Pamiętam, jak przez kilka dni przepłakałam za Dżekim mojej babci, kiedy odszedł na drugą stronę tęczy. Byłam z nim szczególnie zżyta - wszak przyszliśmy na świat dokładnie w ten sam dzień, więc byliśmy jakby bliźniętami. I chociaż od jego śmierci minęło już parę lat, to ja i tak w dalszym ciągu za nim tęsknię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!