Przy okazji
przemalowywania mojego pierwszego mebelka w życiu tutaj , załapał się mój stołeczek z dziecięcych lat. Jest to stołeczek i zarazem skrzyneczka na drobiazgi. Przechowujemy w nim akcesoria do czyszczenia butów. Zakupiła go moja mama... z bratem uczyliśmy się na nim wiązać buty, był moim osobistym pomagierem do zapalania światła, a raczej do sięgnięcia włącznika... Moje dzieci uczyły się na nim wiązać buty i w bloku
też używały go do włączania światła... aż się uśmiechnęłam ile to już lat jest z nami i nam dzielnie pomaga. Tutaj już tylko pełnił rolę siedliska w korytarzu do zakładania butów bo zamontowaliśmy włączniki na wysokości łokcia aby dzieci bez problemu dosięgały a ja mając zajęte ręce, mogła po prostu włączyć zgiętym łokciem. Bardzo wygodna sprawa.
Dlaczego nie pokazywałam go wcześniej? Bo dopiero niedawno w końcu go skończyłam odnawiać. Utknął na pewnym etapie i czekał dalszych mych decyzji. Jedno co wiedziałam to to, że nie chcę się z nim rozstawać. Nawet nie spodziewałam się, że jestem takim cykorem w tych sprawach. Mówi się, że najtrudniej to zacząć i to jest najprawdziwsza prawda. I właśnie dlatego postanowiłam napisać ten post i podzielić się moją próbą jego odnawiania. Daleko jej do wspaniałych metamorfoz jakie oglądam na blogach ale jak to mówią ,,nie od razu Kraków zbudowano". Może moje proste prace odważą kogoś kolejnego do spróbowania? Tak jak mnie wspierają serdeczne osoby w tych moich małych i dla wielu osób śmiesznych pracach.
Dylemat zrodził się sam... jak zwykle... Bardzo zadowolona z metamorfozy przy użyciu farby akrylowej i mojej fascynacji białymi mebelkami, o której już wspominałam i podkręcona przez wnętrzarskie blogi, na które z przyjemnością zaglądam skłaniałam się ku przemalowaniu go. Tym samym w pewien sposób zapoczątkowałabym komplecik mebelków, które być może kiedyś tam stanęły by razem w jednym pomieszczeniu i na pewno wyglądały by pięknie. Z drugiej zaś strony... mój przeogromny sentyment i duchowa potrzeba do wręcz otaczania się przedmiotami z przeszłości w ich jak najmniejszej zmienionej formie, spowodował opór przed tak drastyczną zmianą jego wyglądu. To już nie byłby ten sam stołeczek... zasłużony przyjaciel z dzieciństwa. Fakt, faktem potrzebował już pomocy. Trzymał się dość dobrze, tak naprawdę z poważniejszych prac to wymagał wymiany jednego zawiasu przy wieku i samego odświeżenia a przede wszystkim mojej odwagi aby spróbować cokolwiek zrobić. Stołeczek jest ze sklejki drewnianej i mimo wielkich chęci przemalowania go
również na biało, aby kompozycyjnie pasował mi do szafki, po
oczyszczeniu szlifierką (fotka) wyszedł zbyt ładnie jak dla mnie, abym go była wstanie maznąć pędzlem lub
walkiem po całości. Ten etap widać jeszcze przede mną, cieszmy się zatem małymi
kroczkami jakie udało mi się zrobić. W sumie to nawet nie dałam go zbyt mocno oszlifować, jednak przez lata przyzwyczaiłam się do jego koloru. Mocno zostało oczyszczone wieko ponieważ najmocniej wgryzł się ząb czasu i nie wszystko zostało stracone z moich fascynacji blogami, postanowiłam mimo wszystko ożywić go wzorkiem. Niesłychana odwaga, prawda?
Dobrze się czasami pośmiać z samej siebie... Kto przeczytał mój blog od deski do deski absolutnie nie będzie zdziwiony, że wybrałam motyw ostów. Zainspirował mnie do tego taki oto widok z mojej własnej działki. Wprawdzie miałam spory dylemat bo mam jeszcze śliczny motyw z ptakami... ale jak widać miłość do polnych roślin jest silniejsza. Mam nadzieję, że żaden ogrodnik nie dostanie zawału. Aby ustrzec przed tym napiszę może, że oset jest symbolem Szkotów. Szablon wykorzystany przeze mnie jest z
Werandy lipcowej z 2012 roku i również z niej pozwolę sobie zacytować ,,Mam w pamięci taki obrazek: szkockie wzgórze z drewnianą ławką, w tle ruiny średniowiecznego zamku, a wśród nich dorodne fioletowe osty. Te pospolite rośliny są symbolem Szkotów nie tylko z powodu urody. Legenda mówi, że uratowały ich przed armią norweskiego króla Haakona.
Napastnicy chcieli zaatakować pod osłoną nocy i, żeby nie narobić hałasu, zdjęli buty. Ale jeden z żołnierzy nadepnął bosą stopą na oset. Narobił krzyku, Szkoci się zbudzili i pokonali nieprzyjaciela. " Chyba przekonała mnie do wyboru tego motywu właśnie ta informacja bo mój stołeczek też jest niepozorny, prosty w swej formie a tak dobrze nas wspiera w swej użyteczności. Motyw odrysowałam na kawałku cienkiej tekturki, oryginał zachowując nadal w czasopiśmie i wycięłam zakupionymi do tych celów zwykłymi nożyczkami do obcinania paznokci. Często je stosuję podczas różnych delikatnych nacięć i w tym przypadku też okazały się idealne do zaokrąglonych linii a ich małe rozmiary i ostry, cienki czubek ostrza wręcz fenomenalnie nadaje się do wycinania cienkiej tektury.
Potem przymocowałam taśmą papierową stosowaną przy malowaniu aby żaden ślad potem po niej nie został, do stołeczka tak jak chciałam aby był namalowany wzorek. Wzorek malował już małżonek, któremu sprawia to ogromną frajdę, użył farbek akrylowych. Dobrze jest zdjąć tekturę przed całkowitym wyschnięciem farby, bo często zdjęcie jej narusza namalowany motyw, który bez problemu można wyretuszować ale myślę, że przy jakimś motywie z drobnymi elementami może popsuć cały efekt. Przy kogutkach zdjęłam dość szybko i pięknie farba schła sobie sama, tutaj zdjęłam później i troszkę się wzorek naruszył i trzeba było maznąć tu i ówdzie. Nie przemalowałam stołeczka na biały kolor ale za to dołożyłam jeszcze motyw z boku. Gałązkę z motylem, bo osty kojarzą mi się z motylami. Motyl bardziej bajkowy niż naturalistyczny ale w sumie czemu nie? Tylko polakierować ... Pewne ubytki zostawiłam, chciałam aby jednak został pewien ,,ząb czasu" , o którym wielokrotnie czytam. Kiedyś uważałam to za dziwactwo ale tym razem stwierdziłam, że to ma sens. Nie powinno się rzeczy z duszą za bardzo ,,odmładzać" bo mogą to coś zatracić. Zrozumiałam to przy odnawianiu właśnie tego mebelka. Zrozumiałam jeszcze kilka innych rzeczy i dlatego na razie tak pozostanie, aż nie odważę się na większą metamorfozę.
Stołeczek z dzieciństwa z lekka zmieniony ale nadal jest tym stołeczkiem... na którym siadałam zawiązać buty... na którym siadają moje dzieci aby zawiązywać buty...
Witaj ! Wiesz, mam dokładnie taki sam stołeczek, który wykorzystuję do przechowywania przyborów do czyszczenia butów. Pięknie "odmłodziłaś" swój mebelek, podobają mi się kolorowe motywy dekoracyjne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Kurcze, u mojej mamy też jest taki stołeczek!
OdpowiedzUsuńPamiętam go z dzieciństwa tak samo jak Ty swój... Kto wie, czy jak pojadę następnym razem do PL, to może wróci ze mną? ;) Takie rzeczy pamiątkowe bardzo cieszą.
Ładnie przerobiłaś, w kolorach mu bardzo do twarzy... :)
Piękna historia z tym stołeczkiem, piękna...
OdpowiedzUsuńMiło mi :)))) Pozdrawiam bardzo gorąco :)
UsuńU mnie w domu tez były takie stołeczki, jeden chyba jeszcze jest. Jak będę teraz u mamy muszę sprawdzić. Fajnie wyszła ta metamorfoza.
OdpowiedzUsuńTaki stołeczek jest świetny a po odmalowaniu to już w ogóle super:)
OdpowiedzUsuńI czasami niewiele potrzeba :) Pozdrawiam
UsuńThat is a great bench and I love that it has such history for you and your kids now. Good repainting!
OdpowiedzUsuńThank you very much. :)))
UsuńKochani moi! :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiecie z jaką ogromną radością czytałam, że mój post przyczynił się do wspomnień o Waszych stołeczkach. Mój stołeczek ogromnie się cieszy, że nie jest jedyny i nadal ,,żyją jego bracia" :))))) Długo zwlekałam z tym postem bo widząc Wasze przepiękne prace artystyczne mam świadomość, że ta metamorfoza stołeczka jest na poziomie przedszkolnym... Dlatego tym bardziej cieszę się, że przyczyniłam się do wspomnień... a nawet jak czytam to chęci odnowienia takiego mebelka :)))) Ogromnie Was mocno ściskam :D
Kurczę tą historią ze stołeczkiem przypomniałaś mi, że i u mojej Babci był kiedyś taki mały z otwieranym wiekiem, jak pojadę do mego miasta rodzinnego, to muszę sprawdzić czy jeszcze jest i spróbuję go wysępić od ciotki :) tyle wspomnień w takim małym mebelku.... Jagnom
OdpowiedzUsuńPięknie opowiedziana historia stołeczka. Muszę przyznać, że jest ładnie odnowiony i będzie służył następne lata.
OdpowiedzUsuńJa też mam stołeczek z dzieciństwa, taki zwykły , z dziurką w środku do przenoszenia. Też mi służył do zapalania światła, później mojemu synowi, a jeszcze później moim wnukom:)
Cieplutko pozdrawiam.
Stoleczki byc muszom:) Na Slasku mowilo sie na nie "rycka", no jest niezbedna do zakladania butow.
OdpowiedzUsuńLadna to Twoje "ostowe" krzeselko. Bardzo folk:) Ostatnio lubie bardzo ten styl.
Mnie też coś ciągnie w jego stronę... nigdy jakoś tak nie byłam stylowa, chociaż nie jestem miłośniczką współczesności... taki eklektyk ze mnie ale znosi mnie na folklor... Muszę się temu przyjrzeć ;)
UsuńI to sa właśnie przedmioty z duszą :)
OdpowiedzUsuńElegancko:) Pozdrowienia sereczne
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że mogę Cię poznać :)
UsuńThanks for your comment.. Have a nice day..
OdpowiedzUsuńAgatku kochany, ale się sentymentalnie zrobiło:) Śliczny stołeczek, cieszę sie, że go odnowiłaś i dalej Ci służy. Dziękuję za pozdrowienia na moim blogu. Ja na razie troszkę ucichłam, ale dalej śledzę moje ulubione blogi...
OdpowiedzUsuńBeautiful work!!! I love wood!
OdpowiedzUsuńHave a great Sunday :)
Twój stołeczek jest uroczy. A taka metamorfoza dodała mu folkowego klimatu :) Pozdrawiam ciepło :))
OdpowiedzUsuńI ja pozdrawiam, dziękuję za odwiedziny :)
UsuńW moim domu jest tez taki stołeczek z historią. Powinnam go też odnowić, ale nie mam pomysłu, bo wpierw należałoby z niego zdjąć starą farbę, :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie.
Niezła pamiątka i jak najbardziej super Ci wyszła ta metamorfoza!
OdpowiedzUsuńKochani bardzo Wam dziękuję za odwiedziny i przychylne spojrzenie na mój stołeczek. Ogromnie mnie cieszy, że wielu osobom przypomniałam o istnieniu takich i podobnych stołeczków :))))) Przesyłam buziaki ::D
OdpowiedzUsuń