Powiało miłym chłodem lipcowego wieczora i tak mi przyszło do głowy, że zawsze zaczynam opowiadać od samego początku powstania sprawy czy koncepcji to tym razem będzie od końca.I chyba to nawet bardzo słuszna decyzja bo jak bym miała się rozdrabniać nad każdym etapem działki to zeszło by się nie wiem jak długo. Lubię dłubać w ziemi, ale nie nazwałabym tego zamiłowaniem do ogrodnictwa. Raczej jakąś miłą odskocznią od codziennych trosk, czy pomysłem na relaks. Owszem, sprawia mi przyjemność pielenie, sadzenie a szczególnie koszenie trawy, ale to może dźwięk motorku kosiarki wpływa na moje zmysły terapeutycznie. W każdym razie nie jestem ,,niewolnikiem ogrodu", który ciągle gdzieś wynajduje sobie sposobność do pracy w nim. Ciągle musi coś przesadzać, przemieniać goniąc co i rusz za nową modą, czy własną najnowszą koncepcją aranżacji ogrodowej. Raczej odkąd tu mieszkam, a nawet szczególnie tutaj, pojawiła się dla mnie rzecz zaskakująca a mianowicie ogromna walka - ekologa z ogrodnikiem w mojej jednej, skromnej osobie.Obecny stan działki taki trochę mało formalny ale z akcentami klasycznego ogrodu jest wynikiem właśnie tego starcia, dla mnie - starcia tytanów.
Kim jestem, ogrodnikiem czy ekologiem? Oba kochają przyrodę i integrują się z nią ale na zupełnie inny sposób. Ogrodnik lubi uporządkowaną przyrodę wokół siebie, ład i estetyka jest jego motorem do działania. Ekolog wręcz przeciwnie, motorem do działania jest jak najmniejsza ingerencja w środowisko, w którym się znajduje. Jeśli już to stara się stworzyć dogodne warunki ułatwiające życie żyjącym w danym miejscu osobnikom a przynajmniej tak tworzyć swój ogród aby jak najmniej poczynić zniszczeń w jego naturalnym środowisku. Sprawa estetyki narzuconej, jest jakimś akcencikiem jedynie wkomponowanym tak aby nie rzucał się w oczy i sprawiał wrażenie, że należy do tej naturalnej jedności. W cale to nie oznacza, że pasuje mu bałagan otoczenia i zaniedbany teren. ,,Zaniedbany teren" to kwestia względna, w której ci dwaj tytani ostro się spierają. I nagle w cale ta miłość do przyrody nie jest tak do siebie podobna. Odczułam to na własnej skórze przy próbie usunięcia nie jednego drzewka czy przy próbie zrealizowania większego projektu niszczącego to naturalne środowisko. Z jednej strony chciało by się mieć piękny, poukładany ogród, taki pokazowy... a z drugiej szkoda tych wszystkich polnych roślinek, naturalnych mieszkańców danego terenu, które też urzekają swoim pięknem. I to nęci i to kusi. Nie pamiętam już co chciałam wybrać ale wygrała ekologia w znaczeniu miłości do środowiska naturalnego, do tych kwitnących chwastów, traw rozczapirzonych we wszystkie strony świata i do tego dzikiego stanu mego ducha musiały dostosować się ogrodowe, ,,rasowe" kwiatuszki. Jeżeli komuś stanęło przed oczami jedno wielkie dzikie skupisko roślin prześcigających się w zajmowaniu terenu i rozsypywaniu nasionek to jest mimo wszystko w błędzie. Gdzie tak jest, to tak jest bo mam działkę podzieloną na różne strefy, tak aby każdy coś dla siebie znalazł i mógł się w sposób naturalny zadomowić, ale teren z przeznaczeniem na ogród jest ogrodem... w pewnym stopniu :)
Kim jestem, ogrodnikiem czy ekologiem? Oba kochają przyrodę i integrują się z nią ale na zupełnie inny sposób. Ogrodnik lubi uporządkowaną przyrodę wokół siebie, ład i estetyka jest jego motorem do działania. Ekolog wręcz przeciwnie, motorem do działania jest jak najmniejsza ingerencja w środowisko, w którym się znajduje. Jeśli już to stara się stworzyć dogodne warunki ułatwiające życie żyjącym w danym miejscu osobnikom a przynajmniej tak tworzyć swój ogród aby jak najmniej poczynić zniszczeń w jego naturalnym środowisku. Sprawa estetyki narzuconej, jest jakimś akcencikiem jedynie wkomponowanym tak aby nie rzucał się w oczy i sprawiał wrażenie, że należy do tej naturalnej jedności. W cale to nie oznacza, że pasuje mu bałagan otoczenia i zaniedbany teren. ,,Zaniedbany teren" to kwestia względna, w której ci dwaj tytani ostro się spierają. I nagle w cale ta miłość do przyrody nie jest tak do siebie podobna. Odczułam to na własnej skórze przy próbie usunięcia nie jednego drzewka czy przy próbie zrealizowania większego projektu niszczącego to naturalne środowisko. Z jednej strony chciało by się mieć piękny, poukładany ogród, taki pokazowy... a z drugiej szkoda tych wszystkich polnych roślinek, naturalnych mieszkańców danego terenu, które też urzekają swoim pięknem. I to nęci i to kusi. Nie pamiętam już co chciałam wybrać ale wygrała ekologia w znaczeniu miłości do środowiska naturalnego, do tych kwitnących chwastów, traw rozczapirzonych we wszystkie strony świata i do tego dzikiego stanu mego ducha musiały dostosować się ogrodowe, ,,rasowe" kwiatuszki. Jeżeli komuś stanęło przed oczami jedno wielkie dzikie skupisko roślin prześcigających się w zajmowaniu terenu i rozsypywaniu nasionek to jest mimo wszystko w błędzie. Gdzie tak jest, to tak jest bo mam działkę podzieloną na różne strefy, tak aby każdy coś dla siebie znalazł i mógł się w sposób naturalny zadomowić, ale teren z przeznaczeniem na ogród jest ogrodem... w pewnym stopniu :)
Wielu ogrodników za pewne wzięło by głęboki wdech widząc ten mój ogród zastanawiając się czy ja aby na pewno wiem co znaczy to słowo, ale po obejrzeniu w telewizji interesującego cyklu o historii ogrodów w Anglii, dojrzałam i mój obecny, pod wdzięczną nazwą - ogród naturalistyczny nieformalny. Można? Można. Dla mnie Matka Natura jest najdoskonalszym ogrodnikiem i nie zamierzam jej poprawiać ani udoskonalać. A jak się nad tym wszystkim dogłębniej zastanowić, to przy tym moim
zwierzyńcu gdacząco kwaczącym pasowałby jakiś inny? Ile ludzi tyle wizji
i koncepcji, więc na pewno tak. Dosadziłam tylko tu i ówdzie kilka ulubionych roślinek i koszę dziką trawę powstałą z naturalnej łączki. Ogromną ulgą dla mej duszy i wizji estetycznego ogrodu, było odkrycie w programach ogrodniczych, gdzie sztab ludzi pracuje przecież w pokazowych ogrodach, że też rabaty nie są pięknie wypielone i wypielęgnowane, więc jak ja mam, jedna dać sobie radę ;) ? Odpuściłam i od razu poczułam się o niebo lepiej... ogród dla mnie czy ja dla ogrodu? Skoro jednak ,,ogród jest odzwierciedleniem duszy ogrodnika" to ta moja działka nie może przecież wyglądać inaczej. Przyznać się muszę, że ta wewnętrzna walka, która najpierw była dla mnie niezrozumiała bo odczuwałam ją najpierw jako jakiś ogromny dyskomfort życia tutaj, znacznie hamowała większość moich procesów życiowych. Wiłam się niczym przysłowiowy piskorz w podejmowaniu ogrodniczych decyzji, to znów zmieniałam lub przerywałam rozpoczęte prace czując jak wręcz pętla zaciska się na mojej szyi i dusi... Zaskoczyło mnie to całkowicie, bo jeśli posądzałam siebie o jakieś
skłonności ku naturze, to raczej właśnie ogrodnicze. ,,Eko" byłam jak najbardziej, jak przystało na oświeconego mieszczucha w tej sprawie i może troszkę ciut więcej, ale nie zdawałam sobie
sprawy jak bardzo jestem tym ekologiem. Jako dziecko miasta i dziecko Matki Natury może warto się zastanowić czy rzeczywiście człowiek ma tylko jedną duszę? :) W każdym razie, po tak ogromnej walce duchowej jaką stoczyłam, postanowiłam nazwać siebie ogrodnikiem ekologicznym, bez znaczenia czy istnieje coś takiego, czy można to połączyć... Ja próbuję i wydaje mi się, że udaje mi się... ale to już w kolejnych opowieściach o moim nieformalnym ogrodzie :)
Pierwsze zdjęcie idealnie pasuje na okładkę Pani opowiadań :) - czytelnik
OdpowiedzUsuńJeśli kiedyś będę wydawać opowiadania to jak najbardziej wezmę pod uwagę tę sugestię,dziękuję za pomysł :) pozdrawiam
UsuńA dla mnie ogród jest jakiś taki niedopracowany i zapuszczony...
OdpowiedzUsuńMnie natomiast coraz bardziej się podoba właśnie taki jaki jest :)
UsuńOgród wygląda bardzo naturalnie i widać,że ogrodowe gatunki dobrze sobie radzą i pięknie kwitną. Ważne,żeby udało się zachować równowagę, aby rośliny dziko rosnące i trawa nie zagłuszały tych drugich. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMonika
W rzeczy samej... w rzeczy samej...
UsuńBardzo mi miło, że podoba się mój blog, serdecznie witam na nim :)))))
Czytam i jestem, ale uch jak mi brak czasu, żeby mądrze komentować ;)
OdpowiedzUsuńZawsze sobie wyobrażałam jak to u Ciebie wygląda wszystko, a teraz oglądam i nadziwić się nie mogę. Pięknie jest ;)
Duszku Kochany ale ja nie oczekuję od Ciebie jakiś górnolotnych wypowiedzi tylko zwykłych ... najzwyklejszych :))))))))))))))) A ja wcale Ci się nie dziwię, że miałaś problem z wyobrażeniem sobie jak to u mnie było :P Teraz to w sumie jakoś to wygląda i można to do czegoś dopasować czy ująć to w jakieś sensowne słowa - o widzisz! :D Wcześniej to nawet ekologia się łamała :)))))))))))))))))))))))))))))))))))))
UsuńNo i właśnie o to chodzi...ogród ma się podobać mnie...a jeszcze jak do tego roślinom w nim dobrze- tak jak to jest u Ciebie , to co nam więcej do szczęścia potrzebne. Ja próbuję utrzymać moje roślinki w ryzach...ale bardzo się cieszę jak uda się im wymknąć spod kontroli... nie można dać sie zwariować... niech więc ekologia ma się dobrze... Alka
OdpowiedzUsuńWitam :)
OdpowiedzUsuńPięknie to brzmi ,,Ja próbuję utrzymać moje roślinki w ryzach...ale bardzo się cieszę jak uda się im wymknąć spod kontroli" - hi hi hi Wznoszę kubek porannej herbaty za ,,niech ekologia ma się dobrze" :)))))))
Doskonale Cię rozumiem. Też się miotam w sumie całe życie.
OdpowiedzUsuńOdkąd obrałam kierunek ku ekologii to miotam się coraz mniej... czasami wychyli się szala ku ogrodnictwu ale zaczynam łapać kompromis już intuicyjnie. :))
UsuńOk. Też przyjmuję nazwę mojego ogrodu jako naturalistyczny nieformalny :P
OdpowiedzUsuńI to zgodnie z angielskim trendy :D
Usuń