Zaraz jak tylko jajko zapoczątkowało wizję hodowli kur rozpoczęła się budowa kurnika... pierwszego kurnika. Właśnie zdałam sobie sprawę, że stawianie tutaj kurników idzie nadzwyczajnie szybko i obiekty te nie potrzebują długiego oczekiwania, jak ma reszta projektów, które czekają i czekają... i do tej pory czekają...
Kurnik stanął w tydzień. Nie wtrącałam się w jego wygląd zewnętrzny ale skupiłam się na aranżacji wnętrza, która miała stanowić mini-stodołę, jaką znam z dzieciństwa. Oprócz klasycznej grzędy i miejsc do znoszenia jaj, stanęła półka na pół szopki, z przeznaczeniem na przechowywanie siana lub słomy. Głównym zadaniem jej było sprawienie aby było ptakom cieplej i aby miały dodatkowe miejsce do znoszenia jaj. Półka sprawiła się rewelacyjnie i rzeczywiście stała się ulubionym miejscem nawet do wysiadywania jaj. Szopa ogromnie mi się podobała. Dość szybko została obita papą i straciła wiele ze swojego uroku, ale było to konieczne aby ptaki miały większą szansę na przezimowanie w niej. Z kimkolwiek nie rozmawialiśmy na temat naszych planów to sugerował abyśmy jesienią ubili i do zamrażarki, bo nie przezimują. Szczerze mówiąc, jako rasowy mieszczuch nawet mi do głowy nie przyszło, że kury mogą nie przezimować w drewnianym, szczelnie obitym papą kurniku i ze stertą siana dla większej ciepłoty.
Nasz eksperyment był bacznie obserwowany przez ,,dochodzącego" sąsiada, tak go nazwijmy na tamten czas a po udanym naszym eksperymencie sam zaczął zimować drób a nie ubijać jesienią.
Nasz eksperyment był bacznie obserwowany przez ,,dochodzącego" sąsiada, tak go nazwijmy na tamten czas a po udanym naszym eksperymencie sam zaczął zimować drób a nie ubijać jesienią.
Wraz z kurami przybył i kogut - Jarząbek. Mam do niego ogromny sentyment, bo niewiele większy od kury i jak dla mnie nie różniący się niczym od nich, szybko się z nami oswoił. Pamiętam jak uczył się piać od innych, okolicznych kogutów. Jego harczenie przechodzące w piskliwe ,,ku-ru-yy" pamiętam do tej pory. Przeszliśmy z nim wszystkie jego fonetyczne etapy właściwego ,,ku ku ryku", które nas rozbawiały. Ja się nawet troszkę zaczęłam martwić, że się nigdy nie nauczy.
Z ogromną przyjemnością obserwowałam jego zachowanie i cały kurzy świat. Nie przypuszczałam nawet, że to tak mądre ptaki. Każdej kurce pięknie dziękował, kłaniając się gdy zniosła jajko. Zrozumiałam dlaczego kury tak drą się gdy tylko zniosą jajo - aby ,,facet" wiedział i przybiegł do nich :)
Koguty jak się okazało mają ogromnie dużo obowiązków. Dowiedziałam się, że do każdego miejsca przeznaczonego do znoszenia jaj, wchodził, siadał, jakby ugniatał miejsce, może swój zapach zostawiał, nie wiem, w każdym razie po takim rytuale dopiero kura raczyła zainteresować się miejscem i znieść jajko. Wypatrywał dzikiego ptactwa i w razie zagrożenia wydawał charakterystyczny gwizd. Kiedyś mi tak ,,gwizdnął,, stojąc koło mnie , to myślałam, że coś mu się stało, bo taki ,,niekoguci,, zupełnie to był dzwięk. Ale przede wszystkim wszędzie nam towarzyszył. A kiedy pies biegł do bramy to on pędził za nim. Wszystko go interesowało co działo się na działce, taki prawdziwy gospodarz. Pewnego dnia zrobiliśmy kogutowi niespodziankę, bo będąc na tarku zakupiliśmy młode kurczaki, ale takie troszkę podrośnięte już. Wśród nich ukryliśmy młodziutkiego koguta, licząc na to, że nasz kogutek nie zauważy, zaakceptuje i potem będzie łatwiej we wspólnym stadzie Naiwność ludzka nie zna granic, a mówią, że to kury są niemądre.
Kogut nastroszył się jak paw i co chwila zaglądał do kurnika. Mąż tłumaczył mu, żeby był dobry i miły dla nowych towarzyszy. Nie wiemy, czy to monotonia głosu czy coś w spojrzeniu, ale Jarząbek ustąpił. Zaraz potem, dwie najstarsze kury rozprawiać zaczęły nad czymś, stojąc w kurniku i bacznie przyglądając się młodzieży. Efektem tego było, że jedna z nich siedziała z nimi. Ale jakaś zadyma rozkręciła się jednak aż wyjrzałam z domu, bo wrzask jakby lis do kurnika się zakradł, a to ta druga (dyskutująca) darła się zza domu, kogut z przy kurnika. Wtrącać się nie chciałam, ale skwitowałam wielce poruszona do męża, że ,,on uważa, że to ja głośna jestem, to niech posłucha co się dzieje na podwórzu. " Wydaje mi się, że było więcej chętnych mam do zaadoptowania młodzieży W każdym razie z wielkim zainteresowaniem obserwowaliśmy pierwsze wielkie poruszenie w kurniku.
I w końcu się doczekaliśmy pierwszych, malutkich i wcale nie tylko żółciutkich kurczaczków!. Ogromnie byłam zdziwiona, że mogą być inne niż żółte, zawsze na obrazkach, w bajkach bohaterami były śliczne, żółtaczki a nie pomarańczowo-beżowe, brązowe, czarne, w plamki lub ciapki. Radości było co nie miara. Potem oczywiście wiele trosk i niepokojów czy zdrowo będą się chować bo my przecież nie mamy żadnego doświadczenia.
Z przyjemnością przychodziłam co rano wypuścić je na wybieg, nakarmić i popatrzeć na ich świat.
Zresztą nie tylko ja byłam nimi zafascynowana. Kurzy świat zastąpił nam telewizor dlatego też szybko stanęła ławeczka na wprost wybiegu kurnikowego aby można było sobie na niej usiąść i popatrzeć na nasze pierwsze kury.
Wśród tych kurczaczków jest synuś i następca naszego kogutka, który niestety krótko dzielił z nami naszą codzienność. Nie trafił do gara, rozchorował się trzeciej wiosny i pożegnawszy się z nami odszedł w spokoju pozostawiając nam piękne wspomnienia cudownie przeżytych wspólnie chwil...
Misiaczek nasz co rano wstawał, wskakiwał w kaloszki i szedł ze mną albo z tatą karmić pierzasty zwierzyniec, wołając ,,ko ko mniam mniam" Nie mylić z ,,mniam mniam ko ko" bo to już zupełnie co innego oznacza. I rzeczywiście, wypuszczając je z wybiegu aby poskubały sobie trawki i poszukały robaczków, działka napełniła się ,,życiem" A częste ku ku ryku sprawiało, że zaczęłam czuć się lepiej, konkretniej. To znaczy,, że tzw. granica dwóch światów, która reprezentowała dla mnie nie wiadomo co, zaczęła skłaniać się ku jednej, wyrazistej stronie z wiejskim akcentem.
Przyjaźń z kogutkiem i obcowanie z tak wiernym przyjacielem zaowocowała pracą twórczą na jego cześć, która do tej pory oprawiona, wisi w kuchni na widocznym miejscu i przypomina mi o wyjątkowym przyjacielu, który na zawsze znalazł miejsce w moim sercu.
Zgrabny kurnik, jaki jest jego wymiar?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam - stały już czytelnik
Kurnik w tej postaci ma około 4x3 m2
UsuńNie przyszłoby mi do głowy, że opowieść o kurach może być zajmująca :))
OdpowiedzUsuńBo oczywiście bardzo mi tu się spodobało :))
UsuńOgromnie mi miło, że się podobają moje opowieści :))))))))
UsuńSzczęściara! Własne jaja, własne mięcho :))))) - czytelnik
OdpowiedzUsuńHahahaha, szczególnie własne jaja :)
UsuńA mnie się podoba wyszywany kogut :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :))))))
UsuńPięknie opisujesz, wręcz wzruszająco. Znam takie życie z dzieciństwa i wspominam je zz sentymentem. Mój tato miał ogromna pasiekę. Zaczął od jednego ula, gdyż moja siostra znalazła rój pszczół na drzewie. Pszczoły stały się jego pasją, całymi godzinami potrafił je obserwować, a także opowiadać bardzo ciekawie o ich niezwykłym życiu, zwyczajach.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o kurki, to bardzo lubią pokrzywy, które należy im rozdrobnić, a jaka są wtedy pyszne i zdrowe.
Pozdrawiam
w ostatnim zdaniu chodziło oczywiście o jajka, które są pyszne i zdrowe.
UsuńSzczególnie młode kurki i kaczuszki lubią. Zastanawiamy się nad pszczołami odkąd dowiedzieliśmy się, że jest ich z roku na rok mniej w Polce :/
UsuńOgromnie się cieszę, że Cię poznałam :)))))
Ja również i bardzo lubię tu zaglądać. Rozumie Wasz trud i podziwiam wnikliwość obserwacji Matki Natury.
OdpowiedzUsuńTak, co do pszczół, to prawdopodobnie przyczyną są stosowane pestycydy, które uszkadzają ich system nerwowy i powoduje to, że nie potrafią wrócić do ula, gubią się. Badania jeszcze trwają, ale środki ochrony roślin na pewno są zabójcze dla nas wszystkich. Po za tym pszczoły dziesiątkują różne choroby najbardziej pospolita to waroza, która została przywleczona z matkami hodowlanymi ze wschodu. Pamiętam jak malowałam w wakacje ule, które mój tato zrobił sam, były specjalnie ocieplane. Teraz zostało tylko kilka z około 100szt. i mama, która jest już w podeszłym wieku zajmuje się nimi z pomocą zaprzyjaźnionych z rodziną pszczelarzy. Pozdrawiam
Monika
U nas jeszcze walą trutki nad Warszawą aby wybić uciążliwe meszki i komary... leci to to w różne strony potem... :/ Masz może u siebie jakiś artykuł na temat swoich uli? Z miłą chęcią bym poczytała i pooglądała...:)))
OdpowiedzUsuńUrocze te maluchy :))))
OdpowiedzUsuńOooo, uroczy kurnik, ja bym go jeszcze wyszlifowała i wymalowała:)
OdpowiedzUsuńNie, nie. On stał tak tylko przez chwilę, Od razu chcieliśmy kryć go papą dla lepszej trwałości i aby zrobić raz na dłużej :)
UsuńNa bank chcę kury .
OdpowiedzUsuńBardzo dobry wybór, jak jeszcze lubisz wypieki i potrawy jajeczne :)
UsuńTeż lubiłam przypatrywać się kurakom, kiedy nimi się opiekowałam. Niestety, musiałam mój zwierzyniec oddać w inne ręce.... Szkoda, tak lubiłam codzienne obrządki. I to wstawanie latem o czwartej, piątej rano, aby otworzyć wrota, żeby mogły zakosztować rześkości poranka, przed czekającym w korytarzu upałem. I te jesienno- zimowe wieczory, kiedy dogrzewałam farelką, coby nie zmarzły. Szkoda, że nie mogę się kurakami znowu opiekować...Pozdrawiam i życzę dużo radości z obcowania z tymi miłymi stworzeniami, a takze dużo przychówku :))))))
OdpowiedzUsuńdziękuję i pozdrawiam :)
Usuń