Moi starzy czytelnicy wiedzą, że jesienią zapadam w sen zimowy, więc skoro nadeszła jesień i do tego taka paskudna, deszczowa to... :) Duchowość Agatka mości sobie posłanko we wnętrzu swej cielesności i stąd ta cisza, z lekka zmącona wyrzutami sumienia, że ktoś może czekać na kolejne posty, tak jak ja czekam na posty innych blogerów. Niekończące się opady deszczu zaowocowały migreną, ale tutaj nie jestem pewna czy tak do końca. Przyjechały kolejne partie gruzu. Gruz to również tynk, a ja jestem na niego uczulona i chyba po prostu mam atak alergiczny, który często objawia się łudząco podobnymi symptomami do zatrucia czy przytrucia, przy których również pojawia się migrena. W każdym razie moja niechęć do jesieni jest wprost proporcjonalna do tempa rośnięcia naszego Czarnosia.
Moje dzieci zaczynają przebąkiwać coś o świętach i choince, a ja łudzę się jeszcze nadzieją, pięknego, ciepłego babiego lata. Pajęczyny jak najbardziej pojawiają się tylko nie na dworzu a wewnątrz domu i tym samym ja, jak te pajęczyny latam z odkurzaczem i miotełką. Mimo to wolę te jesienne babie lato niż wiosenną porą atak desantowy żuczków w domu. Nie wiem co to za żuczki ale pojawiają się w najmniej spodziewanych momentach i do tego ,,chrupią" jak lądują na podłogę, a ja cierpię na helmintofobię. Uroki, zdrowego, wiejskiego życia na odludziu w centrum nieużytków. Marzą mi się nowe zasłony do salonu, ale z powodu braku czasu na tego typu rozpustę czasową nie mam kiedy nawet wejść do sklepu. On-line odpada muszę zobaczyć, dotknąć i nawiązać więź emocjonalną z materiałem. O przepraszam! Raz udało mi się wejść do sklepu, mam nawet takowy na trasie praca- dom, ale nic mnie nie zachwyciło. Swoją drogą jakiś czas temu, na zaprzyjaźnionym blogu zakochałam się przez monitor w pewnym materiale, ale to naprawdę bardzo rzadkie zdarzenie. Ze względu, że jestem samoukiem w kwestii szycia to muszę materiał dotknąć, co by nie władować się w taki materiał, co się ślizga i ciężko nad nim zapanować.
Miałam już taki incydent i musiała poratować mnie zawodowa krawcowa inkasując odpowiednią zapłatę, a ja staram się sama i oszczędnie. Moje rozterki jesienne zupełnie nie wpływają na otoczenie, a podobno jesteśmy częścią natury, widać ja jakimś śmiesznym epizodem tudzież wybrykiem natury. Jesień ma się całkiem dobrze i muszę powiedzieć, że rozkwita z każdym dniem nie zważając na przerażające hektolitry spadającej wody. Obecnie przebarwiają się liście host (foto 1) i kwitną marcinki (foto 3) uwielbiam je. Aby poprawić sobie nastrój zakupiłam wrzosy (foto 2). Na zdjęciu nawet bardzo ładnie zaprezentował się podjazd z miału gruzowego, w rzeczywistości nie wygląda tak pięknie, ale dla nas najważniejsze jest to, że po tak obfitych opadach deszczu nie ma przed domem kałuż do kostek i większych. Nareszcie można spokojnie wyjść. Gorzej z resztą działki i podjazdu bo nowe kupy gruzu leżą. Dzisiejszego dnia zaszczyciło nas słoneczko wysyłając utęsknione przez nas ciepłe promyki i mogłam zrobić słoneczne zdjęcia.
Na nowy tydzień życzę wszystkim odwiedzającym miłych dni i pięknej pogody
:)
Przyznam Ci rację, nie jest łatwe to życie z naturą, Ty masz żuczki, a u mnie myszki grasują. Deszczu mam dość i mam na niego reakcje alergiczne, u mnie to katar.
OdpowiedzUsuńPocieszę Cię, bo wierzę, że jeszcze będzie pięknie i tego się trzymajmy:))
U nas też leje i zimno, a co za tym idzie katary. Ja również czekam na ciepłą jesień ale czy nadejdzie???????????? Pozdrawiam:):):):)
OdpowiedzUsuńJak będzie bez kałuż, to naprawdę wspaniale. U nas deszcz na zmianę ze słońcem. Współczuję ogromnie alergii. I serdecznosci ślę wiele
OdpowiedzUsuńJakie rozczarowanie może ogarnąć, gdy po wyborze przepięknej tkaniny na stronie sklepu internetowego przywożą jakąś szarzyznę...
OdpowiedzUsuńhehe, no ja też myślę o świętach coraz częściej przez tą okropną pogodę. Właśnie oglądałam świąteczne karty bo mam chęć na robienie takich jako kolejny etap rehabilitacji. Przy tej okazji pomyślałam ile osób bym chciała obdarować z okazji świąt i wpadłam w depresję,że nie zdążę bo pogoda mnie rozkłada i bezsilna jestem :-( No nic, będzie co ma być,prawda. Jak kurz opadnie to rozumiem, że alergia Ci minie i będziesz mogła cieszyć się z uporządkowanego podjazdu? Buziaki i babiego lata życzę :-)
OdpowiedzUsuńWitaj kochana - w jesieni można szukać pozytywów - dla mnie, kiedy deszcz siąpi za oknem to najlepsza pora na dawno nie czytaną książkę, a może nawet po prostu odpocząć. Wiem czasem dopada nas jesienna nostalgia za latem za ciepłem zwłaszcza kiedy za oknem jest jak jest Ale nie miej do siebie wyrzutów sumienia - każdemu wolna ba nawet trzeba. Ciepło Cię pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńwszędzie marcinki... i tylko na nie mozna popatrzeć zza szyby, u nas wietrzysko straszne.....
OdpowiedzUsuńJa też czekam na babie lato ! Oby były jeszcze cieplejsze dni !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Czy ja mam rozumieć, że nie będzie wpisów aż do wiosny? Nie zgadzam sie i już. Też mi ta smutna i zimna jesień nie pasuje, kocham jesień ciepłą, słoneczką i pełna kolorów.
OdpowiedzUsuńJestem, jestem :)
UsuńTeż mam podobnie. Lekkie drapanie w gardle i astma oraz stany gorączkowe już ponad tydzień, masakra. Deszcz siąpi permanentnie.
OdpowiedzUsuńPiękne, słoneczne kadry u Ciebie dodają otuchy.
Pozdrawiam serdecznie
Och Agatko... U Ciebie nawet jesienią ogród wygląda urokliwie. A jesień... wiesz, kiedyś i ona się skończy. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńAgatko,
OdpowiedzUsuńdeszczowa, mglista, zimna jesień to coś czego nie lubię. Owszem, czekam z utęsknieniem na piękną, złotą polską jesień. W ubiegłym roku nigdzie jej nie spotkałam. Może w tym roku? Żyję nadzieją, że lada moment będzie wiosna.
Pozdrawiam:)
Ja tez zbieram sie do snu zimowego...nawet nie czekam na ta zlota jesien...kurcze jesien mialam cale lato ;) :) mimo to pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńMglistej,deszczowej jesieni, również nie lubię. Z niecierpliwością czekam na babie lato. Zakupy internetowe,często są dla nas niemiłym zaskoczeniem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)