Dzień jak co dzień - taka myśl mi zaświtała siadając do komputera kiedy zastanawiałam się jak zacząć kolejny post. Jest sobota, dzień wolny dla mnie, piękna pogoda... piękny poranek bo podobno po południu ma znów padać. Poprzedni czas pielenia przepadł, mogę zaczynać pielenie i koszenie od nowa, tak jak by nic nie było robione. Niekiedy tam nawet mam. Pielę i koszę, potem przychodzi kilka dni opadów, po nich wpadali znajomi i pytali czy kosiarka nam się zepsuła i dlaczego nie pielimy w rabatach [wyćwiczony uśmiech nr 3] Wtedy naprawdę można zwątpić. Ale ja nie o tym chciałam pisać... ,,dzień jak co dzień" Co tak naprawdę to oznacza? Jaki jest ten nasz codzienny dzień? Czy rzeczywiście wolny dzień w tygodniu można tak nazwać? Przecież nie idę do pracy. Zrywam się z łóżka tak samo, ale to genetycznie uwarunkowane nie mające nic wspólnego z porannym wstawaniem do pracy. Dlaczego w wolny, sobotni poranek moja głowa nadała komunikat ,,dzień jak co dzień"?
Jak każdego poranka przywitał mnie ptasi gwar, odgłosy kurnikowe, szczekanie psów moich jak i sąsiadów. O piątej rano wita mnie cisza pomijając wspomniane odgłosy, ale one nie są dla mnie hałasem z rana. Jeszcze przed swoim śniadaniem drobno pokroiłam jajo i zaniosłam kurczakom. Obecnie mieszkają w garażu bo była zbyt brzydka pogoda a przede wszystkim zbyt chłodno nocą dla takich jeszcze nieopierzonych malców, bo kurczaki rodzą się z puchem potem rośną im klasyczne pióra.
Bukiecik polnych kwiatów to prezent i zarazem wielka dla mnie niespodzianka od jednego z Juniorów. Wybrał się na rower z kolegą i po wypiciu napoju z butelki narwał do niej, z myślą o mnie, spotkane polne kwiaty. Mnie ogromnie cieszy sam pomysł, który świadczy o udanej edukacji przyrodniczo - środowiskowej. Syn dostrzega piękno przyrody. Wręczył mi z taką dumą jakby przyniósł największy skarb i miał rację, bardzo się ucieszyłam.
Każdego dnia bez względu czy pracuję czy nie wita mnie letnia sąsiadka. Pisałam już wielokrotnie o mojej wielkiej sympatii do krów i z ogromną przyjemnością patrzę na nią. Nie przewidujemy hodowli krów jak to się stało przy sympatii do kóz. Krowa to zdecydowanie inny gabaryt, dlatego zatrzymam się przy samym podziwianiu i jedynie wzrokowym obcowaniu z tak pięknym zwierzęciem.
Natomiast po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć z bliska i w ciągu dnia żywego jeża. Wypatrzył go syn w pobliskim rowie tuż przy naszej posesji. Nie chciałam go niepokoić, był to środek dnia. Jedynie tylko tak ogólnikowo sprawdziłam czy nic mu nie dolega i czy nie potrzebuje pomocy. Wraz z nadchodzącym mrokiem odszedł. Pozostało mi na pamiątkę spotkania to zdjęcie. Niesamowite zwierzę. Zdecydowanie wyróżnia się spośród znanych nam i hodowanych stworzeń. Mąż czasami jeże widuje na naszej działce ale nie zatrzymujemy ich ani jakoś specjalnie nie zapraszamy. Są gośćmi. Jeśli kiedyś któryś zadomowi się u nas, na pewno postaramy się stworzyć mu dobre warunki do zamieszkania. Na razie przychodzą kurtuazyjnie bardziej z przypadku niż zamierzenie. Lubię popatrzeć na pobliską łączkę, która każdego miesiąca zmienia kolorystykę. Trochę pokosiłam, uzupełniłam wodę w pojemnikach zwierząt bo jest bardzo parno (very hot) i czekam na deszcz. Gdzieś w oddali grzmi. Czy dzisiaj odpoczęłam? Czy dzisiaj jestem bardziej zmęczona niż byłam wczoraj albo przedwczoraj? Ciężko powiedzieć. Dzień jak co dzień w sumie...
Każdego dnia bez względu czy pracuję czy nie wita mnie letnia sąsiadka. Pisałam już wielokrotnie o mojej wielkiej sympatii do krów i z ogromną przyjemnością patrzę na nią. Nie przewidujemy hodowli krów jak to się stało przy sympatii do kóz. Krowa to zdecydowanie inny gabaryt, dlatego zatrzymam się przy samym podziwianiu i jedynie wzrokowym obcowaniu z tak pięknym zwierzęciem.
Natomiast po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć z bliska i w ciągu dnia żywego jeża. Wypatrzył go syn w pobliskim rowie tuż przy naszej posesji. Nie chciałam go niepokoić, był to środek dnia. Jedynie tylko tak ogólnikowo sprawdziłam czy nic mu nie dolega i czy nie potrzebuje pomocy. Wraz z nadchodzącym mrokiem odszedł. Pozostało mi na pamiątkę spotkania to zdjęcie. Niesamowite zwierzę. Zdecydowanie wyróżnia się spośród znanych nam i hodowanych stworzeń. Mąż czasami jeże widuje na naszej działce ale nie zatrzymujemy ich ani jakoś specjalnie nie zapraszamy. Są gośćmi. Jeśli kiedyś któryś zadomowi się u nas, na pewno postaramy się stworzyć mu dobre warunki do zamieszkania. Na razie przychodzą kurtuazyjnie bardziej z przypadku niż zamierzenie. Lubię popatrzeć na pobliską łączkę, która każdego miesiąca zmienia kolorystykę. Trochę pokosiłam, uzupełniłam wodę w pojemnikach zwierząt bo jest bardzo parno (very hot) i czekam na deszcz. Gdzieś w oddali grzmi. Czy dzisiaj odpoczęłam? Czy dzisiaj jestem bardziej zmęczona niż byłam wczoraj albo przedwczoraj? Ciężko powiedzieć. Dzień jak co dzień w sumie...
Wszystkiego dobrego życzę moim czytelnikom :)
Skosić i wypielić znajomych! :)))
OdpowiedzUsuńEch, prawda, że to robota kopciuszkowa,albo syzyfowa, jak kto woli.
Widzę, że też wstajesz o świcie, tak jak ja - 5 rano moja ukochana godzina!
Oby takich dni jak co dzień jak najwięcej! :))
5 rano nie jest ,,moją ukochaną godziną" ale mojego organizmu :D On po prostu budzi się i nie chce już dłużej spać, bo ja bym pewnie pospała dłużej, ale kręgosłup już się podnosi a nogi wyprowadzają mnie do łazienki :)
Usuń...czyli ciało wie lepiej! ;))) Ja uwielbiam tę ciszę o tej porze!
UsuńTeż lubię zapach i dźwięk poranka o piątej rano ale zdecydowanie muszę obudzić się kubkiem herbaty :D
UsuńAle Ci syn niespodziankę zrobił tym bukietem :D
OdpowiedzUsuńAz mi się słodko na sercu zrobiło :)
A nas burza ominęła, a ja nie zdążyłam podlać kwiatów, bo każdą sobotę spędzam w kuchni i robię zapasy żywnościowe na kolejne dni bo w tygodniu totalny brak czasu!
OdpowiedzUsuńDzień jak co dzień, ale za to jaki piękny! :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDla mnie dopiero niedziela jest dniem odpoczynku. Ale i tak muszę co chwila się kontrolować, by podczas pobytu na ogrodzie nie schylić się po jakiś chwast :)
OdpowiedzUsuńPopieram skoszenie i wypielenie znajomych. W tym wypadku zrobiłabym nawet wyjątek dla ostrej chemii, he, he. ;-)
OdpowiedzUsuńU mnie z chwastami jest podobnie. Pielę i pielę, a one po deszczu jakby nigdy nic wychodzą w takiej okazałości i rosną tak szybko jakby chciały dogonić resztę. Prezent od synka piękny, ale najważniejsze jest to, że taki od serca. Pozdrawiam:):):)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie letnie, naturalne bukiety jak Twój Agatko.
OdpowiedzUsuńLubię czytać o Twoich zwykłych, ale ciekawych dniach :)
Pozdrawiam cieplutko !
Uroczo sielsko u Ciebie....chciałabym,że by budziło mnie pianie koguta:))
OdpowiedzUsuńcodzienność takie to proste :)
OdpowiedzUsuńFajnie tak spotkac jeża za dnia.gorzej go nadepnąć jak sie go nie widzi np.miałam przyjemnosc spotkac całą rodzinke w wysokich jagodzinach.długo z nich wychodzilam ;-)
OdpowiedzUsuńCudownie tam u Was <3 Taki mały "Raj na Ziemi" :D
OdpowiedzUsuńAgatko masz ogromne szczęście mieszkając w tak cudownym miejscu ale, to na pewno wiesz :).
OdpowiedzUsuńGest syna cudowny :).
A ja się boję krów hihi :).
Wzruszył mnie gest Twojego syna. Wrażliwy i wspaniały chłopiec. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńSpojrzałam na te sielskie obrazki i wzruszyłam się. Budowa naszego domu na wsi też już ruszyła i teraz to już naprawdę nie chce mi się dłużej mieszkać w bloku i chodzić do biura. Ale jeszcze muszę trochę poczekać, aż skończymy budowę i aż mój mąż się napracuje do syta w swojej fajnej pracy :-( Dzisiaj akurat dużo o tym myślałam, wchodzę tutaj i co widzę? :-)
OdpowiedzUsuńKoniecznie rób zdjęcia z budowy domu, potem oglądając je będziecie mieli wiele do wspominania :)
UsuńBukiecik od syna bardzo ładny i wzruszający, że w ogóle pomyślał, żeby mamie narwać kwiatków. Ja spotkałam jeża raz w dzień obok domu i przeniosłam go dalej w bezpieczniejsze miejsce w kierunku, w którym szedł zanim się zwinął w kulkę:)
OdpowiedzUsuńBuziaki!:))
Masz miłą, fotogeniczną sąsiadkę a tak w ogóle to mieszkasz w przepięknej okolicy !!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam