Było o zwierzakach, było o ogrodzie to teraz czas na warzywnik i ogólnie nasze uprawy. Od początku instalowania się w tym miejscu... ,,instalowanie się" - swoją drogą to bardzo interesujące w brzmieniu słowo i za pewne nie do końca pasujące w tym ujęciu myśli, ale dziś, teraz... wydaje mi się wręcz idealnym wyrazem, określającym absolutnie wszystkie nasze tutaj poczynania i próby dostosowania się. Wracając do urwanej myśli... od początku instalowania się w tym miejscu jedynym pewniakiem było - konkretne określenie naszego warzywnika. Nie znając się zupełnie na tym miejscu, stwierdziliśmy, że jeśli poprzednia właścicielka wyznaczyła miejsce uprawy przydomowej, czego dowodem były zastane kępy szczypiorku zimującego, to słusznym zdawać by się mogło, założenie, iż to właśnie miejsce jest doskonałe. Założenie dość szybko zweryfikowała sama natura i wiosenne, niekończące się opady deszczu zamieniając ten teren już nie tylko w grzęzawisko ale długo utrzymujące się mokradła. Czasami mam wrażenie, że to właśnie tym mokradłom i terenom zalewowym zawdzięczamy możliwość kupienia tak dużej działki za bardzo atrakcyjną cenę, wówczas.
Oglądaliśmy ją i kupowaliśmy ją latem, kiedy soczysta zieleń skrywała swoje wiosenne i zimowe tajemnice a nikt oczywiście nas nie uświadomił w tych detalach, ani nawet nie pytał, co zamierzamy zrobić z tą ziemią. Dopiero, kiedy przyszło do budowy domu, poznany sąsiad poradził nam abyśmy piwnicę budowali wysoko, my, oczywiście nie zwróciliśmy uwagi, na to, że domy w okolicy albo są bez piwnic albo właśnie nad poziomem ziemi i zupełnie nie przyszło nam do głowy, że może być ukryty jakiś konkretny powód a nie jakaś dziwaczna, tubylcza moda. Jak usypaliśmy wzniesienie pod budowę podmurówki, potem mocno wzmacniając ją zamieniliśmy wręcz w jakąś fortyfikację, na której został dopiero wzniesiony dom, czekając dwa lata, aż wszystko osiądzie, tak teren z moczar zamienił się w małe jeziorka. Ale co tam!
Muszę jednak powiedzieć, że pierwszy rok naszej uprawy był najlepszy. Czy to rzeczywiście ziemia mocno odpoczęła, zregenerowała się i była bogata w składniki odżywcze, a może my laicy bardziej się do wszystkiego przykładaliśmy, okraszając entuzjazmem i dokładnością?
tydzień temu |
dzisiaj |
Wszystko co posadziliśmy pięknie urosło i pięknie obrodziło. Byliśmy pod tak ogromnym wrażeniem i zarazem odczuciem niesytości, że w kolejnym roku poszerzyliśmy uprawę o 200% jeśli nie o 300% i rok ten okazał się wielką klapą. Na drugi rok uprawy pojawiły się znikąd pasożyty. Z kolejnym rokiem pojawienia się upraw, pojawili się również nieproszeni goście a my nie mieliśmy żadnych naturalnych sprzymierzeńców. Sąsiad też niczego nie uprawiał co mogłoby przyciągnąć ogrodowych pomocników, chwała mu za to, że chemii nie używał tylko ogarniał teren własną, ciężką pracą, to jacyś tam sprzymierzeńcy ogrodu gdzieś tam sobie żyli ale zdecydowanie za mało jak na nasze potrzeby. Ostatnio z Taba Azą z fantastycznego blogu ogrodowego, rozmawiałyśmy na temat stosowania chemii jej krótko trwałego zastosowania a dziesiątkującego wszystkie żyjątka, łącznie z tymi dobrymi. Po zastosowaniu chemii przez złudną chwilę mamy rozwiązany problem, pasożyty wrócą a sprzymierzeńcy natury nie, bo one też wyginął a okresu na wylęgnięcie się na nowo już nie ma. I coś w tym jest. Od lat uprawiamy bez chemii, szukając i dokształcając się w naturalnej obronie przed szkodnikami i muszę powiedzieć, że idzie nam coraz lepiej.
Sama nam się wysiała i przezimowała fasolka w podniesionej rabacie, najpiękniej tego roku rośnie nam się koperek. Tfu tfu ale zawsze mieliśmy z nim problem i nawet wysiewanie tzw rzutowe nic nie dawało. W tym sezonie jakby ktoś go zaczarował. W foliaku rosną już małe pomidorki.
Może ogród zaczyna wyglądać dość dziwnie, ale i moje ogrodowe rośliny są zdrowsze. Jak na liściach krzewów owocowych coś się pojawi to za godzinę, dwie... do pół dnia już tego nie ma, naturalna ekipa działkowa zabiera się sama z siebie do pracy oczyszczająco-konsumpcyjnej.
Bardzo gorąco zachęcam do wyrzucenia z życia chemii. To, że środek ma jakiś czas zastosowania a potem już ten czas mija to ułuda, opryskana roślina wciąga to w siebie, emituje tym, my to wdychamy, pryskamy różę, którą potem wąchamy albo wprowadzamy do domu. Coraz liczniejsze alergie są dowodem na niezdrowe środowisko w jakim żyjemy i tu nie chodzi o same spaliny.
Kochani :)
Bardzo dziękuję za liczne odwiedziny poprzedniego mojego postu rocznicowego, za miłe słowa, które sprawiły mi ogromną radość. Na pewno do każdego jeszcze indywidualnie napiszę. Dziś tyle co napisałam ten post, bo jeszcze przede mną trochę nauki... ale to już prawie finisz :) Stąd cisza w eterze u mnie.
Serdecznie wszystkich bardzo mocno ściskam i pozdrawiam :)
Przyjemnie jest TU zawitac po mojej dlugiej nieobecnosci :)
OdpowiedzUsuńNaturalna ekipa dzialkowa robi niesamowita prace, tylko trzeba jej na to pozwolic ;)
Serdecznosci :)
i ja z przyjemnościa przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńNie używam chemii w moim ogrodzie. Podobnie myślę i widzę jak sobie ogród radzi bez chemii. Pozdrawiam serdecznie-;)
OdpowiedzUsuńDorze tak sobie porozważać i po myśłeci ciekawy wpis.
OdpowiedzUsuńTeż nie wyobrażam sobie używania środków chemicznych w ogrodzie. W końcu będą to jadły dzieci, często prosto z krzaka, mimo napominania o myciu :)
OdpowiedzUsuńPo kilku latach już nie wysiewam koperku. Sam mi się pojawia z zeszłorocznych nasion w zupełnie nieoczekiwanych miejscach :)
Moje ogrodnictwo, też jest bez chemii. Przyznaję się, że błądziłam. Podoba mi się ta naturalna ekipa działkowa. : )
OdpowiedzUsuńChemii nie cierpię, ani polepszaczy, ani zabijaczy.
OdpowiedzUsuńBudowa domu musiała być przebojem. ;))
Pa
Budowa domu nawet przebiegała sprawnie, bardzo dobrą mieliśmy ekipę i ściany rosły w oczach. Dłużej się zeszło z fundamentami właśnie, bo są ze zbrojeniem ze względu na wielkość domu... więc istna wieża wznosząca się nad terenem :D
UsuńJa też jak widać na moim blogu puściłam przyrodę, by rosła po swojemu. Nie pryskam chemią. Robię gnojówki i nimi raczę roślinki. A co do kopru miałam podobnie. W tym roku zmieszałam z innymi nasionami i wysiałam. Na każdej grządce jest obecny po kilka w rządku. Jest rewelacyjny. Polecam na przyszłość. Pozdrawiam:):):):)
OdpowiedzUsuńAgatko, staram się jak najmniej stosować chemi, kurcze jestem załamana że Róże musialam spryskać , gnojowka z pokrzyw nie pomogła, tak jak na stonke, zbieram ręcznie, będzie w tym roku mało ziemniaczkow, za to dużo kopru, pięknie w tym roku u nas zaplonowal, nie tylkk dziki ale i sadzony przeze mnie. Wspaniały ogród, dorodne plony, u nas część owocowych zniszczył przymrozek niestety,a na mszyce posadzilam dużo nasturcji. Oby ten sezon dopisał,żeby nie stosować cholernych chemikali:-) pozdrawiam z deszczowego lasu.
OdpowiedzUsuńMam sąsiada, który sypie nawóz 6 razy w roku! Popalił mnóstwo pięknych i drogich roślin, a i tak niczego się nie nauczył. O opryskach to nawet nie wspomnę. U mnie w ogrodzie hulaj dusza i w tym roku mszyca ma się tak dobrze,że chyba zacznę chodzić na palcach, żeby jej nie przeszkadzać;)
OdpowiedzUsuń:)))))) Najważniejsze, że nie opuszcza Cię dobre samopoczucie. Polecam Ci zrobienie gdzieś, daleko od tego sąsiada, kącika z pokrzywami, ostami... i innymi chwastami, nawet zastawić ładnym drewnianym płotkiem. Wtedy będziesz miała ,,zjadaczy" mszyc :))
UsuńNiestety jest wielu nieuczciwych sprzedawców. Przecież jakbyście wiedzieli, że teren jest podmokły, to od razu inaczej buduje się dom (dzięki sąsiadowi za radę) i prowadzi np. rury odwadniające ...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś coraz bardziej zadowolona ze swojego warzywnika :).
Też jestem za naturalnymi środkami ochrony :).
Pewnie byśmy w ogóle się nie budowali. Nie wiem...
UsuńSerce rośnie, że bez chemii tak pięknie rośnie. Mrówki dokuczają strasznie, jak się uprą to kopca nie można usunąć. Jak z jednego miejsca się wykopie i wyrzuci to robią sobie nowy niedaleko. Chyba tak im się u nas podoba :-D No nic, wszyscy są potrzebni hehe Samych piątek, życzę !! Ba, a nawet szóstek :-D
OdpowiedzUsuńHaki piękny ogród i dzieje się w nim... Chyba tego mu najbardziej brakuje w blokach...
OdpowiedzUsuńJakie piękne zdjęcie groszku. Aż mi ślinka pociekła ;)))
OdpowiedzUsuńSmakowicie :) Niech zbiory będą bogate ;)
OdpowiedzUsuńKochani!!! Nawet nie wiecie jak mnie cieszy, że tyle osób nie używa chemii, bądź stara się ją mocno ograniczać. Jest to naprawdę bardzo budujące ekologicznie. Ogromnie się cieszę :D Oby nas przybywało :)
OdpowiedzUsuńNie mam takich upraw bym musiala je traktowac chemia i to co mam jesc z ogrodu jest ekologiczne w 100%..ale kupuje chemie do zielska wyrastajacego tam gdzie nic rosnac nie powinno albo jak cos probuje zeżreć moje róże itd Probowalam dpmowych sposobów z marnym skutkiem wiec to traktuje chemia niestety ale nie robie tego zawsze czy profilaktycznie tylko kiedy zajdzie potrzena i nie dalo sie innaczej ☺
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w warzywniku i ogrodzie nastawiłaś się na ekologię. Ja też nie stosuję żadnej chemii. Jestem zachęcana do stosowania trutek przeciw nornicom ale ani myślę ich stosować bo to największa głupota. W ogrodzie stosuję gnojowice z pokrzyw, skrzypu, kompost. Koperek, sałata, rukola same się wysiewają. Opryski na pomidory, fasolkę szparagową, buraczki stosuję z drożdży piekarniczych i nie ima się ich żadna zaraza ziemniaczana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)