Nie przypominam sobie tytułu posta o kompoście na swoim blogu skupiający się na przetwarzaniu nawozu kurzego i koziego. Pamiętam, że miałam w planach napisać o tym ale w sezonie ogrodniczym to nie bardzo mogłam znaleźć czas. Więc chyba nie ma? Nie udało mi się też znaleźć zdjęć, które pstrykałam na potrzeby tego tematu tylko jakieś takie przypadkowe. Być może usunęłam ze względu na słabą jakość bo ciężko zrobić dobre zdjęcia w ciemnym kurniku i grudek ziemi tudzież błyszczącego, śmierdzącego gnoju moim aparacikiem. Ale spróbujmy. Zawsze można przy kolejnych porządkach zrobić zdjęcie i dołożyć.
Od dziecka mam żywy kontakt z ogródkiem, polem, ogólnie ziemią i uprawą roślin ozdobnych i pastewnych, dlatego jak sięgnę pamięcią gdy tylko pojawiły się fundamenty naszego domu, pojawiło się miejsce na pierwszy kompostownik. W mojej wczesnej młodości nie było czegoś takiego jak gotowe, plastikowe kompostowniki ani nikogo kto mógłby na coś podobnego wpaść i zbić z drewna więc przyzwyczajona i do tej pory używam formy otwartego kompostowania tzw pryzmę kompostową według własnej wizji. Czyli obitej deskami jakiejś przestrzeni, do której wrzucam kurzy, kozi gnój i znów od świnki morskiej całą zawartość klateczki, prócz tego liście, starą ziemię z kwiatów doniczkowych. Nie wrzucam odpadów organicznych z kuchni bo zaraz miałabym nornice i krety, to dostają zwierzęta. Nie wrzucam też patyków bo to idzie jako podpałka do rozpalania w piecu. Zdjęcie powyżej pokazuje mniej więcej jak to wygląda, kiedy przysypane jest ściółką z kozich szop. U mnie kompostownik jest ,,kompostownikiem wędrującym". Nieraz wspominałam o tym, ale raz jeszcze napiszę aby wyczerpać ten temat. Mam ilastą glebę, czyli z dużą ilością gliny. Dawniej stanowiło to dla mnie ogromne utrapienie dziś jest w miarę przyzwoitą glebą, która daje wiele korzyści przy uprawie roślin. Ogromną jej zaletą jest utrzymywanie w sobie wilgoci i tak jak większość roślin usycha podczas suszy na innych glebach na mojej całkiem dobrze sobie rosną czekając na opad deszczu. Minusem jej jest to. że dużo mniej gatunków roślin potrafi w niej żyć. Aby to zmienić wpadłam na pomysł ,,wędrującego kompostownika". Każde nowe miejsce na przyszłą rabatę, sad czy cokolwiek związanego z roślinami bardziej wymagającymi glebowo staje się najpierw tradycyjnym kompostownikiem przez jeden, dwa sezony albo odpowiednio dłużej w zależności od potrzeb glebowych. Minusem tej metody może być ewentualnie czas oczekiwania i okresowy nieciekawy wygląd samego miejsca ale zyskuję się bardzo dobrą i żyzną, przepuszczalną glebę, która utrzymuje się przez kilka lat, dokładnie nie wiem ile, bo jeszcze żadna z tak powstałych rabat nie powróciła do gleby gliniastej. Wydaje mi się, że jest to uniwersalny sposób do polepszania każdej gleby. Wracając do samego kompostowania to najpierw kurzy gnój wygląda tak jak na zdjęciu 1, chociaż zdjęcie nie oddaje w pełni jego mazistej struktury, faza rozkładu fotka poniżej i druga, kiedy ziemia jest już przerobiona. Mam nadzieję, że coś tam da się dojrzeć. Jak będę miała lepsze zdjęcia z tego roku to dołożę. Na obecną chwilę trzeba mi uwierzyć na słowo, że z tej śmierdzącej lepkiej mazi zrobi się piękna, ciemna i pachnąca ziemia, którą z przyjemnością bierze się do ręki.
Od dziecka mam żywy kontakt z ogródkiem, polem, ogólnie ziemią i uprawą roślin ozdobnych i pastewnych, dlatego jak sięgnę pamięcią gdy tylko pojawiły się fundamenty naszego domu, pojawiło się miejsce na pierwszy kompostownik. W mojej wczesnej młodości nie było czegoś takiego jak gotowe, plastikowe kompostowniki ani nikogo kto mógłby na coś podobnego wpaść i zbić z drewna więc przyzwyczajona i do tej pory używam formy otwartego kompostowania tzw pryzmę kompostową według własnej wizji. Czyli obitej deskami jakiejś przestrzeni, do której wrzucam kurzy, kozi gnój i znów od świnki morskiej całą zawartość klateczki, prócz tego liście, starą ziemię z kwiatów doniczkowych. Nie wrzucam odpadów organicznych z kuchni bo zaraz miałabym nornice i krety, to dostają zwierzęta. Nie wrzucam też patyków bo to idzie jako podpałka do rozpalania w piecu. Zdjęcie powyżej pokazuje mniej więcej jak to wygląda, kiedy przysypane jest ściółką z kozich szop. U mnie kompostownik jest ,,kompostownikiem wędrującym". Nieraz wspominałam o tym, ale raz jeszcze napiszę aby wyczerpać ten temat. Mam ilastą glebę, czyli z dużą ilością gliny. Dawniej stanowiło to dla mnie ogromne utrapienie dziś jest w miarę przyzwoitą glebą, która daje wiele korzyści przy uprawie roślin. Ogromną jej zaletą jest utrzymywanie w sobie wilgoci i tak jak większość roślin usycha podczas suszy na innych glebach na mojej całkiem dobrze sobie rosną czekając na opad deszczu. Minusem jej jest to. że dużo mniej gatunków roślin potrafi w niej żyć. Aby to zmienić wpadłam na pomysł ,,wędrującego kompostownika". Każde nowe miejsce na przyszłą rabatę, sad czy cokolwiek związanego z roślinami bardziej wymagającymi glebowo staje się najpierw tradycyjnym kompostownikiem przez jeden, dwa sezony albo odpowiednio dłużej w zależności od potrzeb glebowych. Minusem tej metody może być ewentualnie czas oczekiwania i okresowy nieciekawy wygląd samego miejsca ale zyskuję się bardzo dobrą i żyzną, przepuszczalną glebę, która utrzymuje się przez kilka lat, dokładnie nie wiem ile, bo jeszcze żadna z tak powstałych rabat nie powróciła do gleby gliniastej. Wydaje mi się, że jest to uniwersalny sposób do polepszania każdej gleby. Wracając do samego kompostowania to najpierw kurzy gnój wygląda tak jak na zdjęciu 1, chociaż zdjęcie nie oddaje w pełni jego mazistej struktury, faza rozkładu fotka poniżej i druga, kiedy ziemia jest już przerobiona. Mam nadzieję, że coś tam da się dojrzeć. Jak będę miała lepsze zdjęcia z tego roku to dołożę. Na obecną chwilę trzeba mi uwierzyć na słowo, że z tej śmierdzącej lepkiej mazi zrobi się piękna, ciemna i pachnąca ziemia, którą z przyjemnością bierze się do ręki.
Jak już jesteśmy w zapachowym temacie to nie omieszkam napisać o narzędziu, które również zostało przeze mnie zmodyfikowane. Moje szopki są nieduże,
niskie i ciasne. Zwykła taka dwustronna motyka, nie wiem czy ma jakąś swoją nazwę umieszczona na krótkiej rączce jest idealna do moich prac porządkowych. Kury srają nie tylko na podłodze ale wszędzie gdzie usiądą: na grzędach, półkach... wszędzie. Strona z trzema pazurami służy do ściągania zbitej i zużytej ściółki ze słomy lub siana a druga strona do oczyszczenia przestrzeni płaskiej. Jak dotąd nie znalazłam wygodniejszego i praktyczniejszego narzędzia, które jest jak by ,,dwa w jednym" i obracając je mogę szybko dostosować do danej potrzeby bez zbędnego przerywania pracy i samej płynności ruchów. Mam też podobną taką typowo ogrodniczą i też jest dobra, chociaż mniejsza i do zadań specjalnych, kiedy jest najbardziej brudno na przykład po zimie, używam tej niebieskiej. I oczywiście rękawice ale to chyba jest oczywiste. Zrzucam na dół lub do czegoś, taczka niestety się nie mieści a szkoda, ułatwiłoby to znacznie pracę. Od razu zlatują się kury grzebiąc i szukając nie wiadomo czego.
A tu fotka również związana z tematem, bo wrzucana zielonka w sezonie też przyczynia się do tworzenia gnoju, bo porządkujemy również teren na samym wybiegu, ale fotkę wstawiam głównie z tęsknoty za słońcem i zielenią.
My mamy zwierzęta wiejskie, ale wcale nie potrzeba ich mieć aby mieć swój własny kompost. Chwasty z porządkowania rabat czy samego terenu wokół domu są idealne do kompostu, stare gazety, tektury, pocięte patyki, stara ziemia z doniczek, liście. Mając ogródeczek w mieście nie miałam zwierząt wiejskich a kompostownik miał się bardzo dobrze a czasami nawet aż za dobrze i brakowało mi miejsca na kolejne partie materiału do przerobienia. Jeśli udało mi się kogoś zachęcić czy zaciekawić tematem i naszymi rozwiązaniami w tym temacie to bardzo się cieszę.
Ja tam nie bawię się w takie rzeczy.
OdpowiedzUsuńwww.natalia-i-jej-świat.pl
pozdrawiam :)
UsuńMoja Mama w domu na wsi też ma otwarty kompostownik, choć nie wędrujący. Bardzo to pozyteczne....
OdpowiedzUsuńBardzo pożyteczne a przede wszystkim wygodne :)
UsuńGazety to nie bardzo, czytałam w działkowcu, że farba drukarska szkodliwe związki wydziela. U mnie kompostownik na działce zbity z drewnianych desek, lądują w nim odpadki z kuchni, roślinne resztki i czasem jak od kogoś dostanę to i nawóz zwierzęcy. Nornice są niestety, ale nie zżerają zbyt dużo posadzonych roślin ;-)
OdpowiedzUsuńZgadzam się :). Gazety to nie, a i tektury tak nie do końca dobre. Jeśli ma być naturalnie to lepiej unikać produktów przetworzonych przez człowieka.
UsuńJak już o gazetach piszecie to ja znów we wszystkich oglądanych przez siebie programach ogrodniczych polskich i zagranicznych spotykam propozycję przekładania gazetami warstw kompostownika. Gazet ogólnie nie stosuję, używam ich w kotłowni, ale są często polecane.
UsuńPięknie o codziennych sprawach piszesz i nawet kompostownik swoje miejsce znalazł.Mój M pieczołowicie o dżdżowniczki w kompostowniku dba a one pięknie Mu się odpłacają.
OdpowiedzUsuńDżdżowniczki do ręki nie wezmę ale bardzo lubię te stworzonka :D
UsuńZa taki gnoj to u nas trzeba słono zapłacić. Nie żartuje :-) kurzy kroliczy od krowy czy koński jest na topie..
OdpowiedzUsuńMy tez oczywiści co roku:-) kiedyś trzymalismy kury to wiesz... No i teraz jeszcze kroliczki... Jeszcze lepiej.
A co mówią tekst u nas na topie :-) "co tak pachnie??? To co śmierdzialo :-)" znasz??? Pozdrawiam
Nie znałam :)
UsuńMój genetyczny gen szkota wymusza na mnie pewne naturalne wynalazki z wykorzystaniem tego co mamy pod ręką. A sama natura jest przeogromnym magazynem twórczym :D
Właśnie... I trzeba to wykorzystać, a niektórzy mają po prostu za czyte rączki do takich rzeczy:-) a to co najlepsze mamy pod nosem przecie :-) pozdrawiam Agatko
Usuńzgadza się :)
UsuńJa czasem robię kompost z resztek roślinnych, na zasadzie, że podsypuję nimi krzewy i inne roślinki (tylko tak dość skrzętnie, by nie powstał bałagan i harmider :D ). Pozdrawiam ciepło! :)
OdpowiedzUsuńhahaha, to ja tego właśnie nie robię. Boję się, że rozkładające się w ten sposób rośliny (gnijące) spowodują jakąś chorobę. Nie wiem... Każdy inaczej :D
UsuńOd kiedy mamy ogród od razu pojawił się kompostownik. Początkowo otwarty pod drzewami na uboczu. Po kilku latach mój M. ogrodził betonowym murkiem. Powstaje głównie z resztek kuchennych, zdrowych liści i chwastów z porządkowanych rabat. Dbam o to, by nie wyrzucać chwastów z nasionami, ale i tak jakimś cudem kiełkują niestety. To produkt uboczny. Dobrze byłoby, mieć trochę obornika jaki by nie był. Nie wyobrażam sobie, by nie mieć kompostu przy takiej ubogiej ziemi, jaka jest w naszym ogrodzie. Pozdrawiam:):):)
OdpowiedzUsuńOgólnie dobrze jest mieć kompostownik dla samych tych rzeczy, które się marnują podczas pielenia i ogrodowych porządków :)
UsuńA to mnie Janeczka zawstydziła,bo nadal nie mam kompostownika!!!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMamy też kompostownik. Mój mąż robi również roztwór z wody i pokrzywy , którym zasila rośliny. Rosną bardzo dobrze. Takim przyrządem ogrodniczym , również często działam na grządkach. Kurki masz piękne. Miłego dnia 😊
OdpowiedzUsuńgnojówka z pokrzyw i nam znana :)
UsuńMam kompostownik otwarty na, który wyrzucam resztki kuchenne, chwasty, skoszoną trawę,a nawet tekturowe pudełka. Wykorzystuję go do kopczykoeania róż lub do podsypywania grządek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
:)
Usuńkompost to równiez czarne złoto... :) zaciekawiły mnie te wedrujące grządki. kiedys mogłam takie mieć.... ale na to nie wpadłam. :)
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze kiedyś wykorzystasz ? :)
Usuńoj pamiętam takie dobre czasy u mojej babci, hehe Uściski serdeczne :-)
OdpowiedzUsuń:D
UsuńU nas też jest kompostownik. Nie mam żadnych zwierzaków gnojo-twórczych, ale liście, trawę, rozdrobnione gałązki i resztki kuchenne wrzucamy na kompost i potem jest wspaniała ziemia (oryginalną mamy też gliniastą i ziemia kompostowa bardzo się jej przydaje). Wykorzystam tez pomysł wędrujących grządek, bo ciągle jeszcze jestem na etapie tworzenia ogrodu. Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńPolecam, zawsze można dobudować do niej jakąś osłonę z przodu aby się tak nie rzucała w oczy ;)
UsuńMam plastikowy kompostownik, bo jakos na poczatku nie moglam idei ogrodka wymyslic. Teraz rosnie kupa kompostowa ze scietej trawy, przysypuje ja ziemia z doniczek, troche chwastami i co tam popadnie. Odpady kuchenne ida do pojemnika bio, ktory odbiera od nas firma.
OdpowiedzUsuńChcialabym w tym roku zorganizowac ogrodek, ale nie wiem, czy zdrowotnie dam rade. Na pewno sprobuje :)
Najważniejsze to nie zniechęcać się. Doniczka z posadzonymi roślinami potrafi wywołać wspaniały efekt :)
UsuńU mnie Agatko kompostowników jest kilka. Robię je w różnych miejscach ogrodu co by nie nosić kilometrami do jednego:)To się sprawdza. Jestem bardzo z ego zadowolona. Ale Twój jest najlepszy, bo wrzucasz guano no i kozie kopki zmieszane ze słomą. Na czymś takim to dopiero rosną rośliny! Marchewka dorasta do wielkości ręki:)))
OdpowiedzUsuńJak najbardziej :)
Usuń