Jesień... a chciałam już napisać ,,nadchodzi jesień". Jestem do tyłu z kalendarzem... Jesień jest, jak najbardziej i można powiedzieć, że nareszcie ją widać. Nie to żebym się nie mogła jej doczekać i bym należała do osób jej wyczekujących... . o to, to nie. Po prostu ją widać. Przebarwiają się tawuły i pewne odmiany berberysów, kwitną astry bylinowe i jesienna hortensja, gdzieniegdzie rozentuzjazmowane jeszcze latem róże i wszystko okraszone jest opadającymi liśćmi... słowem jesień! Ale ja dzisiaj napiszę zaległy post na temat kurnikowego życia. Ale wstawię zdjęcia z jesiennego przebarwienia bo nie będzie oddzielnego postu. Skupiamy się na kurnikowych wieściach w jesiennej aurze. Czy dzieje się tam wiele? Czy jest tam coś nowego? Tam życie kołem się toczy i ciągle jest coś nowego, coś innego a w sumie to wciąż to samo...
Małe, jarzębate pisklaki podrosły. Patrząc jak te maluchy co i raz skakały sobie do dziobków, to myślałam, że mam przeważającą ilość kogutków, a tu niespodzianka. Na razie żadnego kogutka nie widzę i jest mnóstwo kurek. I nagle okazuje się, że te stateczne, ciche i łagodne kurki znoszące jaja w dzieciństwie nie ustępują zadziorności kogutkom.
A pamiętacie moją opowieść o podkładaniu owych kurczaków kwokom? Przypomnę. Były dwie kwoki, które siedziały dwie tury i nic. Jednej udało się podłożyć kurczaki i zaopiekowała się nimi, a druga wzgardziła i nie chciała. Twardo starała się siadać na jajach mimo naszego odganiania. I udało jej się. Pewnego dnia junior przybiegł do nas z okrzykiem, że mam nowego kurczaczka. Z niedowierzaniem poszliśmy zobaczyć i rzeczywiście. Owa druga kwoka, tak się zaparła, że będzie miała swoje własne, wysiedziane, wypielęgnowane, wygrzane własnymi piórami, że doczekała się jednego malucha. Nie robiłam mu zdjęcia jak był malutki, teraz ma z dwa miesiące? Jakoś tak. Nie jest jarzębaty, hahaha... może o to chodziło? Jarzębate nie przypadły do gustu? Jest czarny z białym krawacikiem. Przyznam się, że tak mnie ujął swym krawacikiem, że bardzo mu kibicowałam i chciałam aby się mu udało przeżyć, przetrwać, po prostu uchować się. Tfu tfu na razie jest. Swoją drogą ciekawy kolaż: mamusia ,,łaciata" , tatuś czerwonawy a maluch wyszedł czarny.
I obiecana jesień w ,,ogrodzie" .
Bardzo serdecznie wszystkich pozdrawiam :)
Jak czytam o tych kurczątkach to jakbym bajkę czytała.Ja ciągle nie wierzę ,że z jajka jest kura :-).Ale postanowiłam się przekonać na wiosnę bo moje sussexy chcą dzieci na gwałt. Piękna jesień . Oby długo tak .
OdpowiedzUsuńKocham jesień, to wyjątkowy czas.
OdpowiedzUsuńzerknęłam na zjawkę: kurze wieści u Ciebie, to pędzę...
OdpowiedzUsuńmiło było poczytać i zdjęcia podejrzeć.
usmiechnięte jesienne pozdrowienia zostawiam :)
Piękna jesień
OdpowiedzUsuńPiękna jesień
OdpowiedzUsuńJakie te geny przekorne :)
OdpowiedzUsuńTo jak w życiu:)są takie matki które zajmą się nawet podrzuconymi dziećmi a jest i taka która się zaprze,że chce mieć swoje i ma:))Cudna opowieść:)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę żeby się kurczątko chowało:)))
czytam jednym tchem jak powieść....jesień jest cudna....
OdpowiedzUsuńKury to jednak "feministki" hehe
OdpowiedzUsuńCiekawa historia :) Mam nadzieję, że będzie jeszcze kilka ciepłych jesiennych dni.
OdpowiedzUsuńUwielbiam opowieści o Twoich kurach :)
OdpowiedzUsuńA jesień i ja nieco przegapiłam...moim życiem zawładnęła wielka nowina i odleciałam :)
Zauroczyła mnie jesień w Twoim ogrodzie, piękne kolory :) Masz urocze kurki, a opowieść świetna :)
OdpowiedzUsuńU mnie dziś pada, wieje i jest strasznie zimno, brrr...
Pozdrawiam ciepło :)
Piękne to Twoje podwórko z kurkami.Świetne zdjęcia kwiatów jesienią,dziwi mnie że tak pięknie wszystko kwitnie.
OdpowiedzUsuńuwielbiam dzikie wino ( chyba tak sie nazywa) ktore jest tak pieknie czerwone na jesieni, kurki cudne tez :)
OdpowiedzUsuńFajna opowieść z życia kurnika! No, i zazdroszczę jaj!
OdpowiedzUsuń