Znalazłam już na blogu jedno zdjęcie z zeszłego roku z mleczem. Tym razem zrobiłam w innym miejscu, przy sadzie. Drzewa owocowe nie bardzo się rozrastają i mimo posiadania już kilku lat, nadal są mizernego wyglądu. Przez to sad wygląda jakby był sadem młodziutkim... w każdym razie mlecz tutaj rośnie dorodnie i obficie. Odkąd przestaliśmy kosić wokół drzew owocowych, misy zupełnie nie zdały egzaminu u nas i pozwoliliśmy panoszyć się mleczowi to zaczęły nasze drzewa, skromnie ale owocować. Ktoś kiedyś pięknie napisał, że nawet jak będzie drzewo oblepione kwiatami a nic ich nie zapyli to nie będzie i tak owoców. Bardzo mądre słowa. Uwielbiam zielone dywany z żółtymi kropeczkami. To obraz trawników we wszystkich większych i szanujących się parkach w Warszawie, przynajmniej za czasów mojego dzieciństwa i młodości, ale to też miejsca zielone i takie dzikie pastwiska u babci na wsi, po których się biegało i bawiło. Dywan stokrotek nie wywiera na mnie takiego wrażenia jak mlecze. Rozpisałam się o sadzie, ale i tak go nie widać na zdjęciu bo robiłam fotkę mleczom i mojemu ekologicznemu trawnikowi. Prostota natury najbardziej mnie zachwyca nie mówiąc już o samej Matce Naturze.
Czasami na tym kawałku wypasam kozy oczywiście zachowując bezpieczną odległość od krzewów i drzew owocowych, które są ale tu ich nie widać. Po prawo jest staw, w którym ostatnio nasze kaczki zażywają kąpieli. Zdjęcie robione w pochmurny dzień, więc jest szare, bure i ponure, ale przynajmniej widać kaczki w wodzie :P
Jest ich pięć niebawem pewnie będzie ich więcej, w każdym razie w zawiązku z tym, że na sześć sztuk, trzy okazały się samcami i do tego dwa z nich są bardzo agresywne wobec naszego kogutka, który cieszy się u nas wielkimi względami i mamy do niego ogromny sentyment, bo jest jedynym z pierwszego stada, dlatego samiec numer 3 trafił do gara i nawet udało mi się go zjeść ze smakiem. Więc mamy przełom! Kaczor numer 2 też lada dzień trafi do gara, bo nie umie zrozumieć, że ma się trzymać z daleka od kogutka, który nie może w nieskończoność uciekać z terenu wybiegowego bo idą za nim kury i mi grzebią w rabatach. Zostanie jeden kaczor - grzeczny. Jak widać, właściwe życie społeczne popłaca. Dzisiaj będzie o zwierzętach.
Każde z nich spędza zupełnie inaczej kwietniowy czas. Ta niby zdechła kura u wejścia do kurnika to jedynie miłośniczka słonecznych kąpieli, wygrzewająca się w promieniach słońca. W pierwszym roku posiadania kur, to nabierałam się na ten widok. Najpierw mnie mało o zawał nie przyprawiał potem ich, kiedy z nagła, podczas ich smacznej drzemki, coś ich nagle i gwałtownie dotykało, czy wręcz podnosiło do góry i znów zawał u mnie, kiedy się podrywały i skrzeczały. To taka nasza była zabawa - kto pierwszy na zawał padnie. Na pierwszym planie nasz śliczny kogutek. W samym kurniku też sie dużo dzieje, ale to już innym razem. Kury wygrzewają się w słonku, kaczki pływają po stawie bez względu na pogodę, a kozy jedzą...
Te to dopiero mają apetyt. Jeszcze do nie dawna dostawały słomę i siano, na zdjęciu świeży mlecz z pielenia, a ostatnimi czasy wędrują na pole i tam sobie już spokojnie same skubią zieleninkę. Melcia w tym roku raczej nie jest w ciąży, więc nie powiększy nam się stado. Zastanawiamy się, czy na jesieni jej nie pokryć, aby koziołki urodziły się bezpiecznie wiosną. Niby własne mleko i serek był fajny i smaczny, ale to codzienne dojenie, stres o zdrowie ciężarnej jakoś nie przypadło nam do gustu. Nasze kozy są zarejestrowane i może jakby się trafił chętny na dzieci Melci to pewne prędzej byśmy się zdecydowali a tak to rozważamy. Melcia jest oczywiście innego zdania, jej się bardzo podobało macierzyństwo. Mimo już swojego dojrzałego wieku bryka po łące jak młoda kózka. Swoją drogą jak to zleciało, dopiero co przecież ją przywieźliśmy i zastanawialiśmy się czy uda nam się zapewnić jej dobre życie, a ja wgapiałam się w nią godzinami nie mogąc uwierzyć, że jest na wyciągnięciu ręki i należy do mojej codzienności. Cieszę się, że pozostawiliśmy Kacperka bo jest jej raźniej, często słyszę jak do siebie pobekują, patrzą na siebie leżąc wygodnie w trawie i przeżuwając. A co robią koty? To co zwykle, kiedy gospodarze działają wokół domu - leżą, śpią i obserwują, czyli wspierają nas duchowo w naszych pracach. Przy każdej nadarzającej się okazji znikam w rabatach i próbuję je jakoś ogarnąć. Głównie pielę - przynajmniej taczka chwastów dziennie wędruje na wybieg kurzy. A to podrzucam przerobiony naturalny kompost pod rośliny, szczególnie kwaśnolubne, a to rozsadzam, przesadzam i dosadzam. Panowie mi przekopują ziemię aż tak ambitna nie jestem. W każdym razie tak nam właśnie zleciała sobota, bo była przepiękna pogoda i szkoda było jej nie wykorzystać. Wracając do kotów, to nawet podobają mi się te żywe ogrodowe posągi.
Reksio nie załapał się fotograficznie, ale to dlatego, że zamiast siedzieć w jednym miejscu jak reszta stworzeń, to lata po całej działce i musi wszystko nadzorować. A to zajrzy do gospodarza do foliaka, a to do części warzywnej, a to wyjrzy mi zza rabaty, to znów biega wzdłuż ogrodzenia bo piękna pogoda sprzyja spacerowiczom z pieskami, to przecież z każdym trzeba się przywitać tu dzież zapoznać. Ach ta młodość... Nasza Sunia usadawia się na podeście schodów i ucina sobie drzemkę, słuchając tego wszystkiego z odpowiedniej wysokości.
Czasami na tym kawałku wypasam kozy oczywiście zachowując bezpieczną odległość od krzewów i drzew owocowych, które są ale tu ich nie widać. Po prawo jest staw, w którym ostatnio nasze kaczki zażywają kąpieli. Zdjęcie robione w pochmurny dzień, więc jest szare, bure i ponure, ale przynajmniej widać kaczki w wodzie :P
Jest ich pięć niebawem pewnie będzie ich więcej, w każdym razie w zawiązku z tym, że na sześć sztuk, trzy okazały się samcami i do tego dwa z nich są bardzo agresywne wobec naszego kogutka, który cieszy się u nas wielkimi względami i mamy do niego ogromny sentyment, bo jest jedynym z pierwszego stada, dlatego samiec numer 3 trafił do gara i nawet udało mi się go zjeść ze smakiem. Więc mamy przełom! Kaczor numer 2 też lada dzień trafi do gara, bo nie umie zrozumieć, że ma się trzymać z daleka od kogutka, który nie może w nieskończoność uciekać z terenu wybiegowego bo idą za nim kury i mi grzebią w rabatach. Zostanie jeden kaczor - grzeczny. Jak widać, właściwe życie społeczne popłaca. Dzisiaj będzie o zwierzętach.
Każde z nich spędza zupełnie inaczej kwietniowy czas. Ta niby zdechła kura u wejścia do kurnika to jedynie miłośniczka słonecznych kąpieli, wygrzewająca się w promieniach słońca. W pierwszym roku posiadania kur, to nabierałam się na ten widok. Najpierw mnie mało o zawał nie przyprawiał potem ich, kiedy z nagła, podczas ich smacznej drzemki, coś ich nagle i gwałtownie dotykało, czy wręcz podnosiło do góry i znów zawał u mnie, kiedy się podrywały i skrzeczały. To taka nasza była zabawa - kto pierwszy na zawał padnie. Na pierwszym planie nasz śliczny kogutek. W samym kurniku też sie dużo dzieje, ale to już innym razem. Kury wygrzewają się w słonku, kaczki pływają po stawie bez względu na pogodę, a kozy jedzą...
Te to dopiero mają apetyt. Jeszcze do nie dawna dostawały słomę i siano, na zdjęciu świeży mlecz z pielenia, a ostatnimi czasy wędrują na pole i tam sobie już spokojnie same skubią zieleninkę. Melcia w tym roku raczej nie jest w ciąży, więc nie powiększy nam się stado. Zastanawiamy się, czy na jesieni jej nie pokryć, aby koziołki urodziły się bezpiecznie wiosną. Niby własne mleko i serek był fajny i smaczny, ale to codzienne dojenie, stres o zdrowie ciężarnej jakoś nie przypadło nam do gustu. Nasze kozy są zarejestrowane i może jakby się trafił chętny na dzieci Melci to pewne prędzej byśmy się zdecydowali a tak to rozważamy. Melcia jest oczywiście innego zdania, jej się bardzo podobało macierzyństwo. Mimo już swojego dojrzałego wieku bryka po łące jak młoda kózka. Swoją drogą jak to zleciało, dopiero co przecież ją przywieźliśmy i zastanawialiśmy się czy uda nam się zapewnić jej dobre życie, a ja wgapiałam się w nią godzinami nie mogąc uwierzyć, że jest na wyciągnięciu ręki i należy do mojej codzienności. Cieszę się, że pozostawiliśmy Kacperka bo jest jej raźniej, często słyszę jak do siebie pobekują, patrzą na siebie leżąc wygodnie w trawie i przeżuwając. A co robią koty? To co zwykle, kiedy gospodarze działają wokół domu - leżą, śpią i obserwują, czyli wspierają nas duchowo w naszych pracach. Przy każdej nadarzającej się okazji znikam w rabatach i próbuję je jakoś ogarnąć. Głównie pielę - przynajmniej taczka chwastów dziennie wędruje na wybieg kurzy. A to podrzucam przerobiony naturalny kompost pod rośliny, szczególnie kwaśnolubne, a to rozsadzam, przesadzam i dosadzam. Panowie mi przekopują ziemię aż tak ambitna nie jestem. W każdym razie tak nam właśnie zleciała sobota, bo była przepiękna pogoda i szkoda było jej nie wykorzystać. Wracając do kotów, to nawet podobają mi się te żywe ogrodowe posągi.
Reksio nie załapał się fotograficznie, ale to dlatego, że zamiast siedzieć w jednym miejscu jak reszta stworzeń, to lata po całej działce i musi wszystko nadzorować. A to zajrzy do gospodarza do foliaka, a to do części warzywnej, a to wyjrzy mi zza rabaty, to znów biega wzdłuż ogrodzenia bo piękna pogoda sprzyja spacerowiczom z pieskami, to przecież z każdym trzeba się przywitać tu dzież zapoznać. Ach ta młodość... Nasza Sunia usadawia się na podeście schodów i ucina sobie drzemkę, słuchając tego wszystkiego z odpowiedniej wysokości.
Serdecznie pozdrawiam :)
Masz prawdziwe zoo. Super:-)
OdpowiedzUsuńUdanej niedzieli.
Ile zwierzaków :) Cudowne mruczki! Kózki oczywiście też! :)
OdpowiedzUsuńFajne te Wasze zwierzaki:)
OdpowiedzUsuńJa za mleczem nie przepadam, bo wnerwia mnie to jak brudzi ubrania i ręce swoim sokiem. Wolę stokrotki;))
I to jest właśnie to naturalne piękno!
OdpowiedzUsuńMasz maleńkie zoo. Bardzo mi się podoba. Lubię gdy zakwita mniszek. Nie tępię go w ogrodzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ale zwierzaczków, cudnie i bardzo wesoło dzięki nim :))
OdpowiedzUsuńMasz przy czym chodzić, a łąki w mleczach mnie też zachwycają, pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuńUściski wiosenne :-D
OdpowiedzUsuńAleż rojno u Was.
OdpowiedzUsuńMlecze są bardzo dekoracyjne, choć zawsze mnie dziwi, że u nas czekają z koszeniem aż sie wszystkie przemieniaw dmuchawce...
Jedno jest pewne nie nudzisz się bo tyle się dzieje.Zwierzyniec uroczy.Słoneczka życzę bo u mnie zimno i pochmurnie.
OdpowiedzUsuńkogut bardzo urodziwy, prezentuje się pięknie....
OdpowiedzUsuńKiedyś tez walczyłam z mleczami, gdy jednak nie udało mi się ich pozbyć wystarczyło je polubić. Potem przeczytałam, że w zachodnich krajach są specjalne plantacje mniszka, przestał mi zupełnie przeszkadzać... natura to natura.
Oj widać,że całe towarzystwo ciągnie do słońca i zabaw w wodzie:)Kózki zadowolone z świeżej zieleniny,tylko mogłoby już się ustabilizować z tą pogodą a nie przymrozki:(pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPiękny zwierzyniec. Lubię mlecze,które u mnie także zakwitły. W tym roku przymierzam się do zrobienia z mniszka miód. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci kózek na których punkcie moja córka oszalała, mało mi laptopa nie zrzuciła ;)
OdpowiedzUsuńDbanie o ogród, nie jest łatwą sprawą. Wymaga wiele pracy, ale też daje wiele radości. Mlecze, są bardzo lecznicze, no i pięknie wyglądają. Także, lubię zielone dywany z mleczami i stokrotkami. A zwierzyniec, który posiadasz, również wybornie się prezentuje. Nie mam takich możliwości posiadania, tych niezwykłych wspaniałości i dlatego z przyjemnością do Ciebie zaglądam. Pozdrawiam Cię Agatku
OdpowiedzUsuńAatko, mój trawnik też pokrywają mlecze i uwielbiam jak kwitną. Wczoraj mój M skosił trawnik, ale one sprytne pochowały główki, a dziś znów kwitną:) Dzieki nim natura jest jeszcze piękniejsza:)
OdpowiedzUsuńTwój przychówek wygląda świetnie, dobrze zwierzątkom u Was.
Twój ekologiczny trawnik jest śliczny i również kaczuszkowe dżakuzji niczego sobie:D
OdpowiedzUsuńBuziaki!:))