Jestem ,,dzieckiem słońca”. Jest to tak mocno
ukorzenione w moim ciele i duszy, że regularnie o tym zapominam dziwiąc się
czemu tak a nie inaczej się czuję. Czemu mój zapał gaśnie albo jedynie tli się dniami wręcz tygodniami… Mam wtedy wrażenie
jakbym żyła wykorzystując jedynie jakieś rezerwy głęboko ukryte gdzieś w ciele.
Czuję, że jest mi źle, nie tak jak powinno być, czuję się nieswojo i ciągle
zmęczona… spowolniona… przygaszona… Ostatnio myślałam o jakiś witaminach
wzmacniających mój organizm… Kiedy rozbłyskują promienie słońca niczym zgarbiony,
przyschnięty kwiat prostuję się, unosząc ,,kielich” wysoko, wysoko ku słońcu i
błękitnemu niebu. I znów przypominam sobie kim tak naprawdę jestem w świecie
Matki Natury. Moja energia powraca z
siłą wulkanicznej erupcji i mogłabym góry przenosić i robić iks rzeczy naraz…
Promienie słońca dają mi życie.
Z samego rana słońce weszło do mojej sypialni nie
czekając na zaproszenie. Wkroczyło, dumnie niczym królowa powracająca na swoje
włości i od razu rozpanoszyła się po wszystkich kątach i zakamarkach. Obudziła
Miśka śpiącego obok. Zaspany przyszedł do mnie, mocno zaniepokojony odkryciem,
że jeszcze śpię. Pokój oblany promieniami słońca, późna godzina a mama śpi? A
mama rzeczywiście spała otulona nie tylko ciepłą pierzyną ale i padającymi na
nią promieniami słońca.
Nie wyskoczyłam od razu z łóżka, jak czynię to dość
często wiosną i latem na widok nowego dnia, dziś przeciągnęłam się leniwie aby
każdą najdrobniejszą kosteczką, chrząstką, nerwem i mięśniem poczuć dar energii
jaką otrzymałam z samego rana. Nacieszyć
oczy widokiem słonecznego dnia, które mogłam zaraz po przebudzeniu podziwiać z
wielkich drzwi balkonowych. Słodki ciężar, ośmiolatka przygniótł mnie z lekka
próbujący dociec moje niecodzienne
zachowanie, a może to była zwykła radość? Chwilę leżeliśmy razem patrząc przez
taflę szyby.
Rzadko kiedy zimową porą wychodzę na taras, ale
dziś, zrobiłam to wręcz automatycznie, jak robię każdego ciepłego dnia i aż
zdumiałam się jak pięknie trelowały ptaki po godzinie ósmej. Nawet szkoda mi
było, że nie mogę tego nagrać i tutaj wstawić aby podzielić się tą chwilą. Wszystko,
absolutnie wszystko co posiadało dziobek ćwierkało, gwizdało, trelowało powodując
jeden wielki ptasi hałas ale jakże miły dla mego ucha. Wróbelki, sikorki… i
wiele innych ptaków, których niestety nie umiem odróżnić. Jeden dźwięk mnie
zadziwił, jakby taki ala dzwoneczek – dzyn, dzyn- dzyn, dzyn dzyn… ale mniej dźwięczny,
nie było to kołatanie ciężko mi nawet uchwycić ten dźwięk ale skojarzył mi się
z delikatnymi aczkolwiek wyrazistymi dzwoneczkami. Pierwszy raz miałam okazję
tego posłuchać. Więc może to jakiś ptaszek przylatujący jedynie na zimę? Nie
mam pojęcia. W każdym razie usłyszany ptasi koncert był przepiękny i taki
krzepiący moją duszę.
Wielokrotnie wychodząc rano na dwór staram się
wyłapać świergot, jest on mi potrzebny tak jak powietrze. Wyłuskuję pojedyncze
dźwięki ale jest ich mało z rana. Więcej mogę nacieszyć oczy samym widokiem
ptaków jedzących słoninkę czy odwiedzających karmnik.
Dlatego, tym bardziej ucieszyłam się, że mogłam je znów posłuchać. Widać, też się stęskniły za słońcem i witały go szczerze i licznie nie żałując okazywania radości.
Dlatego, tym bardziej ucieszyłam się, że mogłam je znów posłuchać. Widać, też się stęskniły za słońcem i witały go szczerze i licznie nie żałując okazywania radości.
Z góry padające, ciepłe promienie słońca na dole
srebrzący się mrozek otulający rośliny na polach i łąkach. Nawet on dzisiaj
pięknie wyglądał. Zdumiewając śpiącego jeszcze męża, złapałam aparat i pognałam
w plener robić zdjęcia…
Energii dostała też Sunia bo ochoczo wybrała się ze
mną na spacer po działce w asyście kotów. Nie odstępują jej ani na chwilę. Widzę, że zawsze któreś jest w jej pobliżu.
Na chwilę skupię się na wstawionych fotkach. Na pierwszym zdjęciu są pola sąsiada, po których licznie biegają sarny. Po drugiej stronie mojej działki też mają takie rozległe tereny do biegania i skubania roślinności. Na nich też którejś wiosny mogliśmy podziwiać stado zajęcy. Był to wspaniały widok.
Na drugiej fotce jest pierwsza z posadzonych sosenek na naszej działce, została wykopana ze sztucznie zrobionej drogi przy lesie. Była wtedy malutka, i połamana i raczej mizerne przedstawiała szanse na przetrwanie. Posadziliśmy ją jak nam się zdawało w najlepszym miejscu - wzniesieniu z przepuszczalną ziemią i nie tonącą w wodzie. Dziś jest piękna i rozłożysta i wita nas za każdym razem gdy wjeżdżamy na posesję. Długo chorowała i przez wiele lat wyglądała jak wyleniały kij od szczotki ale cierpliwie czekaliśmy nie zrażeni pesymistycznymi poglądami gości. W tym roku zażartowałam sobie do męża, że może ciachniemy ją na choinkę bożonarodzeniową? Aż się zapowietrzył ...
Pogoda była rześka i tak przyjemnie świeciło słońce, że chciało się spacerować i spacerować. Wypatrywałam saren ale jeśli nawet były to już pognały w inne miejsce, pozostawiając po sobie puste pole.
Zapał z jakim towarzyszyła mi Sunia spowodował, że obeszłyśmy wzdłuż i wszerz jej włości rozglądając się po nich i oczywiście wypatrując oznak przedwiośnia. W promieniach słońca pięknie wyglądał szpaler nasadzeń przy ogrodzeniu. Prócz specjalnie posadzonych kolejnych sosen, znalazły się oporne derenie, które dopiero tutaj nabrały wigoru i wkomponowały się w otoczenie. Wymyśliłam sobie, że wzdłuż działki będą różne nasadzenia. W zależności od tego co akurat mnie zainspiruje po te, co będą stwarzać problem przy rośnięciu. I tak od kilku lat mój niby to żywopłot charakteryzuje się różnorodnością a często i dziwacznością. Ale ptaki są z tego bardzo zadowolone, a w końcu robię to dla nich.
Dzisiaj był przepiękny poranek...
Na chwilę skupię się na wstawionych fotkach. Na pierwszym zdjęciu są pola sąsiada, po których licznie biegają sarny. Po drugiej stronie mojej działki też mają takie rozległe tereny do biegania i skubania roślinności. Na nich też którejś wiosny mogliśmy podziwiać stado zajęcy. Był to wspaniały widok.
Na drugiej fotce jest pierwsza z posadzonych sosenek na naszej działce, została wykopana ze sztucznie zrobionej drogi przy lesie. Była wtedy malutka, i połamana i raczej mizerne przedstawiała szanse na przetrwanie. Posadziliśmy ją jak nam się zdawało w najlepszym miejscu - wzniesieniu z przepuszczalną ziemią i nie tonącą w wodzie. Dziś jest piękna i rozłożysta i wita nas za każdym razem gdy wjeżdżamy na posesję. Długo chorowała i przez wiele lat wyglądała jak wyleniały kij od szczotki ale cierpliwie czekaliśmy nie zrażeni pesymistycznymi poglądami gości. W tym roku zażartowałam sobie do męża, że może ciachniemy ją na choinkę bożonarodzeniową? Aż się zapowietrzył ...
Pogoda była rześka i tak przyjemnie świeciło słońce, że chciało się spacerować i spacerować. Wypatrywałam saren ale jeśli nawet były to już pognały w inne miejsce, pozostawiając po sobie puste pole.
Zapał z jakim towarzyszyła mi Sunia spowodował, że obeszłyśmy wzdłuż i wszerz jej włości rozglądając się po nich i oczywiście wypatrując oznak przedwiośnia. W promieniach słońca pięknie wyglądał szpaler nasadzeń przy ogrodzeniu. Prócz specjalnie posadzonych kolejnych sosen, znalazły się oporne derenie, które dopiero tutaj nabrały wigoru i wkomponowały się w otoczenie. Wymyśliłam sobie, że wzdłuż działki będą różne nasadzenia. W zależności od tego co akurat mnie zainspiruje po te, co będą stwarzać problem przy rośnięciu. I tak od kilku lat mój niby to żywopłot charakteryzuje się różnorodnością a często i dziwacznością. Ale ptaki są z tego bardzo zadowolone, a w końcu robię to dla nich.
Dzisiaj był przepiękny poranek...
Ja też się czuję dzieckiem słońca.... Niech nam świeci jak najdłużej :) Miłego dnia! Choć przecież tak pięknie rozpoczety, musi być piekny :)
OdpowiedzUsuńO tak, mam nadzieję, że przez cały dzień będzie słonecznie i jutro... i pojutrze... :) Pozdrawiam
UsuńGdyby nie to, że z samego rana umyłam włosy, też pewnie tak samo jak Ty wyskoczyłabym do ogrodu z aparatem. Jak świeci słońce to aż chce się żyć :)
OdpowiedzUsuńO tak! :))))))))))))))))
UsuńŚliczny poranek a spacery bezcenne.Taka pogoda ma być przez 2 tygodnie więc zapowiada się pięknie.Ja już sprzątnęłam czatownie ale ptaki dokarmiam dalej,tyle,że nie będę ich fotografować,bo chyba jeszcze 2 tyg i znikam do niemiec jak mi się spodoba to na dłuuugo:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ja. Miłego pobytu tam życzę :)))
UsuńPrzepiękne zdjęcia ! Poranne słoneczko i mnie dało dużo energii do życia ! W samo południe wyszłam na spacer i nie chciało się wracać do domu ! Ptaki głośno śpiewają więc będzie wiosna! Przy karmnikach też jest ich mało !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Tak... ptaki już cudnie śpiewają :) Pozdrawiam
UsuńMam to samo ze słońcem. Jak nie ma to jakoś nie potrafię się pozbierać, nie mam na nic sił, ochoty i jestem takim oklapusem. A może być mróz, śnieg po pachy i choć odrobina słońca i zaczynam żyć :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie :)))))))
UsuńBardzo ciekawe spostrzeżenia :) Niby codzienne życie, ale każdy inny dzień jest inny i sceneria też.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bo każdy dzień jest inny nawet jeśli spędzamy go tak samo... Pozdrawiam :)
Usuń
OdpowiedzUsuńMam podobnie jak Ty, jak dni są szare i mokre, czuję się jak pęknięta dętka, z której schodzi powietrze...
Także aby do lata! Bo wiosna to właściwie u mnie już jest... ;)
hahahaha... pęknięta dętka... tak :))))
UsuńDziś niedziela, jestem w UK u nowo narodzonej Wnusi :)
OdpowiedzUsuńWczoraj byliśmy rodzinnie na spacerze w parku i znalazłam liczne oznaki nadchodzącej wiosny.
Oprócz śpiewających ptaków widziałam pierwsze kwiaty. Już wkrótce wrócę do Polski i w moim ogrodzie tez będzie pewnie wiosennie, pozdrawiam serdecznie.
Miłego powrotu życze :)
UsuńSłońce uwielbiam daje całkiem inna energie do życia:)
OdpowiedzUsuńPrzedwiośnie ma ogromny urok, a w moim sercu szczególne miejsce.
OdpowiedzUsuńJa też lubię słońce, ale prawdziwym dzieckiem słońca jest moja mama, która uwielbia wygrzewać się na słońcu. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńO to ja tak też mam... ciągle w stronę słonca :D
Usuńi ja jestem Dzieckiem słońca ;) kocham słoneczko ...
OdpowiedzUsuń