W zeszłą sobotę wybraliśmy się do najbliższego Ogrodu Zoologicznego, który mieści się w Warszawie. Od dzieciństwa jest to moje ulubione miejsce, do którego chodzę kiedy tylko nadarzy się okazja. I miłość do tego miejsca chyba zaszczepiłam samoistnie u moich dzieci, co mnie ogromnie cieszy. To właśnie mój Miś zaproponował tę wycieczkę stęskniony za tym miejscem. Myślę sobie, że odwiedzając go bardzo często zawsze bym coś nowego zauważyła, coś przykułoby moją uwagę i wyszłabym z nowymi doznaniami ponieważ zwierzęta każdego dnia zachowują się inaczej. Tak jak my reagują na zmianę pogody, na otoczenie. Tworzą sobie w tym sztucznym środowisku swój własny plan dnia z przeróżnymi scenariuszami dostosowanymi do stałych rytuałów określonych przez człowieka. Od lat nurtuje mnie pytanie, co one myślą patrząc tak na nas - zwiedzających? Jedni są hałaśliwi, inni milczący, mniej lub bardziej kolorowo ubrani. Zwierzaki o dwóch nogach... My przychodzimy oglądać je a One mają okazję poprzyglądać się nam. Najczęściej odwiedzamy go koło południa, tuż przed południem lub wczesnym popołudniem a tym razem wybraliśmy się rano. Dla moich dzieci było to nowością. Specjalnie wstaliśmy rano aby dotrzeć na porę porannego karmienia...
Po moim tajemniczym wstępie, że ,,rankiem w ZOO jest zupełnie inaczej niż w ciągu dnia", chłopcy rześko wyskoczyli z łóżek i raz dwa byli gotowi na wycieczkę. Pogoda nam dopisała mimo, że straszono jakimiś opadami deszczu. Pierwszą ogromną różnicę odczuł mąż, mając do własnej dyspozycji prawie cały parking. Za każdym razem jest kosmiczny problem z zaparkowaniem auta w dozwolonym miejscu. Dziś problemu nie było żadnego. Mnie zaskoczyła frekwencja zwiedzających. Spodziewałam się, że w sobotni poranek godziny 9.30 to będziemy niemalże jedyni a jednak była już sporawa grupka.
Po moim tajemniczym wstępie, że ,,rankiem w ZOO jest zupełnie inaczej niż w ciągu dnia", chłopcy rześko wyskoczyli z łóżek i raz dwa byli gotowi na wycieczkę. Pogoda nam dopisała mimo, że straszono jakimiś opadami deszczu. Pierwszą ogromną różnicę odczuł mąż, mając do własnej dyspozycji prawie cały parking. Za każdym razem jest kosmiczny problem z zaparkowaniem auta w dozwolonym miejscu. Dziś problemu nie było żadnego. Mnie zaskoczyła frekwencja zwiedzających. Spodziewałam się, że w sobotni poranek godziny 9.30 to będziemy niemalże jedyni a jednak była już sporawa grupka.
Rześkie powietrze osnute lekką mgiełką dodawało temu miejscu nowego oblicza, na które od razu wszyscy zwróciliśmy uwagę. Chłopcy jak zawsze żywo reagujący zaraz po przekroczeniu bramy tym razem pozostali cisi, rozglądając się niepewnie wokoło. Ograniczona przez smużkę mgiełki panorama spowodowała wydłużenie i powiększenie całego terenu nadając mu nowy wymiar i nutkę tajemniczości. Wokoło panowała cisza, niezwyczajna temu miejscu z tak różnorodnością zwierząt krzykliwych i ryczących na co dzień. Czuło się jeszcze lekką senność? Poranne rozleniwienie?
Nie... to zwierzęta jadły śniadanie i zajęte były czym innym. My sami zaczęliśmy pobyt od czegoś nowego, innego. A mianowicie zamówiliśmy sobie kawkę, herbatę a dla chłopców gorącą czekoladę i spokojnie delektując się nimi siedzieliśmy na drewnianych ławach przy drewnianym stoliku rozkoszując się panującą chwilą poranka przyglądając się dostępnym z tego miejsca, zwierzętom.
Odwiedzając ten ogród zawsze robiłam zdjęcia zwierzętom egzotycznym, od kilkunastu lat za sprawą forum ogrodniczego, przyglądam się roślinom, ale po raz pierwszy zrobiłam zdjęcia innym istotom mieszkającym na stałe w ZOO. Tym razem za sprawą poznanych miłośników ptaków. I tę oto fotkę wróbelka dedykuję moim nowym znajomym z blogów o ptakach. Musiałam zjawiskowo (jak zwykle - tak na marginesie) wyglądać podążając z aparatem pomiędzy ławeczkami próbując zrobić zdjęcie naszemu, rodzimemu, pospolitemu wróbelkowi mając wokoło mnóstwo zwierząt egzotycznych. Nawet nie wiecie jaka byłam z siebie dumna, kiedy mojemu zwykłemu aparacikowi udało się ,,złapać" obiekt mych westchnień. Miał wróbelek swoje pięć minut sławy i uwagi.
Przyjemnie było spacerować po dobrze sobie znanych ścieżkach i przyglądać się na nowo zwierzętom zajętym spożywaniem śniadania. Trochę żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia hipopotamom karmionym przez swojego opiekuna, kiedy to podpływają do niego, rozdziawiając paszcze i czekając na przysmaki, które raz jednemu, raz drugiemu wrzuca wprost do paszczy. Marchewki, jabłuszka i kapustę... nawet nie wiedziałam, że hipopotamy zasmakowały w naszej polskiej kapuście. Chłopcy z ogromnym zainteresowaniem przyglądali się co jedzą poszczególne zwierzęta mimo, że mają spore mini-zoo na własnym podwórzu i z racji wieku i edukacji wiedzą co jedzą poszczególne gatunki, ale miło popatrzeć dla odmiany na taki widok w ogrodzie zoologicznym. Na początku robiłam zdjęcia kolejno mijanym zwierzętom ale dość szybko zdałam sobie sprawę, że jest ich tak wiele, że i tak nie będę wstanie przedstawić wszystkich za jednym zamachem i postanowiłam skupić się na jednym rodzaju... wiadomo, który został automatycznie jako pierwszy wybrany. Ptaki! Oczywiście, że tak. Nim doszłam do wolier z papugami zdążyły już zakończyć śniadanie i zająć się poranną toaletą... jaka ona podobna do tej, której mam okazję widzieć co rano u moich falek. Ale i tak z przyjemnością popatrzyłam.
Na papugi mogę patrzeć godzinami. Jak układają sobie piórka przeczesując je dziobem, przeciągają się i prostują skrzydła. Fajnie wygląda jak pazurkiem drapią się po głowie. Zawsze jestem pełna podziwu dla ich wspaniałego poczucia równowagi siedząc tak na jednej nodze na cienkiej gałęzi. Podczas porannego te-ta-te nie skrzeczą ale cichutko wymieniają się jedynie jakimiś spostrzeżeniami. Patrząc na nie czuję ten spokój i powagę chwili w porządkowaniu jakby nie było swojej naturalnej garderoby. Nie przeszkadzają im wpatrzone pary oczu, komentarze dorosłych i okrzyki dzieci. Jakby doskonale sobie zdawały sprawę, że dzieli je siatka i nikt z nas nic im nie może zrobić, że mogą bezpiecznie skupić się na sobie i własnych potrzebach. Moje Miśki za każdym razem zastygają przyklejone do balustrady przyglądając się im z nieustającym podziwem. Fascynuje ich kolorystyka upierzenia. Nasze rodzime ptaki są mało kolorowe a tu taka barwność i często wręcz jaskrawość. Lubię je odwiedzać zimową porą, kiedy to większość zwierząt jest pochowana a wybiegi są opustoszałe a woliery z papugami pełne skrzeczących ,,zimo-lubów" Ogromnie mnie to zaskoczyło za pierwszym razem. A może po prostu trafiłam na lekką zimę i dlatego miały dostęp do letniej części? Nie pytałam. Ale na pewno była to ogromna niespodzianka widząc je wtedy w wolierach, zadowolone i zajęte jak zwykle swoimi sprawami lub kłócące się zażarcie. A pingwiny, białe niedźwiedzie i foki, do których specjalnie wtedy się wybraliśmy, siedziały pochowane.
Za każdym razem jest coś nowego, innego. Coś czego wcześniej nie widzieliśmy. Na przykład tym razem w stworzonym na potrzeby aranżacyjne terenu - niedużym oczku wodnym ujrzałam kaczuszki, które sobie tę przestrzeń zaadoptowały do swoich potrzeb stając się atrakcją dla zwiedzających. Chociaż nie jestem pewna czy wiele osób je zauważyło...
Przepiękny widok, kiedy ,,wolne" zwierzęta osiedlają się same w danym miejscu. To najprawdziwszy znak, że jest to miłe, dobre miejsce i sprzyjające. Chociaż na pewno, wszystkie zwierzęta z ZOO chciałyby żyć na wolności.
Mnie osobiście bardzo spodobały się pływające po śniadaniu pingwiny. Zawsze widziałam je stojące na brzegu czy wypoczywające a tym razem mogłam podziwiać jak wspaniale pływają pod wodą, nurkują, wskakują do wody a przede wszystkim jak długo wytrzymują bez powietrza.
Jedne chętnie pozowały inne mniej szukając sobie różnych parawanów i leniwie korzystając z błogiego poranka. A ja zawsze wychodzę z mieszanymi uczuciami, jak to ja ale i bogatsza o doznania, wiedzę... Migawki ze spaceru:
I tak jak wspominałam od pewnego czasu zaczęłam przyglądać się roślinności. Nie wiem co to za roślina znalazłam ją w cieplarni dla krokodyli.
Przyjemnie było spacerować po dobrze sobie znanych ścieżkach i przyglądać się na nowo zwierzętom zajętym spożywaniem śniadania. Trochę żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia hipopotamom karmionym przez swojego opiekuna, kiedy to podpływają do niego, rozdziawiając paszcze i czekając na przysmaki, które raz jednemu, raz drugiemu wrzuca wprost do paszczy. Marchewki, jabłuszka i kapustę... nawet nie wiedziałam, że hipopotamy zasmakowały w naszej polskiej kapuście. Chłopcy z ogromnym zainteresowaniem przyglądali się co jedzą poszczególne zwierzęta mimo, że mają spore mini-zoo na własnym podwórzu i z racji wieku i edukacji wiedzą co jedzą poszczególne gatunki, ale miło popatrzeć dla odmiany na taki widok w ogrodzie zoologicznym. Na początku robiłam zdjęcia kolejno mijanym zwierzętom ale dość szybko zdałam sobie sprawę, że jest ich tak wiele, że i tak nie będę wstanie przedstawić wszystkich za jednym zamachem i postanowiłam skupić się na jednym rodzaju... wiadomo, który został automatycznie jako pierwszy wybrany. Ptaki! Oczywiście, że tak. Nim doszłam do wolier z papugami zdążyły już zakończyć śniadanie i zająć się poranną toaletą... jaka ona podobna do tej, której mam okazję widzieć co rano u moich falek. Ale i tak z przyjemnością popatrzyłam.
Na papugi mogę patrzeć godzinami. Jak układają sobie piórka przeczesując je dziobem, przeciągają się i prostują skrzydła. Fajnie wygląda jak pazurkiem drapią się po głowie. Zawsze jestem pełna podziwu dla ich wspaniałego poczucia równowagi siedząc tak na jednej nodze na cienkiej gałęzi. Podczas porannego te-ta-te nie skrzeczą ale cichutko wymieniają się jedynie jakimiś spostrzeżeniami. Patrząc na nie czuję ten spokój i powagę chwili w porządkowaniu jakby nie było swojej naturalnej garderoby. Nie przeszkadzają im wpatrzone pary oczu, komentarze dorosłych i okrzyki dzieci. Jakby doskonale sobie zdawały sprawę, że dzieli je siatka i nikt z nas nic im nie może zrobić, że mogą bezpiecznie skupić się na sobie i własnych potrzebach. Moje Miśki za każdym razem zastygają przyklejone do balustrady przyglądając się im z nieustającym podziwem. Fascynuje ich kolorystyka upierzenia. Nasze rodzime ptaki są mało kolorowe a tu taka barwność i często wręcz jaskrawość. Lubię je odwiedzać zimową porą, kiedy to większość zwierząt jest pochowana a wybiegi są opustoszałe a woliery z papugami pełne skrzeczących ,,zimo-lubów" Ogromnie mnie to zaskoczyło za pierwszym razem. A może po prostu trafiłam na lekką zimę i dlatego miały dostęp do letniej części? Nie pytałam. Ale na pewno była to ogromna niespodzianka widząc je wtedy w wolierach, zadowolone i zajęte jak zwykle swoimi sprawami lub kłócące się zażarcie. A pingwiny, białe niedźwiedzie i foki, do których specjalnie wtedy się wybraliśmy, siedziały pochowane.
Przepiękny widok, kiedy ,,wolne" zwierzęta osiedlają się same w danym miejscu. To najprawdziwszy znak, że jest to miłe, dobre miejsce i sprzyjające. Chociaż na pewno, wszystkie zwierzęta z ZOO chciałyby żyć na wolności.
Mnie osobiście bardzo spodobały się pływające po śniadaniu pingwiny. Zawsze widziałam je stojące na brzegu czy wypoczywające a tym razem mogłam podziwiać jak wspaniale pływają pod wodą, nurkują, wskakują do wody a przede wszystkim jak długo wytrzymują bez powietrza.
Jedne chętnie pozowały inne mniej szukając sobie różnych parawanów i leniwie korzystając z błogiego poranka. A ja zawsze wychodzę z mieszanymi uczuciami, jak to ja ale i bogatsza o doznania, wiedzę... Migawki ze spaceru:
I tak jak wspominałam od pewnego czasu zaczęłam przyglądać się roślinności. Nie wiem co to za roślina znalazłam ją w cieplarni dla krokodyli.
What a great zoo! I enjoyed your photos and discussion about the animals. I could watch penguins for hours. They are so adorable and entertaining. Thank you for taking us along on your visit.
OdpowiedzUsuńO jakie piękne ary! Kocham odwiedzać zoo. Pozdrawiam i zapraszam do siebie: www.kochamswojswiat.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam zoo:)
OdpowiedzUsuńOh my!
OdpowiedzUsuńI had many macaws in my bird park in Africa!
I only understand the function of zoos if they care for endangered animals with the idea of releasing them in nature when possible.
Keep well!
I agree that the most awaited function of any ZOO is to safe disapearing species. And thanks to that we reset european bison in Poland. The last wild european bison was killed by illegal hunter in 1926. Thanks to program of Polish Governmant in 30 years of 20'th century the bisons from zoos in whole world were bought and transported to Poland when they were reinroducted to their natural environment. Thanks to that nowadays european bisons are existing in many countries.
UsuńYour choice of the bison as an example is perfect!
UsuńIndeed Poland has done a superb job in reintroducing it in the wild, taking care to bring in different gene sources to avoid inbreeding.
Thanks for your reply!
Oj jak dawno nie byłam w zoo,a ta roślina to bugenvilla, w ciepłych krajach urasta do sporych rozmiarów.
OdpowiedzUsuńSuper relacja, poczułam się jak w ZOO, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś tą wycieczkę i po prostu aż się do tego zoo przeniosłam! Zdjęcia bardzo fajne. Ja jeszcze nie byłam nigdy w zoo o poranku, ale bardzo lubię chodzić do zoo. Mam nawet jedno zoo niedaleko i akurat wstęp wolny i sporo różnych gatunków zwierząt. W tym właśnie moim pobliskim zoo ulubionymi zwierzątkami moimi są czerwone pandy, które zdają się być jeszcze bardziej leniwe niż ja:))
OdpowiedzUsuńUściski!:)
Jakbym była w tej chwili w zoo:) Fajna relacja.
OdpowiedzUsuńTeż lubię jeździć do Warszawy do zoo, samej Warszawy nie znoszę:)
Ulubione ZOO mojej corki:)
OdpowiedzUsuńTez kocham papugi.
Naszym ulubionym zwierzatkiem w tym ZOO jest..panda mala.
Moje dziecko wolalo:pandaaaa choc do Dolotki..:)
I czasem przychodzila;)
Pretty parrots should turn around for you.
OdpowiedzUsuń