Jesień... co byśmy nie robili to i tak czas płynie swoim rytmem... lato potem jesień... zima i wiosna i tak zatacza koło za kołem rok po roku, wiek po wieku... tylko my przemijamy i nasze niesamowicie ważne sprawy... Ale jest i na to rada! Moja nuta filozoficzna wymyśliła, że gdybyśmy tak pomieszali nazwy pół roku, albo ponazywali je zupełnie inaczej to nastąpiłaby widoczna zmiana... chociaż złudna, ale zawsze zmiana. Mamy jesień... za oknem świeci pięknie słońce a zielone liście lśnią w jego promieniach. Nad nimi niebieściutkie niebo z jednym, dużym, póchato białym obłokiem. Ale kiedy pracowałam przy ziemniakach to słońce schowane było za chmurami, a szkoda, bo zdjęcia wyszły byle jakie. W każdym razie dzisiaj będzie o jesiennych wykopkach ziemniaków.
Większość z Was uśmiechnie się pod nosem, cóż za materiał na post blogowy, ot jakaś tam wzmianka by wystarczyła. Ale to nie są zwykłe wykopki ziemniaków jakie robią ludzie rok rocznie na wsi, na wielkim polu. Z dumą mogę napisać, że i my jesienną porą możemy zaliczyć się w poczet pracujących jesienią przy wykopywaniu ziemniaków. Ależ to brzmi!
Od dwóch tygodni hurgoczą ciągniki, ludzie zbierają ziemniaki, a sąsiad nawet zamontował do traktora wóz drabiniasty. Gdyby nie to, że to sąsiad mniej zanany poszłabym zrobić zdjęcie temu wehikułowi przeszłości na dowód istnienia w ogóle jeszcze takiego urządzenia i sprawnie pracującego, ale się boję, że mnie wyśmieje albo co gorsze - pogoni z pola. Bo on z tych bardziej terytorialnych osobników i na ,,jego,, nie wolno wchodzić. Znam ten typ bo moja Sunia jest mocno terytorialna i miała dość szeroką listę pod tytułem ,,intruzi", nie mówiąc już o szeroko pojętym znaczeniu słowa ,,moje". Ale dzięki temu mogliśmy spać spokojnie.
Nasze wykopki są wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju bo po pierwsze są nasze, po drugie można powiedzieć, że obrabiamy po raz pierwszy najprawdziwsze poletko ziemniaków składające się z 10 redlin i zajmujące śmieszną powierzchnię, ale na nasze potrzeby wystarczające. Ku naszemu zaskoczeniu nawet zapełniają się kolejne worki. W zeszłym roku mieliśmy eksperymentalne poletko w warzywniku ale słabo obrodziły ziemniaczki. Maluszki zadebiutowały w Wigilię, gotowane w łupinie do śledzi i zrobiły furrorę swoim ,,chap do buzi". I po trzecie, tak jak traktory z przyczepami ciągną worki ziemniaków tak my dumnie ze swoimi suniemy taczką!
A słoneczniki jako bonus, te dorodniejsze dla nas, a mniejszymi dzielimy się z ptakami.
Uściski dla wszystkich i bardzo mi miło, że zaglądacie do mnie i pamiętacie o mnie.
Piękny post. Fajnie, że możesz się cieszyć szczęśliwym życiem :)Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńKiedyś jako dziecko brałam udział w wykopkach, ale to była niezła zabawa dla mnie i innych dzieci. My ziemniaki kupujemy :)
dzieciaki to juz nie wiedzą jak rosną i w jaki sposób zbiera się kartofle.....
OdpowiedzUsuńto ciężka praca,
U nas jadamy kartofle codziennie, swiezo ugotowane w wodzie.... żółciukie smakowite :)
u mnie nie rosną. ziemia kiepska
OdpowiedzUsuńI spokojnie możesz powiedzieć Wiem co jem. Jeździłam na wykopki do dziadków na wieś i dziś miło to wspominam. Wtedy to był wielki trud wynagrodzony ogniskiem i ziemniakami z popiołu, pychotka.
OdpowiedzUsuńPiękny post ! Zakręciła mi się łezka w oku bo przypomniałam sobie moje dzieciństwo i wieloletnie wykopkowe wyczyny a na zakończenie ognisko i pieczenie ziemniaczków...!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Doceniam choć w moim ogródku nie uprawiam ziemniaków. Mam warzywka i zioła a dla ziemniaczków miejsca brakło. Żałuję, bo ostatnio coraz trudniej kupić dobre ziemniaki a przecież na naszych stołach pojawiają się prawie codziennie.
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam.
Własne ziemniaczki najlepsze :-) wykopki też lubię a slonecznikami też dziele sie z ptaszkami :-)
OdpowiedzUsuńO, cześć Agatko, co za spotkanie :-) Pozdrawiam serdecznie :-))
UsuńUwielbiam Twoje bardzo piękne, sielskie posty. Ostatnie zdjęcie jest cudowne. Jest niczym reymontowski obraz wsi. U mnie wykopki były dużo wcześniej bo po 10 sierpnia. Musiałam to zrobić ze względu na grasujące nornice. Zbiór był bardzo piękny. Powinno ich wystarczyć do nowych ziemniaków. W ostatni tydzień wszystkie popołudnia (niestety, późne) przeznaczyliśmy na zbiór warzyw. U mnie sierpniowa nawałnica zniszczyła prawie wszystkie słoneczniki. Zostały jakieś niedobitki w których urzędują sikorki.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNazwy pory roku bym nie zmieniała, chociaż u nas też przepięknie i słonecznie. Cieszmy się tym. Zbiory fajne. Mi w ogrodzie miejsca na ziemniaczki zabrakło, ale widzę jak dookoła gospodarze zbierają, całymi rodzinkami wylegli w pole..i dzieciaków też pełno się kręci :)Pozdrawiam Cię serdecznie
OdpowiedzUsuńAle fajną niespodziankę mi zrobiłaś odwiedzając mnie :)))) Buziaki :D
UsuńAgatko, gratuluję ziemniaczaanych wykopków!!! To Wy jeteście rolnikami pełną gębą:) Jaka to satysfakcja mieć własne ziemniaki. Takie własne smakują o niebo lepiej!
OdpowiedzUsuńJa kiedyś miałam dwie grządki fioletowych ziemniaków, przywiezione w ilości 1kg z Egiptu. Nawet kilka sezonów wysadzałam, były pyszne. W tym roku uprawiam ziemniaki w specjalnych torbach, które przywiózł mi syn z UK. Sadzonki też stamtąd, bo my lubimy eksperymenty. Przyznam, że nawet nie zaglądałam do tych toreb gdyż... rozchorowałam się, jestem po operacji dłoni (zbyt dużo ciężkiej pracy) i czekam na sąsiada , co by wytrzeźwiał, on mi to wysypie ziemię z tych toreb. O dokonaniach dam znać:) Ale się rozpisałam, to prawie post!!! Buziaki kochanej rolniczce zasyłam:) Miłej niedzieli.
Narobiłaś mi, Agatko, smaka na placki ziemniaczane albo babę ziemniaczaną, mniam, mniam. Kochana jakiś czas temu upolowałam dla Ciebie ważkę. Widziałaś ją? podobała Ci się? W każdym razie pamiętam jak doceniasz uroki przyrody. ps. Agatko kochana, nie czuję się już absolutnie samotna a wręcz coraz bardziej szczęśliwa. Buziaki :-)) Słoneczki to ptaszki wyskubały, buu, wiem, wiem,trzeba się dzielić, hehehe
OdpowiedzUsuńUdane wykopki, ale sposób opisania ich bardzo mnie ujął. My w tym roku posadziliśmy eksperymentalnie kilka rządków. Niestety zbiory marne. Kiepska gleba u nas. Trzeba będzie zrezygnować z ziemniaczków, a szkoda. Tak lubię jak kwitną. My też dzielimy się z ptaszętami słonecznikiem. Pozdrawiam:):):)
OdpowiedzUsuńAle fajnie! Własne ziemniaki to satysfakcja.
OdpowiedzUsuńDobrze się czyta Twoje wpisy - jakzawsze. Serdeczności na jesienne prace ;)
Takie ziemniaki bez chemii co to nie czernieją tuz po ugotowaniu to prawdziwy rarytas. rolniczka z Ciebie jak się patrzy,Agatko!
OdpowiedzUsuńa jak posypać takie ziemniaczki koperkiem z ogródka ,polać tłuszczykiem- to język w pięty ucieka.
Moje gratulacje dla Ciebie- piękny zbiór.
OdpowiedzUsuńPrawdziwych ziemniaczków zazdraszczam, takich swoich, bez chemii wspomagającej. Ponoć ten rok był ziemniaczkowy, więc niech Cię nie dziwią obfite plony. Mmmm... czuję zapach ogniska i pieczonych w żarze ziemniaków, w mieście nie uświadczysz takich woni
OdpowiedzUsuńbez chemii, boskie....a ognisko gdzie?, a ziemniaczki z ogniska?....wspomnienia z dzieciństwa
OdpowiedzUsuńLubiłam ziemniaki pieczone z ogniska
OdpowiedzUsuńAle mi narobiłaś smaczka. Przypomniałam sobie smak ziemniaków z pola dziadka :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję wszystkim za taki spontan entuzjazmu :))) Ogniska nie było i nie wiem czy będzie, worki z ziemniakami w piwnicy siedzą a my mamy nadzieję, że nic im się nie stanie złego i szczęśliwie trafią na nasz stół. Pełna zasługa za ich uprawę spoczywa na mężu.
OdpowiedzUsuńWykopki to wielka praca, ale też impreza z pieczeniem ziemniaków w ognisku. To pamiętam z dzieciństwa i bardzo miło wspominam.
OdpowiedzUsuńSuper tu u Ciebie! Pozwolisz, to będę zaglądała. Pozdrawiam.
fajnie mieć swoje ziemniaczki !
OdpowiedzUsuńkopałam nie raz jako nastoletnia dziewczyna... ba pamiętam czasy, że z całą klasą byliśmy raz na wykopkach... u kogo... tego nie pamiętam;
też zebrałam słoneczniki z ogrodu będzie na zimę dla ptaszorków
pozdrawiam Agatek :)
Kochana, moje warzywo numer jeden, to właśnie jest ziemniak! (Zaraz po nim na drugim miejscu jest pomidor...hihi! ;)
OdpowiedzUsuńObiad bez kartofelków z zamiennikiem na makaron, to dla mnie nie obiad.Ja w ogóle nie jestem za makaronami, lubię zjeść i owszem, ale przyrządzony tylko na słodko. A swoje własne ziemniaczki chyba są najlepsze pod słońcem! :)
Wspaniałe, bajeczne zbiory! Mam nadzieję, że w przyszlym sezonie uda mi sie powiększyć ogród i miec równie piękne zbiory ;)
OdpowiedzUsuńZrobiłaś mi smaka na ziemniaka :) A ja w tym roku nie mam swoich w warzywniku :(
OdpowiedzUsuńBardzo lubię ziemniaki w każdej postaci, a takie swoje to już w ogóle smakują na pewno podwójnie smacznie. Też bym z dumą sunęła taczką:))
OdpowiedzUsuńBuziaki!:))
Oj znam to i ja :) U nas (u rodziców jakby się tu szczegółów trzymać) też w tym roku obrodziły pięknie ziemniaki. Choć wydawało się że jakoś za bardzo w liście poszły. :) Smacznego Wam!
OdpowiedzUsuńSwojskie to swojskie-wiesz co jesz:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiesz sie nawet najmniejszym zbiorem. W regionie w którym teraz mieszkam ziemniaki sa noie do zjedzenia ( żółte jak szafran i nie dadzą sie odparować. Moja wiejska babcia do parnika dla świnek dawała lepsze)Chętnie bym przez internet zamówila dore ale niestety nie ma takiej usługi. Bardzo Ci zazdroszcze ,ze sama sobie możesz wykopać i posadzić. bo przynajmniej wiesz co jesz . pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń