sierpień 2011 r. |
Jak już wszyscy o tym piszą pogoda tego roku jest bardzo dziwna. Cieszę się, że pada, chyba nigdy nie zapomnę tej strasznej suszy sprzed kilku lat, podczas której wody nam brakowało, ale tego deszczu też mogłoby być tak trochę bardziej przemyślanie i z umiarem. Od co najmniej miesiąca mamy zabawę w berka z deszczem. Jak wiadomo, sami produkujemy na zimę siano z koszenia trawnika na naszej działce. Po skoszeniu, trawa potrzebuje odpowiedniego czasu na wysuszenie. Kiedy nie trafimy i zacznie padać za dużo to skoszona trawa nie nadaje się do składowania, bo wiadomo, że zbutwieje lub spleśnieje i zepsuje nam resztę. Musi być idealnie wysuszona, czyli idealnie wytypowany czas koszenia aby zdążyć przed kolejnym deszczem. Tak jak teraz. Nawet musieliśmy pokosić w niedzielę, aby zdążyć z zebraniem dzisiaj bo pod wieczór przewidują opady deszczu. Siano na taczkę, z taczką do boksu w blaszaku i tak kawałek po kawałku. Kolejny kawałek czeka na następne co najmniej dwa dni mocnego słońca. Tym razem wstawię zdjęcia
sprzed kilku lat, z naszych pierwszych letnich sianokosów. W sumie nie ma sensu pokazywać w kółko podobnych zdjęć. Taczka taka sama, siano podobne, tylko koty już inne. Ale jak już wspomniałam mam do nich wielki sentyment. No i wtedy było kilka tygodni później niż w tym roku. Ale nie czekamy tylko korzystamy z pięknej pogody bo siano jest nam bardzo potrzebne i to nawet sporo. Siano stanowi główny produkt zimowej diety dla kóz. Nasze siano zawiera w sobie prócz trawy różne chwasty z ziołami. Dla mnie najważniejsze jest to, że jest z pewnego źródła i wiem co daję moim zwierzakom, bo dostają je i świnki morskie i mieszkańcy kurnika. Do tej pory sianokosy mieliśmy dwa, na wiosnę i na koniec lata. W tym roku za sprawą dużej ilości opadów i wysokich temperatur zielsko rośnie jak na drożdżach i chcąc nie chcąc musimy kosić, chociażby ze względu dla samego bezpieczeństwa przed kleszczami.
Te sianokosy z 2011 roku są przyjemne, bo były takimi pierwszymi z prawdziwego zdarzenia. Po raz pierwszy ze starszym synem usadowiliśmy się na boksie z sianem i po prostu sobie leżeliśmy. Dość szybko dołączyły do nas koty. Zapomniany z dzieciństwa zapach siana. Było to bardzo przyjemne wydarzenie mimo, że bardzo męczące ależ ile dające satysfakcji.
Niesamowicie się to pozmieniało. Doszedł staw i łączka rudbekiowa, nie ma już tego płotku i kwiaty są inne... I nie ma już ukochanego kota syna. Ogromnie byli do siebie przywiązani.
I psuje się pogoda... Wróciłam z pracy ja i syn, i od razu zabraliśmy się za zbieranie siania. Nawet juniorzy pomagali bo wiedzą jak ważna jest to sprawa. Na razie mamy z 4 góra 5 taczek, to jeszcze za mało. Aby na spokojnie starczyło musi być z co najmniej 20. Sezon się zaczyna mam nadzieję, że nie będzie suszy.
A tu sianokosy z naszym Reksiem. Właśnie sobie uświadomiłam, że Reks ma już 2 lata! Jak to możliwe? Kiedy to minęło? On już jest dorosły. Dwa lata...I tak życie kołem się toczy. Wczoraj, dziś, jutro.
sprzed kilku lat, z naszych pierwszych letnich sianokosów. W sumie nie ma sensu pokazywać w kółko podobnych zdjęć. Taczka taka sama, siano podobne, tylko koty już inne. Ale jak już wspomniałam mam do nich wielki sentyment. No i wtedy było kilka tygodni później niż w tym roku. Ale nie czekamy tylko korzystamy z pięknej pogody bo siano jest nam bardzo potrzebne i to nawet sporo. Siano stanowi główny produkt zimowej diety dla kóz. Nasze siano zawiera w sobie prócz trawy różne chwasty z ziołami. Dla mnie najważniejsze jest to, że jest z pewnego źródła i wiem co daję moim zwierzakom, bo dostają je i świnki morskie i mieszkańcy kurnika. Do tej pory sianokosy mieliśmy dwa, na wiosnę i na koniec lata. W tym roku za sprawą dużej ilości opadów i wysokich temperatur zielsko rośnie jak na drożdżach i chcąc nie chcąc musimy kosić, chociażby ze względu dla samego bezpieczeństwa przed kleszczami.
Te sianokosy z 2011 roku są przyjemne, bo były takimi pierwszymi z prawdziwego zdarzenia. Po raz pierwszy ze starszym synem usadowiliśmy się na boksie z sianem i po prostu sobie leżeliśmy. Dość szybko dołączyły do nas koty. Zapomniany z dzieciństwa zapach siana. Było to bardzo przyjemne wydarzenie mimo, że bardzo męczące ależ ile dające satysfakcji.
Niesamowicie się to pozmieniało. Doszedł staw i łączka rudbekiowa, nie ma już tego płotku i kwiaty są inne... I nie ma już ukochanego kota syna. Ogromnie byli do siebie przywiązani.
I psuje się pogoda... Wróciłam z pracy ja i syn, i od razu zabraliśmy się za zbieranie siania. Nawet juniorzy pomagali bo wiedzą jak ważna jest to sprawa. Na razie mamy z 4 góra 5 taczek, to jeszcze za mało. Aby na spokojnie starczyło musi być z co najmniej 20. Sezon się zaczyna mam nadzieję, że nie będzie suszy.
A tu sianokosy z naszym Reksiem. Właśnie sobie uświadomiłam, że Reks ma już 2 lata! Jak to możliwe? Kiedy to minęło? On już jest dorosły. Dwa lata...I tak życie kołem się toczy. Wczoraj, dziś, jutro.
Życzę wszystkim wspaniałego rozpoczęcia kolejnego tygodnia i pogody ducha :)
Piszę posty w wolnym czasie i jedne wchodzą od razu lub za chwilę a inne czekają na lukę, w którą mogą się wpasować.
Zabawa z pogodą w ciuciubabkę nie należy do najfajniejszych. ;) A lato jakieś takie płaczliwe, u nas też pada, siąpi, mży... na zmianę ze słoneczkiem. Niestety zapowiedzi co do prognoz są takie sobie - lato ma być bez szału. ;) Ale pożyjemy, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię!
znam tę "zabawę" z pogodą, wczoraj zebraliśmy resztkę siana a dziś już mżawka...jednym słowem nam się udało.....za dwa trzy tygodnie trzeba kosić po raz drugi naszą łączkę, a jaka pogoda będzie....loteria....a króliki potrzebują, zima długa...
OdpowiedzUsuńLubię takie wspomnienia :).
OdpowiedzUsuńZdjęcia też lubię pooglądać. Tyle miłych chwil się przypomina. Wspomnienie tych co odeszli, powoduje, że serce mi się kroi i to już nie jest fajne. Ciekawe, czy się kiedyś zahartuje? No nic, takie życie :-) Uściski serdeczne, Agatko :-)
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia, obejrzenie takich archiwalnych zdjęć jest prawdziwą przyjemnością.
OdpowiedzUsuńDoskonale pamiętam u Dziadków akcję suszenia i zbierania siana. Niezapomniany, zniewalający zapach roznoszący się po całym strychu. Dobre siano powinno być bardzo dobrze wysuszone, pachnące bez śladów pleśni. A jego barwa powinna być zielonkawa. Przypomniał mi się fragment wiersza Asnyka: A świeży zapach siana Skoszona łąka śle Wraz wonią polnych kwiatów, Z gasnącym blaskiem zórz Cicha poezja światów W głąb ludzkich spływa dusz.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Siano niestety kojarzy mi sie z alergią do n-tej potegi. A tak pięknie pachnie...
OdpowiedzUsuń20 taczek to brzmi dumnie :)
kocham zapach siana
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiałam sianokosy i babci a zapach siana-bajka tak samo jak lipy:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA u nas tzn. w Małopolsce deszczu jak na lekarstwo, trawę kosze co dwa, trzy tygodnie, bo nie rosnie z powodu suszy. Oczywiście nie koszę dla zwierzaków, bo takowych nie mam. Życzę udanych sianokosów teraz i później. A sianokosy u babci wspominam najczulej...... Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń