sobota, 21 marca 2015

Nasze wiosenne grabienie


Pewnie wiele będzie ogrodniczych postów w dniu dzisiejszym. Wiele osób specjalnie tworzy na taką okoliczność pierwszego dnia kalendarzowej wiosny, ja nie przywiązuję większej wagi do takich dat, dziś jest to raczej z przypadku i różnych okoliczności jakie mnie spotkały. Po pierwsze jest to pierwsza sobota od dłuższego już okresu, kiedy jest ładna pogoda. Drugie będzie później... jak zacznę o wszystkim i na raz to upichcę groch z kapustą z nutą goryczki zagubienia, popieprzone większą lub mniejszą dozą chaosu. Marne szanse aby było do przełknięcia. Więc po kolei...
Dziś jest dzień otwarcia sezonu ogrodniczego z dużą pompą i fanfarami ptasich śpiewów zainaugurowane wielkim wiosennym grabieniem. A grabienia jest rok rocznie sporo mimo tego iż z każdym rokiem staram się zmniejszać obszar do tego typu prac ale zwierzęta mieszkające ze mną w pewien sposób wymuszają na mnie różnego rodzaju przestrzeń zieloną dla siebie. Dziś zaczęło się dość niewinnie ponieważ prognozowano opady, dlatego wstałam skoro świt i po pewnych czynnościach gospodarskich zabrałam się żywo za grabienie, aby padający deszcz nawodnił pięknie przeczesane grabiami tereny ,,nisko rosnącej zieleni"  bo ciężko to nazwać trawnikiem.

Jeszcze przed śniadaniem chyżo zabrałam się za pracę aby jak najwięcej przegrabić przed rzekomym deszczem. Praca szła mi całkiem dobrze wśród porannych ptasich treli. One też od samiutkiego rana uwijały się przy budowaniu albo naprawianiu gniazd. Pięknie śpiewał skowronek. A jak o skowronku mowa, to ornitolodzy zaobserwowali, że zaczynają zimować w naszym kraju, głównie na terenach zachodniej Polski ale właśnie, wydawało mi się to niemożliwym... ale tej zimy chyba słyszałam skowronka. Chyba, że to jakiś inny ptaszek podobnie śpiewający o podobnym brzmieniu nuty. W każdym razie dziś był to on na pewno i pięknie trelował. Grabiło mi się bardzo dobrze dopóki nie nadeszła pomoc. 

-Pańdziu niezgrabna kupka miauu... miauu - I zaczęła poprawiać, równać... tarzając się w liściach i łapiąc sobie tylko widzianego przeciwnika. Potem doszedł kolejny kotek... i jedynie widać było suche liście fruwające w powietrzu i po moich kupeczkach. Aaaaa!
A  za kotkiem przyszli moi chłopcy. I rozpoczęła się na dobre zabawa, chociaż muszę przyznać, że dzielnie mi w końcu zaczęli pomagać. Ochoczo jeżdżąc taczką, zbierając moje zgrabione kupki, urywając zeschłe badyle jesiennych astrów i starając się to wszystko zanosić na jedno usypisko pod późniejsze ognisko.
Część zgrabionych liści poszła do kompostu a część do worków plastikowych, w których będą się przerabiały na próchnicę.  O tej metodzie dowiedziałam się od zaprzyjaźnionej grupy ogrodniczej i nie dowierzając, że to taki prosty sposób spróbowałam, po czym jak to często ze mną bywa, a raczej z moją wierną towarzyszką życia - sklerozą -  zapomniałam i byłam zdziwiona, kiedy znalazłam worki.  Bo się zrobiło! 
A mianowicie wkładamy liście do największego jaki nam się uda znaleźć worka plastikowego, zamykamy i odstawiamy gdzieś, gdzie nie będzie rzucał się w oczy ani nam przeszkadzał.
I w zależności od liści, bo one różnie się rozkładają, na przykład najdłużej liście dębu jeśli dobrze pamiętam, to albo już na jesieni w worku będzie próchnica albo na następną wiosnę. Najprzyjemniejsze jest to, że prócz włożenia liści do worka to nic nie trzeba robić i robi się dalej samo. 
Wracając do dnia dzisiejszego i naszych prac wiosennych wspaniałe przedpołudnie nam wyszło z krótką przerwą na śniadanie, a tak to do południa uwijaliśmy się niczym mróweczki, grabiąc, zbierając i zwożąc... 
Czasami też trzeba było zwolnić na złapanie tchu po zabawie, żartach i wygłupach. 



I ta satysfakcja z wykonanej dobrze pracy. 

Nie ma to jak pożytecznie spędzona sobota z dala od telewizora i komputera. Na świeżym powietrzu, w ruchu. Żadna gimnastyka nie usprawni tak całych partii mięśni jak taki czynny udział w pracach ogrodowo - zabawowych.


A iluż emocji i radości może zaoferować to tylko wie, każdy indywidualnie w balansowaniu z taczką niczym w jakimś tańcu...

Wszystkim życzę pięknej, słonecznej soboty :)

26 komentarzy:

  1. Widzę, że Twoje dzieciaczki miały niezłą zabawę podczas prac ogrodowych. Relaks przez pracę na świeżym powietrzu dobrze im zrobił, tak jak napisałaś bez komputera i telewizji. Super miałaś pomysł !
    Miłego weekendu !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny i również życzę wszystkiego dobrego. Dziś już czwartek, zaraz kolejny weekend... ależ ten czas pędzi :D

      Usuń
  2. Czyli sezon ogrodniczy otwarty, a Ty już tak nie mogłaś się doczekać! :) Widzę, że był to dla Was wszystkich bardzo pracowity poranek, ale za to ile potem człowiek ma satysfakcji, a jeszcze może odpocząć w blasku już wiosennego słońca i na świeżym powietrzu. I to jest najważniejsze :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, tak... nie mogłam się doczekać i ciągle mi mało... :D

      Usuń
  3. Piękna robota! Mój mąż wyczyścił dziś oczko wodne po zimie, a ja mam grypę!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak jak liście można przez zimę przekompostować niepotrzebną darń. Sprawdziłam :) U nas od rana padało, a teraz 0 C :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Alez masz pomocnikow;) Radosne te Wasze zdjecia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomocników sporo tylko nie zawsze ta pomoc idzie w parze z zabawą :D

      Usuń
  6. No i wspólna praca cementuje rodzinę :) Zwłaszcza tak radosna :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyślij i do mnie tą Twoją brygadę, bo moi pomocnicy to zapuścili korzenie w domu... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha... jeszcze wiosny nie poczuli, jak poczują to też ruszą pomagać mamie :)

      Usuń
  8. Pracy po zimie jest zawsze dużo ale z takimi pomocnikami to żadna robota nie straszna.Miłej niedzieli i dużo słoneczka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hi hi, my też tak sobotę spędzilismy :-)
    A dziś rano u nas za oknem biało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie i u mnie było. W sobotę pograbiłam a w niedzielę z rana biało ... :/

      Usuń
  10. U mnie też sezon w sobotę rozpoczęty ale udało się tylko 400 m2 oczyścić wygrabić i przyciąć wszystkie krzewy i wierzby. Zostało jeszcze drugie 400 m2, mycie sztachet ogrodzeniowych i podjazdu bo mech od północy zbyt sie rozpanoszył i zaczyna niszczyć drewno. lubię niewielka patynę z mchu ale ten to już przesadził:))
    Wiosenne pozdrowienia
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie tez w planach przycinanie ale później, bo na ukorzenianie będzie szło :)

      Usuń
  11. Fajnie łączyc pracę z zabawą, zwłąszcza jak sie ma takich pomocników)

    OdpowiedzUsuń
  12. Tacy pomocnicy to i u mnie by się przydali właśnie wróciłam z ogrodu. U mnie niestety pomocników brak, a pracy moc. Mąż ręka połamana, a córka jak już przyjedzie to i tak siedzi nad projektami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A potem długi czas rehabilitacji... współczuję :)

      Usuń
  13. Tak to można żyć! Super, na powietrzu, z naturą, na swoim:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten pomysł z ziemią liściową w worach jest bardzo dobry.W ogóle to wesoło tam macie .

    OdpowiedzUsuń