Było - minęło. Nie ma się co rozczulać nad wyparowanym śniegiem ale jego śladowe ilości i popłoch jaki wywołał w mojej duszy widok sypiącego śniegu został odnotowany w poprzednim poście. Tego dnia na przemian sypało i świeciło słońce jakby jakieś dwie siły natury toczyły ze sobą walkę. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałam się nad sensem przysłowia ,,w marcu jak w garcu..." to rzeczywiście tak było. Ale ja nie o tym chcę napisać...
Mam jakieś nieprzeparte wrażenie, że mój blog stał się pogodynką archiwizującą pogodę na mojej działce i jej okolicy. Ale skoro głównie opisuję przyrodę to trudno nie odkryć w sobie ducha pogodynki, w dodatku jak na wiosnę czekam już od grudnia.
Partia wysoka mojego ogrodu jeszcze śpi i przez to mocno wizualnie przytłacza wszelkie oznaki wiosny w partiach niższych, na których bardzo dużo się dzieje ale jeszcze nie mam natchnienia pokazywać zielonych karp liliowców, irysów i liści tulipanów i żonkili. Z drzew jedynie wierzby obudzone już dawno obserwują razem ze mną pogodę i przyglądają się tegorocznemu światu. Ze względu na dość trudną wiosnę u nas, na pojawiające się przymrozki gruntowe w marcu a nawet i w kwietniu, to na niewiele możemy sobie pozwolić. Najbardziej wytrzymałe są krokusy. Sasanki i ciemierniki nie dają sobie rady, przebiśniegom jest źle ogólnie w naszej glebie. Prymule są tylko przez dwa sezony i też giną, prócz jednej odmiany. Ale ona dopiero rusza, chociaż co po niektóre od razu zakwitają. Czego może być zwiastunem taki pośpiech?
Skupiamy się więc na uprawie krokusów. Ostatnio napisałam o braku obecności większych owadów, więc została zaobserwowana wybudzona mucha. Pszczoły jeszcze śpią... chyba. Nie słyszę jeszcze żadnego brzęczenia.
Bardzo lubię te pasiaste ale one są ,,okropnie kapryśne". Chociaż trudno określać słowem ,,kapryśne" rośliny, które raczej muszą się zmierzyć życiowo z naszymi kaprysami ich uprawy w niekorzystnych dla siebie warunkach. Raczej powinnam napisać, że są bardzo dzielne, że starają się dostosować i zakwitać.
Partia wysoka mojego ogrodu jeszcze śpi i przez to mocno wizualnie przytłacza wszelkie oznaki wiosny w partiach niższych, na których bardzo dużo się dzieje ale jeszcze nie mam natchnienia pokazywać zielonych karp liliowców, irysów i liści tulipanów i żonkili. Z drzew jedynie wierzby obudzone już dawno obserwują razem ze mną pogodę i przyglądają się tegorocznemu światu. Ze względu na dość trudną wiosnę u nas, na pojawiające się przymrozki gruntowe w marcu a nawet i w kwietniu, to na niewiele możemy sobie pozwolić. Najbardziej wytrzymałe są krokusy. Sasanki i ciemierniki nie dają sobie rady, przebiśniegom jest źle ogólnie w naszej glebie. Prymule są tylko przez dwa sezony i też giną, prócz jednej odmiany. Ale ona dopiero rusza, chociaż co po niektóre od razu zakwitają. Czego może być zwiastunem taki pośpiech?
Skupiamy się więc na uprawie krokusów. Ostatnio napisałam o braku obecności większych owadów, więc została zaobserwowana wybudzona mucha. Pszczoły jeszcze śpią... chyba. Nie słyszę jeszcze żadnego brzęczenia.
Bardzo lubię te pasiaste ale one są ,,okropnie kapryśne". Chociaż trudno określać słowem ,,kapryśne" rośliny, które raczej muszą się zmierzyć życiowo z naszymi kaprysami ich uprawy w niekorzystnych dla siebie warunkach. Raczej powinnam napisać, że są bardzo dzielne, że starają się dostosować i zakwitać.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie
:)
Kaprysne czy nie, grunt, ze kolorowe!
OdpowiedzUsuńPrzepiękne są te kwitnące krokusy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i proszę - dbaj o siebie.
Piękne te krokusiki... U mnie już kilka pszczółek obudziło się do życia, co jeszcze bardziej czyni ogród radosnym... Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńWreszcie dzisiaj forsycja pokazała nieśmiało swoją żółć. Niektórzy ścinaja i przyspieszają efekt dojrzewania w wazonie w domu. Ja nie mam sumienia ich ścinać. Czekam trochę dłużej, ale warto. Krokusy żółte u mnie już padły. Jeszcze są białe i fioletowe w pełnej, jak u Ciebie, krasie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie :)
Śliczne te krokusy!!!
OdpowiedzUsuńŚnieg w tym roku widziałam wyłącznie na zdjęciach...
Uwielbiam krokusy, niestety, nornice uwielbiają je bardziej!
OdpowiedzUsuńA u mnie tak cienie ptaki świergolom, że żal w domu zostawać
OdpowiedzUsuńBudząca się do życia przyroda jest ukojeniem w tych niespokojnych czasach . Pozdrawiam cieplutko 💖💖
OdpowiedzUsuńNo wreszcie tu być na blogu. :))) Wszystko idzie mi z wolna. Staram się i dzielę czas. Cieszę się, że tu być. hehe :) Uwielbiam krokusy, no i te pasiaste mnie zawsze zachwycają. Nie wiedziałam, że to tak dzielne kwiaty, brawo dla nich. :) Każdy post Twój to miłość, tak to odbieram. Nie ważne czy piszesz o kwiatach, o zwierzątkach, o altanie, zawsze czuję miłość, zawsze. <3 Pozdrawiam super serdecznie, tulę super serdecznie i z całych sił życzę zdrówka. :*****
OdpowiedzUsuńCudne krokusy:) Czyli jednak wiosna górą - dosłownie i w przenośni;)
OdpowiedzUsuńSpokojnie, owady się dobudzą. Mamelon już zaliczyła pierwsze użądlenie jakiejś zaspanej pszczoły czy innej osy. Była bardzo zdumiona, w marcu ją jeszcze nigdy nic nie urąbało! ;-)
OdpowiedzUsuńWiosna pełna parą. Brzoza daje oskołę, a czeremcha ma już pączki dość, dość :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię krokusiki... Moje jakieś kapryśne, uciekły gdzieś. Tyle ich z synkiem posadzilam i nima... Bąki, motyle u nas a od wczoraj... Ropuszki puszczają banki w oczku... Chyba pomału szykują się do tej wiosny, kalendarzowej. Pozdrawiam. Zdrówka życzę. Trzymaj się.
OdpowiedzUsuńAgatko!
OdpowiedzUsuńDo Ciebie zawitała prześliczna wiosna. Uwielbiam ten czas kiedy kwitną krokusy.
Agatko, życzę Tobie i twoim bliskim dużo zdrowia,.
Serdecznie pozdrawiam:)
Witaj Agatko
OdpowiedzUsuńJa też czekam na wiosnę. Uwielbiam tę porę roku , ale w obecnym trudnym okresie nie będzie ona tak radosna jak zawsze. Pozdrawiam serdecznie:))
Czekam z utęsknieniem na wiosnę, ciepełko, świeże powietrze, można się rozmarzyć 🙂
OdpowiedzUsuńKrokusy są zwiastunami kolorowej, kwitnącej wiosny i są pierwszym pożytkiem dla pszczół. Pozdrawiam wiosennie i cieplutko :))))
OdpowiedzUsuńu mnie tez pieknie krokusy kwitną. Wyjście do ogrodu (bo przecież nie z siebie) to dobry sposób na nastolatka. Zrobiłam ten numer. Przyznam bez bicia. Po 10 minutach, kontrola była, co robię. :D, wyprowadzona z równowagi byłam okrutnie.... No lżej nie bedzie raczej. Trzeba się uzbroić w cierpliwość.
OdpowiedzUsuń