Cykl tych tematycznych postów jest zainspirowany programem oglądanym przeze mnie pt. River Cottage: Australia. Pierwszy post na ten temat napisałam w poście -Nasze życie na zielono-wspomnienia . W tym poście chciałam napisać co nam wyszło najlepiej w tym dziesięcioletnim mieszkaniu tutaj i mojej zabawie w życie wiejskie zainspirowane próbą stworzenia nie tylko domu ale i całego siedliska samowystarczalnego. Tak sobie teraz pomyślałam, że mogłabym zostawić takie pytanie otwarte do czytelników - co nam najbardziej wyszło/udało się? I ciekawe jakie padły by propozycje i ile osób, odpowiedziałoby prawidłowo? Mnie się wydaje, że jest to oczywiste i nikt nie miałby problemu z podaniem prawidłowej odpowiedzi, ale to tylko moje zdanie i wrażenie.
Oczywiście, najlepiej wyszła nam hodowla kur. Kto o nich pomyślał, to piąteczka ode mnie do przybicia przez monitor. Pomimo traumatycznych zdarzeń z lisami, łasicami lub kunami i srokami podkradającymi jaja wprost z kurnika, dlatego miejsca do znoszenia jaj nie mogą być na wprost drzwi oraz chorobami, to obcowanie z tymi stworzeniami oceniam pozytywnie i zaliczam do udanych eksperymentów. Sukces hodowlany, jeśli można tak to nazwać, uważam że zawdzięczamy zwykłej, najprostszej rzeczy a mianowicie takiej, że przygotowaliśmy się do hodowli kur jak najlepiej mogliśmy. Banalna prawda i jaka oczywista. Mąż zbudował porządny kurnik, ja zadbałam aby jego wnętrze było jak najbardziej praktyczne i wygodne dla kur.
I tak zostało to mocno zmodyfikowane przez pierwsze dwa lata i w sumie modyfikacja trwa nadal, bo jednak każde stado opracowuje sobie własne standardy życia wyniesione z macierzystych farm. Kaczki spowodowały, że kurnik się powiększył ale nadal nie umiemy klasycznie i po wiejsku włączyć ich do menu. Raczej hodujemy je jako naturalnego wroga przeciwko ślimakom i dla wiosennych jaj, którymi zajada się mąż. Kaczuszki same w sobie są urokliwe i takie inne
od kur dzięki czemu wprowadzają energię i żywiołowość na podwórzu szczególnie jak są młode. Kurczaki rozrabiają inaczej i zdecydowanie są spokojniejsze od wszędobylskich kaczek i biegających za wszystkim co się rusza i jest mniejsze od nich. Urocze są same w sobie. Z kurami miałam wiele pomysłów ale niestety nie wszystko nam się udało i padło na samym etapie technicznym, jak ruchomy kurnik, dzięki któremu moglibyśmy wykorzystać kury do odchwaszczania terenu a ich dzioby i łapy potraktować jak glebogryzarkę. Ale temat jest nadal otwarty.
Dodatkową zaletą posiadania kur jest wykorzystywanie odpadów kuchennych. W mieście miałam świnkę morską, która w pewien sposób pełniła taką rolę. Z każdego przygotowywania posiłków zostają jakieś resztki. Nie jestem zwolenniczką do wyrzucania ich na kompost bo mamy zwykły, otwarty tzw. pryzmę kompostową a nie profesjonalny, plastikowy pojemnik i siłą rzeczy nornice mają do odpadów ułatwiony dostęp. Dlatego ogromnie się cieszę, kiedy możemy większość odpadów kuchennych przeznaczyć na dodatkowe jedzenie dla kur oraz kaczek i się nie marnują. Ja bardzo nie lubię jak pożywienie i resztki z niego się marnują. Kury i kaczki przerabiają około 80 % odpadków z kuchni, reszta idzie na kompost. Wszyscy są zadowoleni i są obopólne korzyści, które sprzyjają zdrowemu współegzystowaniu na jednym terenie. Przerobione w żołądkach resztki spożywcze wzbogacają kompost, który wędruje do ziemi, pod uprawy oraz rabaty i cykl współpracy zatacza swój krąg, dzięki któremu nie korzystamy z chemii a dodatkowo wzbogacamy glebę. Do naszego terenu wprowadzili się kolejni naturalni sprzymierzeńcy: żaby i ropuchy oraz różne owady i ptaki a od wiosny tego roku nasz staw zadomowiły sobie traszki, które żyją tylko i wyłącznie w bardzo czystych miejscach. Pojawienie się traszek jest swoistym medalem jakości życia na zielono.
I tym razem będzie filmik, jak wspomniani mieszkańcy zajadają się gotowanymi resztkami z naszej kuchni połączonej z ziarnem. Nie nakręcam filmików na potrzeby bloga, chociaż to o czym piszę na nim, sprawia, że często daną rzecz filmuję. Filmiki są dla nas, jako żywa pamiątka tego obecnego okresu, w którym żyjemy. Bardzo żałuję, że nie miałam wcześniej takiego telefonu i nie nagrałam naszego, pierwszego stada, naszego oswojonego kogutka i tych wszystkich zwierząt, które na zawsze wpisały się w nasze serca i pamięć. Dlatego moje filmiki są bez podkładu muzycznego, bez słów, nagrana jest naturalność zdarzenia i odgłosy jakie tworzą same zwierzęta. Według mnie nie potrzeba nic więcej. Na pierwszym filmiku jest winorośl, która porosła olchę i śmiejemy się, że wcale nie jest takie pewne czy nie może być ,,gruszek na wierzbie" skoro u nas na olsze są winogrona.
Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie :)
A jakie dekoracyjne te kury :)
OdpowiedzUsuńTo są zwykłe kury nioski, są odmiany dekoracyjne, które mają piękne upierzenie i kolorystykę :)
UsuńAle cieszę się, że Ci się podobają :D
Jestem stale pod wrażeniem waszego życia na wsi oraz sposobem w jaki opisujesz wszystkie doświadczenia. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńI ja tez jestem pod wielkim wrażeniem ,,naszego zycia na wsi" hahahaha... ale mało kolorowo jest :)
Usuńpozdrawiam :D
Moje wsiowanie trwa siedem lat, o dziesięć lat zdrowia za późno ;), chciałabym żeby to moje sielskie życie potrwało jeszcze z dziesięć lat, a później trzeba będzie wrócić do miasta.
OdpowiedzUsuńJa mam tylko kilka kurek, na jajka, kury są z nami do końca swojego kurzego życia ;) A Chicken Tractor i mnie chodzi po głowie, choćby taki najprostszy, przez całe lato mogłyby kury "podróżować" po posesji ;)
O tuż to! Przydały by się do pielenia są dużo grzeczniejsze od kóz :)
UsuńMyślę, że z Twoich doświadczeń mógłby korzystać niejeden mieszkaniec wsi. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMieszkańcy wsi to to wszystko wiedzą i umieją. Różnica polega na tym, że jak ktoś żyje ,, z pola" to niestety musi użyć chemii bo nie zarobiłby na utrzymanie całego gospodarstwa. My uprawiamy tak troszkę i wspieramy się pracą zawodową to zupełnie co innego :)))
UsuńAle miło słyszeć :D dzięki :)))))
Agatko niestety w tym poście widzę tylko zdjęcia. Nie widzę treści i nawet komentarzy. Coś z blogerem??? Znowu psikusy robi.
OdpowiedzUsuńJest, widzę i gratuluję :-) możecie być naprawdę dumi. My zrezygnowalismy, nawet dokladnie nie wiem czemu, wydaje mi się że jednak kwiaty wygrały, postawiliśmy na ogród. Tak trzymać. Pozdrawiam.
UsuńI masz racje, albo gród albo kury, nie da się połączyć :)
UsuńA ja pomyślałam o kozach, o Kacperku, hehe
OdpowiedzUsuńNo proszę!! Nie, kozy nie bardzo nam wyszły :)
UsuńAgatko,
OdpowiedzUsuńwiele osób przenosi się na wieś jednak niewielu jest gotowych na trudy.
Hodujecie kury, kaczki, kozy. Sadzisz kwiaty, warzywa, spory teren macie do wykoszenia. Roboty moc. Miałam kiedyś kury i wiem ile jest przy nich pracy.
To nie jest żaden slogan ale możecie być z siebie bardzo dumni.
Serdecznie pozdrawiam:)
Ściągałam je bo siedziałam w domu do wychowawczym, teraz jak pracuję to ... nie ma już na nie tak czasu :)
UsuńJuż z Mężem podjęłam rozmowy o 3 kurkach. Nadal trwają negocjacje, bo jednak w mieście mieszkamy :)
OdpowiedzUsuńWarto przejść się do gminy i poczytać statut miejscowości w jakiej mieszkacie, bo nie wszędzie można hodować kury.
UsuńMasz dorodne jarzębiatki!
OdpowiedzUsuńA jak rozrabiają!!! :)))))))))))))))))
UsuńZazdroszcze Ci Agatko drobiu:) Zawsze chciałam hodować kury, niestety nie udało się, ale może jeszcze będę je miała. Wyprowadzając się na wieś nie zakładałam samowystarczalności. Nadal nie zakładam. Kocham to miejsce takie jakie jest... przede wszystkim ciszę, bez zgiełku ulic:)
OdpowiedzUsuńSkoro wyprowadziłam się z wygodnego miejskiego życia to chociaż chciałam stworzyć coś wartego tej straty. Ale ... nie będę wyprzedzać mojej opowieści :))))
UsuńPodziwiam Cię. Już coraz mniej mieszkańców wsi hoduje kury, dlatego należą ci się wielkie oklaski :)
OdpowiedzUsuńNiestety maleją wsie i bardzo mnie to smuci, bo żadna gospodarka miejska nie da rady bez zaplecza rolnictwa. A rolnictwo z importu jest zagładą dla każdego pańśtwa. Z resztą z tego powodu Anglia odeszła z UE bo zażynali jej gospodarkę, która i tak była malutka. Może kiedyś i Polska zrozumie, że bogactwem każdego państwa jest jego samowystarczalność a nie import :/
UsuńWłasne jajko,pachnący rosołek i to codzienne kokoko i kukuryku na dzień dobry-sama radosć
OdpowiedzUsuńLubię kurze odgłosy, lubię na nie patrzeć, wdzięczne stworzenia :)
UsuńStworzyliście wspaniałe miejsce,podziwiam zapał i konsekwencję i tę wielką słabośc,zeby nie powiedzieć miłość do wsi.Moje próby osiedlenia sie na wsi skończyły sie smutno,wieś znienawidziłam, może był to nie ten czas i nie ta wieś.
OdpowiedzUsuńTa.... doskonale Cię rozumiem :)
UsuńJakbym mieszkała w domu, to też na pewno miałabym kurki. Ale chyba tylko do znoszenia jajek :).
OdpowiedzUsuńPodobają mi się Wasze schody. Skojarzyły mi się z takimi zamkowymi :).
Są wielkie, ciągną się aż na pierwsze piętro :) też je lubię i właśnie takie jakie są - betonowe.
UsuńBardzo podobają mi się kury, zwłaszcza ich opierzenie, a jajeczko od kurek wolno biegających to jest coś wspaniałego. Cudowne miejsce stworzyliście.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
To żółtko jest bardziej pomarańczowe a nie blado żółte. Dziękuję :)
Usuńrosół z kaczki ma inny smak, ja od jakiegoś czasu zmieniłam sposób dzielenia kaczek, bo my właśnie kaczki mamy od zawsze. Ubój i parzenie stosujemy jak u kur. Bijemy jednak kilka sztuk i na obiady dzielę wg częsći same udka czy piersi. Dla każdego to samo. Sposoby obsmżone ze sosem lub w misce żaroodpornej w piekarniku.
OdpowiedzUsuńSamo się piecze. Kg na godzinę pieczenia.
Stado kur mamy kilka lat dopiero się uczę. i pomysły z pintresta podglądam.
ciekawy pomysł na cykl :)
Mąż czasami ubije kaczkę ale... jakoś tak... nie mogę :/ Ale dzięki. W końcu trzeba będzie którąś ubić bo są już ,,przedojrzałe" :D
Usuń