Pielę... Pielę? Pielę, oczywiście, że pielę, nadal... rano, w południe, popołudniu... kiedy tylko znajdę czas. Na szczęście jeszcze we śnie nie pielę. W każdym razie jak pomyślicie o mnie to możecie w ciemno wyobrazić sobie, że pielę... a dzisiaj to już sama siebie wyrzuciłam z dworu aby w końcu to przerwać bo ileż można? Jedna taczka... druga taczka... trzecia taczka... Więc pielę kolejno rabatę za rabatą. Tu dosadzę, tam dosieję, przesadzę... Gorąc taki, że moje prace ściśle związane są z przesuwaniem się Słońca po nieboskłonie bo wytrzymać można tylko w cieniu. Nigdy jeszcze nie byłam tak zsynchronizowana ruchowo ze Słońcem jak dzisiaj. Za naszym ogrodzeniem jest pozostawiony pas drzew, który też należy do naszej działki ale nie chcieliśmy ich usuwać. Są naturalnym parawanem oddzielającym nas od drogi. Ten pas drzew rzuca cień na działkę dając już od południa w wielu miejscach może nie cień ale takie lekkie rozrzedzenie tych promieni i mimo, że jest upał to nie ma tej przysłowiowej patelni i można coś podziałać na większym obszarze.
Pewnego razu, pieląc pewną rabatę zdziwiłam się jak te rośliny na niej mają mało miejsca i są jakoś tak ściśnięte ze sobą. Urosło im się pewnie - pomyślałam i zaczęłam dumać, które gdzie przesadzić albo rozdzielić. W toku tych rozważań przypomniałam sobie, że rosła tu tuja taki chorowitek co to od lat dojść do siebie nie mógł. Troszkę mu się urosło w zeszłym roku i robił wrażenie, że w końcu gorsze lata ma już za sobą. I gdzie on jest? Popatrzyłam w lewo, w prawo... kurcze nie ma go. Padł? A tu nagle szok! Dojrzałam jego gałąź i próbując objąć go całego wzrokiem tak podnosiłam głowę do góry i podnosiłam... i wyżej, i wyżej... czubek sięgał nieba. Aż klapnęłam pupą na ziemię z tego odchylania głowy i samoistnie wyrwały się z ust głośne sapnięcia. Przede mną stał gigant. Poderwałam się jak oparzona i pognałam po męża. Ten niewiele myśląc przerwał swoją pracę i ruszył w moją stronę zaniepokojony moim krzykiem. Przyprowadziłam go przed rabatę i zapytała się co widzi? Widział kępę irysów syberyjskich... widział bodziszki pięknie rozkwitające... A widzisz tuję? Zapytałam w końcu. Jaką tuję? I dopiero po chwili ujrzał to co ja i też zamienił się w parowóz. Normalnie szok.
Nie mamy pojęcia kiedy tak strzeliła do góry, przecież jeszcze w zeszłym roku była o połowę mniejsza. W tym roku na wiosnę, podczas tych obfitych opadów deszczu?Kolejne zdjęcie to mój rodzyneczek. Świerk ale jest dla mnie tym czym była róża dla Małego Księcia. Jest jedyną rośliną na naszej działce, dla której użyłam chemii aby ratować jej życie. I to mega chemię bo równolegle szły opryski przeciwgrzybiczne jak i przed jakimś insektem, nie pamiętam już jakim. Pierwszej wiosny tutaj był w tak opłakanym stanie, że żadna pomoc ziołowa by nie pomogła a nie chciałam go stracić. Dziś jest duży, dorodny i piękny, może nie z każdej strony ale dla mnie najpiękniejszy. Ślad ciężkiej choroby odcisną się na jego wyglądzie, ale to nieważne. Obecnie jest dwukolorowy bo wypuścił nowe gałązki i wygląda jeszcze piękniej. Postanowiłam pokazać te przebarwienia bo jak świerk wygląda to każdy wie.
A szyszki na jeszcze innym świerku to kolejna niespodzianka. Mamy te iglaki i ciągle zapominamy, że na nich rosną szyszki. Podziwiamy je w lesie a na działce nigdy jakoś dostrzec nie umiemy a kiedy nam się wreszcie uda to jesteśmy bardzo zadziwieni.
Wspaniałego weekendu życzę Wszystkim :)
Ja Agatko piele w śnie, na jawie to jutro jak wpadne to taczki zabraknie hihi. Mam tez jedną tuje którą mój m przywiozl z budowy wyrwana mala z korzeniami. Lezala tyg, zabral ja i posadzilismy przy oczku. Dzis jestesmy z niej dumni, a kiedy tak urosla to nie wiemy a co najpiekniejsze jest zamieszkiwana przez ptaszki.... Pieknej niedzieli. Pa
OdpowiedzUsuńPodobnie ja pielę całymi dniami, ale tylko do 11-tej, 12-tej, bo na naszej patelni dłużej nie zdzierżę tego tak wyczekiwanego słoneczka. Potem wychodzę po południu i tak do chwili, gdy widzę chwasty. Końca nie widać. Marzę o cieniu na ogrodzie. Niestety nasze drzewa rzucają cień na działkę sąsiada. Mój świerk po raz pierwszy ma szyszki. Jak ja się z nich cieszę. Pozdrawiam i życzę wspaniałej niedzieli!!!!!
OdpowiedzUsuńAgatko, Ja to pielę z przyjemnością! Jakoś nigdy nie mogę się powstrzymać robiąc już którąś rundę wokół mojego ogródka dziennie, żeby coś tam nie wydłubać, oberwać... Ot, pańskie oko konia tuczy! ;)Nie pielę tylko kiedy jest gorąc potężna... Wtedy wolę poleżeć w domu, przy powłanczanych wentylatorach we wszystkich pokojach i lekkim półmroku (opuszczone kotary)...
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z tej Twojej tuji. Przypomniała mi się historoa mojego tujowego żywopłotu, który miał w zamierzeniach nie przekraczać metra. Zorientowałam się ,że za bardzo wyrósł gdy miał jakieś 3 metry.Najlepiej rosną , gdy się nie nie nie patrzy.Ja za takie porządne pielenie jeszcze się nie zabrałam. Tu skubnę ,tam skubnę i w sumie nigdzie nie jest porządnie wypielone. Nie przepadam za pieleniem bo zawsze mi czegoś żal wyrywać.Miłego weekendu dla Ciebie też.
OdpowiedzUsuńpokaż pokaż te wypielone rabatki koniecznie:) ściskam Cię serdecznie
OdpowiedzUsuńA ja sobie obiecałam, że w od jutra przez tydzień wchodzę na ogród tylko chłonąć kształty i kolory...żadnego pielenia!!! Ciekawe, czy wytrzymam :)
OdpowiedzUsuńU mnie się mówi plewić / nawet nie wiedziałam, że ludzie używają słowa pielić! ;)/ale to ta sama niezbyt fajna jak dla mnie czynność! To taka Syzyfowa praca bez końca a efekt jej taki krótkotrwały!
OdpowiedzUsuńTak Agatko niedawno marzyłyśmy o ciepłej wiośnie i doczekałyśmy się! Jest pięknie ale ten czas tak szybko mija, że obawiam się aby nie przegapić choć jednej pięknej chwili! :) Uściski i dziękuję za pamięć o mnie! :) Buziak!
O nie, tylko nie pielenie! Toż to praca bez końca! No ale bez niej się nie da.
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z Twojej tui, widać weszła w wiek nastoletni, wtedy dzieci przerastają rodziców, gdy ci się tego nie spodziewają. :))
Ściskam Cię
Jak to ogród potrafi zaskoczyć ;D
OdpowiedzUsuńJa też pielę, ale chwasty są szybsze:-)
OdpowiedzUsuńJa też piele, ale nie wiem z której strony zacząc. Jak ide w grządki to rabaty zarośnięte i odwrotnie. Przydałby się ogrodnik, to może lezałabym na leżaczku:) Ale ja wiem, że nikt mi nie dogodzi sama muszę:)
OdpowiedzUsuńAle niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że u Ciebie to można pielić na okrągło z racji wielkości ogrodu.
A ja zbieram śmietankę tylko, bo właśnie przywiozłam sobie piwonie od Teściowej :)
hehe, pielenie to chyba ćwiczy naszą wytrwałość, jak to mówią: człowieku nie irytuj się". Ja mam lasek sosnowy, ale nie bardzo się cieszę z szyszek, bo muszę zbierać z trawnika, teść prosił, żeby kosiarką mógł kosić :-)
OdpowiedzUsuń