Dziś będzie o podwórku. Niby niewiele się dzieje a jednak ciężko nadążyć za opisywaniem wszystkich rzeczy jakie się zdarzają. Tak naprawdę to każdego dnia coś jest nowego, radosnego lub smutnego, jak w wielkiej urozmaiconej rodzinie. Czasami mam wrażenie, że moje podwórko to jak gwałtowna huśtawa pogodowa, która nieustająco się zmienia i nas zaskakuje. W naszej wariacji, wiejskiej partyzantce odnajdują się chyba tylko koty, spokojnie obserwując wszystko co się dzieje. Są obserwatorami i czasami szkoda, że nie mogą własnymi słowami podzielić się tym co widzą i czują. Wszędzie gdzie coś się dzieje są i one. Wystarczyć się tylko rozejrzeć i zawsze się je zobaczy.
Najpierw chciałam podziękować za porady odnośnie moich kóz. Przyznam się, że często pisząc o naszych pomysłach, czy planach liczę właśnie na ich weryfikację. Kozy już rozdzielone, Kacperek wrócił do swojej letniej zagródki w kaczniku, kiedy jeszcze żyła Dzwoneczek, mieszkająca z mamą. Szkoda mi, że kózki muszą być rozdzielone. Nie mamy pomieszczeń aby w oddzielnych boksach umieścić je w jednym budynku, aby się widziały, słyszały i w jakiś tam sposób nie czuły się osamotnione. Może kiedyś? Mają okazję pogadać ze sobą na wybiegu ale i tam są rozdzielone. W tym roku myśleliśmy o rozbudowie jednej szopki ale trzeba to dobrze przemyśleć. Na razie koziołek ma kawalerskie lokum i ciekawy wygląda z niego na świat. Nie wiem jak to będzie się sprawdzało zimą, bo zimą kaczki bardzo chętnie korzystają z dworu i może być konflikt interesów. Marzy mi się taka koziarnia z prawdziwego zdarzenia, najchętniej murowana. Ale na razie to mogę tylko pomarzyć...
Kury i kaczki mają się dobrze, chociaż straszę je już rosołem, bo jakoś tak przedłuża się przerwa nie znoszenia jaj a ja jestem zawsze niecierpliwa. Kury trzymamy dla jaj, kaczki nie wiem dla jakiego powodu ale nadal są. Brudasy z nich okropne ale ile w nich radości życia. Pada... leje, błota po kolana, nikt nawet nosa nie wyściubi z domu one szczęśliwe biegają po wybiegu tarzając się niemalże w błotnistych kałużach i smarując pióra ile tylko się da, a potem uszczęśliwione machają
rozpościerając skrzydła i brudząc wszystko na kilka metrów. Uwielbiam je obserwować, są dla mnie nieustającym źródłem poprawy nastroju.
Nie da się ukryć, że różnią się od kur i wcale nie mam na myśli ich wyglądu zewnętrznego. Co i rusz coś tam skrobnę na blogu z moich obserwacji obu gatunków i jestem, mimo hodowli już z 5-6 lat, nadal zaskoczona odkrywaniem różnic między nimi. I nieustająco jestem nimi oczarowana. Zarówno kurami jak i kaczkami. Jak zawsze powtarzam: nic z niczego się nie bierze, dlatego doskonale zdaję sobie sprawę, że powodem tego są moje wspomnienia podwórka z dzieciństwa i dlatego nie wyobrażam sobie prawdziwego podwórza bez kaczek i kur żyjących razem. Ja obserwuję je twardo stojąc na ziemi a koty z różnych wysokości, jak na przykład z pergoli.
A zapomniałam powiedzieć o wielkiej przyjaźni Kici ze szczeniakami. Ogólnie żyją w zgodzie, ale czasami ma ich serdecznie dosyć i wskakuje na słupki, huśtawkę lub właśnie pergolę i machając do nich ogonem, spokojnie zerka na nie, jak próbują się do niej wspiąć. Od początku nasza najmłodsza Kicia doskonale rozumiała się ze szczeniakami ale może to po prostu prawo podobnego wieku. Reszta kotek, starszych już spoglądała z wyższością na ,,dzieciarnię" i nie interesowały je już dziecinne zabawy. Jedna z naszych kocic, w ogóle wyprowadziła się i mieszka u sąsiadów. Przychodzi do nas z rzadka, chyba rozeznać się w sytuacji, czy nadal intruzi są czy może już ich nie ma.
Kury i kaczki mają się dobrze, chociaż straszę je już rosołem, bo jakoś tak przedłuża się przerwa nie znoszenia jaj a ja jestem zawsze niecierpliwa. Kury trzymamy dla jaj, kaczki nie wiem dla jakiego powodu ale nadal są. Brudasy z nich okropne ale ile w nich radości życia. Pada... leje, błota po kolana, nikt nawet nosa nie wyściubi z domu one szczęśliwe biegają po wybiegu tarzając się niemalże w błotnistych kałużach i smarując pióra ile tylko się da, a potem uszczęśliwione machają
lato |
Nie da się ukryć, że różnią się od kur i wcale nie mam na myśli ich wyglądu zewnętrznego. Co i rusz coś tam skrobnę na blogu z moich obserwacji obu gatunków i jestem, mimo hodowli już z 5-6 lat, nadal zaskoczona odkrywaniem różnic między nimi. I nieustająco jestem nimi oczarowana. Zarówno kurami jak i kaczkami. Jak zawsze powtarzam: nic z niczego się nie bierze, dlatego doskonale zdaję sobie sprawę, że powodem tego są moje wspomnienia podwórka z dzieciństwa i dlatego nie wyobrażam sobie prawdziwego podwórza bez kaczek i kur żyjących razem. Ja obserwuję je twardo stojąc na ziemi a koty z różnych wysokości, jak na przykład z pergoli.
A zapomniałam powiedzieć o wielkiej przyjaźni Kici ze szczeniakami. Ogólnie żyją w zgodzie, ale czasami ma ich serdecznie dosyć i wskakuje na słupki, huśtawkę lub właśnie pergolę i machając do nich ogonem, spokojnie zerka na nie, jak próbują się do niej wspiąć. Od początku nasza najmłodsza Kicia doskonale rozumiała się ze szczeniakami ale może to po prostu prawo podobnego wieku. Reszta kotek, starszych już spoglądała z wyższością na ,,dzieciarnię" i nie interesowały je już dziecinne zabawy. Jedna z naszych kocic, w ogóle wyprowadziła się i mieszka u sąsiadów. Przychodzi do nas z rzadka, chyba rozeznać się w sytuacji, czy nadal intruzi są czy może już ich nie ma.
I jak tu wierzyć ludowej mądrości ,,żyć jak pies z kotem,,?
Czyli dobrze i szczęśliwie :)
Zazdroszczę, ale bez zawiści. Lubię zwierzęta. Przez nasz dom przewinęły się już chyba wszystkie, które można trzymać w mieście. Najdłużej żyły z nami koty.
OdpowiedzUsuńMiałam kotkę, która spała w akwarium razem ze świnką morską.
Stałam się fanką koziołka proszę o zdjęcie od czasu do czasu.
Pozdrawiam.
Wasze podworko tétni życiem tu kwa,tam miał super:)cały czas coś się dzieje- my zawsze mówiliśmy tv za darmo bo niezle cyrki odgrywały psy z kotem te ich zabawy lub kaczki..jak otworzyleś kornik a one jak jeden mąż do stawu - biegiem,podskokiem,lotem:) super mieć zwierzyniec- pogadać,pogłaskać- najwierniejsi przyjaciele- milość za miłość!
OdpowiedzUsuńNie mam kotów, ale codziennie przez moje podwórko przechodzi kilka, a nawet kilkanaście. Jakbym żyła na ich autostradzie...
OdpowiedzUsuńI ręce pełne roboty :) Dobrze, że daje radośc!
OdpowiedzUsuńSuper sprawa! Dla każdego podwórko jest miejscem wyjątkowym, dla Ciebie widzę też. Zwierzątka wspaniale, szczególnie te kózki! Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :)
OdpowiedzUsuńcudnie :) czasem tez bym takie podworko chciala :)
OdpowiedzUsuńPiękna ta Twoja menażeria,zazdroszczę takiego miejsca,gdzie wszystko ma swój porządek i miejsce. I tyle przyrody dookoła. Ale mimo podziwu i zachwytu nie mogłabym mieszkac na wsi,próbowałam ale albo wies nie ta albo ja jestem mieszczuchem zatwardziałym. Pozdrawiam całe wesołe podwórko!
OdpowiedzUsuńu nas również wygląd kaczek i kur nie da zapomnieć pory roku, nawet kogut wygląda jak: zmokły kogut :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię obserwować skrzydlate stworzenia. Kaczuchy mają słodkie dzioby i wyglądają jakby się uśmiechały ! Jak miło widzieć życie w zgodzie kotka i piesków !
OdpowiedzUsuńPiszesz że dużo się dzieje ale widać że wszyscy są szczęśliwi i to jest najważniejsze !
Pozdrawiam serdecznie :)
Oj zazdroszczę Ci takiego podwórka, u Ciebie to prawdziwa wieś! Niby też mam przychówek w ilości trzech psów, dzikiej Ziutki i wielkiej lczby dzikich ptaków, ale to nie to samo... Mieszkam na dziwnej wsi, gdzie nie ma konia ani krowy. Niektórzy tylko gospodarzą na roli, reszta pracuje w mieście. Ale jak się wyprowadzałam na tę wieś, to też były takie podwórka jak Twoje, minęło 18 lat...Tak strasznie się zmieniło. Ciesz się Swoimi ulubieńcami, one przynoszą radość i życie wydaje się łatwiejsze.
OdpowiedzUsuńSuper jest tak podglądać swoją menażerię,a jeśli są szczęśliwe tak jak u Ciebie to nawet widać na fotkach,które wstawiasz.Marzy mi sie takie miejsce-może kiedyś.....chyba,że będę już za stara hehe.pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńIle na tym podwórku się dzieje :) Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńZawsze z przyjemnością czytam o Twoim zwierzyńcu:)ale jestem " psiarą", czekam na posty o moich ulubieńcach,Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTy kochasz zwierzęta, więc one Ciebie!
OdpowiedzUsuńNiezła ferajna, a kaczuchy jak zawsze brudasy :)
OdpowiedzUsuńJako osoba" wielokotna" rozumiem ile towarzystwo zwierząt znaczy dla człowieka. Co prawda moje koty dają mi tak popalić że jak pomyślę sobie że i u Ciebie jest ich sporo i mają do tego jeszcze insze zwierzęce towarzystwo ( koleżanki i kolegów do współrozrabiania ) to tylko współczuć gdyby nie to......... że człowiek to po prostu lubi. Życie ze zwierzakami jest jakieś bogatsze, bardziej pełne - tak przynajmniej się mnie zazwierzęconej wydaje. Pewnie Ci bez zwierząt mają swoje rozrywki, klimaty czy pasje ale sporą część z nas ciągnie do zwierzaków. Wydaje mi się że to coś więcej niż łatanie deficytów uczuciowych obecnością innego gatunku, Tęsknoota za rajem czy coś, he, he.
OdpowiedzUsuńYou have a lot of furry friends. Thanks for sharing.
OdpowiedzUsuń