W niedzielny poranek urzekła mnie piękna słoneczna pogoda, miałam wrażenie, że to letni dzień. Już planowałam przyjemny spacer po okolicy, kiedy zaraz za ciepłem przypłynął wiatr... silny wiatr. Szkoda. Z jednej strony promienie słońca wabiły na dwór, z drugiej było wietrznie i nieprzyjemnie. Pozrzucał liście z drzew ogałacając je jeszcze bardziej i przybliżając krajobraz ku zimie niż pięknej, złotej jesieni. Pojedyncze drzewa jeszcze mienią się kolorami ale sprawiają wrażenie niedobitków po wietrze niż nadają okolicy jesiennego klimatu, stojąc tak samotnie pośród gołych braci. Fotka zrobiona jest podczas mojego krótkiego, porannego wypadu na ,,drugie pole", które wraz z kozami staramy się odchwaścić i jego spontaniczną florę znacznie utemperować. W naszych głowach rodzi się tak wiele pomysłów do zagospodarowania tej przestrzeni (ok. 300 tys m2), że jak na razie realną wizją stają się leśne nasadzenia i pastwisko dla kóz.
Z drugiej strony pastwisko dla kóz wiąże się z jego ogrodzeniem, który niepokoi mnie o tyle, że teren naszej działki był niemalże dziewiczym teren od przeszło kilkunastu lat i stał się trasą przelotową saren i jeleni i poniekąd ich terenem. Swego czasu nawet udało mi się podziwiać z bliska pewnego odważnego jegomościa, który podszedł prawie pod same zabudowania Nasi leśni sąsiedzi . A w tym roku, latem weszły nawet przez otwartą bramę na naszą działkę. Co je zwabiło? Nie mamy pojęcia, może drzewa owocowe i krzewy, w każdym razie spłoszone przez męża, nieświadomego ich obecności, wybiegły znienacka, mało nie przyprawiając małżonka o zawał serca.
Wróćmy do pejzażu jesiennego, który patrząc na rodzime drzewa nie zachwyca. Dla mnie jednak najważniejsze jest aby bezpiecznie zapadły w sen zimowy. Dlatego cieszą mnie opady deszczu od kilku dni. Ten deszcz pada dla nich.
Mnie cieszy to, że dałam się namówić przez męża, do posadzenia iglaków, których nigdy nie byłam miłośniczką. ,,Wiecznie zielone" - powtarzałam, czyli nudne i nieciekawe. Tej jesieni jak nigdy dotąd pokazały swój urok i oryginalność. Kiedy już prawie wszystko stoi ogołocone z barw, one nadają kolor ogrodowi. Niewzruszenie stojąc i wręcz kolą w oczy swoją soczystą zielenią.
Ale najbardziej o tej porze roku zachwyca mnie pewna odmiana Michałków/Marcinków (Aster). To jakaś polna odmiana, którą tutaj zastaliśmy, ale przywitała nas dopiero drugiego roku na jesieni, kiedy to pewien etap prac wykończeniowych został ukończony i działka mogła odetchnąć z ulgą i rozejrzeć się w swojej sytuacji. Podliczyć nieuchronne straty podczas ludzkiej działalności i przekierować siły na to czym jeszcze dysponowała. Mnie, miłośniczce polnych roślin nie przeszkadzały wielkie kępy czegoś prawie mojego wzrostu. Mówiąc szczerze to nie rozróżniałam ich od nawłoci, która z kolei zachwyciła mnie za pierwszym razem. Za to kiedy Marcinki zakwitły!!! Oczarowały nas. Do dnia dzisiejszego zajmują sporą część terenu reprezentacyjnego jeśli można tak to nazwać i latem burzą na pewno piękny ład ogrodowy i jako sterczące zielone łodygi wydają się czymś zbędnym, to teraz królują w moim mini parku. Rosną niemalże w każdym jej zakątku. Niesamowicie inwazyjne ale to akurat a tej przestrzeni jest zaletą. Rozsadzam, przesadzam i tworzę kolejne dla nich miejsca. Drobne kwiatuszki ale bardzo obficie kwitnące i nie boją się pierwszych przymrozków.
Za sprawą mojej fascynacji dzikimi Marcinkami zaczęły się pojawiać inne ich odmiany i tym sposobem kształtować się jesienny widok naszego otoczenia. To zdjęcia jeszcze sprzed październikowych przymrozków.
Rozchodniki na ostatnim zdjęciu są moim zeszłorocznym odkryciem i nową miłością. Zostały włączone do sercowej listy. W tym roku zdobyły dodatkowe punkty uznania za wrodzone właściwości radzenia sobie podczas suszy. Ciekawa jestem czy są ich letnie odmiany?
Wróćmy do pejzażu jesiennego, który patrząc na rodzime drzewa nie zachwyca. Dla mnie jednak najważniejsze jest aby bezpiecznie zapadły w sen zimowy. Dlatego cieszą mnie opady deszczu od kilku dni. Ten deszcz pada dla nich.
Mnie cieszy to, że dałam się namówić przez męża, do posadzenia iglaków, których nigdy nie byłam miłośniczką. ,,Wiecznie zielone" - powtarzałam, czyli nudne i nieciekawe. Tej jesieni jak nigdy dotąd pokazały swój urok i oryginalność. Kiedy już prawie wszystko stoi ogołocone z barw, one nadają kolor ogrodowi. Niewzruszenie stojąc i wręcz kolą w oczy swoją soczystą zielenią.
Ale najbardziej o tej porze roku zachwyca mnie pewna odmiana Michałków/Marcinków (Aster). To jakaś polna odmiana, którą tutaj zastaliśmy, ale przywitała nas dopiero drugiego roku na jesieni, kiedy to pewien etap prac wykończeniowych został ukończony i działka mogła odetchnąć z ulgą i rozejrzeć się w swojej sytuacji. Podliczyć nieuchronne straty podczas ludzkiej działalności i przekierować siły na to czym jeszcze dysponowała. Mnie, miłośniczce polnych roślin nie przeszkadzały wielkie kępy czegoś prawie mojego wzrostu. Mówiąc szczerze to nie rozróżniałam ich od nawłoci, która z kolei zachwyciła mnie za pierwszym razem. Za to kiedy Marcinki zakwitły!!! Oczarowały nas. Do dnia dzisiejszego zajmują sporą część terenu reprezentacyjnego jeśli można tak to nazwać i latem burzą na pewno piękny ład ogrodowy i jako sterczące zielone łodygi wydają się czymś zbędnym, to teraz królują w moim mini parku. Rosną niemalże w każdym jej zakątku. Niesamowicie inwazyjne ale to akurat a tej przestrzeni jest zaletą. Rozsadzam, przesadzam i tworzę kolejne dla nich miejsca. Drobne kwiatuszki ale bardzo obficie kwitnące i nie boją się pierwszych przymrozków.
Za sprawą mojej fascynacji dzikimi Marcinkami zaczęły się pojawiać inne ich odmiany i tym sposobem kształtować się jesienny widok naszego otoczenia. To zdjęcia jeszcze sprzed październikowych przymrozków.
Rozchodniki na ostatnim zdjęciu są moim zeszłorocznym odkryciem i nową miłością. Zostały włączone do sercowej listy. W tym roku zdobyły dodatkowe punkty uznania za wrodzone właściwości radzenia sobie podczas suszy. Ciekawa jestem czy są ich letnie odmiany?
Lubie marcinki sa takie wdzięczne:)
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie u Was i DUŻO ziemi macie do zagospodarowania choć faktycznie może być problem bo wcześniej nie ogrodzona stała się tzw.trasą przelotową dzikich zwierząt;)
Szkoda nam grodzić... mamy świadomość, że działki są kupowane wokoło i każdy się grodzi... ten teren dla saren ciągle się kurczy...
UsuńHello from Spain: fabulous pics. Keep in touch
OdpowiedzUsuńThank you :)
UsuńWiesz, ja nie mam serca do iglaków właśnie przez ich popularność. Każdy, kto ma działkę, a nie ma wyrafinowanego pomysłu na jej zagospodarowanie sadzi po prostu iglaki, a już na bank dookola ogrodzenia.
OdpowiedzUsuńSadzenie dookoła ogrodzenia to raczej potrzeba oddzielenia się od sąsiadów, mnie one nie zachwycały jakoś z powody... braku liści, braku łodyg, niezmienności... hipokrytka ze mnie, bo z drugiej strony tak mi szkoda jak roślinność tak szybko się zmienia - przekwita :D
UsuńMarcinkowicze vel michałkowicze wszystkich krajów łączcie się! He, he. Iglaki są fajne o ile ich się nie sadzi na łapu capu i bez pomysłu. Niestety żyjemy w światku gdzie iglak = się mniej roboty w ogrodzie, którego to podejścia smętne skutki obserwuję niemal w całej Polsce. No cóż, tak się robi zamiast ogrodów "tereny zielone". Natomiast ogród bez iglaków jest zubożały, pozbawiamy się żywej zieleni w sezonie zimowym. To duże pole tak kusząco się przedstawia, może tam malutkie arboretum. Pięknych drzew rosnących w naszym klimacie całkiem sporo a Ty lubisz parkowo- leśne klimaty. Na koniec zła wiadomość - większość dużych rozchodników kwitnie baaaardzo późnym latem i wczesną jesienią.
OdpowiedzUsuńU mnie rosną w kompozycjach rabatowych i w przypadku sosen jako drzewa ogrodowe. Tak rzucone to tu to tam, chociaż kilka razy już zmieniały miejsce ,,stałe" Mowa o tych młodszych, bo tych większych już nie ruszam. :D
Usuń,,Większość" to jest nadzieja :D
Marcinki sa fajne, tylko czemu tak szybko się rozrastają? A co do iglaków mam dwa i to mi wystarczy :)
OdpowiedzUsuńOj tak, rozrastają się niesamowicie szybko :)
Usuńmarcinki to i moje ulubione jesienne kwiaty. Odminy małe, średnie i wysokie, u mnie przeżyła kępka średnich, ale to dobre na początek???
OdpowiedzUsuńJa też lubię wszystkie :)
Usuńprzyłączam się do listy miłośników Marcinków i Michałków. To dzielne chłopaki co im zimno niestraszne. Z iglastych polecam modrzewie (właśnie dosadzałam u siebie) i świerki najzwyklejsze . A jak chcesz mieć kolorowo zimą to derenia białego sadź. Jego krwistoczerwone pędy świetnie rozweselają krajobraz. Ja tam nawet w łysych drzewach widzę różne kolory. Postaram ci się to kiedyś pokazać . Buziaki
OdpowiedzUsuńłał!!!! Duszku jak miło Cie widzieć :)))))) ogromnie się cieszę, że michałki CIę zwabiły :D Buziaki :D
UsuńMarcinki cudne a ogrodowe sa w róznych kolorach.Rozchodnik tez ma kilka odmian-wdzieczne rośliny z tym,że marcinki podatne na szarą pleśń zarówno hodowlane jak i dzikie.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńooo? nie wiedziałam, że może je coś ruszyć :)
UsuńAstry, to moje ulubione jesienne kwiaty - zwłaszcza fioletowe "michałki". Cudne zdjęcia! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuń