Patrząc na nie, szczególnie jak uda mi się popatrzeć na ich facjatki tak en face, to dochodzę do wniosku, że te wszystkie obrazy diabłów wzięły się z niespodziewanego spotkania właśnie z koziołkiem. Być może bogu ducha winien rolnik, dawniejszy chłop przysnął przy miedzy pod drzewem wierzby i taki koziołek niespodziewanie nadbiegł może nawet o zmierzchu, albo koło południa w blasku promieni słonecznych... wspiął się na tylnych nóżkach aby sięgnąć wierzbowej gałązki i w takiej oto pozycji ujrzał go zaspany jeszcze człowiek. A może nawet został zbudzony gwałtownym pobekiwaniem, które mu się skojarzyło z ludzkim głosem? Sama bym czmychnęła w te pędy nie starając się nawet przyglądać stworzeniu, w dodatku w czasach mocnego naporu bożego i budzenia ogólnej, religijnej trwogi. To ma sens.
W każdym razie, maluchom nie tylko urosły różki i to takie już spore i grubawe, ale i charakterek się wyklarował odpowiednio chochlikowy. Jak wspomnę ich przestrach pierwszego wyjścia z szopki na dwór to uwierzyć nie mogę, że to te same zwierzaki.
Wiedzieliśmy, że nie będą się wiecznie trzymać ,,mamusinego ogona" ale nie spodziewaliśmy się, że to nastąpi tak szybko. Również nie spodziewaliśmy się, że tak szybko będą ,,smakować" i podgryzać wszystko co tylko spotkają bądź wpadnie im w oko.
Naiwnie, jak przystało na klasycznego laika wierzyliśmy, że jako małe kózki będą na razie jeść trawę... taaaa. Naiwność ludzka nie zna granic. W każdym razie w zawiązku z ich wręcz nagannym zachowaniem, za to typowym kozim, zabieraliśmy je na tzw. ,,drugie pole" gdzie mogły wyhasać się i co najważniejsze smakować do woli. Ze względu na nieogrodzony teren niestety nie mogą być same. Poza tym Melcia już przy pierwszym przyjściu na nie dała klasycznego dyla, pędząc niemalże w kierunku domu a przynajmniej dobrze znanego ogrodzenia. Nie wiem czy to zapachy dzikich zwierząt ją niepokoją czy brak ogrodzenia, ale czuła się bardzo niekomfortowo i uwiązana, wręcz, musiała mieć nie tylko kontakt słuchowy z nami ale i wzrokowy. Za drugim razem było już o wiele lepiej, bo zauważyła, że przychodzimy razem i co najważniejsze dla niej - razem wracamy. Przy każdej nadarzającej się okazji chodzenia na pole zabieramy całą trójkę aby mogły się wybiegać. Mają do dyspozycji przeróżną roślinność i mogą ja jeść bez ograniczeń... no prawie. Bo tam też rośnie kilka ważnych dla nas ,,zielonych obiektów" ale w tak wielkiej różnorodności na razie nie zwracają niczyjej uwagi. Poza tym Melcia ciągle je nawołuje i pilnuje aby się zbytnio od niej nie oddalały. Z czasem i ten teren w jakiś sposób ogrodzimy na razie jest to w planach, w dodatku, że bardzo byłabym niespokojna jak by same były. Jest to teren niby przy naszej działce ale mimo wszystko dalej, chwila nieuwagi. Tutaj sporo mieszkańców spaceruje z psami, dużymi psami, wypuszczając je luzem, bo skoro taka przestrzeń nieużytków to niech i ich pupil się wybiega i mogłoby dość do nieszczęścia. Czasami nie samą niepokoją, biegające luzem wielkie psy a właściciela nie widzę, mimo, że rozglądam się za nim. Dlatego zabraliśmy się za ogrodzeniem kawałka wolnej przestrzeni na działce i tam zrobienia kózkom ,,małego wybiegu" takiego poręcznego, do którego sobie pójdą wyprostować nogi i w którym również Melcia będzie mogła sobie swobodnie chodzić.
Małe niepokorne czyli tak jak dzieci :)
OdpowiedzUsuńHihi... o właśnie :D
UsuńKozy w ogóle są pocieszne a te małe to szczególnie przeurocze :)
OdpowiedzUsuńWszystkie maluchy są fajne :)))
UsuńMoże i trochę jak diabełki, ale są... prześliczne! Ja to bym chyba nie potrafiła przestać je głaskać. Prawdziwe słodziaki! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Mnie to zachwyca ich rozmiar, taka miniaturka :)))
UsuńPrzypomniałaś mi czasy dzieciństwa, kiedy to po naszym podwórku biegały białe kózki... ;)
OdpowiedzUsuń:)))) Fajnie było na podwórku :)))
UsuńSłodziaki :) Widać, że urosły. Cudowne diabełki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko !
Rosną... chociaż my tak tego nie widzimy na co dzień :)
UsuńNiech się zdrowo chowają :) a wybieg koniecznie ogródź, ja tam Cię rozumiem u nas też wypuszczają psy "samopas" a później płacz jak jakieś nieszczęście się przydarzy :/
OdpowiedzUsuńNo właśnie... wszystko dobrze dopóki nic się nie wydarzy. Już Melcia rogi wystawiła do jednego psiura a właściciel zdziwiony i tłumaczył się, że piesek chciał się tylko bawić... Ludzie są bez wyobraźni albo głupo :P
UsuńMarzę o kozach, ale działki na pastwisko nie mam. No i nie wiem co by sąsiedzi powiedzieli na to.
OdpowiedzUsuńWystarczy kawałek z działki ogrodzić, gorzej z sąsiadami jeśli to teren nie wiejski :)
UsuńŚliczne rogate maluszki ! Ręce wyrywają się do głaskania...oczywiście gdyby Melcia pozwoliła...!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dopiero od niedawna dają się poglaskać, tak to uciekały :)))
UsuńMelcia i rogate maluchy urocze.Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem :)
UsuńPrześliczne! Taki piękny dar!
OdpowiedzUsuńPrawda? Była jedna koza teraz są trzy... niesamowity dar istnienia i zycia :)
UsuńNiesamowite i urocze, takim Słodziakom to i psoty łatwo wybaczyć!
OdpowiedzUsuńOj już mnie z raz zezłościły na poważnie :)))
UsuńMatko jakie słodkie te diabełki!!!Bardzo Wam je zazdroszcze:)
OdpowiedzUsuńOooo! Nie ma co zazdrościć... mają swoje plusy i minusy :)))))
UsuńJakie śliczne te koźlęta, psotniki:):) Pozdrawiam:):):)
OdpowiedzUsuńOj psotniki tak :))))
UsuńW oczach mają "diabliki" od razu widać, że to psotniki. Jak na kózki przystało:) , a Melcia zapewne zadowolona z dzieciaczków, jak każda mama. Rozrasta się Wam stadko:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
No właśnie... i nie wiemy co dalej? :))) I ja pozdrawiam
UsuńAleż one urocze!
OdpowiedzUsuńKażde małe zwierzaki są śliczne!
Potem dorastają i urok pryska :)))) Pozdrawiam. Zaglądam na bloga ale nie mam jak zostawić komentarza :))) Pozdrawiam
UsuńChyba potrafią pokazać różki, bo wyglądają na zwierzaki z charakterem... :) Cudne ! Pozdrawiam - M.
OdpowiedzUsuńMałe kózki są kochane :)
OdpowiedzUsuńPs. zapraszam do mnie i zostaję u ciebie na dłużej :)
http://mojmalyogrodeczek.blogspot.com