Każda nowość jest fascynująca albo napawa nas niepokojem z braku wystarczającej wiedzy albo w ogóle wiedzy praktycznej. Tylko ja wiem ile niepokojów i nerwów kosztował mnie czas Melciowej ciąży. Obserwacja, debatowanie czy jest w tej ciąży, czy też nie? Jak słyszała to, pewnie naśmiewała się z nas w duchu. Niepokój, obawy zaowocowały, że na ten czas byliśmy w teorię obkuci na maksa. Tylko czym więcej teoretycznej informacji tym więcej snucia przypuszczeń...
- Ma za mały brzuch, więc nie jest w ciąży.
- Absolutnie nie jest w ciąży bo cyce nic nie urosły.
- Jest w ciąży, bo pamiętasz? W zeszłym roku w okolicach listopada miała ruję a teraz jest spokojna.
- Jest tak samo puchata jak zeszłej zimy, na pewno nie jest w ciąży.
- Zauważyłeś, że z cicha jakoś tak inaczej pomekuje w szopie?
- Już powinien być wykot... a tu nic. Chyba, że zaciążyła później...?
- Brzuszek jest zdecydowanie za mały, gdzie miałby się podziać ten koziołek? Nie, nie jest w ciąży.- Wiesz co? Dotykałam jej brzucha od dołu to jakiś taki twardawy... jakby łożysko się tworzyło, twardość jej brzucha kojarzy mi się z moją ciążą.
- Jeśli zaciążyła w listopadzie dopiero, to nie w lutym będzie rodzić ale w marcu.
- W marcu by było lepiej bo już by było cieplej i większe szanse miał by koziołek.
- Brzuch się zrobił trochę większy.
- Jest na pewno w ciąży, cyce nabrzmiały!
- O Boże, co to będzie, Melcia jest w ciąży!!
A potem się zaczęło! Wielka, grupowa obserwacja. Obserwacja naszej pierwszej w życiu kozy i do tego ciężarnej oraz Melciowa obserwacja pierwszych panikujących opiekunów a na pewno panikującej pandzi.
Tu w tym momencie, na łamach bloga dziękuję wszystkim, netowym i nie tylko, przyjaciołom za duchowe wsparcie, praktyczne porady i za bezinteresowne dzielenie się swoim doświadczeniem i wiedzą. Oraz za mega pomoc telefoniczną w kluczowym nie tylko dla nas ale przede wszystkim dla Melci, momencie.
Tu w tym momencie, na łamach bloga dziękuję wszystkim, netowym i nie tylko, przyjaciołom za duchowe wsparcie, praktyczne porady i za bezinteresowne dzielenie się swoim doświadczeniem i wiedzą. Oraz za mega pomoc telefoniczną w kluczowym nie tylko dla nas ale przede wszystkim dla Melci, momencie.
Bardzo, bardzo dziękuję :)
trzecia doba |
Każdego dnia obserwowaliśmy samopoczucie i zachowanie Melci. Była spokojna i najbardziej opanowana z całej naszej trójki. Mąż sprawiał wrażenie spokojnego, ja emocji i niepokojów opanować nie umiałam. Momentami miałam wrażenie, że to Melcia mnie uspakaja przysuwając swoją głowę do mnie niż, ja ją. Stała się taka bardziej wyciszona. Jak na kogoś ruchliwego i lubiącego ,,podskakiwać" jakby złagodniała z charakteru. Łaknęła pieszczot i widać było, że pragnie naszego towarzystwa. Być może miała nas trochę w nadmiarze, ale każde z nas, z braku porozumienia werbalnego, próbowało nie tylko domyślić się jej potrzeb ale je wręcz wyprzedzić. Nigdy nie narzekała na brak apetytu, na ten czas jadła za dwóch... a jak się niebawem okazało i za trzech. Raz jeden, mało nie przyprawiła mnie o zawał serca, kiedy wracając z wieczora już do szopki, syn niosąc jej kolację, zawołał do mnie abym ją puściła.
- Melcia sama przyjdzie. - Powiedział.
Niczym nie skrępowana i nie musząc się dostosowywać do tępa, moich dwóch nóg, pognała niczym wystrzelona z procy. Ja tylko widziałam kołyszący się we wszystkie strony jej brzuch.
Niczym nie skrępowana i nie musząc się dostosowywać do tępa, moich dwóch nóg, pognała niczym wystrzelona z procy. Ja tylko widziałam kołyszący się we wszystkie strony jej brzuch.
- Melcia wolniej, jesteś w ciąży!!! - Poszybował za nią tylko mój krzyk, rozchodzący się echem po całej pobliskiej okolicy. Wpadła do szopy jak bomba. Zadudniły tylko dechy... solidna konstrukcja wytrzymała. Na początku marca, przy sprzyjającej pogodzie wychodziła na działkę posiedzieć trochę na dworze. Zawsze to ciekawiej niż siedzieć w szopie. A to kaczki kwaczące, a to kury spacerujące po całej działce, a to koguty kłócące się zażarcie, kot przechadzający się czy nasza sunia.
- To już nie długo, Melcia często siusia, brzuch się już opuszcza. - Zwróciłam uwagę, w któryś weekend.
Na ostatnie dni nie chciała już opuszczać szopki, mimo ładnej pogody. Ja byłam w pracy, mąż zaglądał do niej. Przeddzień porodu intuicyjnie jeszcze przykazałam synowi starszemu aby miał baczenie na kozę, bo to już na dniach... Bardzo się martwiłam wykotem. Jak to mówią ,,głupi ma szczęście" i pierwszy wykot w naszym życiu przypadał na wiosnę a nie na zimę, kiedy temperatury są dużo niższe, chociaż i tak zima tego roku była bardzo łaskawa. Mimo to przez cały czas bardzo się denerwowałam. Poród będzie bezproblemowy to dobrze... a jeśli nie...?
trzecia doba |
Do końca Melcia miała nieduży brzuszek. Zastanawiałam się jak mała kózka się zmieści. A okazało się, że zmieściły się dwie i to wcale nie takie małe.
Wykot nastąpił rano, kiedy było cicho i pusto wokoło. Prócz męża wszyscy poza domem. Kiedy mąż do szopki zajrzał koło jedenastej już było po wszystkim. Jedno było wylizane, drugie właśnie lizała.
- Mamy dwie kózki. - Dostałam sms.
Moje dwie Wiosenki, bo urodziły się 20 marca, w przeddzień kalendarzowej wiosny.
Nie muszę pisać w jaką panikę wpadłam... Porady tego dnia i w najbliższych tygodniach były dla nas bardzo ważne, bo czuliśmy, że nie jesteśmy sami i w razie czego, otrzymamy konkretną, praktyczną pomoc. Pierwszego dnia dostała letnią wodę z cukrem i wypiła ciurkiem, mimo, że wcześniej mąż przyniósł jej wodę do picia. Obserwowaliśmy czy ma apetyt, jako znak, że wszystko jest w porządku i wypatrywaliśmy łożyska ale z nim sama się uporała. Martwiłam się, że był już drugi dzień a żadnej z kózek nie widziałam przy cycu.
Mąż sprawdził drożność i były sprawne. Otarliśmy buzie kózek matczynym mlekiem. Próby przystawiania nie powiodły się. Kózki nie chciały współpracować, ostro protestując. Czekaliśmy. Mama męża powiedziała nam, że kózki tak mogą mieć, że przez pierwsze dni nie będą jadły. Mnie trochę to niepokoiło, bo wydawały mi się jakieś wiotkie i mało ruchliwe. A trzeciego dnia wręcz Melcia miała nabrzmiałe i zaczerwienione wymiona.
- Na zapalenie piersi z nadmiaru mleka u kobiet okłada się liśćmi z kapusty... a jak z kozami? Chyba gdzieś wysoko dotarły moje obawy bo kolejnego dnia, ledwo weszłam z rana do szopki, to od razu jedno złapało za cyca. Na zasadzie - patrz, jem. Potem doczekałam się widoku i z drugim. Kamień z serca spadł... Dość szybko zaczęły podskubywać sianko.
trzecia doba |
Mąż sprawdził drożność i były sprawne. Otarliśmy buzie kózek matczynym mlekiem. Próby przystawiania nie powiodły się. Kózki nie chciały współpracować, ostro protestując. Czekaliśmy. Mama męża powiedziała nam, że kózki tak mogą mieć, że przez pierwsze dni nie będą jadły. Mnie trochę to niepokoiło, bo wydawały mi się jakieś wiotkie i mało ruchliwe. A trzeciego dnia wręcz Melcia miała nabrzmiałe i zaczerwienione wymiona.
- Na zapalenie piersi z nadmiaru mleka u kobiet okłada się liśćmi z kapusty... a jak z kozami? Chyba gdzieś wysoko dotarły moje obawy bo kolejnego dnia, ledwo weszłam z rana do szopki, to od razu jedno złapało za cyca. Na zasadzie - patrz, jem. Potem doczekałam się widoku i z drugim. Kamień z serca spadł... Dość szybko zaczęły podskubywać sianko.
trzecia doba |
Pojawiło się pytanie, jakiej są płci? Niby prosta sprawa... Pierwsza próba sprawdzenia nie powiodła się. Jak się rozmeczał malec to głowa Melci natychmiast znalazła się przy mojej głowie, na zasadzie - Ja wiem i Ty wiesz... więc go odstaw. - I przyznać muszę, że po raz pierwszy bardzo ucieszyłam się, że ma rogi do tyłu a nie do przodu, bo by chyba inaczej to się zakończyło. Odstawiłam malca. Każdego poranka najpierw witała mnie głowa Melci i reszta jej ciała potem starałam się zwabić maluchy, które wcale ochoczo do mnie się nie garnęły. Udawało mi się je pogłaskać ale to raczej z rzadka. Melcia stała się bardziej ufna, do tego stopnia, że mogłam sobie kózkę wziąć na kolana i pogłaskać. Kiedy rozsiadały się wygodnie, czerpiąc radość z głaskania to czasami obwąchiwała je czy aby na pewno wszystko w porządku.
Tak jak debatowaliśmy na temat jej ciąży, tak też rozpoczął się komiczny okres dla Melci, kiedy to debatowaliśmy nad płcią jej dzieci. Mąż typując po wielkości urodzenia, założył, że to parka. Potem podczas naszych ,,fachowych" oględzin doszliśmy jednomyślnie do zdania, że to dziewczyny czerpiąc naszą wiedzę, z doświadczeń z kotami...;) W toku internetowego dokształcania się gdyż tak jak jedna kózka bankowo była dziewczynką, tak ta druga...- jakoś inaczej... - w każdym razie w necie odkryłam z synem, że jest jakaś papuga koza. Śmiechu było co niemiara a nasza niewiedza sięgnęła kosmosu.
Ja oznak ciąży i porodu doszukiwałam się na konkrecie własnych doświadczeń, w końcu obie jesteśmy ssakami, więc i również mąż postanowił sprawę zgłębić podług siebie i idąc tym tropem skiwtował - My chyba nie tam gdzie trzeba szukamy śladów. - Obejrzał ,,kontrowersyjną" kózkę pod brzuchem a nie pod ogonkiem, jak ciągle zaglądaliśmy. Ta dam!!! Victoria!! Wszystko się odnalazło i wyjaśniło w jednym rzucie okiem.
trzy tygodnie |
I tak o to wesołe kózki, mające prawie dwa tygodnie, doczekały się wreszcie swoich imion: Dzwoneczek i Kacperek (Tinker Bell and Casper).
Imię Dzwoneczek czekał już na kózkę, trafiłam to kozie imię na którymś z zaprzyjaźnionych blogów i bardzo mi się spodobało. Chociaż może powinna mieć na imię Wiosenka?
W każdym razie kropka w kropkę są do siebie podobne i stwierdziłam, że dopiero pewnie rogi je rozróżnią, bo oboje są rogate. W końcu tata i mama rogata. Ale dziadek albo babcia (na tę chwilę nie pamiętam) ze strony mamy nie było rogate, więc do końca nie byliśmy pewni. Oba rogi mają, Kacperek większe, bardziej wyraziste. Dzwoneczek przez pierwsze dni życia uchodziła za bezrogą... Ale obecnie, a mamy już trzeci tydzień kózki poznajemy ku naszemu... a przede wszystkim mojemu zaskoczeniu po buzi. One się różnią!!
Z lewej Kacperek a z prawej o tej delikatniejszej i mniejszej buzi Dzwoneczek :)
Beautiful goats! I love to see them well cared!
OdpowiedzUsuńThank you very much :)))
UsuńGratulacje. To wspaniałe przeżycie. Znam z doświadczenia wielokrotnego acz owczego ;) I wiem ile to troski, żeby poszło wszystko dobrze. Oraz ile podziwu, gdy natura wszystko pięknie sama układa i szczęśliwie rozwiązuje. A maluchy są do schrupania. Pięknie :)
OdpowiedzUsuńPrześliczne! Gratulacje dla Melci spisała się na medal, a nawet dwa, choć trochę to nerwów i niepewności Was kosztowało. Najważniejsze że wszystko w porządku i piękne imiona, zapewne dzieci wybrały.
OdpowiedzUsuńOstatnie zdjęcie cudne. Pozdrawiam i miłej niedzieli życzę.
no to były przeżycia....Zazdroszczę. O kozie marzę i chyba na marzeniach sie skończy....
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPowiem Ci szczerze, że koza była moim marzeniem, spełniło się. Jest fajnie, są nawet małe kózki ale co dalej? I jestem w wielkiej rozterce :)
UsuńAllllleeee słodziaki!!!! Coś przecudnego:)
OdpowiedzUsuńGratuluję Melci !!! Maluszki podobne do swojej mamy !! Słodziutkie, tworzą piękną rodzinkę :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Piękne kózki. Małe są takie urocze. Czy Dzwoneczek nie potrzebuje dzwoneczka?
OdpowiedzUsuńMąż się śmieje, że Kacperek powinien mieć na imię Dzwoneczek bo go ma ;)
UsuńSą prześliczne!!!!!!
OdpowiedzUsuńSłodziunie!!! Kochaniutkie! Wiesz, ja też miałam kozę! Moją kochanę Donię i ona tez była w ciąży. Ja byłam dzieckiem, to się tak nie denerowowałam, ale pamiętam, jak mój dziadek się denerowował, jak to będzie z jej porodem, a tymczasem, rano weszliśmy do szopy, a tu stoi małe koźlątko :)) chłopiec ;)) Kocham kozy, wdzięczne zwierzyny!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za przypomnienie mi tych miłych chwil :) Dużo zdrówka dla Twoich ślicznot!!! :)
Cieszę się bardzo, że mój post mógł sprawić Ci radość :)))))
UsuńGratuluję! U nas dopiero na przełomie kwiecień/maj będą wykoty. I też do końca nie jestem przekonana czy Dzwoneczek (ten mój :-)) jest zakocona, czy nie :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ach! To u Ciebie trafiłam to prześliczne imię :))))) Bardzo Ci dziękuję :D Zakochałam się w tym imieniu od razu :)))
UsuńJakie małe śliczności. Niech się zdrowo trzymają :)
OdpowiedzUsuńCudowne :)
OdpowiedzUsuńUbawiłam się świetnie tymi waszymi zgadywankami . A kózeczki prześliczne na psa urok.
OdpowiedzUsuńTinker Bell and Casper are adorable!!! So glad they are doing so well.
OdpowiedzUsuńThank you very much :)
UsuńNiech się zdrowo chowają.Śliczne maluchy..
OdpowiedzUsuńAle sliczne te maluchy-niech rosną zdrowo:)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że się denerwowałaś. Kózki są przesłodkie, aż nie mogę się napatrzeć. Gratulacje przede wszystkim dla Melci :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło !
Kochani moi drodzy :)))
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję przede wszystkim w imieniu Melci za wszystkie serdeczności dla małych kózek. Ja również bardzo dziękuję :)
O tak, buźka Dzwoneczka zdecydowanie subtelniejsza! )) Tez tak typowałam. ;)
OdpowiedzUsuńAle radość, też tak bym chciała! :))
Prawda? Jak się tak przyjrzeć to one się różnią :)))))
UsuńWzruszyłam się normalnie. Dzięki za ten kozi post.
OdpowiedzUsuńTo ja się wzruszyłam Twoim komentarzem bo takich dwóch Asów jak my z mężem to ze świecą szukać. Raczej z politowaniem powinno się patrzeć na ten nasz surwiwalowy wychów zwierząt :/ Ogromnie ubolewam nad prawdziwymi budynkami gospodarczymi :)
UsuńJak Ty potrafisz pieknie pisac! jednym tchem przeczytalam o Melci i maluchach:) Rozkoszne sa:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)))
Usuń