Wracamy do modrzewiowego dworku w Starej Suchej należącej do ekspozycji Muzeum Architektury Drewnianej, o której już pisałam tutaj. Jest to jedyny mi znany i chyba ogólnie dostępny dworek w pełni umeblowany na terenie tego muzeum. Obecni właściciele, państwo Maria i Marek Kwiatkowscy
pieczołowicie starają się nie tylko odratować zabytkowe budynki ale i
przywołać dawną atmosferę polskiego zaścianka. Jak już pisałam jestem tym miejscem
oczarowana a w samym dworku zakochana. Odwiedzając go mam wrażenie
jakbym wracała do domu... nie wiem dlaczego. Aż tak bardzo odpowiada mi
klimat tamtej epoki? Czy oryginalne przedmioty wyposażenia zbierane
przez właścicieli emanują tą pozytywną energią, przechowując w sobie
kawał historii z jego przeróżnymi emocjami i żywo emanują teraz tkliwością,
sentymentem o czasach minionych?
We wnętrzu dworku podoba mi się absolutnie wszystko. Począwszy od podłogi, eksponatów i kończąc na suficie ale przede wszystkim urzeka mnie rozmieszczenie pomieszczeń i detale architektoniczne.
Nieustająco zachwycają mnie wąskie a jakże praktyczne korytarze dla niegdysiejszej przemykającej służby, dziś są drogą może niepotrzebnej komunikacji ale mimo wszystko z nimi ciekawszy jest układ pomieszczeń i praktyczny na wypadek gości, tak sobie myślę, bo nigdzie nie miałam okazji takiego korytarza spotkać.
Uwielbiam pokoje przechodnie. To właśnie tutaj odkryłam moją miłość do takich pomieszczeń prowadzących gdzieś dalej i dalej...do kolejnych. Nie przeszkadza mi wiele drzwi, ta niby nieustawność. Widząc po dworku wcale to jakieś trudne nie było a sporo mebli się mieściło. Być może fascynacja opiera się o moje uwielbienie do starych drzwi i mnogość ich w jednym pomieszczeniu mi nie przeszkadza a wręcz przeciwnie.
Współczesne budownictwo nie daje takich doznań,
aczkolwiek mam jakiś tego zalążek pod postacią połączenia otworami bez
drzwiowymi salonu, korytarza i kuchni. Ale to absolutnie nie to samo.
Jestem miłośniczką pieców kaflowych, które pobudowane w ścianach
ogrzewały kilka sąsiadujących ze sobą pomieszczeń. A sam piec był przepiękną ozdobą każdego pomieszczenia.
Za każdym razem gdy zwiedzam wnętrze mam wrażenie jakby gospodarze z tamtej epoki gdzieś na chwilę się oddalili i zaraz będę miała okazję na nich popatrzeć, jak chodzą, jak się krzątają, jak rozmawiają nie mając pojęcia o moim istnieniu. Jakbym cofnęła się w czasie... cudowne uczucie i takie niecodzienne.
Stojąc w każdym z pokoi oczarowana jestem wyglądem okien, a tym razem nawet pokusiłam się o naruszenie nieskazitelnego ułożenia firan i zasłon aby zrobić zdjęcie starodawnemu zamknięciu okien i samym, niepraktycznym współcześnie oknom.
Mogę
godzinami snuć się po dworku spacerując od pomieszczenia do
pomieszczenia, wręcz po kilka razy. Już nawet nie wzbudzam niepokoju u
pani kustosz, która na początku przyglądała mi się z lekka co ja robię. A ja przyglądam się detalom i wchłaniam ten magiczny dla mnie klimat.
Sporo czasu spędzam stojąc w kuchni i patrząc na piec w niej się znajdujący. Za pierwszym razem zaskoczyłam mnie niewielka wielkość tego pomieszczenia. Ale w trakcie interesowania się dawną, naszą kulturą dowiedziałam się, że w drewnianych dworkach nie były to kuchnie tylko pomieszczenia do podtrzymywania ciepła potraw i przygotowania drobnych przekąsek. Prawdziwa kuchnia, w której się gotowało znajdowała się w budynku obok dla bezpieczeństwa przeciw ewentualnemu pożarowi. Nie pokazuję wszystkiego, bo po pierwsze nie da się, każdy na coś innego zwróci uwagę, po drugie tak jak napisałam w pierwszej części, chciałam pokazać dworek moimi oczami.
Warto zwrócić uwagę na piękne obrazy, których jest imponująca ilość i prawie każde pomieszczenie tworzy mini galerię.
Wychodząc jeszcze spoglądam na drugie drzwi prowadzące na tył domu i zawsze przypominają mi się obrazy z filmu ,,Rodzina Połanieckich" Henryka Sienkiewicza. Szczególnie fragmenty z samego dworku, werand czy właśnie wyjść na ogród...
Najbardziej lubię zwiedzać w cichości przemierzając dworek. Kiedy nie ma akurat innych zwiedzających. Z przyjemnością wsłuchuję się w skrzypienie podłogi, w odgłos przebiegających moich dzieci... ( ; ) ) Kroki mego męża dochodzące gdzieś w głębi domu i wtedy mam wrażenie jakby ten dom żył na powrót a ja mam okazję posłuchać jego wewnętrznych odgłosów.
Uwielbiam takie wnętrza, dworki, ich tajemnice, wieczorne szepty.
OdpowiedzUsuńTo klimaty dla mnie, chyba się zbyt późno urodziłam.
Dziękuję za piękne zdjęcia!
No właśnie... no właśnie... ,,wieczorne szepty" pięknie ujęte :))))
UsuńNie wiem właśnie dlaczego pojawia się nowy artykuł, który jest w wersji roboczej. Tak już jest drugi raz. Dopiero wróciłam. Wrócę wieczorem ponownie.
OdpowiedzUsuńZmieniłam teraz godzinę publikacji Łeby, ale widzę że nadal jest skansen w Klukach. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje Wrócę do Ciebie wieczorem,żeby poczytać o dworku.
OdpowiedzUsuńDzięki za wyjaśnienie bo myślałam, że mój kompik coś nawala :/ A może w tym roboczym niechcący klikasz udostępnij zamiast zapisz i wchodzi? Nie mam pojęcia, tak myślę na głos.
UsuńByć może,że tak się było zważywszy, że po przyjeździe mało mam czasu i wrzucam te posty o pierwszej lub drugiej w nocy. Po za tym zdjęć dodaję dużo i mają sporą rozdzielczość, co czasami powoduje "mulenie", blokowanie, znikanie posta itp.więc może coś takiego sie stało..
UsuńZainstaluj sobie darmowy program i zmniejszaj wymiary zdjęć zanim wrzucisz, ja tak robię, bo przy oryginalnych formatach z aparatu ludziom zawieszają się komputery!
UsuńPięknie w tym dworku, czuć tamtą epokę.Ja też kocham stare dwory i ich wnętrza. Wychowałam się w domu z piecami i tak zamykanymi oknami:) Niestety przez lata (wybudowany w 1932 r) okna się spaczyły i strasznie zimą wiało. Pokoje też były w amfiladzie:) Dom stoi nadal, ale ma nowych właścicieli, którzy wszystko pozmieniali, na nowoczesność. Do mojego małego domku na wsi zabrałam stare meble, część się nie zmieściła i od 18 lat stoją w stodole u sąsiada:) Ale Ci sagę napisałam:))) Buziaczki dla romantyczki zostawiam!
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przeczytałam :)))) W pięknym miejscu spędziłaś dzieciństwo :D
UsuńKlimat niepowtarzalny. I szkoda, że zapachu nie możesz nam podesłać. Ja właśnie to lubię najbardziej w takich starych dworkach - zapach.
OdpowiedzUsuńZadumałam się nad tym zapachem... jaki tam jest? :)))
UsuńPięknie oprowadzasz po tym dworku. Ja tez uwielbiam takie klimaty i jeden mój ulubiony niedługo przedstawię, ale chociaż w malutkim procencie chciałabym mieć taka lekkość pióra jak Twoja. Masz niebywały dar. Zwiedzając takie miejsca mam takie same odczucia i mogę się podpisać pod każdym słowem, które tu napisałaś, bo niestety sama bym tak nie potrafiła.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten dworek. Za późno go odkryłam bo chyba bym odkupiła kopię projektu aby postawić taki sam... tylko murowany :)
UsuńLubię takie miejsca...
OdpowiedzUsuńCzęsto chodzę teraz uliczkami, gdzie stoją stare wille.Lubię sobie na nie popatrzeć.Zajrzeć przez bramę do ogrodu... Najczęściej rosną tam bardzo stare drzewa o grubych pniach, pamiętające wiele, oj naprawdę wiele... Jakoś ciągnie i mnie do takich miejsc.
Bo to są piękne miejsca z duszą :D
UsuńHello from Spain: thanks for your visit to my blog dedicated to Barbies. I really like your pics. Nice house. I already did a follower of your blog. Keep in touch
OdpowiedzUsuńHello, it's very nice you have visted my blog. I'm sure we'll be in touch.
Usuń
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi że odwiedziłem kiedyś to miejsce podczas wycieczki szkolnej do Węgrowa :-)
Pozdrawiam
No i bum, zakochalam sie na zaboj:)
OdpowiedzUsuńMusi tam byc dobra energia, tak jak piszesz, bo przeciez nie wszedzie, czujemy sie , jak u siebie. Pieknie i swojsko zarazem!
hahahha, no to jest nas już dwie :)))
OdpowiedzUsuńjestem zła na siebie bo przypomniał mi się mój stary domek. Taki dworek w miniaturce . Takie drzwi , takie okna , piece. Wszystko było. Głupia byłam
OdpowiedzUsuń