sobota, 16 sierpnia 2014

Spacer po ogrodzie miłośników przyrody

Pogoda dopisuje -źle bo za gorąco i za duszno, pada też niedobrze. Nam chyba ciężko w tej sprawie dogodzić. Ostatnimi czasy pojawił się kompromis pogodowy aby w nocy padało a w dzień było pięknie i słonecznie... Pracownicy nocnych zmian nie będą z tego zadowoleni ani wypoczywający pod namiotami, warto też wspomnieć o miłośnikach rozgwieżdżonego nocą nieba. Rolnicy na pewno też nie, ponieważ aby zakończyć żniwa, potrzebują zboża bardzo suchego, schnącego przez dobre parę dni jak nie tygodni. Najlepiej by było gdyby co kilka...kilkanaście... dni popadał deszcz... tylko w który dzień roboczy, bo przecież nie w weekendowy? Znów ktoś na jakimś wyjeździe chciałby aby popadało w dzień weekendowy i podlało za niego ogród czy co tam potrzebuje. Ale zakładając, że co kilka dni samo by podlewało nasze uprawy, sady, ogrody i lasy to pewien kompromis mógłby być, tylko czy Matce Naturze chciałoby się jeszcze z jakimś grafikiem użerać? Ale nie o tym chcę napisać, ta refleksja zrodziła się wczorajszego dnia, kiedy moje plany rowerowe wzięły w łeb właśnie przez ulewę jaka przeszła nad okolicą. Nawet Melki nie zdążyliśmy zabrać do szopki musiała się posiłkować gęsto rosnącymi krzewami. Ale była w towarzystwie innych kóz sąsiada, więc można powiedzieć, że miała, pierwszą, prawdziwą i jakby to rzec samodzielną przygodę kozy-skauta. Ale to tylko refleksja  była. Dziś chciałabym znów zaprosić do swojego ogrodu...

 Przechadzając się po działce kolejny raz przystanęłam przy liliowcowej rabacie. Większość z nich już przekwitła ale wszak to lato w pełni a ja sama pamiętam jak dopiero co mój ogród przemienił się z różanego w ogród  liliowo - liliowcowy... więc z lekkim poślizgiem zmieściłam się w czasie postanawiając napisać o tych ogrodowych pięknościach. I przy okazji wstawić kilka ich odmian. Dodać mogę iż nawet pojedyncze, późne odmiany liliowców nadal kwitną. Nie przeszkadzają im upały tego lata. Siedzą sobie spokojnie w ilastej glebie i zerkają ciekawie na otaczający je świat.  Z każdym rokiem jestem nimi coraz bardziej oczarowana.  Pisałam już o tym w pierwszym artykule o nich, ale nie umiem oprzeć się aby jeszcze raz tego nie podkreślić. Uwielbiam je... za co? Za nic, za to, że po prostu są. A ich sporych rozmiarów kwiaty i różnorodność kolorystyczna jest dla mnie zjawiskowa. I każdy z nich inaczej pachnie. Od delikatnej nuty wanilii po mocny zapach różany wyczuwany już z oddali. Oczywiście większość fotek jest lipcowych. W sumie to próbuję zebrać tutaj odmiany liliowców, szczególnie w kolorze czerwonawym w celu dokonania rozpoznania czy pewną odmianę mam czy też nie. Ot taka sobie sierpniowa zagadka ogrodnicza.
Jak już pisałam wcześniej komponuję je z różnymi roślinami, nawet typowo polnymi. Najczęściej sadzę je wprost na moim a'la trawniku, tworząc jakby naturalne skupiska roślin ,,wystrzeliwujące" sobie po prostu z trawy. Bardzo  lubię taki widok.
Zdarza się również, że otoczę kawałek terenu kamieniami, najchętniej dużymi, które też bardzo lubię. I tu przyszli mi z pomocą dobrzy ludzie, pozwalając  zabierać kamienie rzucane przez nich na pobrzeże własnego pola po wiosennej i jesiennej orce.  Jestem im ogromnie wdzięczna. A jeszcze bardziej wdzięczne są jaszczurki znajdujące pod nimi schronienie. 

Jako, że mieszkam ze zwierzętami i z moją starowinką sunią więc ostatnio otaczam je drewnianymi płotkami aby sunia wiedziała gdzie nie wchodzić. Starość najbliższych wymusza na nas pewne zmiany koncepcji nawet jak by nam to nie pasowało, czy gryzło się z wizją ogrodniczą.  Ale jest to dama już siedemnastoletnia i zasługuje na wyjątkowe względy, a wręcz wskazane jest na szeroką skalę pobłażanie  jej zachowaniu. Często we dwie spacerujemy po działce. Zatrzymuję się wtedy przy jakiejś roślinie, w tym przypadku liliowcu a ona staje zastanawiając się pewnie skąd ten nagły postój? A może doskonale wie? 

Któż to wie... któż to wie... W każdym razie na ogół cierpliwie czeka aż ruszę dalej aby podążyć w ślad za mną. A może i sama czuje woń kwiatów gdy kołyszę nimi przysuwając siebie i je do mojego nosa? Czasami tylko stuknie mnie swoim noskiem jakby mnie ponaglała. Mamy swoje stałe trasy, którymi chodzimy i wzdłuż których coraz więcej sadzonych jest roślin. W sumie to nawet cieszę się, że liliowce już przekwitły bo mogę zająć się ich rozsadzaniem i tworzeniem nowych miejsc na działce. Odkąd są to mam coraz mniej podmokłego terenu takie z nich pijusy. I za chwilę zabraknie mi dla nich odpowiedniego miejsca. Albo będę musiała kopać dla nich specjalne obniżenia terenu... to też jakiś pomysł i urozmaicenie architektoniczne. Uwielbiam je przesadzać bo i w tej delikatnej materii są nieskomplikowane. A kiedy zdarzy mi się je źle posadzić i sunia bądź dzieci je zadepczą zrównując je wręcz z ziemią, to już wiem, że z wiosną puszczą nowe liście i tego samego roku, jeśli będzie im to dane, zakwitną. Przekonałam się o tym w tym roku właśnie.
Najpiękniej wyglądają w pochmurny dzień a przynajmniej wtedy, kiedy promienie słońca nie padają bezpośrednio na nie. Wtedy najlepiej widać te delikatne prążki i  kolorystyczne cieniowania na płatkach i ubarwienie środka kielichów i pręcików.

 





















 W promieniach słońca często kolorystyka ich blaknie zlewając się w jedną nutę barwną skrywając te wszystkie niesamowite detale swego piękna. Dlatego też robię zdjęcia tuż przed albo zaraz po opadach deszczu, które tutaj jak się zaczną tak nieprzerwanie trwają najmarniej z trzy dni. Sprawiając, że wszystko co mieszka w działowej glebie dorodnie rośnie. Ale rzeczywiście jak liliowce się rozrosną to mam zdecydowanie mniej pielenia. Same stoją na posterunku  i  nie  lubią  dzielić  się   przestrzenią  z  innymi  gatunkami. Nawet  jestem  im  za to

 wdzięczna. Do naszego spaceru po działce często dołączają inne zwierzęta. Koty przede wszystkim ale i koguty (syn i wnuk naszego Jarzębatego), najstarsza kura a czasami nawet i kaczorek Bienio z kaczuszką Piżmówką. Czasami, bo rzadko je wypuszczam z terenu kurnikowego bo okropnie psocą i zadeptują mi rośliny. Ostatnio Piżmówka znalazła jakieś przejście i wydostaje się i ochoczo towarzyszy nam przy naszych spacerach codziennych. One są też podyktowane zdrowiem suni, która musi się troszkę ruszać, a ciężko jej już samej. Wracając do tematu... Spacerując w tak doborowym towarzystwie i widząc jak ten cały różnorodny zwierzyniec zatrzymuje się niczym na komendę, ktoś patrząc z daleka, mógłby pomyśleć, że się doskonale rozumiemy. Sama mam podczas tych spacerów wrażenie jakbym była doktorem Dolittle z bajki dziecięcej.  Na której zresztą się wychowałam i jako mała dziewczynka marzyłam aby, jeśli nawet nie rozmawiać ze zwierzętami, to chociaż je rozumieć. Mówię do zwierząt czasami opowiadam im o ogrodzie, czasami do nich kwaczę albo gdaczę. Kogut pogdakuje na zmianę z kurą jakby sami rozprawiali na temat ogrodu. 
Ale ciut pod innym kątem, bo co i rusz coś wyłapią z ziemi, pogrzebią pazurkiem, przeczeszą dziobkiem kępę trawy. Jeśli tylko nie naruszają mi znacznie roślin, najczęściej jednorocznych, to te ich ogrodnicze poczynania mi nie przeszkadzają. Bienio kwacze kuśtykając za nami. Kilka lat temu coś mu się stało w nogę i utyka. Sprawdzaliśmy nóżkę ale nic nie znaleźliśmy. Więc utykając z lekka, dziarsko kroczy na przedzie całej gromady. Dodaje to uroku całej naszej kompaniji. To znów postój wymusi  któryś z kotów ocierając się o moją nogę i mruczeniem prosząc o pogłaskanie czy wzięcie na ręce. I tak całą tą nietypową grupą ogrodniczą spacerujemy a ja podziwiam nowe i stare kwiatuszki i te ogrodowe i te polne. 
Często witam się z nowo zakwitłym kwiatkiem lub krzewem. Niekiedy spłoszymy bażanta odwiedzającego naszą działkę, który wystraszy nas podrywając się z wrzaskiem i przelatując przez siatkę na sąsiednie nieużytki. Nigdy nie przypuszczałam, że jeden bażant potrafi narobić dużo więcej hałasu od moich dwóch kogutków, którym dość często zdarza się wszczynać awantury jak na koguci temperament przystało. Dlatego też dość często zdarza nam się przypadkowego gościa wypłoszyć z działki, choć wcale to nie jest naszym zamiarem. 

Tak naprawdę nigdy nie wiem kogo spotkam na działce. Czasami jest to jeż, tuż za siatką zajączek lub sarna albo nieznany mi ptaszek siedzący na którymś drzewie i przyglądający się nam. Tak samo zagadką jest co nowego zakwitnie szczególnie z roślin dziko rosnących. A to nagle wynurzy się tegoroczna sosenka posiana przez sójkę.
Kolekcję żółtawych  odmian liliowców pokażę  innym razem przy kolejnym spacerze po działce za pewne w uroczej asyście zwierząt.  Może kogoś interesującego spotkamy? Coś nowego zobaczymy? Każdy spacer jest inny ponieważ każdy dzień jest niepowtarzalny i co innego mnie ciekawi. Kiedyś wsłuchiwałam się w dudnienie dzięcioła o słup energetyczny, kiedy to z zapałem ostrzył sobie dziób. Albo mą uwagę przykuły pięknie uformowane chmury na niebie. Sama pora dnia spaceru zmienia go i sprawia, że staje się inny i niepowtarzalny. Spacer w upale lub po deszczu... rano albo z wieczora... każdy, kto wychodzi na spacer z psem wie o czym mówię. My z sunią już nie wyruszamy na długie spacery jak to bywało niegdyś. Dziś spacer po dużej działce jest dla niej wystarczającą wyprawą.

13 komentarzy:

  1. Mój uśmiech wzbudziło słowo starowinka, bo dzisiaj piszę posta o mojej starej moreli i również tak ją nazwałam. Mój piesek jest dużo młodszy ma dopiero 11 lat mieszany cocker spaniel, ale już też nie szusuje po łąkach jak kiedyś. Liliowce piękne o dużych kielichach i uroczych barwach, ja ma te najbardziej pospolite w kolorach żółtym i pomarańczowym.
    Niestety i u nas pogoda niesprzyjająca wycieczkom, bo planowaliśmy wybrać się do starych ruin zamku księcia Henryka całą rodziną, ale niestety pozostaje chyba tylko wyjście na basen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo! Do fajnego miejsca macie niedaleko. Liczę na jakiś fotoreportaż :))))

      Usuń
    2. Byliśmy już tam dwukrotnie, i jak się nie uda wypad, to muszę odszukać stare zdjęcia, ale mam już ich tyle, że nie panuje nad całością.

      Usuń
    3. Oj tak, tak, gorąco namawiam. Uwielbiam takie miejsca, uwielbiam chłonąć ich historię uczuć, pragnień zapisanych w , w murach, w otoczeniu :)))

      Usuń
  2. Lovely flowers on your blog, too! Thank you for your visit to my blog. Come back any time! Susan

    OdpowiedzUsuń
  3. Liliowce są piekne, mam tylko trzy kolory.
    W pobliskiej miejscowości, ktoś posadził cały rząd różnokolorowych wzdłuż drogi, przed ogrodzeniem, wyglądają przepięknie i wdzięczą się do użytkowników drogi!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepiękne liliowce w tak soczystych kolorach ! Dziękuję za sympatyczny spacer po Twoim fantastycznym ogrodzie !
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Liliowce piękne, w wszystkich trzech kolorach urzekają :)

    OdpowiedzUsuń
  6. What pretty colors of day lilies! Thanks for taking us along on the walk.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam liliowce, tez mam parę odmian ale ubolewam, że niestety tej jesieni ich nie przesadzę choć bardzo sie rozrosły. Jak lekarz mówi, że nie pracować, to cóz zrobić:(

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię też takie obchody po swoich włościach i często kićki mi towarzyszą chociaż nie chodzą gęsiego ale lubią się popisywać swoimi podskokami albo śmiganiem po drzewach. Lubię te chwile podobnie jak Ty ale napisać tak o nich nie potrafię. Jesteś mistrzynią.

    OdpowiedzUsuń