Ta dam! Wyrocznia Agatek przewidziała weekendową aurę. W tygodniu roboczym piękna, słoneczna pogoda, że aż trudno wysiedzieć w murach i chciałoby się coś porobić w ziemi, czy wyciągnąć taczkę i grabie robiąc z nich sensowny użytek, odliczając dni do wolnego weekendu, planując dokładnie calutką sobotę i kawałek niedzieli a tu weekend zimny, chłodny, pochmurny i deszczowy. Na szczęście padało w nocy i przestało do rana, ale dudniło w dach okropnie. Aż mnie zbudziło, mimo, że dzieli nas od niego strych. I za pewne od poniedziałku znów będzie się wypogadzać... ech... I jak tu cieszyć się z wiosny, kiedy się pracuje zawodowo? I jeszcze jak się ogląda wiosenne poruszenie na zaprzyjaźnionych blogach. Ale ponura weekendowa pogada nie zmąciła naszego ducha ogrodniczego i coś tam udało się zrobić.
Po pierwsze w sobotę udało nam się pograbić kawałek działki, na której składa się nasza część rekreacyjna. Pograbiliśmy liście na naszym ekologicznym trawniku, czyli takim, na którym wszystko może rosnąć do wysokości koszenia i będące jadalne dla zwierząt, bo to zielonka dla domowego ptactwa albo siano. Kolejne miejsca do grabienia przed nami. W każdym razie pierwsze kupki liści tym razem powędrowały na kurzy wybieg ku ogólnej radości kur i kaczek.Uwielbiają taki stóg liści porozrzucać, grzebać w nim a na koniec kaczki usadawiają się na dywanie z liści i ucinają sobie kaczą drzemkę. Przypomnę, że liście włożone do ciemnego worka typu na śmieci i odstawione gdzieś w kąt, zamienią się w fantastyczny próchniczy materiał (dębowe długo się rozkładają). Ostatnio poszłam jeszcze dalej i tam gdzie ma być rabata kwiatowa,
szczególnie podniesiona, to usypuję kopiec z liści, ugniatam, sypię grubą warstwą ziemi i sadzę w to rośliny. Rewelacyjnie w takim podłożu przyjęły mi się krzewuszki. Babcia męża mówiła, że jak kwitną forsycje to już można przystąpić do wiosennych prac. Nasze zaczęły właśnie kwitnąć. Ogromnie mnie cieszą, bo posadzone w różnych miejscach działki żółcą się. Jedne bardziej, drugie mniej ale najważniejsze, że nowe krzaczki przyjęły się i mają się dobrze. Ta na zdjęciu jest naszą najstarszą forsycją, z którą rok rocznie latałam po całej działce szukając dla niej tego właściwego miejsca bo franca (a stubborn) kwitnąć nie chciała, ani rosnąć. W końcu spodobało jej się miejsce na kurzej rabacie, może jest towarzyska i lubi jak jej coś kwacze i gdacze po sąsiedzku. Posadzona tu, ruszyła jak z kopyta, zakwitając tak pięknie za pierwszym razem, że od razu wybaczyłam jej to marudzenie. Wiosenne deszcze jakie nas dość często odwiedzają sprzyjają ogólnemu zazielenianiu się okolicy. Bujnie wszystko się rwie do życia, ale jeszcze na pierwsze koszenie trochę poczekamy. Po pierwszych pracach działkowych wiem, że już mogę rabatę po rabacie popielić i w ten sposób pozyskać pierwszą zieleninkę dla zwierząt.
Na drugiej rabacie Juniora zakwitły żonkile, w tym roku nie udało się Melce ich chapnąć (eat). I moje ukochane bodziszki, którym pozwalam się rozrastać wszędzie gdzie tylko uda mi się znaleźć dla nich miejsce. Uwielbiam je! To jedne z nielicznych roślin, które po pierwsze przyszły ze mną z miejskiego ogródka, po drugie zadomowiły się od razu, natychmiast, wręcz wcześniej niż zostały posadzone :P Jednym słowem wymiatają a raczej ,,zamiatają" każdą powierzchnię, na której się znajdą. I to jest cudowne. A ja wciąż znajduję dla nich kolejne miejsca. Przede mną mnóstwo pielenia w rabatach, które rok rocznie rozrastają się, już kolejna została wytypowana i tak ,,w koło macieja" (again and again) z tymi pracami ogrodowymi a na hamaczek wciąż nie ma miejsca i czasu.
Na drugiej rabacie Juniora zakwitły żonkile, w tym roku nie udało się Melce ich chapnąć (eat). I moje ukochane bodziszki, którym pozwalam się rozrastać wszędzie gdzie tylko uda mi się znaleźć dla nich miejsce. Uwielbiam je! To jedne z nielicznych roślin, które po pierwsze przyszły ze mną z miejskiego ogródka, po drugie zadomowiły się od razu, natychmiast, wręcz wcześniej niż zostały posadzone :P Jednym słowem wymiatają a raczej ,,zamiatają" każdą powierzchnię, na której się znajdą. I to jest cudowne. A ja wciąż znajduję dla nich kolejne miejsca. Przede mną mnóstwo pielenia w rabatach, które rok rocznie rozrastają się, już kolejna została wytypowana i tak ,,w koło macieja" (again and again) z tymi pracami ogrodowymi a na hamaczek wciąż nie ma miejsca i czasu.
Najważniejsze, że mamy wiosnę i że mimo pochmurnego dnia to nie pada i można coś porobić na świeżym powietrzu. Dzisiaj ku radości wolnego dnia złapałam za sekator i trochę poprzycinałam krzewy, które w ,,starej" części tak się rozrosły, że nie można było chodzić bez ewentualnego uszczerbku na zdrowiu. A przecież ten ogród nie jest taki stary? Pierwsza z zasad ogrodnictwa to sadzić tak aby pamiętać o rozmiarach dojrzałej rośliny, ale jak często się to pomija - bo kiedy to będzie? Albo może do tego czasu zmieni się koncepcja i się przesadzi? Często ta pierwsza myśl jest tą właściwą i rośliny już zostają, rozrastając się potem ku naszemu zdziwieniu. Ach ta cudowna przyroda!!!
Wspaniałej niedzieli i kolejnych dni z uśmiechem życzę :)
Tak czytam, czytam i tęsknie za naszym ogródkiem na wsi. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie czytało się opis! :) Piękne zdjęcia.
Pozdrawiam!
PS. Post o gilach już jest. :)
Cieszę się :)
UsuńU nas wczoraj cały dzień lało i lało. Dzisiaj już bez deszczu ale ponuro i chłodno ...
OdpowiedzUsuńCiekawe co Twój piesek i kotek znalazły tam za krzakami :).
Bardzo lubię plewić działkę moich rodziców. Odpoczywam przy tym :).
Fajnie jest u Ciebie :).
Pstrykając zdjęcie to jeszcze Reksio stał poczciwie a wyszło... :D Ja też lubię pielić, uspakaja mnie to :)
UsuńU mnie wczoraj dzień się powoli rozgrzewał i można było spokojnie działać, dziś pada i pada. Ja cieszę się, że mam kawałek ziemi przy domku, to i na kilka chwil można wyjść i coś zrobić. Działka na końcu miasta nie daje takich możliwości. Widzę, że masz łubin, miałam kilka podejść i nic. Fajna historia z forsycją co lubi gdakanie. : ) Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńMasz rację, nawet malutki kawałek ziemi potrafi sprawić ogromną przyjemność :) Mam nadzieję, że pogoda będzie ładna :)
UsuńJa w ogródku zawsze z doskoku,po odrobinie, bo czasu brak!
OdpowiedzUsuńU mnie podobnie, buziaki :)
UsuńSuper roślinki,a teraz po deszczu wszystko ruszy jak szalone-u mnie przygarnięte rośliny odwdzięczają się pięknymi kwiatami.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAch! przygarnięte roślinki najczęściej pięknie rosną :)))
UsuńPodziwiam tę całą faunę i florę u Ciebie:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńZ podziwem zawsze oglądam Twój ogród i Twój zwierzyniec. Jest tak jak ja chciałabym mieć. Pozdrawiam:):):)
OdpowiedzUsuńNaprawdę? Mnie się ciągle wydaje, że u mnie jest jakoś tak dziwacznie i nikt by tak nie chciał mieć. Miło mi słyszeć, dziękuję :)
UsuńŻonkile, lubię je bo przypominją mi Szwecję, w której byłem ponad 30x a którą uwielbiam. Szwedzi kochają żonkile. Tam chyba rosną w każdym ogródku :) fajnie piszesz.
OdpowiedzUsuńDziękuję, liczę na jakiś fajny post na temat szweckich żonkili :))))
UsuńTo cudownie, że Twój ogród nabiera po zimie życia. Jak widzę po zdjęciach i Twoich słowach już się w ogrodzie trochę dzieje. Forsycja pięknie kwitnie, kury i kaczki maszerują :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
O tak dzieje się dzieje już od pewnego czasu, ale wreszcie mogłam pograbić i zacząć porządkowanie w rabatach bo ciągle bałam się powrotu zimy. :)) Buziaki
UsuńJa też czekam na jakiś słoneczny weekend aby zrobić wiosenne porządki w ogrodzie...w tygodniu niestety nie mam czasu....
OdpowiedzUsuńBardzo lubię obserwować kurki i kaczki. To musiało być zabawne jak grzebały w stercie liści...!
Pozdrawiam serdecznie :)
Brakuje mi słonecznych dni, ale mam wrażenie, że przy nich gorzej by się grabiło a tak jak trochę chłodniej to lepiej... Pozdrawiam :)
UsuńU mnie niestety fatalny weekend, a i prognozy na przyszły tydzień niezbyt optymistyczne... Może to i dobrze, bo w końcu ogarnę dom, gdyż już od miesiąca cały czas grzebię w ogrodzie... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTeż ma to swoje dobre strony :)))
Usuńnasz trawnik również jest doskonałą karmą dla tych z kurnika. Codziennie kosz lub dwa... jak one lubią w tym grzebać... :)
OdpowiedzUsuńCo jakiś czas marzy mi się jakaś ścieżka z czegoś, ale zostaję przy trawie, właśnie ze względu na kury :)
UsuńU nas mało przyjemna aura. ale zazdroszczę zapału do pracy :) Choć jak tak wszystko się zaczyna zielenić to i sił jest więcej :)
OdpowiedzUsuńSmętnie to wszystko zaczyna wyglądać w którymś momencie a jak się jeszcze popatrzy na wiosenne prace ulubionych to... zapał się udziela :D
UsuńYour forsythia looks healthy! Ours are blooming too. I understand wanting to work in the garden and the weather not cooperating when you have time off work. So much to do in the spring and the gardener wanting outside!
OdpowiedzUsuńHello My dear!
UsuńThank you very much. When forsythia bloom it is the truest spring. Kisses :)
A mnie to deszczu najbardziej brakuje. Kolejna sucha wiosna, roślinki cierpią...
OdpowiedzUsuńSuper,że mimo pogody kiepskiej, jaką przepowiedziałaś, wiosna już może u Ciebie gościć :-D
OdpowiedzUsuńU nas plany weekendowe poczynione z taką pieczołowitością rónież muszą być odsunięte w czasie... Pogoda typowo weekendowa :D Chyba zdążyłam się już przyzwyczaić, że jak mam wolne to leje :)
OdpowiedzUsuńSądziłam, że tylko u mnie weekend jest zimny, deszczowy. Dzisiaj ciąg dalszy. Ech, tyle planowaliśmy zrobić w ogrodzie. Wiem, że deszcz potrzebny wszystko się zieleni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)