Ciągle sobie obiecuję, że chociaż co drugi dzień coś skrobnę na blogu, od tak, aby pozostawić ślad w tym pamiętniku. Ogromnie podobają mi się blogi, na których każdego dnia coś się pojawia. Z ogromną przyjemnością zaglądam i czytam, to jak poranna czy po prostu codzienna prasa do przeczytania. Też tak bym chciała. Ale u mnie z tą konsekwencją jest na bakier. W życiu jestem konsekwentna, chociażby w tym, że prawie codziennie zaglądam do kompa z poranną herbatką. To już mój taki zwyczaj poranny. Mimo moich chęci jednak okazuje się, że jestem na tyle skromną osobą, że wolę czytać co dzieje się u innych niż pisać o swojej codzienności. [śmiech] Jak Wy to robicie, że codziennie coś nowego wstawiacie na bloga?
22.02. - Luty obój ciepłe buty, w naszym przypadku - kalosze. Mokro, śnieg stopniał w tempie błyskawicznym i pozostawił po sobie kałuże. Czy aby nie za wcześnie to nie wiem. Tak samo jak nie wiem czy już odkrywać rośliny czy jeszcze nie. Za to jak wyszłam na taras, to przywitało mnie miłe ciepełko. Patrząc na drzewa to wiatr od rana rządzi a taras osłonięty domem i jest bardzo przyjemnie na nim. Od jakiegoś czasu słyszę słowika. Mamy swojego własnego, jeśli można tak się wyrazić, który albo zamieszkał zaraz po nas, albo przed nami, bo minęło trochę czasu nim nauczyliśmy się wyróżniać go z ptasich odgłosów. Ale to nieważne kiedy przybył, ważne, że pozostał i że mieszka sobie z nami. Gdzie ma gniazdo to trudno powiedzieć mamy nadzieję, że w bezpiecznym miejscu. W każdym razie dzisiejszy poranek jest naprawdę ciepły, taki prawdziwie późno wiosenny. Uwielbiam wiosnę, to moja ulubiona pora roku, mimo, że zaczyna szarością i burością, ale mnie przede wszystkim zależy na plusowych temperaturach otoczenia, nie lubię chłodu, ziąbu ani mrozu.
Ale luty to również czas rozstania z moim kaczorkiem Bieniem i jedną ze świnek morskich. Pociesza mnie to, że mieli dobre życie, dobre i godne, szczególnie Bienio, który nie trafił do garnka, jako jedynego nie upolował lis i myślę, że naprawdę był szczęśliwą kaczuszką... moją kaczuszką... już nigdy żadna kaczuszka nie zdobędzie mojego serca tak jak On. W moim sercu pozostał na wieki ślad po nim. W tym miesiącu spełniło się jego największe marzenie - poleciał... wreszcie mógł się wzbić i pofrunąć wysoko, wysoko i lecieć tak długo na ile miał ochotę. Przyciąganie ziemskie już go nie dotyczy i kuper nie był za ciężki. Jest wolny i niczym nieograniczony. A mój prosiaczek jest na wiecznie, zielonej i soczystej łące wśród innych świnek i robi to co lubi najbardziej - objada się koniczynką i mleczem. Życie jest życiem... one są już tam, ja jestem tutaj i skupmy się nad życiem doczesnym, póki jest, póki trwa...
W oczekiwaniu na tę prawdziwą i pewną już wiosnę staram się nadrabiać tematyczne zaległości. Wspominałam w zeszłym sezonie, że był on eksperymentalny. Patio z kamieni, wprowadzenie niebieskiego koloru do ogrodu, malując pergolę, ale przede wszystkim eksperymenty z roślinami, jak wspomniane już ratowanie przemarzniętych cebul mieczyków, rozmnażania hosty z liści i rozmnażanie hortensji, o której napiszę dzisiaj.
Mam w ogrodzie hortensję bukietową (foto 1), odmiany mi nieznanej, kupiłam ją głównie z powodu zapewnień, że będzie duża i że na pewno nie przemarznie nieokrywana. Jako miejski spec ogrodowy a laik działkowy jak się szybko okazało nawet nie wiedziałam, jaki piękny skarb trafił w moje posiadanie. Rosła pięknie i rzeczywiście mroźne zimy jakie tutaj mieliśmy na odkrytym terenie nie dały jej rady. Podrzuciłam jej któregoś roku nawozu z popiołu węglowo-drzewnego i strzeliła w górę i wszerz niewiarygodnie dużo, zajmując całe przejście wokół siebie. Nagle część ogrodu stała się mała i ciasna. Przyszła w końcu pora na wiosenne cięcie i co tu zrobić? Szkoda mi było tych zielonych łodyg. Tyle się naczytałam o ukorzenianiu z wierzchołków, że postanowiłam spróbować. W ukorzeniacz do roślin zielonych i do wilgotnej ziemi do uprawy warzyw, kupnej, aby na pewno było jej dobrze. Pozostawiłam dwa listki u góry, resztę oberwałam i głęboko w ziemię. Ku memu zdziwieniu przyjęły się wszystkie. Byłam tak przejęta eksperymentem, że nie robiłam zdjęć. W ostatniej chwili, kiedy zaczęłam je rozdawać, postanowiłam zrobić pamiątkowe zdjęcia. Niektóre z nich postanowiły nawet zakwitnąć, ale nie dałam im. Pomyślałam sobie, że dla takiej młodziutkiej rośliny to nie jest dobrze już kwitnąć, niech dobrze rozwinie system korzeniowy i porządnie się rozrośnie, aby mieć siłę przetrwać zimę. Obecnie siedzą okryte liśćmi w ziemi i jestem ciekawa czy udało im się przezimować. Jeśli nie to bez problemu powtórzę eksperyment bogatsza o doświadczenie i może wtedy zatrzymam je w domu na zimę, aby na pewno dały sobie radę.
22.02. - Luty obój ciepłe buty, w naszym przypadku - kalosze. Mokro, śnieg stopniał w tempie błyskawicznym i pozostawił po sobie kałuże. Czy aby nie za wcześnie to nie wiem. Tak samo jak nie wiem czy już odkrywać rośliny czy jeszcze nie. Za to jak wyszłam na taras, to przywitało mnie miłe ciepełko. Patrząc na drzewa to wiatr od rana rządzi a taras osłonięty domem i jest bardzo przyjemnie na nim. Od jakiegoś czasu słyszę słowika. Mamy swojego własnego, jeśli można tak się wyrazić, który albo zamieszkał zaraz po nas, albo przed nami, bo minęło trochę czasu nim nauczyliśmy się wyróżniać go z ptasich odgłosów. Ale to nieważne kiedy przybył, ważne, że pozostał i że mieszka sobie z nami. Gdzie ma gniazdo to trudno powiedzieć mamy nadzieję, że w bezpiecznym miejscu. W każdym razie dzisiejszy poranek jest naprawdę ciepły, taki prawdziwie późno wiosenny. Uwielbiam wiosnę, to moja ulubiona pora roku, mimo, że zaczyna szarością i burością, ale mnie przede wszystkim zależy na plusowych temperaturach otoczenia, nie lubię chłodu, ziąbu ani mrozu.
Ale luty to również czas rozstania z moim kaczorkiem Bieniem i jedną ze świnek morskich. Pociesza mnie to, że mieli dobre życie, dobre i godne, szczególnie Bienio, który nie trafił do garnka, jako jedynego nie upolował lis i myślę, że naprawdę był szczęśliwą kaczuszką... moją kaczuszką... już nigdy żadna kaczuszka nie zdobędzie mojego serca tak jak On. W moim sercu pozostał na wieki ślad po nim. W tym miesiącu spełniło się jego największe marzenie - poleciał... wreszcie mógł się wzbić i pofrunąć wysoko, wysoko i lecieć tak długo na ile miał ochotę. Przyciąganie ziemskie już go nie dotyczy i kuper nie był za ciężki. Jest wolny i niczym nieograniczony. A mój prosiaczek jest na wiecznie, zielonej i soczystej łące wśród innych świnek i robi to co lubi najbardziej - objada się koniczynką i mleczem. Życie jest życiem... one są już tam, ja jestem tutaj i skupmy się nad życiem doczesnym, póki jest, póki trwa...
W oczekiwaniu na tę prawdziwą i pewną już wiosnę staram się nadrabiać tematyczne zaległości. Wspominałam w zeszłym sezonie, że był on eksperymentalny. Patio z kamieni, wprowadzenie niebieskiego koloru do ogrodu, malując pergolę, ale przede wszystkim eksperymenty z roślinami, jak wspomniane już ratowanie przemarzniętych cebul mieczyków, rozmnażania hosty z liści i rozmnażanie hortensji, o której napiszę dzisiaj.
Mam w ogrodzie hortensję bukietową (foto 1), odmiany mi nieznanej, kupiłam ją głównie z powodu zapewnień, że będzie duża i że na pewno nie przemarznie nieokrywana. Jako miejski spec ogrodowy a laik działkowy jak się szybko okazało nawet nie wiedziałam, jaki piękny skarb trafił w moje posiadanie. Rosła pięknie i rzeczywiście mroźne zimy jakie tutaj mieliśmy na odkrytym terenie nie dały jej rady. Podrzuciłam jej któregoś roku nawozu z popiołu węglowo-drzewnego i strzeliła w górę i wszerz niewiarygodnie dużo, zajmując całe przejście wokół siebie. Nagle część ogrodu stała się mała i ciasna. Przyszła w końcu pora na wiosenne cięcie i co tu zrobić? Szkoda mi było tych zielonych łodyg. Tyle się naczytałam o ukorzenianiu z wierzchołków, że postanowiłam spróbować. W ukorzeniacz do roślin zielonych i do wilgotnej ziemi do uprawy warzyw, kupnej, aby na pewno było jej dobrze. Pozostawiłam dwa listki u góry, resztę oberwałam i głęboko w ziemię. Ku memu zdziwieniu przyjęły się wszystkie. Byłam tak przejęta eksperymentem, że nie robiłam zdjęć. W ostatniej chwili, kiedy zaczęłam je rozdawać, postanowiłam zrobić pamiątkowe zdjęcia. Niektóre z nich postanowiły nawet zakwitnąć, ale nie dałam im. Pomyślałam sobie, że dla takiej młodziutkiej rośliny to nie jest dobrze już kwitnąć, niech dobrze rozwinie system korzeniowy i porządnie się rozrośnie, aby mieć siłę przetrwać zimę. Obecnie siedzą okryte liśćmi w ziemi i jestem ciekawa czy udało im się przezimować. Jeśli nie to bez problemu powtórzę eksperyment bogatsza o doświadczenie i może wtedy zatrzymam je w domu na zimę, aby na pewno dały sobie radę.
U nas dzisiaj też zapachniało wiosną!
OdpowiedzUsuńPogoda taka u nas licha, pada od wczoraj:(
OdpowiedzUsuńPięknie kochana, gratuluje wyhodowania własnych sadzonek hortensji, super:) a jaka radość podarować bliskim coś swojego, wyhodowanego :) Miłego wieczoru
U Ciebie już prawdziwe przygotowania do wiosny :) Już nie mogę się doczekać Twojego ogrodu wiosną :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Myślę, że z odkrywaniem można spokojnie jeszcze poczekać. Na przedwiośniu pogoda lubi być kapryśna :(
OdpowiedzUsuńDziękuję z poradę :)
UsuńAgatko nie odkrywaj jeszcze roślinek, szczególnie tych najbardziej wrażliwych, te wiosenne przymrozki są najbardziej zdradliwe. W dzień słonecznie i ciepło, w pędach zaczynają krążyć soki, roślinka rwie się do życia, a w nocy przychodzi przymrozek i sprawa załatwiona ... A podejrzewam, ze chyba byłoby za pięknie, gdyby już mrozów nie było...
OdpowiedzUsuńKochana, gratuluję sukcesów w rozmnażaniu hortensji :))
Ściskam serdecznie, Agness:)
Dziękuję z poradę :)
UsuńI ja podziwiam osoby, które codziennie coś wstawiają na bloga...
OdpowiedzUsuńU mnie także zapachniało wiosną, ale chyba za wcześnie, żeby się cieszyć na całego...
Cudownie rozmnożyłaś sadzonki hortensji, a sama roślina jest naprawdę godna uwagi.
Życzę miłego tygodnia, pozdrawiam :)
Nie dałbym rady codziennie dawać coś nowego na bloga. Nie robiłam tego od początku jego prowadzenia. Jest przecież życie poza nim. Piszę, kiedy mam na to ochotę i nie traktuję jako obowiązek. Zainteresowałaś mnie sposobem rozmnażania hortensji. Muszę też spróbować. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńi ja mam ulubioną hortensję, białą Anabell. Obiecuje sobię, ze tej wiosny rozpieszczę ją jeszcze bardziej, chociaż zawsze była moim oczkiem w głowie...
OdpowiedzUsuń:)
piękny Twój opis zwierzęcych przyjaciół, bardzo bliski mi tekst...
czasem rzadko piszemy posty, a czasem te kilka zdań codziennie pozwala zmienić punkt odniesienia, pośród szarej( choć niekoniecznie :)) codzienności... Co stałego po prostu.... Ja chciałabym wprowadzić jeszcze codzienne wyjście na krótki spacer, ale muszę poczekać na bardziej wiosenną aurę. Bo zdecydowanie domowy skrzat ze mnie.
pozdrawiam serdecznie. Ogrodowy post, całkiem na czasie... :)
Bardzo lubię hortensje. Ale nie nadają się na balkon. A ta Twoja jest taka piękna.
OdpowiedzUsuńA przy przygotowywaniu regularnych wpisów przydaje się opcja opóźnionego publikowania...
Proszę, odezwij się do mnie, bo nie mam kontaktu do Ciebie...
UsuńU nas chłodny wiater a wiosna powoli idzie.
OdpowiedzUsuńTak codziennie to chyba nie byłoby o czym tak ciekawie,pięknie pisać hehe ja bardzo przepraszam, ale trzeba czasu, żeby zrobić np sadzonki, trzeba popatrzeć na wiosnę... itd.A może myślę tak, bo nie mam doświadczenia i dlatego pisanie i myślenie zajmuje mi więcej czasu :-D nie chciałam urazić nikogo jakby co. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSlicznie napisałas o Swoich małych przyjaciołach. Zwierzęta tak krótko żyją, a my się do nich przywiązujemy całym sercem.
OdpowiedzUsuńHortensje bardzo lubię, mam ich dużo w ogrodzie.Lubię suszyć kwiaty i układać z nich bukiety.
Tęsknię za wiosną:)
Pozdrawiam ciepło.
Muszę koniecznie kupić bukietową, bo moje zwykłe okrywam, a to gniją, a to przemarzają, takie mam księżniczki!
OdpowiedzUsuńJa też mam kilka hortensji,które próbuję ukorzenić-jednak coś ostatnio listki schną:(W tym roku nie okrywałam hortensji ale jakoś dały radę choć chyba nie zakwitną bo przemarzły paczki.
OdpowiedzUsuńtez lubię takie blogi gdzie ciagle mozna coś nowego przeczytać zobaczyć.. ja niestety nie znajuje na to czasu:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dużo udało Ci się ukorzenić sadzonek hortensji, jesteś zdolną ogrodniczką. Także lubię hortensje bukietowe. W swoim ogrodzie mam kilka krzaczków. Są one niezawodne,bo co roku zakwitają. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSliczna ta hortensja.
OdpowiedzUsuńA Ty masz zielone rece, ze Ci sie udlo ja tak dobzre posadzic, utrzymac i jeszcze uzyskac sadzonki)
Marzy mi sie taka.
Ale u nas hortensjom -za goraco..
Serdecznosci Agatko sle.
O, to widzę, że nie tylko ja jestem taka mało systematyczna ;)
OdpowiedzUsuńJak Ci się przyjmą, a na pewno tak będzie ;) te hortensje, to będziesz miała przepiękny ogród :)
Mi taka byle jaka pogoda się nie podoba :( I niech będzie albo zima, albo wiosna. A nie takie nie wiadomo co...
Pozdrawiam :*
Jak ostatnio pojawiło się słoneczko i usłyszałam świergot ptaszków, to też od razu poczułam wiosnę :).
OdpowiedzUsuńTeraz niestety jest dalej szaro, buro i ponuro, a do tego pada ni to śnieg ni deszcz ...
Twoim zwierzątkom na pewno jest teraz dobrze ...
Może niedługo otworzysz jakaś szkółkę krzewów :).
Ja też szukałam przez długi czas hortensji bukietowej,ale nie miałam szczęścia,bo po kwitnieniu okazywało się,ze to nie ta wymarzona,Ostatnio kupiłam jeszcze jeden okaz i jeżeli będzie taka ,jak na zdjęciu,to będę szczęsliwa.Ale nie wiedziałam,że w taki sposób można zrobić zaszczepke, hortensji.Ja też bardzo bym chciała codziennie coś napisac,ponieważ lubię takie systematyczne zapiski,ale ,niestety,nie udaje się.
OdpowiedzUsuńTe sadzonki wyglądają na silne i zdrowe - będą z nich cudne kwiaty! U nas też wiosna daje już znaki życia - rosną przebiśniegi, kiełkują krokusy, tulipany, żonkile, a w ogródku zakiełkował szczaw z poprzedniego roku i szczypior. Pięknie to wygląda! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz o ogrodzie i zwierzętach, wszystko sobie wyobraziłam, choć jestem mieszczuchem.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam ze tak można, moze i ja na wiosnę spróbuje. Każda tak można ukorzenic? Bo bym i "ukradła" sąsiadowi ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak.
UsuńFajna porada,też skorzystam,ciekawa z jakim efektem,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa marzę o hortensjach. A nie mam na razie ani jednej. Chyba pora to zmienić.
OdpowiedzUsuńGratuluję sukcesu w rozmnażaniu, bo to nie jest chyba takie łatwe.