Obraz mego domu po ambitnych, męskich pracach zaowocował książkowym postem i moim spotkaniem z Jane Austen dla ukojenia nerwów, co z kolei wykluczyło mój pierwotny zamysł aby jesienno leśny temat rozłożyć na dwa posty. Ale to drobiazg i gdybym o tym teraz nie wspomniała za pewne nikt by tego nie zauważył. W każdym razie ten post jest kontynuacją tego tutaj . Zaczynamy...
Jesień to czas, kiedy las najczęściej obfituje w grzyby. Miło kiedy są to grzyby przez nas zbierane lub po prostu jadalne.
Do lasu wybrałam się jednak z zupełnie innego powodu a mianowicie w poszukiwaniu jesiennych darów, aby zabrać je do pracy i pokazać moim podopiecznym. Uważam, że jeśli mieszka się w sąsiedztwie lasu szkoda wręcz nie skorzystać i nie czerpać z niego dobrodziejstw. Widzę jednak, że myśl ściąga mnie ciągle ku grzybom... Niech im będzie :P Traf chciał, że podczas poszukiwania żołędzi i szyszek natrafiałam ciągle na grzyby. Nie ładnie by było ich nie pozbierać. Przybycie posiłków w osobie męża opisałam w części pierwszej. On zbierał do swojego koszyka te jadalne, ja jak to ja pstrykałam zdjęcia każdemu, które w jakiś sposób zachwyciło mnie swym wyglądem. Ten muchomorek po prostu sobie okazale stał na środku malutkiej polany i uśmiechnął się do mnie. Dawno już nie miałam okazji widzieć tak dorodnego muchomorka. Spacerując po lesie i penetrując ściółkę leśną po raz drugi tego roku doświadczyłam nowego odczucia, dziwnej emocji w momencie, kiedy rozglądając się wokoło moje oczy rozpoznawały znajomy kapelusz. Za pierwszym pobytem w lesie to uczucie mi umknęło, za późno zwróciłam na niego uwagę, za drugim razem w pewien sposób się na niego zaczaiłam, mając go po prostu w pamięci i czekając czy się znów pojawi. I pojawiło się. Uczucie dość ciekawe. Takie nagłe, gwałtowne emocjonalne uniesienie - o jest grzyb!, opadające zaraz po chwili i pojawiające się znów w momencie ujrzenia kolejnego. Kiedy znajduje się grzyby w grupie nie powstaje u mnie ta emocja, za to w mężu rozrasta się do ogromnych emocji mających ujście wręcz w dźwiękach.
Tak mi się przypomniało jak o nich piszę, że są nawet zwolennicy teorii, że grzyby przyleciały do nas z kosmosu w sensie, że nie powstały w procesie ewolucji Ziemi, bo ich sposób rozmnażania, jest zadziwiający, gdyż tworzy od czterech do dwunastu płci.
Jestem w tej kwestii laikiem więc mogę tylko pokiwać głową z podziwem dla samej szerokiej gamy płciowej i dziękować naturze, że u nas są zaledwie dwie, które i tak przysparzają wielu problemów naszemu gatunkowi w swym procesie istnienia. Wracając na Ziemię... łuskając raz za razem grzybowe kapelusze w leśnym pokryciu i za pewne przez to iż co i rusz wąchałam sobie znalezionego grzybka, pojawiała się u mnie nie przeparta chęć ugorowania grzybowej. Ale nie byle jakiej grzybowej tylko takiej z najprawdziwszych, świeżych podgrzybków, wprost zebranych z lasu. Tym samym uświadomiliśmy sobie, że do tej pory grzybowego sezonu nie otworzyliśmy tą zupą. Nie robiłam zdjęć pławiącym się kapeluszom w naszych talerzach, ale nie trudno sobie wyobrazić ten zapach i sam smak potrawy.
A ja znów chciałam napisać o czymś innym ale grzyby znów zdominowały moje myśli i wyszło o nich. Jak to w powiedzeniu - do trzech razy sztuka, mam nadzieję, że kolejnym razem jak zacznę opisywać tę leśną wycieczkę uda mi się napisać o tym co chcę... :)
Jesień to czas, kiedy las najczęściej obfituje w grzyby. Miło kiedy są to grzyby przez nas zbierane lub po prostu jadalne.
Do lasu wybrałam się jednak z zupełnie innego powodu a mianowicie w poszukiwaniu jesiennych darów, aby zabrać je do pracy i pokazać moim podopiecznym. Uważam, że jeśli mieszka się w sąsiedztwie lasu szkoda wręcz nie skorzystać i nie czerpać z niego dobrodziejstw. Widzę jednak, że myśl ściąga mnie ciągle ku grzybom... Niech im będzie :P Traf chciał, że podczas poszukiwania żołędzi i szyszek natrafiałam ciągle na grzyby. Nie ładnie by było ich nie pozbierać. Przybycie posiłków w osobie męża opisałam w części pierwszej. On zbierał do swojego koszyka te jadalne, ja jak to ja pstrykałam zdjęcia każdemu, które w jakiś sposób zachwyciło mnie swym wyglądem. Ten muchomorek po prostu sobie okazale stał na środku malutkiej polany i uśmiechnął się do mnie. Dawno już nie miałam okazji widzieć tak dorodnego muchomorka. Spacerując po lesie i penetrując ściółkę leśną po raz drugi tego roku doświadczyłam nowego odczucia, dziwnej emocji w momencie, kiedy rozglądając się wokoło moje oczy rozpoznawały znajomy kapelusz. Za pierwszym pobytem w lesie to uczucie mi umknęło, za późno zwróciłam na niego uwagę, za drugim razem w pewien sposób się na niego zaczaiłam, mając go po prostu w pamięci i czekając czy się znów pojawi. I pojawiło się. Uczucie dość ciekawe. Takie nagłe, gwałtowne emocjonalne uniesienie - o jest grzyb!, opadające zaraz po chwili i pojawiające się znów w momencie ujrzenia kolejnego. Kiedy znajduje się grzyby w grupie nie powstaje u mnie ta emocja, za to w mężu rozrasta się do ogromnych emocji mających ujście wręcz w dźwiękach.
Tak mi się przypomniało jak o nich piszę, że są nawet zwolennicy teorii, że grzyby przyleciały do nas z kosmosu w sensie, że nie powstały w procesie ewolucji Ziemi, bo ich sposób rozmnażania, jest zadziwiający, gdyż tworzy od czterech do dwunastu płci.
Jestem w tej kwestii laikiem więc mogę tylko pokiwać głową z podziwem dla samej szerokiej gamy płciowej i dziękować naturze, że u nas są zaledwie dwie, które i tak przysparzają wielu problemów naszemu gatunkowi w swym procesie istnienia. Wracając na Ziemię... łuskając raz za razem grzybowe kapelusze w leśnym pokryciu i za pewne przez to iż co i rusz wąchałam sobie znalezionego grzybka, pojawiała się u mnie nie przeparta chęć ugorowania grzybowej. Ale nie byle jakiej grzybowej tylko takiej z najprawdziwszych, świeżych podgrzybków, wprost zebranych z lasu. Tym samym uświadomiliśmy sobie, że do tej pory grzybowego sezonu nie otworzyliśmy tą zupą. Nie robiłam zdjęć pławiącym się kapeluszom w naszych talerzach, ale nie trudno sobie wyobrazić ten zapach i sam smak potrawy.
A ja znów chciałam napisać o czymś innym ale grzyby znów zdominowały moje myśli i wyszło o nich. Jak to w powiedzeniu - do trzech razy sztuka, mam nadzieję, że kolejnym razem jak zacznę opisywać tę leśną wycieczkę uda mi się napisać o tym co chcę... :)
Miłej niedzieli wszystkim odwiedzającym życzę :D
Już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam na grzybach ?! Znawca ze mnie żaden, prędzej przejdę obok albo zadepczę ;) Za to doskonale pamiętam uczucie towarzyszące mi po powrocie z grzybobrania - zamykasz oczy i .... dalej widzisz grzyby ;) Pozdrawiam - M.
OdpowiedzUsuńA moja rodzina nie może się już doczekać tarty grzybowej. Niestety, z powodu suszy, do tej pory grzybów u nas było jak na lekarstwo. Od wczoraj wreszcie troszeczkę pada i utrzymuje się 10 C, a więc do lasu :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam grzybową ale niestety w tym roku grzybków u mnie nie ma i chyba już nie będzie.miłej niedzieli.
OdpowiedzUsuńŚwietnie czyta się ten blog :-). Gratuluję lekkiego pióra i weny twórczej. Aż zachciało mi się pobiec do lasu w poszukiwaniu grzybków ale tych u nas w tym roku nie ma. Susza zrobiła swoje, niestety. Może za kilka dni coś się zmieni bo popadało i jest dość ciepło.
OdpowiedzUsuńLubię czytać dobrą lekturę i będę tu zaglądać :-). Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję za bardzo miłe i krzepiące słowa :) Zapraszam :)
UsuńAgatku,nie przyszło Ci do głowy,żeby zebrać wszystkie swoje opowieści i wydać? jesteś świetnym gawędziarzem! A u mnie grzybów niet. Zresztą i tak bym nie chodziła,nie lubię naszych lasów,są ciemne,niskie no i kleszcze,których brzydzę sie nieprzytomnie. Do lasu uwielbiam chodzic w zielonogórskim. Za dwa tygodnie tam jade i może jeszcze zdążę pochodzić.
OdpowiedzUsuńTak, ku temu zmierza mój blog. Wydając pierwszą książkę o tematyce kryminalnej odkryłam, że na bakier u mnie z opisem i właśnie szlifuję :P
UsuńBardzo ciepło na sercu mi się zrobiło czytając twój komentarz, dziękuję :))))
Uwielbiam zbierać grzybki, jednak niestety w tym roku słabiutko z nimi na moich terenach.
OdpowiedzUsuńUrocze leśne fotki, gratuluję zbiorów :))
Pozdrawiam cieplutko :)
Pitu - pitu, chlastu - chlastu, jestem grzyb płci dwunstu, he, he. Rany, od dzisiaj patrzę innym okiem na podgrzybki! Wypraw do lasu strasznie zazdraszczam, u mnie strasznie miejsko, do prawdziwego grzybnego lasu to wyprawa.:-( A połaziłabym po lesie chętnie mimo paskudnawego deszczyku.
OdpowiedzUsuńhahahahahaha
UsuńCudny spacer po lesie dzięki. A te emocje przy znajdywaniu grzybów pamiętam z dzieciństwa. : )
OdpowiedzUsuńWlasnie sie wybieramy do lasku na spacer moze przy okazji cos znajdziemy:) milej niedzieli
OdpowiedzUsuńU Ciebie grzybowo, a ja wciąż nie opowiedziałam swojej historii z wyprawy do lasu, gdzie najbardziej zachwycały mnie trójaki, bo one są takie ładne i wdzięcznie pozują do zdjęć :-)
OdpowiedzUsuńThere is a whole world of fungi out there about which I know painfully little, but I am trying to remedy this gap in my knowledge by doing some serious study.Thanks for sharing these images.
OdpowiedzUsuńMiło się czyta Twoje opowieści. Bardzo lubię zbierać grzyby i wędrować po lesie. W tym roku jednak wysypu u nas nie było, za to grzybiarze chodzą stadami.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Dziękuję bardzo za tak krzepiące słowa :)
UsuńJak miło zobaczyć grzyby. Wprawdzie na zdjęciu, ale to już coś. U nas nie ma ani jednego i chyba już nie będzie:):):):)
OdpowiedzUsuńOj dawno już nie byłam na grzybach. W ogóle dawno już nie byłam w lesie, trzeba by się wybrać by poszukać w nim kolorowej jesieni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Niezwykłe wywody o grzybach kochana począwszy od płci po dźwieki ekstazy zbierających:)) Ja równiez z moim M byłam w sobote na grzybach, to znaczy na grzybach był mój M ja byłam na szyszkach, gałązkach, listkach i mchu:)) ale tez było fajnie...pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńP.s. to znaczy ja zbierałam wyżej wymienione...zeby nie było !!
OdpowiedzUsuńNo niezle-niby susza a tu takie cudeńka pokazujesz:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUwielbiam zbierać grzyby! Nawet w tym sezonie sporo ich nazbierał mój mąż, a ja przerobiłam na sos, zupkę i marynatkę. W tym roku mam uraz kleszczowy, bo mój M miał boreliozę. Ja mam uraz, a on chodzi po lesie i się nie przejmuje kleszczami. Tacy są niektórzy męszczyźni:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Fajna opowieść o grzybach. Mnie w tym roku też wzięło na zbieranie. Szczególnie zachciało
OdpowiedzUsuńmi się maślaków i mam kilka słoiczków, zupa grzybowa też była.
Pozdrawiam.
Ja chcę na grzyby!
OdpowiedzUsuńI - co gorsza - wiem, że to na razie nierealne...
Kochani :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tak liczne odwiedzanie mojego bloga. Każdy miły komentarz z dowolną dawką optymizmu jest u mnie za wsze na wagę złota. Jest mi ogromnie miło, że zaglądacie, że chce Wam się czytać te wszystkie linijki, wiem, że nie każdy jest zwolennikiem literackich blogów, tym bardziej jest mi miło, że mam tylu stałych czytelników.
Naszemu lasowi też przypięto łatkę , że nie ma w nim grzybów, a są. A tam gdzie rzeczywiście nie ma to życzę aby jednak jeszcze w tym roku się na tyle pogoda wyklarowała, żeby były :)
Macie rację, że można przejść cały las i nic się nie znajdzie a trafi się miejsce gdzie jest akurat ich wysyp i raz dwa uzbiera się koszyk. Tak to już jest z nimi. Ja - laik grzybowy zaczynam zauważać zbieżność miejsc, które są siedliskiem danych grzybów. Nie odkryłam ameryki wiele publikacji jest już na ten temat ale rzeczywiście mogę potwierdzić prawdziwość tych poglądów. Miałam w tym roku pięć minut sławy, kiedy to ujrzawszy dogodny teren, skręciłam w niego i ku wielkiemu podziwu mego męża- wieloletniego grzybiarza, weszłam właśnie na wysyp jakiś grzybów, jadalnych... podgrzybków? tu musicie mi wybaczyć niewiedzę, ale zupełnie nie wyznaję się w ich nazwie. Kapelusik taki czy inny byle miało gąbkę a z tą gąbką też trzeba uważać, bo jest jakiś wyrodek gąbkowy, którego się nie je. Zostawiam to mężowi. :)
Uwielbiam chodzić po lesie..... tylko dla samego chodzenia, obserwowania przyrody i dotleniania ! Wstyd się przyznać ale w tym roku jeszcze nie byłam......i może właśnie dlatego odczuwam jesienne zmęczenie....
OdpowiedzUsuńTwoje znalezione grzybki to prawdziwe okazy a muchomorek bardzo fotogeniczny !
Pozdrawiam serdecznie :)
Grzyby :) Zbierać uwielbiam :) Jeść również, tylko to, co pomiędzy jakoś mnie mało bawi ;)...
OdpowiedzUsuń