niedziela, 30 sierpnia 2015

Arka w piórach

Lato a przede wszystkim jego schyłek nie nastraja mnie do siedzenia przed kompem i to miejsce nazwane przeze mnie Arką pochłania sporo czasu i widzę, że robią mi się tematyczne zaległości, ale jak to pewnie każdy, pocieszam się złudnym przekonaniem, że ,,zimową porą będzie więcej czasu i się nadrobi zaległości:".
Nim nadejdzie zima chciałam jednak dziś napisać na temat mojego drobiu. Kiedy wiosną lis wydusił mi kury a wcześniej zdziesiątkował kaczki, przy życiu ostał się tylko Bienio, kto by pomyślał, że kulawa kaczka przetrwa najdłużej, to bardzo wpieraliście mnie duchowo na blogu za co jestem Wam bardzo wdzięczna. I myślę sobie, że tym bardziej nieładnie, nie napisać o tym, że znów mam, że znów kwaczy i gdacze mi na kurzym wybiegu. 


Kogut tak smętnie wyglądał w kurniku, bał się wychodzić z niego, apetyt miał ale jadł chyba z nerwów albo z przyzwyczajenia. Nosiłam się już z zamiarem ubicia go na rosół i oszczędzenia mu samotności i tym samym zakończyć naszą tutaj hodowlę drobiu i nigdy więcej do niej nie wracać. Oczami wyobraźni miałam kurnik zamieniony w warzywnik z pękatymi dyniowatymi, którym na bank byłoby dobrze w tej jakże bogatej w składniki odżywcze glebie.  Teren ogrodzony, żaden pies by mi nic nie zniszczył, a z szopek miałabym po lekkim dostosowaniu wspaniałe składziki ogrodnicze i wreszcie swój własny, kącik ogrodniczy i skończyłby się problem z moją przeogromną kolekcją doniczek. 

Ale kogutek mimo swego wielkiego smutku codziennie piał jak zwykle z kurnika i mimo ogromnej żałoby prowadził w miarę normalne życie a przede wszystkim uczestniczył w tym swoim życiu. Siedział razem z Bieniem aby obydwu było raźniej. Patrząc na niego widzę całe pokolenie kur i kogutów jakie mieliśmy przyjemność posiadać. Jest przodkiem pierwszego kogutka Jarzębatego, który wręcz się z nami oswoił, można go było brać na ręce, chodził przy nodze. Patrząc na niego widzę różne śmieszne zdarzenia, jakie miały miejsce z poszczególnymi kurami. Nie wiem ile będzie żył, czy coś go nie złapie ale... a może właśnie zwieńczeniem tych wszystkich historii powinien być właśnie rosół z jego udziałem? Jako jedyny przeżył abyśmy mogli go zjeść - wspaniała puenta dla rozbitków, którzy na pograniczu śmierci głodowej zjadają pierzastego przyjaciela, który poprzez swoją śmierć ofiarowuje ludziom siłę do życia.
Ale moja Arka nie jest bezludną wyspą a my nie jesteśmy umierającymi rozbitkami i ku przerażeniu kogutka do kurnika przybyły kurki. Dlaczego przerażeniu? Bo pierwsze trzy jakie zakupiliśmy bezmyślnie były koloru jasnego brązu i jak weszły do kurnika to kogut po prostu zaszył się w kąt szopy myśląc chyba, że to znów lis. No niefortunnie dobraliśmy kolor nowych mieszkanek. One zadamawiały się na dole a on siedział przez tydzień na półce z sianem i chyba tylko schodził do jedzenia. 
 Czym prędzej staraliśmy się naprawić błąd i szukając kurek w innym upierzeniu natknęliśmy się na cudo! Tak jak swego czasu oczarowała mnie rasa bialutkich kur jajecznych tak na widok tych stanęłam zauroczona ich pięknem.
  Właścicielka nazywa je ,,krówkami". Z nazwy ogólnej to ,,Tęczówki". Jako, że pochodzą z jakiegoś skrzyżowania sporną jest kwestią czy nazywać je rasą czy raczej odmianą. Ja się w nich oczywiście zakochałam czego nie można powiedzieć o kogutku, który raczej omija je dużym łukiem uważając za dziwadło. Czekam aż osiągną dorosły wiek i wtedy zobaczymy jak się ich znajomość rozwinie. Po dość długim okresie zaczął ,,stykać się" z mieszkankami ale na zasadzie przebywania obok nich. Ja go doskonale rozumiem.
Sama patrząc na nowe stado kur nie czułam tej więzi zbudowanej na wspólnych przeżyciach, na wyhodowanych pokoleniach. To jakieś obce kury. I pewnie kogutek też to czuł. W każdym razie zdecydowanie bardziej preferuje te, które kojarzą mu się z rodzimym stadem. Czasu potrzebował też aby odkryć, że jako jedyny kogut teraz on jest głową stada i na niego spadają obowiązku głównego koguta. 
Idąc za ciosem, kupiliśmy też kaczki dla Bienia, aby też nie czuł się taki samotny. Jeśli ktoś pomyślał, że nie nadaję się do życia na wsi, to absolutnie ma rację - nie nadaję się i doskonale o tym wiem.  
Tak więc, znów nam gdacze i kwacze na podwórku, chociaż może z tym kwaczeniem to niekoniecznie bo te kaczki, może dlatego, że są jeszcze młode ale one jakby popiskiwały. Odmiana królewska czy dworska, którą mieliśmy o zielonych dziobach to od małego kwakała i przyznam się, że tęsknię na tym kwaczeniem. Te są za ciche a jak się odzywają to mam wrażenie jakbym miała jakieś zmutowane gęsi.  Zwlekałam z napisaniem o nich bo ciągle się bałam, że znów lis przyjdzie, zagryzie i to co napisałam będzie wspomnieniem... nadal się boję, to taka przykra niewiadoma. Mamy już konkretny projekt w głowach na temat woliery dla kur na kurzym wybiegu ale jego realizacja uzależniona jest od funduszy, więc nie wiadomo, kiedy zostanie zrealizowany.
Mamy też znów swoje jaja co mnie najbardziej cieszy bo po to trzymamy kury. Po co trzymamy kaczki? Też dla jaj, mąż uwielbia je, są wspaniałe do ciast, my akurat dodajemy do naleśników i placów. Obecnie trzymane są dla towarzystwa Bienia, a Bienio mieszka z nami na tej samej zasadzie co Melcia. W jego przypadku jest moim podwórkowym łabędziem. Bienio jest kaczką oswojoną i wytresowaną, w zależności jaką tonacją głosu i prędkością ,,kwakania" odezwę się takie wykonuje polecenia, proste: do kurnika, chodź. Ale wykonuje. Chociaż po wakacyjnej opiece przez Miśków trochę mi zdziczał, mam nadzieję, że jednak się to jeszcze unormuje w myśl ,,czym skorupka za młodu nasiąknie". Aczkolwiek dodam tak na wszelki wypadek, że kupiłam go gdy był małą kaczuszką wraz z królewskimi, nie wysiadywałam jaja.

Serdecznie pozdrawiam :) 

37 komentarzy:

  1. Wiesz fajny zwierzyniec masz:)szkoda by było żeby lis chwycił.my też mieliśmy zgraje kur kaczek i krolików- wszystko miało imiona.najlepszy był bolek i lolek z kaczek- niesamowita parka i kogut ktory poszedł na rosoł bo był tak zazdrosny o kury że nie dawał pozbierać jajek.szkolcie te swoją bande pieskow.u nas ile mogły tyle ratowały...były kuny szczury jastrząb inne psy aż w końcu zrezygnowaliśmy bo zboże strasznie drogie:( może jeszcze kiedyś:)chociażby dla dobrej ziemi i jaj:)miejcie trzymajcie nie dajcie sie...macie cudowne miejsce i wspaniały zwierzyniec;)
    Udanej niedzieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My kupujemy ziarno, nie mamy prawdziwego gospodarstwa i nasz drób bazuje na odpadach kulinarnych naszych i zabieranych zlewek z pobliskiego przedszkola, więc nie kosztuje nas dużo utrzymanie ich.

      Usuń
  2. Pięknie opisujesz ten swój inwentarz, ktoś by pomyślał co tam przecież to tylko drób. Czytając Twoją historię mam wrażenia jakbyś pisała swoich przyjaciołach lub rodzinie. Dobrze, że kogutek pozostał a na lisa musisz znaleźć sposób. :) pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Jedzenie zwierząt jest rzeczą normalną ale sposób w jaki się do nich podchodzi jest sprawą najważniejszą.

      Usuń
  3. Masz miłą ptasią rodzinkę :)) Ja też kiedyś miałam taki zwierzyniec, choć sam kogut niemiło mi się kojarzy, bo mnie zaatakował, jak byłam dzieckiem...
    Pozdrawiam Cie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koguty potrafią być wredne. Właśnie sama zastanawiam się czy nie sprowadzić na podwórze koguta z agresywnej rasy i może on poradzi sobie z intruzami?

      Usuń
  4. NIe wysiadywałaś?? "))
    Tak się zastanawiałam trochę co bedzie u Ciebie w kwestii kurek.
    Mam nadzieję, że stadko się rozbuduje i będzie tak samo "swoje" jak poprzednie.
    To ostatnie zdjęcie - cudne ;)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      No nie wysiadywałam, błąd! Tak to odziedziczył by moje geny i poradziłby sobie z lisami :)))))

      Usuń
  5. Jesteś super Gospodynią!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to słyszeć ,ale niestety daleko mi do tego :)))

      Usuń
  6. Myślę, że nadajesz się do życia na wsi, gdyż Twoje opowieści podwórkowe są takie naturalne, przepełnione ogromną wrażliwością i troską o cały ten zwierzyniec. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troska o zwierzęta wyklucza klasyczne życie na wsi :)

      Usuń
    2. Kiedyś rzeczywiście tak było. Zwierzęta służyły do pracy lub jako pokarm, i ostatnie co gospodarzowi wpadłoby do głowy- to przyjaźń z nimi. Sądzę, że zaczyna to się zmieniać. Dużo "miastowych"emigruje na wieś i tworzą oni nowe relacje między ludźmi a gospodarskimi zwierzętami. I to jest fantastyczne! W tym kontekście jesteś nie tylko świetną gospodynią, ale i prekursorką nowego Wiejskiego Życia;)

      Usuń
  7. No to Arka odżyła wrócił drób i dobrze bo wieś bez inwentarza to nie wieś a nie wszystko trzeba zjadać.Mój wujek hoduje kury a potem sprzedaje na targu za dużą kase a sam woli kupic w supermarkecie:)bo za to co dostanie ma 4 sklepowe:)echNa pewno zwierzyniec zajmuje czas ale jeśli to chce sie robić to lepsze niż siedzenie bezmyślnie przed tv i oglądanie wkółko tego samego:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem twojego wuja, my też rzadko zjadamy nasz drób, jakoś tak... nie umiemy.

      Usuń
  8. Wspaniała gromadka! Mieszkając jeszcze na Mazurach lubiłam obserwować kury, gęsi... Tych drugich zbytnio nie kochałam, bo każde wakacje miałam przez nie zrujnowane (trzeba było je paść na łące i pilnować, żeby w szkodę sąsiadowi nie weszły).Koguty u nas zbyt długo się nie utrzymywały, każdego doprowadziłam do szaleństwa, także musiał biedak wylądować przedwcześnie w rosole...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie jest obserwować ich życie, tak fajnie dostosowują się do tego co im oferujemy :)

      Usuń
  9. Kiedyś miałem kaczuszki i kurki, ale dziś, to tylko miłe wspomnienie z dzieciństwa. Popieram Basię: jesteś super gospodynią! :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :) :)

    OdpowiedzUsuń
  10. What a cute little hen, Agatek. Or is it a rooster? Either way, it's a cutie. Susan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We have hens for eggs mainly. The cock is one to adorate his ladies.

      Usuń
  11. Cudownie :) Cuuudoooooownie :) Niech gdaczą i kwaczą jak najwięcej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ładna gromadka! Miło się czyta Twoje opowieści, widać że wkładasz we wszystko dużo serca.
    Dziękuję Ci za odwiedziny i serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja dziękuję za odwiedziny i miłe słowa. Pozdrawiam :)

      Usuń
  13. Niech nowy nabytek dobrze się chowa.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Odpowiedzi
    1. :))))) My też tak bysmy mieli gdyby nie moja miłość do kaczek :)

      Usuń
  15. zawsze czekam na doniesienia i wieści ze "zwierzyńca"- fajnie się czyta! serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  16. Cieszę się, że nikt nie skończył w rosole:D Nie wiem, czy to by było zwieńczenie historii rozbitków, bo jednak zawsze natura w końcu zwycięża, a tak jest pełna symbioza:)) Ściskam Cię mocno i trzymam kciuki za żywotność inwentarza:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Cały czas myślę o kurach, w sensie żeby je mieć oczywiście. Ale mam też znajomą lisicę , która nocami odwiedza nasze podwórko bez krępacji. I z powodu tego właśnie tych kur jeszcze nie ma. Ale jak zbudujemy już wszystko dla kóz, to potem powstanie porządnie zabezpieczony kurnik. I jajka będą swoje wreszcie...
    Bardzo mi szkoda kogutka i Bienia - ależ mieli traumę.
    Serdeczności ślę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :)
      Oni przynajmniej przeżyli :) Ogólnie to kury się na noc zamyka, więc jeśli tylko lisiczka przychodzi nocą to nie widzę problemu. :)))

      Usuń
  18. Wspaniale że Twoja gromadka powiększyła się :)) To zwierzątka stadne i na swój sposób są szczęśliwe żyjąc stadzie wśród swoich ziomków. Poza tym każdy powinien żyć w rodzinie więc kogutek i Bienio teraz też mają adoptowaną rodzinkę :))
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  19. Masz wspaniałą gromadę, ale podziwiam Ciebie, że świetnie dajesz sobie z tym wszystkim radę.

    OdpowiedzUsuń