Przez pierwsze dwa tygodnie swojego życia kózki siedziały w szopie. Kapryśna pogoda nie sprzyjała naszym zdaniem na ich pobyt, na świeżym powietrzu. A to wietrznie, a to popadało, a to chłodno... niby mają sierść, ale w brzuchu mamy miały ciepło i bezwietrznie. W dodatku wcześniej, oczekując wykotu u sąsiada, dowiedzieliśmy się smutnej wiadomości, że z obfitego porodu dwóch kózek, przeżyło jedno. Tym bardziej staraliśmy się jak najlepiej zaopiekować dziećmi Melci. Ona sama jakoś nie garnęła się zbytnio do wychodzenia ze swojego domku. W sumie to nie było do czego. Zielonego jak na lekarstwo, aura taka sobie. Drugim powodem to były wiosenne kocie harce. Mimo wysterylizowania trzech kocic a jednej podajemy tabletki, kocury chyba z przyzwyczajenia ciągle oblegają nasze podwórko. Nie wiadomo jakie choróbska rozsiewając. Dlatego też trzymaliśmy maluchy w odosobnieniu. Ale nadszedł dzień, w którym wypadało pokazać Dzwoneczkowi i Kacperkowi (Tinker Bell and Casper) świat poza ich szopką. Świat, który codziennie docierał do ich uszu i za pewne wywoływał tyle samo ciekawości co niepokoju.
W swoim życiu podziwialiśmy pierwsze reakcje na śnieg u kotów oraz psów i zawsze wywoływały u nas wiele śmiechu. Kiedy to stworzenia wybiegając jak co dzień z domku na dwór stawały raptownie, często hamując głową w śniegu i dodatkowo odczuwając jego właściwości. Potem stojąc nieruchomo podnosiły kolejno łapki do góry i spoglądały na nas niewinnie, jakby chciały powiedzieć ,,to nie ja, jestem sprawcą tego". Nie przypuszczaliśmy, że może coś przebić te pierwsze zimowe doznania, a jednak...
Pierwsze wyjście kózek na dwór dostarczyło nam mnóstwa uciechy i wielu nowych doznać radości i śmiechu. Dziarsko wyskoczyły ze swojego domu za mamą, pełne ciekawości i na widok kury uciekły z powrotem do środka. Na niewiele zdało się nawoływanie Melci, kózek nie było. Po dłuższej chwili wolno wyjrzała jedynie głowa Kacperka i to tak zza ściany. Dzwoneczek za pewne zabrała się za bardzo ważne porządki w szopce, które nie mogły czekać. W końcu jednak ciekawość zwyciężyła i wyszły za mamą.
Na pastwisku już będąc, na widok kota chciały Melci wskoczyć na głowę. Wszystko co tylko się poruszało, kołysało, fruwało czy brzęczało wprawiało ich w znieruchomienie i baczne przyglądanie się. Od mamy nie odsuwały się ani na krok, najchętniej urzędując pod jej brzuchem, wyglądając raz z jednej, raz z drugiej strony... czasami z trzeciej... Widać było po Melci, że zaistniały stan rzeczy nie za bardzo jej pasował. Na szczęście pierwsze pobyty na dworze były krótkie z powodu brzydkiej pogody. Trwały dwie, góra trzy godzinki i cała trójka z radością wracała do domku. Z każdym kolejnym wyjściem było coraz lepiej. Do tego stopnia, że jak się towarzystwo rozbrykało to ja nie mogłam zdjęć robić.
Na pastwisku już będąc, na widok kota chciały Melci wskoczyć na głowę. Wszystko co tylko się poruszało, kołysało, fruwało czy brzęczało wprawiało ich w znieruchomienie i baczne przyglądanie się. Od mamy nie odsuwały się ani na krok, najchętniej urzędując pod jej brzuchem, wyglądając raz z jednej, raz z drugiej strony... czasami z trzeciej... Widać było po Melci, że zaistniały stan rzeczy nie za bardzo jej pasował. Na szczęście pierwsze pobyty na dworze były krótkie z powodu brzydkiej pogody. Trwały dwie, góra trzy godzinki i cała trójka z radością wracała do domku. Z każdym kolejnym wyjściem było coraz lepiej. Do tego stopnia, że jak się towarzystwo rozbrykało to ja nie mogłam zdjęć robić.
To znaczy robiłam, a jakże, ale... ich obraz zdecydowanie odbiegał od zamysłu fotografa. Zdjęcia zaprezentowane tutaj są wybrane z kilkudziesięciu zdjęć jakie zrobiłam i na których coś widać. Dziś śmiało brykają i nie straszne im podwórkowe stwory.
Natomiast muszę opowiedzieć o czymś niezwykłym. Do naszej działki przylega ogrodzona działka, na której za zgodą trzeciego sąsiada wypasa swe stadko kóz drugi sąsiad, do tego stada należy tatuś naszych kózek. Jako że, pobyt Melci w tamtym stadzie był na czas zaciążenia, to teraz już trzymamy ją oddzielnie. W dodatku dowiedziałam się, z pewnego, koziego bloga, że mamy potrafią atakować cudze dzieci, więc po co dodatkowy stres dla sąsiada.
Ale pewnego dnia wzięliśmy Melcię na tył domu. My zajęci byliśmy poszerzaniem rabaty i nie zwracaliśmy uwagi na to co się dzieje. A do siatki podszedł kozi tatuś. Nasze kózki jakby wyczuły kto to, bo od razu do niego podeszły i stając na tylnych nóżkach próbowały dosięgnąć jego głowy jakby go dokładnie obwąchiwały. Melcia zaczęła pobekiwać do kozła, który dziarsko jej coś odpowiadał, próbując przebić się przez piskliwe meczenie maluchów. Za kozłem niebawem podeszła reszta kóz i nagle całe to towarzystwo zaczęło okropnie głośno meczeć. Wręcz krzyczeć... staliśmy osłupieni przyglądając się tej dziwnej i niespodziewanie głośnej rozmowie. W pewnym momencie mnie się łezka w oku zakręciła, bo nie znam się na kozich zwyczajach ale to wyglądało jakby stado witało nowe kózki. Coś niesamowitego. Dla mnie wzruszająca chwila. Trwało to z kilka minut i stado umilkło powróciwszy do konsumpcji trawy. Nasze maluchy wróciły do mamy, która spokojnie zajęła się przeżuwaniem trawy ułożywszy się wygodnie. Po brykaniu małe nóżki chyba też się zmęczyły bo usadowiły się tuż obok. Oczywiście zanim znalazły to właściwe miejsce to trochę trwało, kręcąc się, podnosząc, moszcząc i przeciągając. Była też możliwość na zrobienie zdjęć.
Cudowne mają uszy. Nasza Melcia nie ma końcówek, więc nie wiedzieliśmy jak wyglądają w całości. A są śliczne. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do Melciowych, że te wydają mi się momentami wręcz dziwaczne i takie niekozie. Cieszę się, że urodziły się wiosną a nie zimą...
śliczne są. Jak tak na ne patrzę o mi żal, że nie mogę kóz mieć choć tak o nich marzę....
OdpowiedzUsuńTrudna jest ich hodowla połączona z ogrodem, szybko dorastają... na pewno warto z nimi obcować nawet na krótkim wyjeździe :))) Pozdrawiam, dziękuję za odwiedziny i zapraszam :)
UsuńUna hermosa entrada
OdpowiedzUsuńVivo en el campo y me encanta ver los animalitos pastando en la hierva
Gracias por compartir
Con cariño Victoria
España
Hello Victoria!
UsuńI am very happy with your visit. You are cordially invited :)
Śliczna kozia rodzinka ! Pięknie wyglądają razem na trawce ! Maluszki to prawdziwe słodziaki !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Maluchy są świetne :D Pozdrawiam
UsuńUrocza rodzinka! Piękne, puszyste i ruchliwe maluszki! Słodkie maleństwa. A to "powitanie" na pewno także było niezwykłe :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny u mnie i pozdrawiam!
Bardzo niezwykłe. Nie spodziewałam się... :) Miło mi Cię gościć u siebie i cieszę się, że jesteś :))))
Usuńmaskoteczki :)to są fotki aktualne ? bo jakoś mało zielono u Ciebie ....kuzynka jak zaczynała przygodę z kozami ,to pewnego ranka była mocno zdziwiona ...w ogrodzie był totalne spustoszenie poczynione przez kozy ,agrest ,porzeczki ,aronia ,borówki,wiśnie...wszystko oskubane ,nie tylko z liści ,z młodych gałązek także...pozdrowionka :)
OdpowiedzUsuńTak to są zdjęcia z poprzedniej soboty ale ilość trawy nie zmieniła się :) Melcia jest uwiązana brykają maluchy dopóki ssą ale potem też będą bo inaczej wszystko by mi zjadły... niestety...chyba, że mąż zdąży z ogrodzeniem dla nich :)
UsuńUrocze i rozkoszne....szkoda że szybko wyrastają :)
OdpowiedzUsuńPrawda? Ale tak to już jest... Pozdrawiam :D
UsuńJakie urocze są te kozy. Mój mąż też chciałby mieć kozy, ale na razie jest to niemożliwe. Może kiedyś.Pozdrawiam:):):):)
OdpowiedzUsuńDecyzja o kozach musi być dobrze przemyślana, bo to jednak wymagające zwierzęta :) Pozdrawiam :D
UsuńEmmi, z wielką przyjemnością przeczytałam... a powitanie Dzwoneczka i Kacperka przez tatkę i sąsiadki wręcz wzruszające... naprawdę oczy łzami mi się zaszkliły...
OdpowiedzUsuń-jokam. :))
Witaj Skarbie :))) I nasza Melcia jest mamą... dopiero co się martwiłam jak to będzie, co to będzie? A ona jest już mamą ,,pełną gębą" i chyba nawet nie pamięta jak to było wcześniej :))))
UsuńPrześliczne. bardzo też chciałabym mieć takie kózki. Widać, że bardzo o nie dbasz, są śnieżno-białe. Zapewne niesamowita radość dla Twoich dzieci.
OdpowiedzUsuńMelcia o nie dba, póki błota nie ma i nie wytarzały się to są śnieżno-białe, a potem to nie wiem co z nimi zrobić... kąpać? Nie mam pojęcia :D
UsuńWitaj Agatek.Polski tłumacz Google, nie jest dobra. Rozumiem, że kot ugryzł jednego z kóz i chociaż dałeś narkotyków, nie przeżył?
OdpowiedzUsuńTeneis noc na kozy na niektóre stabilny? Może jeden pies może ostrzec lub odstraszyć koty.
Pocałunki z Hiszpanii
You are right. It's mistake of Google's translator. Everything is ok. The little goats were affraid of other domestic animals. However everyone is still alive and happy. Thanks for your advice.
UsuńCheers.
napatrzeć się nie mogę jaki one piękne. Zagaiłam Pana Męża już o kózki. Oj stanowczy jest bardzo... Nie wiem czy w mieście można...
OdpowiedzUsuńZależy w jakim mieście, w większych na pewno nie, chyba, że gdzieś na peryferiach, w mniejszych może prędzej? Nie mam pojęcia.
UsuńMoglabym godzinami patrzec na Twoje kozki, rozkoszne sa.
OdpowiedzUsuńWzruszajace-przyjecie do stada.
Pozdrawiam cieplo;)
Mamy nowy kanał telewizji naturalnej :))))) Pozdrawiam
UsuńStadko przesłodkie :) Ciekawe co też stare kozy sobie "wybekiwały" po swojemu :) Buziaki jak zwykle ogromne :)
OdpowiedzUsuńHejka :)))) Ale dawno Cię nie widziałam :D Buziaki
UsuńKózki to wspaniałe zwierzaki .Maluchy prześliczne i rozbrykane niech rosną zdrowo.Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńDzień dobry poranny ptaszku :))) Widzę, że Ty jak ja, bez względu jaki to dzień tygodnia wstajemy wcześnie :))))
UsuńKoza to wspaniałe wspomnienia z czasów mojej młodości. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńI ja pozdrawiam :) Dziękuję za odwiedziny, jest mi bardzo miło :) Zapraszam
UsuńKilkanaście lat temu mieliśmy 7 szczeniaczków. Ich pierwsze wyjście na dwór bardzo przypominało Twój opis reakcji kózek :)
OdpowiedzUsuńOoo! przygarnęłam sunię, która raz dwa postanowiłam zostać mamusią i miałam 6 szczeniaków... o rany... to się dopiero działo na działce!
UsuńWszystkie małe (młode) zwierzaki są urocze. Kózki teraz rzadziej się spotyka więc tym bardziej zachwycają :) I ta biel! Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńMasz rację, wszystko co małe jest słodkie :) Pozdrawiam gorąco :D
UsuńNie mogę się napatrzeć na Twoje małe kózki, są takie słodkie :) Sama w nich radość. Pooglądam sobie jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuńDobrej niedzieli dla Ciebie :))
My też ciągle im się przyglądamy... Pozdrawiam :D
UsuńKózkiiiiiiiiiii... Kocham te zwierzątka! Małe, słodziutkie. ♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie! :)
:))) Miło Cię widzieć, pozdrawiam :)
UsuńGracias amiga por tu cariñoso comentario en mi blog el escondite..Te lo agradesco de corazón
OdpowiedzUsuńCon cariño desde España
Besitos mi niña
Nice to meet you :) Welcome :)
UsuńWhat cute photos! Your goats certainly have a lot of personality. How interesting to watch them interact and learn about their world.
OdpowiedzUsuńHello!! :D
UsuńGoats still surprise us. They are amazing :) Kisses
Lubię i zawsze lubiłam kozy. Moja Babcia je miała i stąd wiem jak potrafią się zabawnie zachować. Bardzo ciekawie opisałaś ich pierwsze wyjście na dwór i spotkanie z drugim stadem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI ja serdecznie pozdrawiam. Dziękuję za odwiedziny i podzielenie się ze mną wspomnieniami są piękne... szkoda, że moja babcia nie miała kóz bo bym była teraz lepiej przygotowana :)))
UsuńCudna kozia rodzinka:) Maleństwa są przesłodkie:) Ciekawe, czy będą Wam psocić ? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Już psocą :))) Serdeczności przesyłam :D
UsuńJejku jakie one są cudne!!!A malutkie są wyjątkowo słodkie,bardzo Ci ic zazdroszczę:)Ale macie fajnie!!!
OdpowiedzUsuńO tak! Już rozbrykane i latają po całej działce :))) Ale słodkie są :D
UsuńŻycie w zgodzie z naturą daje wiele radości!
OdpowiedzUsuńO tak :))) Moc uścisków :D
UsuńSliczna kozia rodzinka! Ale jesteście szczęściarzami:)
OdpowiedzUsuńCzerpiemy radość z obcowania z nimi, zobaczymy co będzie dalej :) Pozdrawiam :D
UsuńCzerpiemy radość z obcowania z nimi, zobaczymy co będzie dalej :) Pozdrawiam :D
Usuń