To
było zaraz po obiedzie. Gospodarz leniwie przeciągnął się, spojrzał przez okno
mrucząc coś pod nosem i położył się na kanapie na małą poobiednią drzemkę,
kiedy zza okna dobiegł warkot nadjeżdżającego samochodu. To gospodyni z synem
wróciła do domu. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy spokojnie siedząc wysoko na regale, że ta chwila będzie dla mnie
początkiem zmartwień i niepokoju. Za oknem ucichło i po chwili rozległy się
kroki… ciężkie kroki… zbyt ciężkie jak na codzienne zakupy, czyli znów
gospodyni coś ,,przytargała” do domu. W salonie, tuż przy kanapie postawiono
skrzyneczkę - podnóżek.
- W imię Ojca i Syna cóż to za klamot? – poderwał się gospodarz z łóżka na widok nowego grata. Rzeczywiście nie wyglądał zbyt imponująco. Zakurzony, brudny z wyczuwalną wonią przedmiotu stojącego dość długo w magazynie ze starociami. Patrząc na niego z wysokości regału nie wydawał się taki duży i wspaniały jak o nim zaczęła rozprawiać gospodyni.
-
To będzie mój nowy niciak. – Oznajmiła na koniec z radością w głosie. A mnie w tym
momencie coś ścisnęło za gardło, bo przecież to ja byłem jej niciakiem. Czerwonym, plastikowym koszyczkiem ... Nigdy nie
zapomnę, kiedy ujrzała mnie ośmioletnia gospodyni i z radości klaskała w
ręce, a twarzyczka rozjaśniła się bo byłem na tamten czas, w jej ukochanym kolorze. Najpierw byłem
koszyczkiem na klocki, potem garderobą na lalczyne fatałaszki a z czasem na
pierwszą kolekcję guziczków i przyszłych akcesoriów do szycia… Ileż to nocną porą naszukałem się w jej pokoju zagubionych guzików i musiałem pilnować nożyczek, aby zawsze trafiły do mnie z
powrotem, pozostawione gdzieś na półeczce czy na biurku. Pamiętam długie nocne
rozmowy z centymetrem krawieckim, który przybył wraz z pierwszymi materiałami i
pierwszymi poważniejszymi pracami mojej gospodyni. Jesteśmy razem od lat… do dzisiaj? To już
koniec… ? Dzieci gospodyni ciekawie zaglądają do mojego wnętrza, zganiane przez nią aby nic nie ruszały. Uśmiecham się zawsze do ich zaciekawionych twarzyczek. Przechowuję w sobie wiele ostrych rzeczy,
począwszy od igieł, szpilek po nożyce do cięcia materiału i nie mogę być ich przyjacielem. Wspominając te wszystkie piękne chwile
spoglądałem na nowego mieszkańca z dużą niechęcią a nawet wrogością. To nie był
przyjaciel, to był ktoś, kto miał zająć moje miejsce. Poruszyłem się nerwowo i poczułem lekkie kujnięcie w lewej pokrywce, która już od lat jest
pęknięta. To pamiątka po pierwszych zabawach kolejnego synka gospodyni, który
myślał, że jestem trampoliną. Ale to tylko malutkie pęknięcie, które jest
prawie niewidoczne a dla mnie mało odczuwalne. A może to tylko mnie się tak
wydaje? Mam kilka zarysowań i otarć... Spojrzałem raz jeszcze na nowego przybysza. Z resztą gospodyni od razu
zabrała się za mycie go i z każdym ruchem szmatki nabierał wyglądu. A kiedy
zdjęła mnie z regału i postawiła na podłodze poczułem się taki malutki…
zwyczajny, nudny… Przed nowym mieszkańcem wypadało trzymać fason ale
najchętniej rozpłakałbym się rzewnie. Wcale szorowanie nowego kolesia nie trwało
długo i stanął w pełni swej krasy. Duży z ciekawym, kwiatowym wzorkiem a przede
wszystkim wszechstronny w zastosowaniu. Chociaż patrząc na ten wzorek to nie byłem do końca przekonany, czy to koleś a nie kolesia. Z resztą gospodyni raz
dwa rozwiała moje wątpliwości nazywając ją pufą. Nim zdążyła wyschnąć
zaprzyjaźniła się z masywnym fotelem. Bardzo dobrze do siebie pasowali, on też potężny i szeroki w barach. Z
wielkim zainteresowaniem słuchałem jej opowieści jak nasza gospodyni ją
wypatrzyła… nie ukrywam, że zazdrosny też byłem. Wypatrzyła ją w przepełnionym
różnościami magazynie. Pojechała po coś innego ale tego nie zastała i tak
rozglądając się dojrzała skrzynkę. Pufa prężyła się jak tylko mogła by zostać zauważoną, bo
bardzo chciała znaleźć dom… szeroko uśmiechała się do mojej gospodyni. Udało
się. Ja też cieszę się, że znalazła dom…
Minął, dzień… kolejny… a ja tkwiłem w niepokoju o swój los. Gospodyni
jedynie zaglądała do wnętrza pufy i
sprawdzała zapach. Zresztą dość szybko nogi gospodarza usadawiały się wygodnie
na niej, więc jak najbardziej stała się pufą. Ja w duchu marzyłem aby ten
zapach nie był odpowiedni na miano niciaka.
I
nadeszła ta straszna chwila , w której gospodyni spojrzała na mnie wymownie
wołając dzieci i energicznie wyjęła całą
moją zawartość. Rozdzieliła prace pomiędzy nimi… segregowanie elementów
bezpiecznych do poszczególnych pojemników. Nim odstawiła mnie na bok usłyszałem
ciche chlipanie mego przyjaciela centymetra krawieckiego. Segregowanie trwało i trwało. Każde kolejne
pudełko wędrujące do pufy machało do mnie albo puszczało pożegnalne
buziaki. Ja postanowiłem trzymać się
twardo i odejść z godnością. W końcu nie
ja pierwszy i nie ja ostatni. Należy się cieszyć, że gospodyni lubi ekologie i
za pewne trafię do worka na plastiki i
przy dużym szczęściu dostanę nie tylko nowy wygląd ale i zastosowanie. Żadna praca nie trwa wiecznie i porządkowanie
też się zakończyło. Gospodyni sięgnęła po mnie i wyniosła z salonu… zamknąłem
oczy … mocno je zaciskałem i starałem się zapamiętać ten znany sobie uścisk dłoni
na moich uchwytach… czułem narastającą we mnie rozpacz, kiedy nagle spadł na
mnie silny strumień lodowatej wody. Gospodyni pomarudziła nie mogąc doczekać
się ciepłej wody i zaczęła mnie myć w wannie.
-
Tobie też się przyda szorowano mój wierny druhu. – Usłyszałem. – Jak nauczę się różnych sposobów odnawiania
to i to pęknięcie naprawimy, na razie musi zostać. – Mówiła do mnie
przecierając gąbką i zalewając mnie po
same uchwyty wodą. Ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. Po moim plastikowym i
wysłużonym splocie płynęły łzy szczęścia.
-
Mamo, mamo! Dasz nam ten koszyk? – Zawołał mały chłopiec, kiedy wróciłem z
powrotem do salonu ale błyszczący i pachnący.
-
Nie, koszyk będzie moim pomocnikiem przy szyciu na maszynie. Lekki, nieduży łatwy do przenoszenia –
Usłyszałem i urosłem… urosłem i byłem większy od pufy. I usłyszałem okrzyk z jej wnętrza a radość
moich przyjaciół była tak duża, że wieko od niej samo odleciało w górę
zaskakując gospodarzy. Na szczęście tuż obok siedział junior i zajście
przypisano jemu, bo przecież przedmioty same się nie ruszają… A pufa cieszyła się razem ze wszystkimi, widziałem jak prawie niezauważalnie dla ludzkiego oka kołysała się na boki. Dopiero
teraz dojrzałem, że jest ładna i że ciągle się do mnie przyjaźnie uśmiechała.
Nie minęło wiele dni jak zostaliśmy przyjaciółmi…
Bajka?
Przecież to grudzień… czas magiczny, w którym wszystko może się zdarzyć tylko
trzeba chcieć to poczuć i dojrzeć...
Pufa jest fantastyczna. Długo szukałam czegoś sporego na moje materiały krawieckie a zarazem eleganckiego, co mogłabym wkomponować w salon. Przeróżne guziki i guziczki, resztki materiałów, gumki, różnego rodzaju zapięcia... samych nici w różnych kolorach mam sporo, inne do cerowania inne do szycia na maszynie... i tak się uzbierało. Jest pod ręką i przy okazji można wygodnie na niej położyć nogi i zrelaksować się. Spodobał mi się jej wygląd. Delikatny motyw w bambusowej oprawie wykończeniowej. I... uśmiechała się do nie ... ;)
Bardzo fajnie wygląda wszystko.ja kocham grudzień,miłego wieczorku,pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję i ja serdecznie pozdrawiam :)
UsuńPiękne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńDzięki :))
UsuńŚliczna ta pufa :) pozdrawiam i życzę udanego grudnia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem. Noo ja się nie odchudzam...:)
UsuńCudna opowieść:)
OdpowiedzUsuńHejka! Miło Cię widzieć :D
UsuńUmiesz budować napięcie ! Prawie się rozpłakałam tak mi się szkoda zrobiło biednego starego koszyczka...Dobrze że znalazłaś dla niego godne nowe przeznaczenie....
OdpowiedzUsuńPiękna pufa doskonale odnowiona !
Pozdrawiam serdecznie :)
Jakoś tak mnie naszło przy myciu go... do takiej bajeczki :)))) Pozdrawiam
UsuńMagia , ale przecież mamy grudzień, pufa fantastyczna pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuńI ja gorąco pozdrawiam :D
UsuńTym pięknym opowiadaniem nadałaś duszę swoim przedmiotom. Świetne zakończenie tej historii.
OdpowiedzUsuńTakie prawdziwe ;) Pozdrawiam :D
UsuńPowinnaś jeszcze dokończyć :
OdpowiedzUsuń"....i żyli dłuuuugo i szczęśliwie! " ;)))
Aaaa to nie ten typ bajki :))) Jeśli pufa ma być z kimś w związku to stawiam na fotel :D
UsuńPozdrawiam :D
Kochana, toz to bajka Andersena:)))
OdpowiedzUsuńOj daleko mi do niego :)))) Ale dzięki :D
UsuńPufę odszykowałaś fantastyczną, ja mam 2 kufry już zapełnione i uważam,że są świetne na takie drobiazgi:)
OdpowiedzUsuńBardzo pakowne i takie funkcjonalne :D
UsuńPrawdziwa bajeczka :) miło i przyjemnie się czytało :)
OdpowiedzUsuńOgromnie mnie to cieszy :D
UsuńBajeczne zwierzenia! Cieplutko pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńMoc uścisków :)))
UsuńFajna historia z hapy endem dla koszyczka:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJaka wzruszająca historia! SUPER:) Pufę trafiłaś świetną, ale cieszę się, że koszyczek już nie rozpacza i nawet awansował na pomocnika:)
OdpowiedzUsuńUściski!:)
So cute to personify the basket. Looks like a good find and a new life for the other.
OdpowiedzUsuńPrzeniosłaś mnie tą bajką w zupełnie inny świat.. dziękuję :) Uwielbiam, gdy w naszą codzienność wplata się takie magiczne iskierki. I jeszcze, gdy mamy grudzień, święta... wszystko idealnie się splata...
OdpowiedzUsuńA pufa naprawdę fantastyczna !
Miło mi i dziękuję za miłe słowa :D
UsuńBardzo lubię czytać Twoje teksty:)
OdpowiedzUsuńJak zawsze świetnie się czyta, fantastyczna opowieść. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAmazing pouf, very useful!!!
OdpowiedzUsuńI don't know anything about sewing :)
Kiss
Very nice work, love it!!!
OdpowiedzUsuńI'm more cooking girl ;)
Bardzo stylowa pufa :) Super opowieść, fajnie mi się czytało :) Pozdrawiam ciepło :))
OdpowiedzUsuńHow beautiful!!! Excellent work! :)
OdpowiedzUsuńKochana Ty bajki dla dzieci powinnaś pisać :) najlepsze w tym wszystkim jest to, że na prawdę się wzruszyłam, piękna opowieść :) pozdrawiam Jagnom ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się i dziękuję za miłe słowa :)
OdpowiedzUsuńPiękna proza, bardzo mi się podoba styl. Po prostu - bajecznie. Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę :)
Usuń