środa, 3 grudnia 2014

Zwierzenia koszyczka

To było zaraz po obiedzie. Gospodarz leniwie przeciągnął się, spojrzał przez okno mrucząc coś pod nosem i położył się na kanapie na małą poobiednią drzemkę, kiedy zza okna dobiegł warkot nadjeżdżającego samochodu. To gospodyni z synem wróciła do domu. Nie zdawałem sobie  wtedy sprawy spokojnie siedząc wysoko na regale, że ta chwila będzie dla mnie początkiem zmartwień i niepokoju. Za oknem ucichło i po chwili rozległy się kroki… ciężkie kroki… zbyt ciężkie jak na codzienne zakupy, czyli znów gospodyni coś ,,przytargała” do domu. W salonie, tuż przy kanapie postawiono skrzyneczkę - podnóżek.

- W imię Ojca i Syna cóż to za klamot? – poderwał się gospodarz z łóżka na widok nowego grata. Rzeczywiście nie wyglądał zbyt imponująco. Zakurzony, brudny z wyczuwalną wonią przedmiotu stojącego dość długo w magazynie ze starociami. Patrząc na niego z wysokości regału nie wydawał się taki duży i wspaniały jak o nim zaczęła rozprawiać gospodyni.
- To będzie mój nowy niciak. – Oznajmiła na koniec z radością w głosie. A mnie w tym momencie coś ścisnęło za gardło, bo przecież to ja byłem  jej niciakiem.  Czerwonym, plastikowym koszyczkiem ... Nigdy nie zapomnę, kiedy ujrzała mnie ośmioletnia gospodyni i z radości klaskała w ręce, a twarzyczka rozjaśniła się bo byłem na tamten czas, w jej ukochanym kolorze. Najpierw byłem koszyczkiem na klocki, potem garderobą na lalczyne fatałaszki a z czasem na pierwszą kolekcję guziczków i przyszłych akcesoriów do szycia…  Ileż to nocną porą naszukałem się w jej pokoju zagubionych guzików i musiałem pilnować nożyczek, aby zawsze trafiły do mnie z powrotem, pozostawione gdzieś na półeczce czy na biurku. Pamiętam długie nocne rozmowy z centymetrem krawieckim, który przybył wraz z pierwszymi materiałami i pierwszymi poważniejszymi pracami mojej gospodyni.  Jesteśmy razem od lat… do dzisiaj? To już koniec… ? Dzieci gospodyni ciekawie zaglądają do mojego wnętrza, zganiane przez nią aby nic nie ruszały. Uśmiecham się zawsze do ich zaciekawionych twarzyczek. Przechowuję w sobie wiele ostrych rzeczy, począwszy od igieł, szpilek po nożyce do cięcia materiału i nie mogę być ich przyjacielem.  Wspominając te wszystkie piękne chwile spoglądałem na nowego mieszkańca z dużą niechęcią a nawet wrogością. To nie był przyjaciel, to był ktoś, kto miał zająć moje miejsce. Poruszyłem się nerwowo i poczułem lekkie kujnięcie w lewej pokrywce, która już od lat jest pęknięta. To pamiątka po pierwszych zabawach kolejnego synka gospodyni, który myślał, że jestem trampoliną. Ale to tylko malutkie pęknięcie, które jest prawie niewidoczne a dla mnie mało odczuwalne. A może to tylko mnie się tak wydaje? Mam kilka zarysowań i otarć... Spojrzałem raz jeszcze na nowego przybysza. Z resztą gospodyni od razu zabrała się za mycie go i z każdym ruchem szmatki nabierał wyglądu. A kiedy zdjęła mnie z regału i postawiła na podłodze poczułem się taki malutki… zwyczajny, nudny… Przed nowym mieszkańcem wypadało trzymać fason ale najchętniej rozpłakałbym się rzewnie. Wcale szorowanie nowego kolesia nie trwało długo i stanął w pełni swej krasy. Duży z ciekawym, kwiatowym wzorkiem a przede wszystkim wszechstronny w zastosowaniu. Chociaż patrząc na ten wzorek to nie byłem do końca przekonany, czy to koleś a nie kolesia. Z resztą gospodyni raz dwa rozwiała moje wątpliwości nazywając ją pufą. Nim zdążyła wyschnąć zaprzyjaźniła się z masywnym fotelem.  Bardzo dobrze do siebie pasowali, on też potężny i szeroki w barach. Z wielkim zainteresowaniem słuchałem jej opowieści jak nasza gospodyni ją wypatrzyła… nie ukrywam, że zazdrosny też byłem. Wypatrzyła ją w przepełnionym różnościami magazynie. Pojechała po coś innego ale tego nie zastała i tak rozglądając się dojrzała skrzynkę.  Pufa prężyła  się jak tylko mogła by zostać zauważoną, bo bardzo chciała znaleźć dom… szeroko uśmiechała się do mojej gospodyni. Udało się. Ja też cieszę się, że znalazła dom…  Minął, dzień… kolejny… a ja tkwiłem w niepokoju o swój los. Gospodyni jedynie zaglądała do wnętrza pufy  i sprawdzała zapach. Zresztą dość szybko nogi gospodarza usadawiały się wygodnie na niej, więc jak najbardziej stała się pufą. Ja w duchu marzyłem aby ten zapach nie był odpowiedni na miano niciaka.

I nadeszła ta straszna chwila , w której gospodyni spojrzała na mnie wymownie wołając dzieci i energicznie wyjęła całą moją zawartość. Rozdzieliła prace pomiędzy nimi… segregowanie elementów bezpiecznych do poszczególnych pojemników. Nim odstawiła mnie na bok usłyszałem ciche chlipanie mego przyjaciela centymetra krawieckiego.  Segregowanie trwało i trwało. Każde kolejne pudełko wędrujące do pufy machało do mnie albo puszczało pożegnalne buziaki.  Ja postanowiłem trzymać się twardo i odejść z godnością.  W końcu nie ja pierwszy i nie ja ostatni. Należy się cieszyć, że gospodyni lubi ekologie i za pewne trafię do worka na plastiki  i przy dużym szczęściu dostanę nie tylko nowy wygląd ale i zastosowanie.  Żadna praca nie trwa wiecznie i porządkowanie też się zakończyło. Gospodyni sięgnęła po mnie i wyniosła z salonu… zamknąłem oczy … mocno je zaciskałem i starałem się zapamiętać ten znany sobie uścisk dłoni na moich uchwytach… czułem narastającą we mnie rozpacz, kiedy nagle spadł na mnie silny strumień lodowatej wody. Gospodyni pomarudziła nie mogąc doczekać się ciepłej wody i zaczęła mnie myć w wannie.

- Tobie też się przyda szorowano mój wierny druhu. – Usłyszałem.  – Jak nauczę się różnych sposobów odnawiania to i to pęknięcie naprawimy, na razie musi zostać. – Mówiła do mnie przecierając  gąbką i zalewając mnie po same uchwyty wodą. Ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. Po moim plastikowym i wysłużonym splocie płynęły łzy szczęścia.
- Mamo, mamo! Dasz nam ten koszyk? – Zawołał mały chłopiec, kiedy wróciłem z powrotem do salonu ale błyszczący i pachnący.

- Nie, koszyk będzie moim pomocnikiem przy szyciu na maszynie.  Lekki, nieduży łatwy do przenoszenia – Usłyszałem i urosłem… urosłem i byłem większy od pufy.  I usłyszałem okrzyk z jej wnętrza a radość moich przyjaciół była tak duża, że wieko od niej samo odleciało w górę zaskakując gospodarzy. Na szczęście tuż obok siedział junior i zajście przypisano jemu, bo przecież przedmioty same się nie ruszają…  A pufa cieszyła się razem ze wszystkimi, widziałem jak prawie niezauważalnie dla ludzkiego oka kołysała się na boki. Dopiero teraz dojrzałem, że jest ładna i że ciągle się do mnie przyjaźnie uśmiechała. Nie minęło wiele dni jak zostaliśmy przyjaciółmi…
Bajka? Przecież to grudzień… czas magiczny, w którym wszystko może się zdarzyć tylko trzeba chcieć to poczuć i dojrzeć...

Pufa jest fantastyczna. Długo szukałam czegoś sporego na moje materiały krawieckie a zarazem eleganckiego, co mogłabym wkomponować w salon. Przeróżne guziki i guziczki, resztki materiałów, gumki, różnego rodzaju zapięcia... samych nici w różnych kolorach mam sporo, inne do cerowania inne do szycia na maszynie... i tak się uzbierało.  Jest pod ręką i przy okazji można wygodnie na niej położyć nogi i zrelaksować się. Spodobał mi się jej wygląd. Delikatny motyw w bambusowej oprawie wykończeniowej.  I... uśmiechała się do nie ... ;)

39 komentarzy:

  1. Bardzo fajnie wygląda wszystko.ja kocham grudzień,miłego wieczorku,pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczna ta pufa :) pozdrawiam i życzę udanego grudnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i nawzajem. Noo ja się nie odchudzam...:)

      Usuń
  3. Umiesz budować napięcie ! Prawie się rozpłakałam tak mi się szkoda zrobiło biednego starego koszyczka...Dobrze że znalazłaś dla niego godne nowe przeznaczenie....
    Piękna pufa doskonale odnowiona !
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak mnie naszło przy myciu go... do takiej bajeczki :)))) Pozdrawiam

      Usuń
  4. Magia , ale przecież mamy grudzień, pufa fantastyczna pozdrawiam Dusia

    OdpowiedzUsuń
  5. Tym pięknym opowiadaniem nadałaś duszę swoim przedmiotom. Świetne zakończenie tej historii.

    OdpowiedzUsuń
  6. Powinnaś jeszcze dokończyć :

    "....i żyli dłuuuugo i szczęśliwie! " ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa to nie ten typ bajki :))) Jeśli pufa ma być z kimś w związku to stawiam na fotel :D
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  7. Kochana, toz to bajka Andersena:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Pufę odszykowałaś fantastyczną, ja mam 2 kufry już zapełnione i uważam,że są świetne na takie drobiazgi:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Prawdziwa bajeczka :) miło i przyjemnie się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bajeczne zwierzenia! Cieplutko pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajna historia z hapy endem dla koszyczka:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Jaka wzruszająca historia! SUPER:) Pufę trafiłaś świetną, ale cieszę się, że koszyczek już nie rozpacza i nawet awansował na pomocnika:)
    Uściski!:)

    OdpowiedzUsuń
  13. So cute to personify the basket. Looks like a good find and a new life for the other.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przeniosłaś mnie tą bajką w zupełnie inny świat.. dziękuję :) Uwielbiam, gdy w naszą codzienność wplata się takie magiczne iskierki. I jeszcze, gdy mamy grudzień, święta... wszystko idealnie się splata...

    A pufa naprawdę fantastyczna !

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo lubię czytać Twoje teksty:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak zawsze świetnie się czyta, fantastyczna opowieść. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Amazing pouf, very useful!!!
    I don't know anything about sewing :)
    Kiss

    OdpowiedzUsuń
  18. Very nice work, love it!!!
    I'm more cooking girl ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo stylowa pufa :) Super opowieść, fajnie mi się czytało :) Pozdrawiam ciepło :))

    OdpowiedzUsuń
  20. How beautiful!!! Excellent work! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Kochana Ty bajki dla dzieci powinnaś pisać :) najlepsze w tym wszystkim jest to, że na prawdę się wzruszyłam, piękna opowieść :) pozdrawiam Jagnom ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Cieszę się i dziękuję za miłe słowa :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Piękna proza, bardzo mi się podoba styl. Po prostu - bajecznie. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń